W minioną niedzielę doszło do gorszących scen przed bazyliką we francuskim Saint-Denis. Sprowokowali je bojówkarze skrajnej lewicy oraz nielegalni imigranci.

Do bazyliki, w której znajdują się groby królów Francji, wtargnęła kilkudziesięcioosobowa grupa tzw. „Koordynacji”, składającą się z nielegalnych imigrantów i działaczy skrajnej lewicy. Byli wśród nich m.in. deputowany lewicowej partii France Insoumise z departamentu Seine-Saint-Denis Éric Coquerel oraz zastępca mera miasta radny Bally Bagayoko.

W środku kościoła rozwinięto baner i przystąpiono do okupacji świątyni. Główne żądanie lewicowców dotyczyło odstąpienia rządu od wprowadzenia planów nowego prawa azylowego. Około 80-osobowa grupa została dość szybko usunięta z bazyliki Saint-Denis przez siły policyjne. Musiano jednak użyć pałek i gazu, doszło też do przepychanek z funkcjonariuszami. Zatrzymano jedną osobę i musiano odwołać wieczorną Mszę Świętą.

Policja nie została wezwana przez przedstawicieli Kościoła. Interwencji dokonano bowiem ze względu na… zabytkowy charakter miejsca.

Wybór historycznej bazyliki i zarazem czynnej świątyni katolickiej na miejsce antyrządowego protestu nielegalnych emigrantów i skrajnie lewicowych polityków może wydawać się dziwny. Znany polityk prawicy Nicolas Dupont-Aignan skomentował to słowami o „deptaniu naszych korzeni i naszej historii”.

Nielegalni imigranci wybierają na miejsce swojej akcji katolicką świątynię nie po raz pierwszy. Można by co prawda naiwnie sądzić, że przynajmniej ta grupa może uważać jeszcze Kościół za instytucję, która reprezentuje Francję jako taką, ale obecność tam lewackich polityków tezę taką podważa.

Swoją drogą ciekawe, dlaczego grupy te nie wybierają na miejsce swoich protestów meczetów? Wszak są znacznie bliższe wielu spośród nielegalnych imigrantów.

Bogdan Dobosz