Aktualizacja strony została wstrzymana

O potrzebie wspólnego szeptu – Paweł Milcarek

„Pewne przysłowie mówi: żeby zwyciężyło zło, wystarczy, żeby dobro nie robiło nic. Musimy oprotestować zło. Tych głośnych nie jest wielu, oni tylko głośno krzyczą. Szeptem moglibyśmy ich zagłuszyć, tylko żebyśmy chcieli szeptać” – tak mówił niedawno na spotkaniu otwartym w Przemyślu ks. Marian Rajchel, egzorcysta tamtejszej archidiecezji. Utrafił w sedno!

Słowa o samobójczej bierności dobra są niesamowicie aktualne w naszym kraju, wciąż katolickim. Są mądre, gdyż odnoszą się właśnie przede wszystkim do nas samych, do naszych zaniedbań, zaniechań, kompromisów. Co prawda o wiele łatwiej byłoby wciąż tylko ostrzegać przed – skądinąd realnymi – wrogami zewnętrznymi ładu moralnego. Prawda jest jednak taka, że nie mieliby oni większych wpływów, gdyby nie bierność tych, którym Bóg dał rozeznanie dobra i zła.

I nawet nie trzeba krzyczeć – tym bardziej że w krzyku zwykle giną nasze racje, powstaje jedynie przepychanka. Ma rację ks. Rajchel: w naszym kraju wystarczyłoby tylko, „żebyśmy chcieli szeptać” – wszyscy razem, albo przynajmniej ci, którzy widzą, jak się rzeczy mają.

Ale nie! Widać to było w wyborach – myślę o tych prezydenckich. Wymarzona okazja, żeby w pierwszej turze zagłosować jednoznacznie za kandydatem służącym od lat i państwu polskiemu, i cywilizacji życia, i chrześcijańskiemu powołaniu Polski. Wiadomo było, że rozstrzygająca walka odbędzie się w drugiej turze między Jarosławem Kaczyńskim a Bronisławem Komorowskim – więc w pierwszej turze należało im pokazać, że głos katolicki coś znaczy. Wystarczało „zaszeptać”: Polskę katolicką stać było na to, aby chociaż na trzecie miejsce wywindować Marka Jurka – niechby to on, a nie przywódca SLD Grzegorz Napieralski stał się przedmiotem umizgów dwóch najważniejszych kandydatów przed drugą turą! W świetle sondaży było to możliwe, a już całkiem możliwe było podtrzymanie pozycji politycznej byłego marszałka Sejmu – która jest też pozycją naszych wartości w debacie publicznej.

Państwo pamiętają, że tak się nie stało. Sami do tego dopuściliśmy, że obaj główni kandydaci, którzy mieli zmierzyć się w drugiej turze, nie musieli ani przez moment zabiegać o poparcie wyborców liczących się z nauczaniem moralnym Kościoła: jeden z nich mówił wprost, że ma swoje własne nauczanie, zaś drugi przypominał jedynie, że jest katolikiem. A katolików w naszym kraju nie brak – za to brak polityków traktujących poważnie katolicyzm i jego konsekwencje.

A przecież wydawało się nam, że robimy tak wiele, uczestniczymy w wielkim zmaganiu, można powiedzieć, że gardła zdzieraliśmy „dla Polski”, powierzając się w całości Jarosławowi Kaczyńskiemu… I pewnie nie było to pozbawione sensu w tej drugiej turze, w konfrontacji z kandydatem, który dziś jako prezydent zaprasza Wojciecha Jaruzelskiego i cenzuruje kazania.

Dopóki nie będziemy potrafili razem szeptać, będziemy jedynie potrzebni, by przyłączać się do krzyku innych.

Paweł Milcarek

Felieton opublikowany w tygodniku „Niedziela” nr 01/2011

Paweł Milcarek. Urodzony w roku millenijnym 1966. Teologizujący filozof, ponadto historyk i publicysta. Były: wykładowca Uniwersytetu Kard. S. Wyszyńskiego (1992-2009), redaktor naczelny „Christianitas” (1999-2009), dyrektor Programu 2 PR (2008-2009). Obecnie freelancer (po polsku prawie to samo co: zajęty bezrobotny). Autor prac o historii Polski wg Konecznego, metafizyce Akwinaty, praktyce różańca i najnowszych dziejach liturgii rzymskiej. Źonaty, ojciec szóstki dzieci. Mieszka w Brwinowie pod Warszawą.

Za: CyberSylwa – Rozmaitości Pawła Milcarka | http://milcarek.blogspot.com/2011/01/o-potrzebie-wspolnego-szeptu.html