Aktualizacja strony została wstrzymana

Ślepota obowiązkowa – Andrzej Zybertowicz

„Wiele zjawisk da się na świecie wytłumaczyć działaniem służb. Kaczyński nie wyjaśnia jednak, w jaki sposób ten wywiad zmusił w kolejnych wyborach ludzi do głosowania na Komorowskiego i na PO. Nie wyjaśnia też, jakie służby specjalne stały za nim w roku 2005, wynosząc go do zwycięstwa i w latach następnych prowadząc go do klęsk” – tak Paweł Wroński z „Gazety Wyborczej” komentuje jedną z wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego („Polska poletkiem służb” z 28.02.2012). Skoro redaktor docieka, trzeba mu pomóc. A cóż do red. Wrońskiego bardziej trafi niż to, co pisze jego własna gazeta?

Następnego dnia „wyborcza. pl” omawia ujawnione przez Wikileaks depesze amerykańskiego ośrodka analitycznego Stratfor, zwanego cieniem CIA.

Poletka służb

Tekst o tytule: „Tajna historia przejmowania Ukrainy przez Rosję” podaje, iż „Stratfor działa na zlecenie rządów i klientów prywatnych, a zbierane przez niego informacje są uznawane za bardzo wiarygodne”. Dalej cytowany jest materiał Stratforu: „Putin nigdy nie chciał, by Janukowycz był u władzy bez przeciwwagi. Istnienie takiej przeciwwagi w postaci Tymoszenko miało umocnić pozycję Kremla w Kijowie”. „Wyborcza” omawia: „W styczniu 2009 r. Putin z Tymoszenko zawarli niezwykle korzystną dla Rosji umowę gazową. W Kijowie sądzi się, że dzięki niej Tymoszenko chciała kupić poparcie lub przynajmniej neutralność Kremla w wyborach prezydenckich 2010 r. Obydwoje ukraińskich pretendentów do władzy – Tymoszenko i Janukowycz – zabiegało o poparcie Moskwy pod koniec 2009 r. Podobno rosyjscy przywódcy powiedzieli wówczas Janukowyczowi, że przestaną stawiać na Tymoszenko, jeśli będzie uzgadniał z nimi kluczowe nominacje na stanowiska w przyszłym rządzie. Janukowycz miał się zgodzić. Putin wciąż jednak chciał stawiać na Tymoszenko, by trzymać w szachu Janukowycza. Wtedy interweniował prezydent Dmitrij Miedwiediew i rosyjski premier w końcu zgodził się zmienić front, ale pod warunkiem, że rosyjscy doradcy zostaną wysłani do centrali Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (spadkobierczyni KGB), a nominacje w ukraińskim rządzie, zwłaszcza w resortach siłowych i armii, będą nadawane w ścisłym porozumieniu z Moskwą. Listę takich ludzi miał zatwierdzać osobiście Putin. Informacje wykradzione przez hakerów i przekazane Wikileaks potwierdzają późniejsze wydarzenia na Ukrainie. O obecności rosyjskich doradców w siedzibie służb specjalnych mówi się w Kijowie od ponad roku. Ostatnio w kierownictwie resortów siłowych rzeczywiście doszło do zmian, w wyniku których nominacje dostali ludzie będący jeszcze niedawno obywatelami Rosji (…)”.


Gdyby faktycznie Paweł Wroński chciał naszą polską sytuację zrozumieć, mógłby rozumować np. tak: materiały Stratforu odsłaniają część technologii politycznej Kremla stosowanej wobec krajów, które Rosja traktuje jako znajdujące się w jej strefie wpływów. To zaś dotyczy i Polski. Zwłaszcza za rządów PO-PSL. Dlatego naturalne jest pytanie: jakimi instrumentami Rosja posługuje się wobec naszego kraju i jak różnią się one od tych stosowanych wobec Ukrainy? Co więcej, gdyby Wrońskiego faktycznie interesował problem oddziaływania państw obcych na bieg spraw polskich, to powtórzyłby takie rozumowanie w odniesieniu do Niemiec.

Naciski były

Dzień później sobotnia „GW” (3 marca br.) daje P. Wrońskiemu kolejne porcje materiału do przemyśleń. Nieprawomocnym wyrokiem został skazany b. szef UOP Zbigniew Siemiątkowski oraz b. szef Zarządu Śledczego UOP Ryszard Bieszyński (ten sam, który był świadkiem obrony w procesie ekstradycyjnym Edwarda Mazura). Sprawa dotyczyła bezprawnego zatrzymania b. prezesa PKN Orlen Andrzeja Modrzejewskiego w r. 2002, tj. za rządów SLD, po naradzie, która odbyła się u premiera Leszka Millera. UOP miał wytworzyć z prokuraturą swoisty układ. Czyli naciski były – ale jeszcze przed rządami PiS.

Sieć samych najbardziej swoich

Przejdźmy do najważniejszego może w całym numerze „GW” tekstu pt.: „Przyjaciel premiera zbuduje atomówkę”. Ów przyjaciel, Krzysztof Kilian, „to dobry menadżer, ale nie temu zawdzięcza prezesurę w PGE. Donald Tusk chciał mieć w największej spółce energetycznej swojego człowieka”. Dowiadujemy się, iż Kilian „będzie odpowiadał za program inwestycyjny wart ok. 40 mld zł”.

Czy z tego coś wynika dla rozumienia polskiej polityki? Zaproponujmy interpretację, której w „GW” zabrakło: Polska Grupa Energetyczna to sieć spółek córek, podmiotów zależnych, uzależnionych oraz zaprzyjaźnionych. Tak duży program inwestycyjny tworzy wspaniałą przestrzeń dla kreatywnej księgowości, dla przerzucania i rozcieńczania kosztów. Ileż etatów do obsadzenia „swoimi”. Duże kontrakty zagraniczne. Możliwości tworzenia nowych i restrukturyzacji starych firm. Całe rzesze podwykonawców. Liczne decyzje lokalizacyjne o inwestycjach – instrument przetargowy w grze z władzami lokalnymi. Strumienie środków na usługi konsultingowe, piarowe i na wypasione kampanie reklamowe. Możliwości wspierania artystów, badaczy, III sektora, a także kampanii „społecznych”.

W sumie, mamy szeroką gamę instrumentów ekonomicznych oraz technik pozaekonomicznego oddziaływania na otoczenie społeczne. O ileż bogatszy system działań sprawczych niż w przypadku tajnych służb. Te ostatnie mogą wkładać kij w szprychy wielu inicjatywom i projektom, ale możliwości kreowania społecznych kontekstów, np. nowych grup interesu, mają znacznie mniejsze.

Ktoś spyta, czy takich rzeczy nie mógłby robić poprzednik Kiliana na stanowisku prezesa PGE, Tomasz Zadroga? Pewnie mógłby. Ale czym bardziej wątpliwa z punktu widzenia prawa i interesu publicznego gra, tym bardziej zaufanego i szczelnego zespołu wymaga. Inny zespół, inne kontakty i kontrakty, lojalności, powiązania – inne możliwości działania. Posunięcia takie obniżają efektywność gospodarowania, mogąc wytwarzać efekty podobne do sytuacji w sieci spółek PKP obsadzanych z politycznego klucza. Tym bardziej potrzebny jest ktoś z wyczuciem, kto nie przegnie w życzliwości dla „przyjaciół”.

Chociaż przy sprzyjających mediach i słabości polskiego dziennikarstwa śledczego gospodarowanie przeplecione z klientelistyczno-politycznymi posunięciami nie jest obarczone bardzo dużym ryzykiem.

Biznes i polityka ze służbami w tle

Ale o inżynierii finansowej też coś jest. Ta sama sobotnia „GW” w tekście „Przejęcie »Rzepy« na kredyt i na raty” pisze: „Udziały w wydawnictwie są zastawione w banku kontrolowanym przez Leszka Czarneckiego i w państwowej PW Rzeczpospolitej, od której wcześniej Hajdarowicz je… kupił”. Dopóki „Rzeczpospolita” kilka lat temu nie ujawniła kontaktów Czarneckiego z tajną służbą PRL, obywatele, w tym biznesmeni III RP, nic o tym nie wiedzieli. Czy także nic nie wiedziały tajne służby obcych państw? Na kogoś, kto ma coś do ukrycia, łatwiej jest wywierać nacisk.

A nawiasem mówiąc, najwyraźniej „GW” coś do Leszka Czarneckiego ma. Wskazuje na to nader dociekliwa analiza na stronie wyborcza.biz z 2 marca 2012 r., pokazująca niezbyt uczciwy charakter jednej z ofert kontrolowanego przez Czarneckiego banku: „Kredyt na PIT w Getin Noble Banku i problem ze stówką”.

Ale nawet jeśli interesy Agory i oligarchy znalazły się w konflikcie, to przecież dogadają się. Bo przewlekająca się wymiana ciosów byłaby dla obu stron zbyt kosztowna. Nie wolno za dużo odsłaniać!

A jeśli red. Wroński nadal miałby kłopoty z powiązaniem gier tajnych służb, sieci biznesowych, przejęć na rynku mediów oraz strumieni funduszy reklamowych z polityką i wyborami, to może jego wyobraźnię łatwiej będzie uruchomić w kontekście zagranicznym.

A w Turcji tajne państwo

To samo wydanie „GW” zawiera całostronicowy materiał: „Tajne państwo Turcja. Czy rząd jest na usługach islamskiego duchownego z USA, a w Turcji działa drugie, nieformalne państwo? Znani dziennikarze, którzy postawili taką tezę, równo rok temu trafili za kraty”. To tytuł i lead, a w tekście m.in. czytamy: „Turcy są święcie przekonani, że istnieje drugie, niewidzialne (tu mówią: »głębokie«) państwo w państwie. Tajne struktury powstały ponoć po II wojnie z inicjatywy USA, jako zapora przed infiltracją komunistyczną. W ich ramach organy siłowe współpracowały z przestępcami przy realizacji celów, od których państwo się oficjalnie odżegnywało. Dziełem »głębokiego państwa« były liczne zabójstwa działaczy kurdyjskich i lewicowych. Ginęli też ludzie, którzy stawiali niewygodne pytania, np. czy armia, która walczy z Kurdami, współpracuje z nimi przy przemycie narkotyków?”.

Niezły pakiet tekstów, prawda? Nie należy jednak spodziewać się, iż red. Wroński pozwoli sobie na kilka dociekliwych uogólnień. Źe napisze, jaki faktyczny obraz mechanizmów władzy wyłania się z „gazetowyborczych” tekstów. Raczej należy spodziewać się z jego strony takiego bicia piany jak we fragmencie, który zacytowałem na samym początku.

Bo przecież czytelnicy mają myśleć tak, jak mają myśleć.

A my wolni Polacy

A co na to wszystko my – wolni Polacy, którzy nie boimy się wyciągać wniosków z faktów? My liczymy na siebie. Na świadomych współobywateli. Na potencjał coraz liczniejszego Archipelagu Polskości.

Andrzej Zybertowicz

Za: Publikacje "Gazety Polskiej" (10.03.2012) | http://autorzygazetypolskiej.salon24.pl/398241,slepota-obowiazkowa

Skip to content