Aktualizacja strony została wstrzymana

Premier zamieszany w aferę – billing wskaże sprawcę

Zeznania wiceministra finansów Jacka Kapicy przed komisją ds. afery hazardowej rozwiały wątpliwości: przeciek o akcji CBA do osób zamieszanych w aferę pochodził z Kancelarii Premiera. To dowód, że świadomie ostrzeżono aferzystów, iż państwowe służby podległe premierowi ich rozpracowują.

Kancelaria uczestniczyła więc w aferze. „Kandydatów” na sprawców przecieku jest niewielu. W spotkaniu 26 sierpnia ub.r. u premiera wzięli udział Jacek Rostowski, Jacek Kapica i premier Tusk.

Tego samego dnia szef rządu spotkał się ze Zbigniewem Chlebowskim. W spotkaniu wziął udział wicepremier Grzegorz Schetyna. Tusk miał pytać o zaangażowanie Chlebowskiego w prace nad zmianami w ustawie o grach losowych i zakładach wzajemnych.

Przeciek nie był jednak przypadkowym ujawnieniem, do którego mogłoby dojść w trakcie pytań premiera do Chlebowskiego o jego udział w zmianach w ustawie. To jeszcze nie dałoby Chlebowskiemu czy komukolwiek podstaw do podejrzeń, że na telefony Mira, Zbycha, Grzecha, Janka i spółki CBA założyło podsłuchy i prowadzi wobec nich szeroko zakrojone działania operacyjne. Znamienne, że Chlebowski następnego dnia, 27 sierpnia, wezwał Kapicę do swojego sejmowego gabinetu i przekonywał, że nie miał nic wspólnego z próbami wpływania na kształt ustawy. Tym samym przyznał, że wie, iż były takie próby. A wiedzieć mógł od premiera. Ewentualnie od osoby, której Tusk powiedział o akcji CBA, choć nie powinien. Tajne pismo szefa CBA do premiera, informujące o związkach Chlebowskiego i Drzewieckiego z aferą, powinno być przekazane Grzegorzowi Michniewiczowi, dyrektorowi generalnemu Kancelarii Premiera, i umieszczone w tajnej kancelarii.

Chlebowskiemu puściły nerwy po spotkaniu z Donaldem Tuskiem. Właśnie wtedy Kapica postanowił sporządzić notatkę ze spotkania z Chlebowskim, mimo że nikt go o to nie prosił i nigdy takich notatek ze spotkań z Chlebowskim nie sporządzał. Jak twierdzi, zrobił to na ewentualny użytek prokuratury lub komisji śledczej. Już wiedział, że był przeciek. Chciał się odciąć od aferzystów. Przekazał notatkę swojemu zwierzchnikowi, ministrowi Rostowskiemu, który poinformował o niej następnego dnia premiera. Chciał mu przekazać notatkę Kapicy, ale premier zamiast wyjaśnić sprawę z Chlebowskim, nie przyjął jej. Może nie musiał, znał wyjaśnienie?

Billingi pokażą, kto zdradził

Informacja z Kancelarii Premiera ostrzegła towarzystwo, że podległe premierowi służby ich namierzyły. Bo jeszcze tego samego dnia, 26 sierpnia, po spotkaniu u premiera, Rycho i Zbycho ucięli kontakty telefoniczne. A kilka dni później, 31 sierpnia, spotkali się, nie bez powodu konspiracyjnie na cmentarzu w Marcinkowicach. Musieli wiedzieć, że są „na celowniku” CBA.

Już 26 sierpnia 2009 r. Ryszard Sobiesiak, biznesmen z branży hazardowej, znajomy Chlebowskiego i Schetyny, dzwoni do Lecha Janczy, małopolskiego działacza PO, w sprawie niezwiązanej z ustawą o grach losowych. Sobiesiak mówi: „Ja mam teraz zakaz dzwonienia, bo tam jakieś sprawy załatwialiśmy i nie chcę dzwonić, żeby nas k… nie kojarzyli”. Sugeruje to, że w dzień, gdy odbyło się spotkanie z Kapicą u premiera, ktoś niezwłocznie poinformował Sobiesiaka bezpośrednio lub przez inną osobę, że CBA ich podsłuchuje. Odpowiedź, kim była ta osoba, da przejrzenie billingów rozmów telefonicznych tego dnia (już po zakończeniu spotkania u premiera) z Sobiesiakiem i drugim z biznesmenów zamieszanych w aferę – Janem Koskiem. Jeśli byłby to Chlebowski lub Schetyna, i tak przeciek obciąża premiera, który nie powinien im ujawnić wiedzy uzyskanej z CBA.

Komisja sprawdzi premiera

Wniosek o przekazanie sejmowym śledczym billingów premiera Tuska, a także kalendarzy spotkań z zeszłego roku: szefa rządu, byłego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, byłego wicepremiera Grzegorza Schetyny i byłego szefa klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego zgłosił poseł lewicy, członek komisji śledczej ds. afery hazardowej, Bartosz Arłukowicz. Domaga się billingów telefonów zarówno prywatnych, jak i służbowych. Billingi premiera mają dotyczyć okresu od 12 sierpnia do 9 października 2009 r. Arłukowicz we wniosku zawarł także prośbę o udostępnienie kalendarzy i dokładnych harmonogramów wszelkich spotkań ww. polityków Platformy Obywatelskiej oraz dat przejazdów ich samochodów służbowych w zeszłym roku.

Możliwe, że biznesmeni zamieszani w aferę dowiedzieli się, iż są podsłuchiwani już dwa tygodnie wcześniej, po spotkaniu szefa CBA z szefem rządu 14 sierpnia 2009 r., podczas którego premier został poinformowany, że przewodniczący komisji finansów publicznych Zbigniew Chlebowski oraz minister sportu i turystyki Mirosław Drzewiecki biorą udział w nielegalnych działaniach. A ich celem jest zmiana rządowego projektu ustawy hazardowej i zablokowanie wejścia w życie przepisów umożliwiających pobieranie dodatkowych opłat od hazardu. Mogło to się stać 19 sierpnia 2009 r., gdy premier Tusk spotkał się z ministrem Drzewieckim, prosząc go o wyjaśnienie sprawy usunięcia przepisu o dopłatach. Drzewiecki miał też przygotować harmonogram dotychczasowych prac nad ustawą.

Jednak z całą pewnością politycy i biznesmeni zamieszani w aferę mieli wiedzę o działaniach CBA wobec nich 26 sierpnia ub.r. Sekwencja wydarzeń wskazuje, że do przecieku doszło właśnie wtedy.

Potwierdza to rozmowa z 27 sierpnia 2009 r. Koska z Sobiesiakiem. Ryszard Sobiesiak: „Wycofałem Magdę [córkę Sobiesiaka, która starała się o kierownicze stanowisko w Totalizatorze Sportowym – red.], bo tam KGB, CBA… – jak się spotkamy, to ci powiem – donosów było tyle, że k… wiesz… ze względu na mnie oczywiście”.

Źe przeciek nastąpił 26 sierpnia, wskazuje też złożenie przez ministra Drzewieckiego 2 września 2009 r., kilka dni po spotkaniu Kapicy i Rostowskiego u premiera, pisma do Kapicy z prośbą o przywrócenie w projekcie ustawy przepisu wprowadzającego dopłaty dla branży hazardowej, co należy odczytać jako desperacką próbę ratowania twarzy.

Kamiński prosił Tuska o ostrożność

A przecież w piśmie z 12 sierpnia ub.r. do premiera szef CBA, informując o nielegalnych działaniach lobbingowych związanych z ustawą o grach i zakładach wzajemnych, prosi Donalda Tuska o „zachowanie szczególnej ostrożności przez Pana Premiera w udostępnianiu materiałów osobom trzecim z uwagi na działania operacyjne CBA”.

14 sierpnia na osobistym spotkaniu szefa CBA z prezesem Rady Ministrów Kamiński informuje Tuska szczegółowo o działaniach Chlebowskiego i Drzewieckiego, m.in., że w ich wyniku doszło do wycofania przez ministra Drzewieckiego z projektu ustawy przepisu o dopłatach, który według wyliczeń Ministerstwa Finansów miał przynieść dochód do budżetu państwa w wysokości ok. 500 mln zł rocznie (wcześniej Sobiesiak dzwoni do ministra Drzewieckiego, mówiąc o ministrze finansów: „ten idiota podpisał rozporządzenie, które kładzie hazard na łopatki”). Szef CBA stwierdza, że należy wyjaśnić rolę w tej sprawie wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda – w związku z pismami wysyłanymi w toku prac legislacyjnych sprzyjającymi lobby hazardowemu; wicepremiera Grzegorza Schetyny – w związku ze spotkaniami, jakie odbywał z Sobiesiakiem, i niepoinformowaniu premiera o intensywnych zabiegach lobby hazardowego; wiceministra Jacka Kapicy – w związku z oświadczeniem Ministerstwa Finansów o zaakceptowaniu wniosku ministra Drzewieckiego o zrezygnowaniu z pobierania dopłat od hazardu.

10 września ub.r. szef CBA informuje ustnie Jacka Cichockiego – sekretarza kolegium ds. służb specjalnych w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, że nastąpił przeciek informacji do osób rozpracowywanych przez CBA, a 11 września zawiadamia o tym pisemnie premiera.

Cztery dni później, 15 września, szef CBA otrzymuje od prokuratora okręgowego w Rzeszowie wezwanie do stawienia się w celu postawienia mu zarzutów w sprawie afery gruntowej, co dało podstawy premierowi, by odwołać go z funkcji.

Leszek Misiak

KOMENTARZ BIBUŁY: Co billingi pokażą i czy pokażą sprawcę – pokaże czas i nie stawialibyśmy sprawy tak jednoznacznie jak ujął to Autor. O jakich to billingach mowa bowiem, i kto je kontroluje – to powinno stanowić kluczowe pytanie. Z tego co wiadomo, monopol na billingi telefoniczne, tak w Stanach Zjednoczonych, jak już niestety i w Polsce, ma firma izraelska. Szkoda, że tak mało ludzi o tym wie. Polecamy raz jeszcze link do tekstów zamieszczonych kilka lat temu w Bibule, w tym do tekstu z 2002 roku z Naszego Dziennika.

W Stanach Zjednoczonych ta sama firma izraelska, która kontroluje billingi, dopuściła się zainstalowania urządzeń podsłuchowych na najbardziej strzeżonych liniach telefonicznych Białego Domu. Służby specjalne USA wykryły podsłuch, choć sprawie ukręcono łeb i niewiele osób się o tym dowiedziało. Czy i w Polsce nie byłoby możliwe podsłuchiwanie „strzeżonych” linii telefonicznych, jeśli billingi są w obcych rękach? Pytanie oczywiście retoryczne, gdyż rozprężenie Kraju sprzyja penetracji służb obcych krajów. No, tym bardziej, że służby izraelskie przestają być trakotwane jako obce.

ZOB. RÓWNIEŻ:

Za: niezalezna.pl | http://www.niezalezna.pl/article/show/id/29863/articlePage/2

Skip to content