Inicjatywa ministra Sikorskiego w kwestii wraku Tu-154M kończy się porażką. Możemy oczekiwać, że liczni komentatorzy zaczną nas teraz przekonywać, iż w polityce najważniejszy jest pragmatyzm – tzn. eksport na „ogromny rynek rosyjski”, a kwestie „symboliczne”, jak katastrofa smoleńska, i historyczne, jak Katyń czy Obława Augustowska, zakłócają jedynie rozwój dobrych stosunków polsko-rosyjskich. Gdyby nie owe „motywowane przeszłością i emocjami fobie Polaków”, moglibyśmy rozwijać biznes i „bogacić się na handlu z Rosją niczym Wokulski”.
Na początek przypomnijmy, że bohater „Lalki” dorobił się na malwersacjach z intendentami zaopatrującymi armię rosyjską w wojnie z Turcją w latach 1877-1878. I choć mafijno-korupcyjna natura operacji gospodarczych w Rosji pozostaje stałą cechą tamtejszych realiów, trudno uznać taki „biznes” za pożądany model polskiego handlu zagranicznego. Istnieje więc pilna potrzeba przeciwstawienia się rosyjskiej tezie propagandowej o motywowanej historycznie rusofobii Polaków, którzy zamiast działać „pragmatycznie”, rozpatrują dawne krzywdy.
Mit wielkiego rynku rosyjskiego
Według danych GUS u polski eksport do Czech w 2011 r. osiągnął wartość 8,5 mld euro (tzn. 6,2 proc. całości polskiego eksportu), na Węgry 3,5 mld (2,6 proc.), do Słowacji 3,3 mld (2,5 proc.), a do Rosji 6,1 mld euro (4,5 proc.). Czechy z ich dziesięcioma milionami obywateli są więc lepszym rynkiem zbytu niż Rosja ze 140 mln. Mające odpowiednio 10 i 5 mln mieszkańców Węgry i Słowacja są dla Polski – każde osobno – rynkiem zbytu o wartości ponad połowy rynku rosyjskiego. Rynek bowiem to nie ludzie, lecz ich siła nabywcza. O jego atrakcyjności decydują także takie czynniki jak koszty transportu i dystrybucji, skala korupcji, stabilność i klarowność przepisów, warunki dochodzenia swoich praw przed sądami w razie sporu z kontrahentami itd. Czechy, Słowacja i Węgry górują tu nad rozległą, skorumpowaną i pozbawioną niezawisłych sądów Rosją. Statystyki wskazują, że polski eksport do Rosji rośnie niezależnie od sporów politycznych. Rósł nawet w okresie embarga na polskie produkty rolne. Teza o potrzebie motywowania polskiej polityki wobec Rosji ze względu na jej „olbrzymi rynek” jest zatem bezpodstawna. Państwo jest zresztą czymś więcej niż przedsiębiorstwem handlowym, a najwyższą racją jego istnienia nie jest zysk ekonomiczny.
Mit zatopienia się w historii i symbolach
Lista sporów polsko-rosyjskich, które miały miejsce po 1989 r., obala mit o motywowanej historycznie, oderwanej od dzisiejszych realiów rusofobii Polaków. W latach 1989-1993 toczył się spór o wycofanie wojsk sowieckich/rosyjskich z Polski i o zasady tranzytu tych sił wycofywanych z byłej NRD. Towarzyszył temu drugi spór – dotyczący rozwiązania Układu Warszawskiego i RWPG oraz rozliczenia jej aktywów. Potem pojawiła się sprawa nielegalnych rosyjskich nieruchomości w Warszawie. Motywy gospodarcze kryły się za sporem o łowiska na Morzu Ochockim dla polskiej floty rybackiej (1991-1997). Niechęć Moskwy budziło polskie wsparcie dla procesu rozpadu ZSRS – Rzeczpospolita demonstrowała sympatię dla państw bałtyckich i jako pierwsza uznała niepodległość Ukrainy. Współczucie okazywane przez Polaków walczącej Czeczenii, szczególnie w trakcie pierwszej wojny czeczeńskiej (1994-1996) i na początku drugiej, także nie odnosiło się do historii, choć oczywiście wynikało z pamięci o czasach, gdy i nasz kraj był „wewnętrzną sprawą Rosji”.
Istotą stosunków polsko-rosyjskich nie jest historia, lecz spór o przyszłość narodów położonych między Polską a Rosją. Polskie dążenie do politycznego przesunięcia na Zachód Ukrainy, Białorusi, Mołdawii, Gruzji i Azerbejdżanu, wsparcie dla pomarańczowej rewolucji na Ukrainie i dla opozycji białoruskiej (TV Biełsat, programy stypendialne, promocja na forum UE), aktywność w ramach współpracy z grupą GUAM, poparcie dla Estonii w czasie „wojny o pomnik brązowego żołnierza” i dla najechanej Gruzji. Partnerstwo wschodnie – to nie kwestie historyczne, lecz bieżące – pomoc tym, którzy są zagrożeni dominacją rosyjską.
Gra o bezpieczeństwo
Od 1993 r. Rosja usilnie przeciwdziałała przystąpieniu jej dawnych satelitów do NATO, Polska zaś była wśród nich głównym promotorem tego procesu aż do roku 2008, kiedy to walczyła o otwarcie Sojuszu dla Gruzji i Ukrainy. Sporom tym towarzyszyły negocjacje na temat modyfikacji traktatu CFE (o konwencjonalnych siłach w Europie), w ramach których Warszawa zwalczała wspierane przez Paryż i Berlin rosyjskie koncepcje zamrożenia stanu zbrojeń NATO na poziomie z 1990 r. i limitów terytorialnych, praktycznie uniemożliwiających rozmieszczenie sił natowskich na terytorium nowych członków Sojuszu. Odmienne było stanowisko Polski i Rosji wobec wojny o Kosowo i ogłoszenia jego niepodległości. Przystępowanie Rzeczypospolitej do Unii Europejskiej skutkowało w latach 1997-2003 sporem z Kremlem o zasady i tempo rozciągnięcia Porozumienia o Partnerstwie i Współpracy (PCA) UE-Rosja na nowe państwa członkowskie UE (procedury antydumpingowe, cła itd.) oraz o zasady tranzytu do i z obwodu kaliningradzkiego przez terytorium Polski i Litwy w kontekście ich przystępowania do Schengen. Problemem była też kwestia swobody żeglugi na szlaku Elbląg-Cieśnina Piławska.
Spory o interwencję w Iraku (Polska i większość państw UE stanęły po stronie USA, a Niemcy, Francja i Rosja po przeciwnej) i o tarczę antyrakietową dotyczyły miejsca Stanów Zjednoczonych w systemie bezpieczeństwa Europy.
Problematyka energetyczna to kolejna dziedzina bieżącego sporu (kwestia tzw. pieremyczki, Nord Stream i podejście do portu w Świnoujściu, Europejska Karta Energetyczna, tzw. klauzula Gazpromu i klauzule terytorialne, światłowód wzdłuż gazociągu Jamał I, niedotrzymanie przez Rosję umowy o budowie gazociągu Jamał II, ceny gazu). Jego częścią jest rywalizacja o infrastrukturę przetwórstwa i tranzytu surowców energetycznych. Tu warto przypomnieć rosyjską próbę przejęcia Naftoportu w Gdańsku w 2002 r. i zakup przez PKN Orlen Możejek w 2007 r. czy kwestię elektrowni jądrowej w Visaginie na Litwie i polsko-bałtyckiego mostu energetycznego.
Pragmatyzm, nie histeria
W latach 2005-2007 rozegrał się spór o rosyjskie embargo na polskie produkty rolne i będące jego skutkiem weto Polski dla rokowań nad nowym PCA. W istocie jednak chodziło o złamanie rosyjskiej praktyki traktowania nowych państw UE tak, jakby do niej nie należały, przerwanie milczącej zgody na to instytucji unijnych.
Incydenty jak ten na Dworcu Centralnym w Warszawie (1994 r.) czy jak pobicie dzieci dyplomatów rosyjskich w Polsce i obywateli polskich w Rosji (2005 r.) to tylko drobne prowokacje, ale przecież też nie- „historyczne”.
Po 2010 r. lista sporów powiększyła się o śledztwo smoleńskie. Na tym tle kwestia interpretacji historii jest oczywiście istotna, ale niejedyna i wcale niedominująca. Jest zaś przede wszystkim wtórna. Wszak nie kłócimy się o historię ze Szwedami czy Turkami ze względu na naturę dawnych dziejów, lecz z braku konfliktu między naszymi bieżącymi interesami. Głoszona teza o historyczno-histerycznym stosunku Polaków do Rosji jest więc nieprawdziwa i służy Moskwie. Rozemocjonowanych histeryków nie należy wszak traktować poważnie.
Przemysław Źurawski vel Grajewski
GPC