Aktualizacja strony została wstrzymana

Joe Smith i «Księga Mormona» – Jakub Pytel

W związku z publikacją tekstu o 'Kościele Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich’ w amerykańskim tygodniku Bloomberg Businessweek, który skupiając się na szerokiej działalności biznesowej 'kościoła Mormonów’, dość krytycznie go ocenił, co odbiło się szerokim echem, a w obronie 'kościoła Mormonów’ stanął nawet… Abe Foxman z Ligi Przeciwko Zniesławieniu (ADL) – przypominamy poniższe opracowanie. – Red.

 

Coraz częściej na ulicach polskich miast można spotkać elegancko ubranych młodych mężczyzn z identyfikatorem «Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich». Są uprzejmi, sympatyczni i chętnie podejmują dyskusje. Oferują rozmaite broszury i ulotki.

Hasło „mormon” wśród większości katolików w naszym kraju nie wywołuje żadnych szczególniejszych skoja­rzeń. Być może komuś przyjdzie na myśl jakiś daw­no widziany western, w któ­rym ta niegdyś praktykują­ca wielożeństwo1 społecz­ność posłużyła reżyserowi za tło dla perypetii białych amerykańskich osadników walczących z indiańskimi wojownikami, ale chyba nic poza tym. Tym większe może być zaskoczenie spo­tkaniem z ”” jak sami siebie nazywają ”” „świętymi w dniach ostatnich” na uli­cach polskich miast, które coraz częściej stają się tere­nem misyjnej działalności tej bogatej i wpływowej amerykańskiej sekty. A już zupełne zdumienie wywoła wieść, że czyjś zmarły dziadek, pobożny katolik, przed śmier­cią zaopatrzony sakramentami świętymi, był… mormonem. ””Czy to możliwe? Okazuje się, że tak. Tak przynajmniej twier­dzą owi „święci”, praktykujący nie tylko „chrzest” żywych, ale i umarłych2. Są więc wyznawcy tej ”” wyrażając się bardzo oględnie ”” wiel­ce oryginalnej religii obecni także w Polsce.

Ojczyzna mormonów

Stany Zjednoczone często określa się mianem kraju z natury religijnego. I rze­czywiście, w porównaniu z Europą bardzo niewielki odsetek ludności USA dekla­ruje się jako agnostycy lub ateiści, których zresztą ame­rykańskie społeczeństwo traktuje z olbrzymią niechę­cią3. „Nie jest ważne, w co wierzysz, bylebyś wierzył” ”” w myśl tej zasady Ame­rykanie gotowi są zaakcep­tować niemal każdą, nawet najdziwniejszą formę religij­ności, co stanowi doskonałą ilustrację tezy, że jednostki i społeczeństwa, które odrzucą prawdziwą religię, nie stają nie­wierzące, lecz przeciwnie ”” są w stanie uwierzyć we wszystko.

Józef Smith (1805-1844), założyciel „Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich”. Jako piętnastolatkowi miał mu się objawić anioł o imieniu Moroni i wskazać miejsce ukrycia księgi zawierającej nauki doniosłe „niczym druga Biblia”. Założona przez Smitha organizacja jest dziś jedną z najbogatszych i najbardziej wpływowych sekt w Stanach Zjednoczonych.

Bo przecież współczesna pro­testancka Ameryka (jeśli ter­min „protestancka” nadal może mieć zastosowanie względem wspólnot i sekt tak dziś dale­kich naukom Lutra, Kalwina i innych herezjarchów) zosta­ła założona przez społeczności powstałe w wyniku odrzucenia ze wstrętem resztek katolickiej ortodoksji. To z Anglii prze­łomu XVI i XVII wieku, ogar­niętej niepokojami religijny­mi wywoływanymi stale obec­nym katolicko-protestanckim napięciem, wywędrowali tzw. Ojcowie Pielgrzymi’ (ang. Pil­grim Fathers) ”” purytanie niemogący znieść nadal obec­nych w „Kościele Anglii” katolickich pozostałości w liturgii i teologii. Ich potomkowie, sta­nowiący dziś rodzaj amerykań­skiej arystokracji przesiąknię­tej ideami wolnomularskimi, nadal z wielką niechęcią spo­glądającą na katolicyzm i jego wyznawców.

„Prorok”

Purytanom nie udało się jednak zaprowadzić za Wiel­ką Wodą jednej i czystej wiary, a społeczeństwo, któremu dali początek, z czasem zaczęło two­rzyć mozaikę olbrzymiej licz­by sekt, czy to mających swe korzenie w protestanckiej czę­ści Starego Kontynentu, czy to powstałych już na kontynencie amerykańskim. Była to oczy­wista konsekwencja przyjęcia szalonego systemu „wolności religijnej”, który uczynił z USA ojczyznę najbardziej dziwacznych wierzeń, obrażających nie tylko Boga, ale i zdrowy roz­sądek ”” dość powiedzieć, że to w Stanach Zjednoczonych powstała sekta jehowicka.

W religijnie podzielonej XIX­-wiecznej Ameryce nietrudno było znaleźć ludzi, którzy jako życiową misję wybrali sobie nauczanie innych o konieczno­ści odrzucenia wyznań dotąd im znanych i pójścia za nowy­mi, rzekomo prawdziwymi objawieniami. Jednym z nich był Józef Smith, którego dzie­je mogłyby posłużyć za scena­riusz trzymającego w napięciu dreszczowca.

Założycielami protestanckiej Ameryki byli angielscy purytanie, którzy opuścili ojczyznę, nie mogąc pogodzić się z tym, że „Kościół Anglii” zachował wiele katolickich elementów w teologii i liturgii. W XIX wieku zaczęto ich nazywać Ojcami Pielgrzymami

Józef Smith urodził się 23 grudnia 1805 r. w Sha­ron, nędznej wówczas (a i dziś liczącej zaledwie 1500 miesz­kańców) mieścinie w grani­czącym z Kanadą stanie Ver­mont. Jego dzieciństwo upły­nęło pod znakiem biedy i nie­ustannych podróży, gdy wraz z matką i licznym rodzeństwem musiał towarzyszyć ojcu w jego wędrówkach w poszukiwaniu pracy. Często cierpieli głód. Ojciec Józefa imał się rozma­itych zajęć. Posiadane wykształ­cenie wykorzystywał, najmu­jąc się jako nauczyciel w wiej­skich szkołach, ale także, co już mniej chwalebne, wyłudza­jąc pieniądze od ludzi żądnych wiedzy tajemnej ”” parał się bowiem wróżbiarstwem i jasno­widzeniem.

Panująca w domu nędza, brak zakorzeniania w jednej społeczności powodujący, że wszędzie było się obcym, a tak­że obraz ojca ”” szarlatana i nieudacznika, który wpajał dzieciom wiarę w sny, prze­powiednie i wizje ”” sprawił zapewne, że młody Józef był skłonny uciekać w świat fanta­zji. A że ”” jak niemal wszyscy ludzie wokół niego ”” był czło­wiekiem religijnym5, również świat jego wyobraźni był prze­siąknięty treściami związanymi z wiarą. Jego wczesna młodość zbiegła się z wielkim religijnym ożywieniem w Ameryce. Lecz nie tylko to, co usłyszał w zbo­rach i od wędrownych kazno­dziejów, legło u podstaw rodzą­cej się nowej doktryny. Trze­ba pamiętać, że był to począ­tek wieku pary i wielu przeło­mowych odkryć naukowych, z których najbardziej przema­wiały osiągnięcia w dziedzinie archeologii i astronomii. Nie mogło to pozostać bez wpływu na młodego chłopca. Dorastają­cy, kilkunastoletni Józef, choć był fantastą, nie był jednak głupcem. Wydaje się, że wręcz przeciwnie; starczało mu inteligencji, by dostrzegać sprzecz­ności między naukami głoszo­nymi przez różne odłamy pro­testantyzmu i widzieć w nich znak braku prawdy. Niestety, nie mial wokół siebie nikogo, kto przybliżyłby mu ortodok­syjną naukę chrześcijańską. Być może dlatego rozbudzony duchowo młodzieniec posta­nowił stworzyć własną „orto­doksję”.

Wizje

W roku 1820 Józef Smith ”” jak sam później utrzymy­wał ”” uciekł z domu i zamiesz­kał w lesie, w odosobnieniu. Odszedł na „pustynię” wzorem Jezusa Chrystusa, Jana Chrzci­ciela i wielu dawnych proro­ków. Czekał tam na znak z nie­ba, modląc się żarliwie, by Bóg objawił mu właściwą drogę. O ile w żarliwość jego modlitw nie sposób wątpić, o tyle otrzy­mane przezeń objawienie oka­zało się dziwnie zbieżne z jego oczekiwaniami.

Oto Józefowi miała się uka­zać świetlista postać emanu­jąca miłością, dobrocią i radością. Zjawa oznajmiła, że Bóg wybrał właśnie jego na odnowi­ciela zepsutego przez człowie­ka chrześcijaństwa. Przyszły „prorok” miał odtąd nie słuchać nauk i nie wiązać się z żadnym wyznaniem chrześcijańskim, bowiem wszystkie one ”” jak twierdziła zjawa ”” były fałszy­we. Dowiedział się również, że został powołany, by nawrócić błądzących na drogę zbawienia. Swoją misję miał jednak odło­żyć w czasie: widocznie nawet owa świetlista postać wątpi­ła, by ktokolwiek posłuchał piętnastolatka ”” nawet jeśli był posłańcem Boga. Tak więc Józef czekał.

Trzy lata później, 21 wrze­śnia 1823 r., jego życie mia­ło ulec przemianie za spra­wą kolejnego objawienia. Tym razem zjawa się przedstawiła. Miał nią być nieznany z kart Pisma św. ani nawet żadne­go apokryfu anioł Moroni, syn proroka Mormona. Wydał on Józefowi nakaz odbudowania nadwątlonego ludzkimi błęda­mi Kościoła Chrystusowego, odpuścił mu grzechy, aby mło­dy „prorok” miał pewność towa­rzyszącej mu łaski, a następnie wskazał miejsce, gdzie zosta­ła ukryta pewna święta księ­ga zawierająca prawdy rów­nie doniosłe, co sama Biblia. Tak się szczęśliwie złożyło, że księga ”” choć przecież mogła zostać ukryta gdzieś na prze­ciwległym, zachodnim wybrze­żu USA ”” spoczywała calkiem niedaleko, zakopana na wzgó­rzu nieopodal miasteczka Man­chester w stanie Nowy Jork. Józef jednak i tym razem się nie śpieszył, dlatego „druga Biblia” trafiła w jego ręce dopiero po czterech latach, w roku 1827.

Pisarskie trudy

Dziś wprowadzanym na rynek produktom wiarygod­ności przydaje stwierdzenie, że zostały „przetestowane naj­nowszą metodą komputero­wą w renomowanym insty­tucie naukowym”. W czasach początków działalności „pro­roka” Smitha, u progu cza­sów industrialnych, nadal naj­większe zaufanie budziło to, co pachniało najdawniejszą starożytnością i było owiane mgłą tajemnicy. Przyczyniały się do tego także budzące sen­sację odkrycia archeologiczne6, sprawiające, że świat ogarnęła moda na egipskie starożytno­ści. Modę tę wykorzystał także powołany przez zjawę „odno­wiciel chrześcijaństwa”. Oto bowiem odnaleziona przez nie­go księga okazała się ni mniej, ni więcej, tylko złotymi tablica­mi, których przesłanie nie było spisane w żadnym znanym sta­rożytnym języku, ale właśnie egipskimi hieroglifami. W tym czasie nad ich rozszyfrowa­niem łamało sobie głowę wie­lu europejskich uczonych, lecz Bóg oszczędził Józefowi tru­dów pracy naukowej. Do tablic dołączone były dwa oszlifowane kamienie-klucze, pozwalające mu, niczym magiczne okulary, odczytać te „święte znaki”.

Zapewne większość ludzi po usłyszeniu tej niesamowi­tej historii ”” tak wówczas, jak i dziś ”” ogarnąłby pusty śmiech. Znalazło się jednak wielu takich, których tajemni­cze tablice zaintrygowały i oży­wiły ich religijną wyobraźnię. Rzecz jasna, nie byli to ludzie ani dobrze wykształceni, ani zbyt świadomi nauk wspólnot religijnych, do których dotąd należeli, ale to właśnie sprawiało, że byli idealnymi kandydata­mi na zaangażowanych aposto­łów nowej mormońskiej wiary. Czy decyzja o wykorzystaniu skłonności prostaczków do sen­sacji została przez Józefa Smi­tha wykorzystana z rozmysłem, czy też sam się jej poddawał ­pozostaje kwestią dyskusji.

Smithowi pozostawało teraz tylko przetłumaczyć znalezioną księgę. I o ile z pomocą magicz­nych kamieni nie było to pro­blemem, o tyle kwestia zapisa­nia ich treści w języku angiel­skim przerastała już możliwo­ści „proroka”. Zatrudnił więc jednego ze swoich kompanów, niejakiego Cowdery’ego, któ­rego umiejętności ”” nawiasem mówiąc ”” także pozostawiały wiele do życzenia. Ale Cowdery, jak się okazało, nie mógł zoba­czyć tablic. Był profanem nie­godnym spojrzenia na boskie przesłanie. „Prorok” rozwią­zał i ten problem. Zasiadał ze swoimi tablicami za parawa­nem, odczytywal ich treść na głos, a jego pomocnik spisywał tę „translację”. I trzeba stwier­dzić, że obu panom nie brakło zaangażowania, bo Księga Mormona objętością nie ustępuje Staremu Testamentowi!

Replika drewnianego domu z Palmyry (stan Nowy Jork), gdzie Józef Smith miał otrzymywać objawienia dotyczące Księgi Mormona i w którym dyktował jej treść Oliwerowi Cowdery’emu.

Praca nad tajemniczą księ­gą nie uszła uwadze osób trze­cich. Po okolicy rozeszła się wieść o tablicach ze szczerego złota, znalezionych na terenie stanu Nowy Jork i mogących mieć jakąś wartość dla badaczy amerykańskiej historii. Sprawą zainteresowały się władze, ale z mizernym skutkiem. Inspek­torzy policji, którzy chcieli je zarekwirować, odeszli z kwitkiem ”” mimo przeprowadzo­nej w domu Smitha dokład­nej rewizji tablic nie znalezio­no. Rozeszła się więc pogło­ska, że mogą one wcale nie ist­nieć, co podważało wiarygod­ność „proroka”, a na to Smith nie mógł sobie pozwolić. I oto sam Pan Bóg nie zgłosił sprze­ciwu wobec pomysłu pokaza­nia tablic trzem jego zaufanym przyjaciołom, którzy byli przy tym szanowanymi członkami miejscowej społeczności. Smith miał je im okazać, a oni podpi­sali oświadczenie, że widzieli je na własne oczy. Wydawało­by się, że takie oświadczenie nie będzie wiele warte ”” lecz przeciwnie! Odtąd to nie Józef musiał udowadniać, że tablice istnieją, ale jego przeciwnicy musieli wykazać, że szanowani obywatele są kłamcami.

Kłopoty Józefa nie miały się jednak na tym skończyć, a wydanie Księgi Mormona dru­kiem wciąż odsuwano w czasie. Oto żona jednego z kompanów „proroka”, niejakiego Harri­sa, przywłaszczyła sobie część rękopisu. Uparta kobieta ­nie wiedzieć czemu ”” ani pod wpływem próśb, ani gróźb nie chciała jej zwrócić. Owszem, Smith mógł przecież zadać sobie trud ponownego tłumaczenia ”” w końcu pani Harris nie porwała złotych tablic, ale ich przekład. Jednak niebiosa zainterweniowały, oszczędzając Józefowi pracy. Bóg obja­wił mu, że utracona część księgi nie była wolna od błędów i że nie powinien kłopotać się ponowną translacją, lecz wydać ją w takim stanie, w jakim jest obecnie. Poza tym boski posłaniec zabrał ze sobą złote tabli­ce, ostatecznie uwalniając Smi­tha od konieczności ich strzeże­nia. Cóż za niezwykłe zrządze­nia opatrzności!

Księga Mormona zosta­ia wreszcie wydana drukiem w 1830 r. w sporym jak na owe czasy nakładzie 5 tysięcy egzemplarzy.

Dzieje Nowego Świata

Co właściwie Bóg miał obja­wić Józefowi Smithowi? Otóż Księga Mormona jest zapisem nieujętych w Starym i Nowym Testamencie dziejów Jaredy­tów i Żydów od czasów wieży Babel, przez upadek Jerozoli­my i niewolę babilońską, aż po V wiek po Chrystusie. Co inte­resujące, jej akcja toczy się w… Ameryce.

Około 2500 lat przed Chry­stusem, po tragicznych wyda­rzeniach związanych z rzuce­niem Bogu wyzwania i pomieszaniem języków, do Nowego Świata trafił lud Jaredytów. Źyło im się tam dobrze i dostat­nio, ale z czasem zapomnieli o swym Bogu, obrośli w pychę, zaczęli oddawać cześć bożkom i prowadzić między sobą woj­ny. Ostatni z ich proroków, o wdzięcznym imieniu Eter, zra­żony ignorowaniem jego ostrze­żeń spisał dzieje swego ludu egipskimi hieroglifami (a jak­że!) na złotych tablicach i scho­wał je przed grzesznikami.

Tymczasem w 587 r. przed Chrystusem upadła Jerozolima, a Żydzi trafili do niewoli babi­lońskiej, podczas której 10 z 12 plemion Izraela zaginęło bez śladu. Otóż jedno z tych ple­mion pod wodzą króla Zadekija i jego czterech synów: Lemana, Lemuela, Sema i Nefiego przy­płynęło do Ameryki. Pokonali oni resztki zdemoralizowanych Jaredytów i stworzyli nową, kwitnącą cywilizację. Niestety, historia się powtórzyła: także i oni wbili się w pychę, zaczęli praktykować balwochwalstwo i prowadzić wojny. Jedynymi ludźmi wiernymi Bogu pozo­stali synowie Nefiego; reszta, zwana Lemitami, została za swoje grzechy ukarana przez Boga tym, że… poczerwienia­ła i ściemniała im skóra7. Nefi­ci z boską pomocą zwyciężyli Lemitów i znów żyli w pokoju i dostatku. Odnaleźli złote tabli­ce proroka Etera i dopisali na nich historię swego ludu.

Tymczasem nastąpiła peł­nia czasów i w Betlejem na świat przyszedł Chrystus Pan. Neficcy prorocy wiedzieli o tym dzięki objawieniom, a wkrótce sam Zbawiciel, tuż po swoim zmartwychwstaniu, nawiedził ten pobożny amerykański lud. Wyznaczył przy tym spośród niego apostołów, a ci zaczęli organizować Kościół. Ale oto nawet chrześcijańscy już Nefici nie okazali się dość święci, by cieszyć się łaską Boga. Upadli i zostali pokonani przez czer­wonoskórych Lemitów, któ­rzy wymordowali ich niemal do nogi. Przetrwała jedynie garstka, a pośród nich prorok Mormon i jego syn Moroni. To oni dokończyli pisanie księgi i ukryli złote tablice na wzgó­rzu, nieopodal którego po 1300 latach wyrośnie amerykańska mieścina o nazwie Manchester i gdzie znajdzie je Józef Smith.

Historia doprawdy inte­resująca, ale czy może być choć w najmniejszym stop­niu prawdziwa? Nie ma żad­nych dowodów, by cokolwiek z tego, co napisał Smith w swo­im „przekładzie” tekstu rzeko­mo umieszczonego na złotych tablicach, mogło mieć pokry­cie w rzeczywistości. Pozostaje pytanie: w jaki sposób niezbyt dobrze wykształcony człowiek, który ”” owszem ”” znał Biblię, ale słabo pisał, mógł stworzyć tekst całkiem zgrabnie napi­sany i stylizowany na księgi Starego Testamentu? Sceptycy podejrzewają, że przy jej pisa­niu Smith podpierał się ręko­pisem książki amerykańskie­go kaznodziei Salomona Spaul­dinga, autora powieści naśla­dującej styl biblijny, w której przedstawił pochodzenie Indian amerykańskich od zaginionego pokolenia Izraela i osiedlenie się ich w Ameryce. W 1826 r. Spaulding oddał rękopis do drukarni w Pittsburgu, ale nie­bawem zmarł i jego książka nigdy nie została wydana. Pra­cujący we wspomnianej drukarni zecer, Sydney Rigdon, któ­ry później został mianowany przez Smitha jednym z dwuna­stu mormońskich „apostołów”, zrobił odpis, zniszczył oryginał i wspólnie ze Smithem napisał Księgę Mormona. W 1830 r., gdy Smith wydał swoje rewela­cje drukiem, podniosły się gło­sy sprzeciwu ze strony ludzi, którzy czytali rękopis Spauldin­ga (Smith nie zadał sobie nawet trudu, by pozmieniać co bar­dziej charakterystyczne imiona bohaterów), ale nie powstrzy­mało to rozwoju nowej sekty. Tak oto mająca służyć rozryw­ce czytelnika powieść Spaul­dinga stała się jedną ze świę­tych ksiąg kolejnej „chrześci­jańskiej” sekty.

Dzieło „proroka”

Po ukazaniu się Księgi Mor­mona Smith otrzymał wprost z nieba „święcenia kapłańskie w obrządku Melchizedeka”, a Cowdery „w obrządku Aaro­na”8. Rozpoczęli działalność misjonarską, choć początko­wo z marnym skutkiem. Sytu­acja zmieniła się dopiero, gdy 25 marca 1832 r. za sprawą mieszkańców Kirtland w stanie Ohio, którzy wysmarowali ich smołą i wytarzali w pierzu, stali się oni „męczennikami” nowej wiary. To wówczas stało się o nich głośno i zaczęli dołączać do nich kolejni zwolennicy.

Świątynia mormonów w Nauvoo (Illinois). Tu powstała pierwsza mormońska osada, pierwsza świątynia i uczelnia teologiczna dla kaznodziejów. Tu także Smith sprawował osobiste rządy, będąc panem życia i śmierci swoich współwyznawców, w tym miejscu otrzymał „objawienie” nakazujące praktykowanie poligamii i zdecydował o kandydowaniu na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. W Nauvoo spoczęły doczesne szczątki jego i jego brata, gdy zginęli podczas próby odbicia z więzienia.

Smith zaczął precyzować doktrynę nowej sekty i szyb­ko powołał „kolegium dwu­nastu apostołów” mających głosić nową naukę w Amery­ce, a nawet w Europie (pierw­sza misja mormońska na Sta­rym Kontynencie zaczęła dzia­łać w Londynie w roku 1837). W skład kanonu ksiąg świę­tych „Kościoła Jezusa Chrystu­sa Świętych w Dniach Ostat­nich” ”” bo tak Smith nazwał stworzoną przez siebie orga­nizację ”” wszedł protestancki kanon Biblii, Księga Mormona, Nauki i przymierza, zawierają­ce kolejne rzekome objawienia Smitha dotyczące czasów mu współczesnych, oraz Perła wiel­kiej wartości, będąca zbiorem kilku jego pism9. Co interesu­jące, mormoni w swojej dzia­łalności nie kierowali się tylko wskazówkami pochodzącymi ze świętych ksiąg, ale również pouczeniami samego Smitha, która nadal miewał regularne „objawienia” (ten dar „odziedzi­czyli” po nim kolejni prezyden­ci „Kościoła”), pod wpływem których decydowano o wszyst­kich ważniejszych przedsię­wzięciach mormonów. Tak było na przykład w przypadku zało­żenia banku w Kirtland, który ”” choć powstał z bożego naka­zu ”” nie zdołał uniknąć plaj­ty. Smith musiał salwować się ucieczką z miasteczka. Z cza­sem działalność uczniów „pro­roka” zraziła do nich wszyst­kich do tego stopnia, że doszło do krwawych incydentów, po których musiało interweniować wojsko. Smith został oskarżo­ny o wywoływanie zamieszek i skazany przez sąd wojskowy na śmierć przez powiesze­nie. Uciekł jednak z więzienia i udał się ze swoimi wiernymi do Illinois, gdzie założył osa­dę Nauvoo. To tam zbudowano pierwszą mormońską świątynię i szkołę teologiczną dla przy­szłych kaznodziejów.

Ale w Nauvoo Józef Smith przekroczył wszelkie granice pychy. Zorganizował prywat­ną armię zwaną danitami albo braćmi Gedeonal10, która nie tyl­ko pilnowała współwyznawców, ale i terroryzowała okoliczną ludność. Ogłosił też, że otrzy­mał z nieba nakaz wielożeństwa (tak ”” właśnie nakaz!), a od jego spełnienia było uzależnio­ne dostąpienie zbawienia. I być może rządziłby swym udziel­nym księstwem aż po kres życia, gdyby zwiedziony pychą nie postanowił wprowadzić „królestwa Bożego” w całych Stanach Zjednoczonych. Zgło­sił swą kandydaturę w wybo­rach prezydenckich i wkro­czył na teren, na którym szyb­ko z myśliwego stał się ofiarą. Wrogowie Smitha i mormonów upublicznili fakt, że kandydat Smith praktykuje zakazaną prawem poligamię i w rezulta­cie „prorok” wraz ze swym bra­tem, Hiramem, zostali areszto­wani. Osadzono ich w więzieniu w Carthage, gdzie miał odbyć się proces. Mormoni uznali, że żadna świecka władza nie ma prawa sądzić „proroka”. Zebrali ponad dwustuosobowy uzbrojony odział i postanowi­li odbić Smithów z więzienia. Nie było to jednak tak pro­ste, jak się wydawało, bowiem strażnicy nie przestraszyli się oblegających więzienie mor­monów, a dodatkowo przyszli im z pomocą okoliczni miesz­kańcy, którzy mieli już dość wszechwładzy „proroka”. Nie wiadomo, od czyich kul zginął Józef Smith ”” władze utrzy­mywały, że został zastrzelony podczas wymiany ognia, ale jest też możliwe, że padł ofiarą linczu. Prawdopodobnie obroń­cy więzienia liczyli się z fak­tem, że zostanie odbity, dojdzie do walk i interwencji armii, dokonali więc samosądu. Był 27 czerwca 1844 r. Józef Smith miał 39 lat.

Maski pośmiertne Józefa i Hirama Smithów. Obaj bracia zginęli podczas próby odbicia ich z więzienia w Carthage.

Po śmierci Smitha wśród mormonów doszło do podzia­łów. Największą ich grupą pokierował Brigham Young, niewykształcony cieśla. Zniena­widzonym mormonom cofnię­to przywileje osadnicze i zmu­szono do wędrówki na Zachód. Exodus dwunastu tysięcy męż­czyzn, kobiet i dzieci obrósł w legendę. Osiedlili się nad Wielkim Jeziorem Słonym na Terytorium Utah, gdzie założyli miasto nazwane Salt Lake City. Young za zgodą Waszyngtonu został gubernatorem Utah, ale w sprawowaniu rządów niewie­le różnił się od swego poprzed­nika i wkrótce znowu musiała interweniować armia, usuwa­jąc go ze stanowiska. Young został aresztowany, nie podzie­lił jednak losu Smitha ”” oba­wy władz o możliwość wywoła­nia mormońskiego powstania były zbyt duże. Wypuszczono go na wolność. W tym czasie, w 1858 r., w Salt Lake City mieszkało już blisko 70 tysięcy mormonów. Sekta Józefa Smi­tha przetrwała.

Chrześcijanie?

5 czerwca 2001 r. Kongre­gacja Nauki Wiary udzieli­ła negatywnej odpowiedzi na pytanie, czy chrzest udzielany w „Kościele Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich” można uznać za ważny. Odpo­wiedź zmieniała dotychczasową praktykę (dotąd ten mormoń­ski obrzęd był uznawany przez amerykańskich hierarchów ­jak widać błędnie ”” za waż­ny!). Jak tłumaczy ks. Ludwik Ladaria SI, profesor Papie­skiego Uniwersytetu Grego­riańskiego: „Chrzest Kościoła katolickiego i chrzest «Kościo­ła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich» różnią się zasadniczo, zarówno gdy chodzi o wiarę w Ojca, Syna i Ducha Świętego, w imię któ­rych zostaje on udzielony, jak i o odniesienie do Chrystusa, który go ustanowił. Zrozumia­łe, że z tych powodów Kościół musi uznać za nieważny (…) obrzęd nazywany «chrztem», praktykowany przez «Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich»”. Dodat­kowo okazało się, że jedynym niewadliwym elementem mor­mońskiego „chrztu” jest mate­ria, a więc woda. Reszta ”” czyli forma, intencja szafarza i dys­pozycja przyjmującego ”” stoją w sprzeczności z nauką kato­licką.

Po II Soborze Watykańskim, gdy zarzucono praktykę udzielania konwertytom chrztu sub conditione11, a poszczegól­ne konferencje episkopatów podpisywały deklaracje wza­jemnego uznawania ważno­ści tego sakramentu z kolej­nymi denominacjami prote­stanckimi, zaczęły się mnożyć nadużycia w postaci motywo­wanego fałszywym ekumeni­zmem powszechnego, samo­wolnego uznawania przez kato­lickich duszpasterzy i probosz­czów ważności chrztu każdej „chrześcijańskiej” sekty, choć­by pozornie uznającej doktry­nę trynitarną (co działo się za milczącą aprobatą biskupów). Tak właśnie było w przypadku nawracających się mormonów w USA aż do momentu wyda­nia wspomnianej odpowiedzi Kongregacji Nauki Wiary, któ­ra ”” jak zauważa ks. Ladaria SI ”” „zmienia dotychczasową praktykę”.

Ilustracja pochodząca z jednego z mormońskich wydawnictw przedstawia Józefa Smitha, który w 1830 r. ”” jak twierdził ”” otrzymał od Trójcy Świętej święcenia kapłańskie w obrządku Melchizedeka. Mormoni, choć pozornie uznają Trójcę Przenajświętszą, są w rzeczywistości antytrynitarzami i politeistami.

Czy doprawdy do 2001 r. katoliccy biskupi nie zdawali sobie sprawy z antytrynitarnej doktryny mormonów i zwią­zanych z nimi błędów chrysto­logicznych? A może uznali, że czynienie takich uwag byłoby „nieekumeniczne”? Co jednak z dobrem dusz? Nie jest przecież tajemnicą, że zainteresowania „proroka” Smitha astronomią zaowocowały sformułowaniem przedziwnej doktryny „Wieczne­go Postępu”, według której każ­dy, kto będzie żył wartościowym życiem i wypełniał wszystkie rytuały „Kościoła mormonów”, sam, w następnym życiu, sta­nie się bogiem. Smith nauczał: „Musicie się nauczyć, jak samemu być Bogami (…) tak samo jak robili to wszyscy Bogowie przed wami, mianowicie idąc stopień po stopniu, od małych umiejęt­ności do wielkich (…) aż przybędziecie do stacji «Bóg» i zdobę­dziecie tron wiecznej mocy, taki sam, jak ten, który zdobyli ci, co odeszli przed wami”. Według nauki Smitha Bóg chrześcijan jest zaledwie jednym z wielu, a najważniejszy jest tylko tu, na Ziemi. W innych światach i na innych planetach żyje bowiem niezliczona ilość bogów, którzy ”” jak twierdził Smith ”” „na początku zwołali zgromadze­nie bogów i wspólnie uradzili plan stworzenia świata i zalud­nienia go”12. Poza tym mormoni wierzą w preegzystencję dusz, będącą także elementem dok­tryn masońskich13. Choć w tej chwili przemilczają ten fakt, to Smith uważał, że duchy miesz­kające w ciałach ludzi są owo­cami intymnych zbliżeń pomię­dzy Bogiem Ojcem i Jego boską żoną.

Trudno więc było mieć nadzieję, by jakikolwiek udzie­lający „chrztu” mormon mógł mieć intencję „czynienia tego, co czyni Kościół katolicki”, by wypowiadana przez niego for­muła była rzeczywiście, a nie tylko pozornie trynitarna oraz by osoba taki „chrzest” przyj­mująca, dokładnie pouczona o treści wiary tej sekty, mogła wzbudzić dyspozycję wyma­ganą przez Kościół katolicki przy chrzcie dorosłych. Co w związku z tym powiedzieć o postawie biskupów, których pierwszą powinnością jest dba­łość o dobro powierzonych ich pasterskiej opiece dusz?

W Polsce

„Kościół Jezusa Chrystu­sa Świętych w Dniach Ostat­nich” jest obecny w naszym kraju od momentu zakończenia II wojny światowej, gdy Mazu­ry i leżąca niedaleko Mikoła­jek miejscowość Zełwągi stały się częścią Polski. Na początku lat 20. ubiegłego wieku jeden z tamtejszych gospodarzy, Fritz Fischer, przyjął podczas poby­tu w Berlinie wiarę mormo­nów i rozpropagował ją pośród będących luteranami sąsiadów. W 1926 r. przybyła tam pierw­sza misja mormońska, a trzy lata później powstała pierwsza kaplica. W przededniu wojny Zełwągi zamieszkiwało ponad pół tysiąca mormonów. Powojenne zmiany granic sprawiły, że większość z nich wyjecha­ła do Niemiec, a gmina ”” po wyjeździe ostatniego pastora w 1971 r. ”” została oficjalnie rozwiązana14.

W 1977 r. mormoni wzno­wili dzialalność w Polsce, reje­strując w Szczecinie swoje sto­warzyszenie. Na początku lat 90. ubiegłego wieku główną siedzibę sekty przeniesiono do Warszawy, gdzie powstała cen­tralna, a zarazem jedyna obec­nie kaplica mormonów w Pol­sce. W innych miastach (Łodzi, Poznaniu, Krakowie, Gdańsku, Wrocławiu, Katowicach, Bydgoszczy, Lublinie, Białymstoku i Kielcach) gminy wynajmują na własne potrzeby mieszkania prywatne, w których odbywają się niedzielne nabożeństwa i prowadzi się szkolenia misjo­narzy.

Coraz częściej na ulicach polskich miast można spo­tkać elegancko ubranych mło­dych mężczyzn ”” biała koszula i krawat to standard ”” z przy­piętym na piersi identyfika­torem misjonarskim „Kościo­ła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich”. Wypeł­niają w ten sposób nakaz pracy „apostolskiej”, którą podejmu­ją zwyczajowo kawalerowie po ukończeniu 19. roku życia. Są uprzejmi, sympatyczni i chęt­nie prowadzą dyskusje. Ofe­rują rozmaite broszury i ulot­ki, a osobom zainteresowanym ”” także darmowe lekcje języ­ka angielskiego i możliwość wyjazdu do USA.

Mormoni przychodzą do nas w imię Jezusa Chrystusa. Jeśli będziemy pamiętać o słowach Pana: „albowiem wielu przyjdzie w imię moje, mówiąc: Jam jest Chrystus, i wielu zwiodą” (Mt 24, 5), nie będziemy musie­li się obawiać ani ich, ani ich obłędnych nauk. Ω

 Jakub Pytel

 PRZYPISY:

1 Mormoni zarzucili tę praktykę w ramach tzw. wielkie­go przystosowania z 1890 r., choć co pewien czas media ujawniają kolejne przypadki poligamicznych związków wśród członków tej sekty.

2 Mormoni są posiadaczami bodaj największej na świe­cie bazy danych genealogicznych, bowiem według ich nauk żyjący członkowie „Kościoła” mogą poprosić o chrzest w imieniu swoich przodków lub nieżyjących krewnych ­wszystkich, z którymi jakiekolwiek, choćby najdalsze pokrewieństwo mogą udowodnić (u mormonów więzy rodzinne nie ustają po śmierci, stąd np. ich małżeństwa zawierane są „na wieczność”). Według ich nauki nikt nie może wejść do tzw. nieba celestialnego (najwyższego) bez chrztu. Nawet zmarli mogą być tam przyjęci, jeżeli ktoś przyjmie za nich chrzest ”” w sposób dosłowny (chrzczący wypowiada wówczas imię osoby zmarłej, a zanurza w wodzie żyjącego krewnego). Ten zastępczy chrzest nale­ży do najważniejszych czynności świątyni mormonów. Ze względu na liczne protesty amerykańskich wiernych insty­tucje Kościoła katolickiego na całym świecie przestały udo­stępniać księgi parafialne mormońskim badaczom. Coraz częściej zdarzało się bowiem, że zmarli katolicy byli wcią­gani na listy członków sekty, gdy poprosił o to nawet bar­dzo daleki krewny będący mormonem.

3 Badania opinii publicznej wykazały, że 50% Ameryka­nów nie zagłosowałoby w wyborach prezydenckich na wysoko wykwalifikowanego kandydata, jeśli byłby on ateistą. Badanie z 2006 r. wykazało, że 40% respondentów opisywała ateistów jako grupę, która „nie zgadza się z ich wizją amery­kańskiego społeczeństwa”. W obu badaniach odsetek dez­aprobaty dla ateistów przewyższał odsetek dezaprobaty dla muzułmanów, afroamerykanów i homoseksualistów.

4 Grupa 102 purytanów, którzy 21 listopada 1620 r. na statku Mayflower przybyli do Nowej Anglii i osiedlili się tam, zakładając Plymouth ”” pierwszą angielską kolonię na tych terenach. Nazwa „pielgrzymi” pojawiła się dopiero w XIX w. Wcześniej określano ich jako Starych Przybyszy (ang. Old Comers). Potomkowie „pielgrzymów” uchodzą obecnie za amerykańską arystokrację.

5 Smith został ochrzczony jako prezbiterianin.

6 W latach 1798-1801 trwała napoleońska okupacja Egiptu, podczas której francuscy naukowcy prowadzili liczne badania, a w 1822 r. Jan Franciszek Champollion, językoznawca, archeolog i poliglota, odczytał egipskie inskrypcje z tzw. kamienia z Rosetty.

7 Historia ta stanowi źródło mormońskiego rasizmu. Mormoni przez wiele lat twierdzili, że prawdziwi wyznawcy Boga mają tylko białą skórę. Dopiero w 1978 r. zrewidowali swoje twierdzenia i dopuścili również Murzynów i Indian do pełnienia obowiązków kapłańskich (choć także dziś trudno wskazać kolorowych członków władz „Kościoła” nawet niższego szczebla).

8 Z jakichś przyczyn Smith uznał, że święcenia w obrząd­ku Melchizedeka mają wyższą rangę niż w obrządku Aarona ”” i w ten sposób Cowdery również na mocy święceń pozostał jego podwładnym.

9 Perla… to niekanoniczne wersje niektórych ksiąg biblijnych, które Smith, nieznający żadnego języka poza angielskim, przetłumaczył „lepiej i wierniej”, a także Zasa­dy wiary mormonów i Księga Abrahama. Tę ostatnią księgę Smith miał przetłumaczyć ze „starożytnego egipskiego papirusu”, znalezionego w jednym z wędrujących po Dzi­kim Zachodzie cyrków. Według egiptologów była to po pro­stu modlitwa zawierająca formułę żałobną, którą umiesz­czano w grobowcach, aby zmarłym łatwiej było trafić do krainy Ozyrysa. Modlitwa składała się z zaledwie kilkuna­stu sylab, ale „prorok” w cudowny sposób rozmnożył je do rozmiarów pokaźnej księgi.

10 Danici powstali w 1837 r. i byli grupą złożoną z męż­czyzn między 17. a 49. rokiem życia. Pierwotnie byli nazywa­ni synami Gedeona, niszczycielskimi aniołami lub danitami. Ich istnienie jest dziś przez wielu historyków mormońskich skrzętnie ukrywane. Niektórzy jednak potwierdzają ich dzia­łalność, lecz nie chcą wiązać jej z osobą Józefa Smitha. Danici zostali powołani, aby niszczyć wrogów „Kościoła”. Zagra­żali przede wszystkim „uciekinierom” i „odszczepieńcom”, o których Sidney Rigdon w kazaniu z 17 czerwca 1883 r. mówił, że zostaną „strąceni przed ludzkie stopy i rozdepta­ni”. Interesujący może być fakt, że Danici otrzymali zlecenie zabójstwa trzech świadków prawdziwości Księgi Mormona: O. Cowdery’ego oraz D. i J. Whitmerów.

11 Chrzest sub conditione ”” chrzest warunkowy, udzie­lany np. konwertycie, gdy istnieje wątpliwość, czy chrzest przyjęty w sekcie był ważny.

12 Co ciekawe, ustalili, że siedzibą chrześcijańskiego Boga sprawującego władzę nad Ziemią będzie pobliże gwiazdy Kolob. Jak widać, rozwój nauki i odkrycia astro­nomiczne nie sprzyjają mormonom.

13 Istnieją poszlaki, że w 1842 r. Smith przeszedł wolno­mularską inicjację.

14 Ich kaplica służyła najpierw jako spichlerz, później jako sala gimnastyczna szkoły podstawowej, a od 1985 r. jest kaplicą katolicką pod wezwaniem Chrystusa Dobrego Pasterza.

Za: Zawsze wierni nr 9/2010 (136) | http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/numer/136

Skip to content