Aktualizacja strony została wstrzymana

Depopulatorzy: liczba Polaków powinna skurczyć się o połowę

Na specjalizującym się w finansach, ekonomii i gospodarce portalu forsal.pl ukazał się kuriozalny artykuł o tak zwanym przeludnieniu. Tekst będący przejawem nachalnej propagandy depopulacyjnej wskazuje m.in. na zasugerowaną wprost przez jedną z organizacji – „optymalną” liczbę Polaków, szacowaną na 18 milionów mieszkańców.

Forsal.pl należy do spółki INFOR Biznes, której właścicielem w 51 procentach jest INFOR.Pl, a w pozostałej części niemiecki Ringier Axel Springer Media AG. Serwis ściśle współpracuje z „Dziennikiem Gazetą Prawną”, należącą do tego samego koncernu.

Artykuły publikowane na forsal.pl cytowały m.in. brytyjski magazyn „The Economist”, niemiecki „Der Spiegel”, amerykańska agencja Bloomberg, magazyn „Forbes” itp. Wszystkie te media zaangażowane są w propagowanie antyludzkiej de facto Agendy Zrównoważonego Rozwoju 2030.

W wydaniu z 7 lipca na Forsal.pl ukazał się artykuł Andrzeja Prajsnara, eksperta portalu RynekPierwotny.pl, jako materiał własny redakcji o znamiennym tytule: Przeludnienie i konsumpcja to plagi XXI wieku?”.

Autor promuje poglądy lewackich organizacji pozarządowych (NGO) i Banku Światowego. Ten „ekonomista z wykształcenia i humanista z zamiłowania” publikuje na łamach „Gazety Wyborczej”, „Rzeczpospolitej”, Uważam Rze”, a także portali: bankier.pl, money.pl, interia.pl czy wp.pl. Powołuje się na przewidywane przez oenzetowskie agendy prognozy dotyczące szacowanego wzrostu liczby ludności na świecie, zwłaszcza w Afryce Subsaharyjskiej. To obszar będący przedmiotem szczególnej troski m.in. prof. Jeffreya Sachsa – współtwórcy planu Balcerowicza. Obecnie, poza licznymi funkcjami doradczymi w wielu gremiach międzynarodowych, profesor Sachs jest szefem oenzetowskiej SDSN (Sieci Rozwiązań na rzecz Zrównoważonego Rozwoju). Podczas swoich wykładów w Londynie czy Stanach Zjednoczonych stale przywołuje wspomniane prognozy i zachęca do sterylizacji kobiet i mężczyzn.

Bądźcie niepłodni i nie rozmnażajcie się

Autor tekstu na forsal.pl pisze: „W skali Europy powszechnym problemem jest starzenie się społeczeństw oraz depopulacja niektórych obszarów. Dlatego wielu Europejczyków nawet nie zdaje sobie sprawy, jak szybki jest wzrost ogólnej liczby ludności na naszej planecie. Obecnie liczba mieszkańców Ziemi przekracza już 7,6 miliarda. Taka sytuacja w połączeniu z prognozami dalszego wzrostu populacji w krajach słabo rozwiniętych gospodarczo, nie wróży dobrze m.in. pod kątem pokoju oraz stanu środowiska naturalnego”.

I dalej: „Przykład Afryki Subsaharyjskiej jest często używany w kontekście problemów z bardzo szybkim wzrostem populacji. Warto przypomnieć, że pojęcie Afryka Subsaharyjska obejmuje wszystkie kraje Czarnego Kontynentu położone na południe od Sahary. Ten obszar zmagający się z biedą oraz brakiem stabilizacji politycznej, często bywa nazywany również Czarną Afryką. Pomimo wszelkich problemów widocznych na terenie Afryki Subsaharyjskiej, wiele aspektów życia tamtejszych mieszkańców znacząco się poprawiło”.

Po wyliczeniu postępów związanych z popularyzacją szkolnictwa oraz opieki medycznej, a także spadkiem śmiertelności niemowląt, autor pisze: „Za tą zmianą nie poszło jednak w parze odpowiednie ograniczenie dzietności kobiet. W niektórych krajach z analizowanego regionu, wskaźnik dzietności nadal kształtuje się na poziomie 6,0 – 8,0. Na terenie całej Afryki Subsaharyjskiej, analizowany wskaźnik od 1960 r. do 2000 r. zmniejszył się tylko o 13% (jego obecna wartość to 4,9)”.

Prajsnar straszy konsekwencjami – jak pisze – „zbyt powolnego spadku dzietności i wydłużającej się długości życia”.

„Jak nietrudno zauważyć – czytamy – Bank Światowy zakłada szybki i liniowy wzrost populacji Afryki Subsaharyjskiej do 2050 r. Liczba ludności tego obszaru ma się zwiększyć z 1,1 mld (w 2018 r.) do 2,2 mld (2050 r.)”.

I dalej: „Istnieją uzasadnione obawy, że zbyt szybki wzrost liczby ludności zdestabilizuje Czarny Kontynent i będzie fatalny w skutkach dla cennych przyrodniczo obszarów (m.in. wilgotnych lasów równikowych)”.

Ślad ekologiczny – argument za wyludnianiem Ziemi

Autor, powołując się na dane jednej z organizacji, dodaje: „Warto zdawać sobie sprawę, że z punktu widzenia niektórych naukowców, gwałtowny wzrost populacji w Afryce nie jest jednym problemem dotyczącym liczby ludności świata. Organizacje promujące zrównoważony rozwój naszej planety, zwracają uwagę na kwestię bardzo dużej konsumpcji w krajach rozwiniętych gospodarczo. Jeden z najbardziej popularnych przykładów wskazuje, że do zapewnienia każdemu mieszkańcowi globu takiego poziomu życia oraz konsumpcji, jaki posiada przeciętny mieszkaniec USA, potrzeba byłoby pięciokrotności zasobów odnawialnych i nieodnawialnych naszej Ziemi”.

I wreszcie czytamy: „Bardzo ciekawa wydaje się również koncepcja tzw. śladu ekologicznego, czyli wskaźnika porównującego poziom zużycia odnawialnych zasobów naturalnych z możliwościami ich pełnego odtworzenia. W przypadku krajów słabo rozwiniętych, taki poziom śladu ekologicznego jest bardzo niski. Mimo tego obliczenia organizacji Population Matters wskazują, że graniczna liczba mieszkańców Ziemi pozwalająca na pełne odtwarzanie zasobów naturalnych, aktualnie wynosi tylko 4,3 mld (przy obecnym spożyciu mięsa i poziomie technologii). (…) Dane Population Matters dla Polski wskazują, że optymalna ekologicznie populacja naszego kraju wynosi około 18 mln mieszkańców. Ta liczba zakłada obecny poziom konsumpcji oraz technologii, samowystarczalność kraju w zakresie wykorzystania odnawialnych zasobów przyrodniczych i możliwość ich pełnego odtworzenia”.

Dla złagodzenia ewentualnej reakcji czytelników autor zastrzega, że „podanych wyników oczywiście nie należy traktować jako apelu zachęcającego do radykalnej depopulacji krajów lub obniżenia standardu życia ich obywateli”.

„Obliczenia bazujące na koncepcji śladu ekologicznego są wykonywane, aby lepiej pokazać problem związany z eksploatacją zasobów naszej planety” – konkluduje.

Wstęp do kampanii depopulacyjnej?

Tekst Andrzeja Prajsnara ukazał się w opiniotwórczym medium, z którego korzystają nie tylko eksperci i przedsiębiorcy, ale także politycy.

Seria podobnych artykułów, zainicjowanych przez Rachel Carson (Silent Spring w 1962 roku) i późniejsze raporty Klubu Rzymskiego, czy też opracowania czołowego depopulatora, prof. Paula Ehrlicha, miały za zadanie wywołać określoną reakcję społeczną – zniechęcać do rodzenia dzieci, propagować wegeteriański styl życia i bezbożny kult „Matki Ziemi”.

Walka ze zmianami klimatycznymi to część większego programu zrównoważonego rozwoju (Agenda 2030). Jego istotą jest ograniczenie liczby ludności na świecie, które realizuje się pod pretekstem walki z ubóstwem. Poza propagowaniem „praw reprodukcyjnych i seksualnych” ośrodki akademickie wypracowują rozwiązania, które za pomocą „kija i marchewki” mają skłonić kobiety do rezygnacji z macierzyństwa lub ograniczenia liczby rodzących się dzieci. Naukowcy renomowanych uczelni – szukając uzasadnienia dla programów depopulacyjnych – proponują projekty „inżynierii populacyjnej” czy „ludzkiej hodowli”.

W okrągłą rocznicę rebelii sorbońskiej obserwujemy więc swoiste deja vu wobec sytuacji z lat 60. i 70. Głównym celem lewicowego przewrotu była wówczas zmiana mentalności mająca służyć wprowadzeniu „ulepszonej” wersji komunizmu. Propagandziści dzisiejszej odmiany czerwonej zarazy, czyli „zrównoważonego rozwoju”, wzmagają swoje działania. 

Depopulatorzy już nawet nie kryją, iż podejmowane przez nich akcje – rzekomo dobroczynne – mają doprowadzić do ograniczenia liczby ludności na świecie. Tylko w ubiegłym roku w raporcie o stanie ludności, zatytułowanym State of World Population 2017, Fundusz Ludnościowy ONZ (UNFPA) stwierdza, że „zrównoważony rozwój” można osiągnąć jedynie wskutek walki z ubóstwem, polegającej na ograniczeniu liczby ludności na świecie wskutek upowszechnienia sterylizacji i antykoncepcji.

Raport UNFPA, którego podtytuł brzmi: Worlds Apart. Reproductive health and rights in an age of inequality, stwierdza już na samym początku, iż za różnice w dostępie do bogactwa na świecie odpowiada „nierówność płci i niemożność pełnej realizacji praw seksualnych oraz reprodukcyjnych”. To z kolei ogranicza rzekomo postęp i rozwój ekonomiczny państw. Tym samym autorzy wnioskują, że niemożliwe jest zniwelowanie luki rozwojowej między krajami bogatymi a biednymi bez upowszechnienia antykoncepcji, która obejmuje sterylizację kobiet i mężczyzn oraz aborcję.

Come On!, Raport Klubu Rzymskiego – znanego ze szczególnego zaangażowania na rzecz działań depopulacyjnych – opracowany pod redakcją Ernsta Ulricha von Weizsäckera i Andersa Wijkmana wzywa do natychmiastowego wdrożenia polityki ograniczającej przyrost naturalny.

Raport prognoz Departamentu ds. Ekonomicznych i Społecznych ONZ ostrzega przed głodem z powodu przeludnienia. Opracowanie zatytułowane The World Population Prospects: The 2017 Revision przekonuje, iż światowa populacja licząca 9 miliardów ludzi zanadto obciąży zasoby globalne, stąd grozi nam głód. Dlatego konieczne jest upowszechnienie aborcji, sterylizacji i długoterminowej antykoncepcji. Niezbędne jest wdrożenie wszystkich celów Agendy 2030 i kontrolowana migracja do krajów ze starzejącym się społeczeństwem.

W roku 2017 ukazało się staraniem wielu organizacji pozarządowych sporo opracowań na temat rzekomego przeludnienia. Znamienne jest opracowanie prezesa Worldwatch Institute, Roberta Engelmana, który w swojej książce Moving Toward Sustainable Prosperity wyjaśnia, jak depopulować świat nie naruszając praw człowieka i nie wprowadzając drastycznych rozwiązań. Postuluje on m.in. wprowadzenie zintegrowanej propagandy Agendy 2030, która ma przekonywać, że ci, którzy mają dzieci, szkodzą planecie.

Według Banku Światowego, Światowego Forum Ekonomicznego i wielu „środowisk naukowych”, rzekome przeludnienie jest uznawane za jedno z największych zagrożeń współczesności.

Byle nie „jak króliki”

Prof. Jeffrey Sachs podczas wykładu w London School of Economic and Political Science (luty 2015 roku) zaznaczył, że kluczowe dla wdrożenia zrównoważonego rozwoju jest ograniczenie liczby ludności i megatransformacja energetyczna, która ma zmienić świat.

Szef IIASA (Międzynarodowego Instytutu Analizy Stosowanej Systemów) oraz dyrektor Instytutu Ziemi na Columbia University w Nowym Jorku zaznaczył, że nie osiągniemy zrównoważonego rozwoju, jeśli populacja wciąż będzie rosnąć szybko. Stwierdził: „Oczywiście mówienie o tym nie jest łatwe, ponieważ to niepoprawne politycznie. Przekonał się o tym papież Franciszek, gdy powiedział, że katolicy nie mogą rozmnażać się jak króliki. Sądzę, że to było dobre otwarcie, żeby papież rozpoczął tę dyskusję. Powinniśmy wziąć sobie to do serca, że możemy mieć tyle dzieci, ile jesteśmy w stanie wychować i wykształcić dobrze, by miały szansę na dobrobyt. A to oznacza, że można mieć dwoje, może troje, ale nie pięcioro, siedmioro, ośmioro i więcej”.

Dalej stwierdził, że to wielki problem Afryki Subsaharyjskiej, która szybko się rozmnaża. W 1950 roku żyło w tych krajach 180 milionów osób, obecnie miliard, a do końca wieku – przekonywał Sachs – będą to, według prognoz, cztery miliardy. – Ja nie wiem, jak zapewnić zrównoważony rozwój przy tak dużej liczbie ludzi w Afryce Subsaharyjskiej. Dla dwóch miliardów to jeszcze jest możliwe, ale nie dla czterech – podkreślił.

Dlaczego propaguje się mit przeludnienia?

Mit o przeludnieniu jest potrzebny by wdrożyć lewicowy program „zrównoważonego rozwoju”, nad którym pracowano już od dawna. Ma on z założenia pomóc krajom zachodnim utrzymać kontrolę nad gospodarką światową w sytuacji, gdy kraje rozwijające się szybko nadrabiają dzielący je dystans od państw rozwiniętych. Po latach globalizacji gwałtownie wyhamował bowiem handel międzynarodowy. Spadła liczba inwestycji. Świat zmaga się z potężnym zadłużeniem. Finansiści i politycy wymyślili, że w celu zapobieganiu bankructwu państw, funduszy emerytalnych i w związku z zachodzącymi zmianami demograficznymi (starzejąca się Północ, przeżywające boom Południe), polityczna koncepcja zrównoważonego rozwoju pozwoli ściągnąć z obywateli – w postaci podatków, opłat za wodę, energię, powietrze itp. – środki niezbędne na inwestycje.

Jednocześnie kraje te czuje się zagrożone przez wschodzące gospodarki, które przeżywają „nowy cud gospodarczy”, przechodząc w tempie przyspieszonym proces industrializacji. W gospodarce światowej zachodzą dramatyczne przesunięcia.

Gdyby wierzyć szacunkom historyka gospodarki Roberta Fogela – uwzględniając obecne trendy demograficzne i ekonomiczne do 2040 roku – 15 krajów zachodnioeuropejskich z 4 procentami ludności światowej będzie wytwarzać około 5 procent światowego PKB; Stany Zjednoczone z 5 proc. ludności – 14 procent PKB; Chiny z 17 procentami ludności – 40 proc. globalnego PKB. Te prognozy – nawet jeśli są błędne – obrazują pewne ekonomiczne przesunięcie, które ma wpływ na politykę międzynarodową.

Nie można także zapominać o mentalności neomaltuzjańskiej i darwinowskiej, dominującej na czołowych uczelniach światowych, zwłaszcza ekonomicznych.

Agnieszka Stelmach

PoloniaChristiana – pch24.pl (2018-08-08)

[Wybrane wypowiedzi internautów pod w/w tekstem na stronie źródłowej:]

Papież Franciszek też powiedział że katolicy nie powinni się rozmnażać jak króliki… To był chyba pierwszy taki zgrzyt, który musiano tłumaczyć wyrwaniem wypowiedzi z kontekstu i niezrozumieniem myśli przewodniej…
wojtek

Niech ci mądrale dadzą przykład i walkę z przeludnieniem zaczną od siebie i swoich rodzin.
Skanderbeg

 


 

CZYTAJ:

 


 

Skip to content