Aktualizacja strony została wstrzymana

Nie bój się, mała trzódko…

Prawda jest jedynym gwarantem wolności.  

Tę ewangeliczną myśl często przywołuje Vittorio Messori w swojej ostatniej książce „Dlaczego wierzę”.  Gubienie prawdy na drodze ku mirażom wolności jest ciągłym – na przestrzeni historii – problemem człowieka i narodów. 

 W Polsce trwają już od kilkudziesięciu lat zmagania o prawdę. O tę historyczną i o tę podstawową dla myślenia człowieka, która ma sens metafizyczny, filozoficzny i religijny. Najpierw jej oddziaływanie na szerokie rzesze Polaków  utrudniała, a czasem wręcz uniemożliwiała komunistyczna cenzura i prześladowania Kościoła – nawet za wygłaszanie kazań czy drukowanie modlitewników były surowe kary, cóż mówić o dostępności katechizmów, książek religijnych, dzieł filozoficznych!

Trudnością dnia dzisiejszego jest to, że ludzie nawykli do poszukiwania prawdy w środkach masowego przekazu mają coraz więcej kłopotów, by ją zdefiniować.  

Można by powiedzieć, że cała rzeczywistość publicznego życia zmówiła się, by zamazać jej treść. Małym przykładem z Polski- z dziedziny życia politycznego – były mnożące się nie tak dawno, niemal z dnia na dzień, „komisje śledcze”, znak nieobecności norm moralnych w systemie, który został nam zaaplikowany. Niejednokrotnie „śledztwo”, przeprowadzane w sejmowych wnętrzach, przypominało zabawę w ciuciubabkę. Formalnie spełniany był postulat: opinia publiczna stoi na straży praworządności , wszystko odbywało się przy odsłoniętej kurtynie, ale jednak prawda nie została obroniona. Bo nie była przez nikogo mile widziana. I ostatecznie wcale nie triumfowała.  Dziś nawet to mocno niedoskonałe narzędzie, „sztukujące” system, zwany szumnie „demokratycznym”, zostało wytrącone z ręki tym, którzy upominali się o prawdę. Z tego powodu tak wielu Polaków przeżywa dziś  frustrację i utratę nadziei.

Rzecznicy dotarcia do prawdy, czyli do źródła nieprawidłowości w życiu publicznym, prawie zawsze są ośmieszani.  

Rzecz jest jednak dużo głębsza niż gra interesów w polityce.

Prawdziwa gra toczy się – od czasu, gdy siły antychrześcijańskie sięgnęły po narzędzie rewolucji – o całkowite wyeliminowanie z  oficjalnego życia państwa kryterium prawdy. Dlatego większość polityków – nawet ci deklarujący się jako katolicy – nie potrafią bronić już jej do końca. Zatrzymują się w pewnym miejscu, nieraz w połowie drogi. Przeszkody są nie do pokonania. Przeciwnikom chodzi wszak  o wysoką stawkę – jak w każdej rewolucji –  o „nowego człowieka”, wyzutego z wszelkich zasad, który musi stać się kolejnym  w dziejach „nawozem historii”.  

Rozumienie istoty zjawisk, znajomość mechanizmów, związku przyczyny i skutków, będą w tym zawsze przeszkadzać.  Dlatego dziś tak niebezpiecznie jest używanie pewnych słów, odwoływanie się do dawnych jednoznacznych pojęć, ukazywanie ich głębokiej treści i konieczności posługiwania sie nimi w analizie rzeczywistości.  

Ktoś, kto dopomina się o prawdę, czyli nie tylko o ustalenie samych faktów, ale o przejrzystość reguł i czystość kryteriów w życiu publicznym, o ukazanie wzajemnych związków przyczyn i skutków, korelacji i następstwa wydarzeń, zostaje zawsze w końcu napiętnowany jako „oszołom”.  

Podobnie jest z tymi, którzy walczą o uznanie niezmienności Prawdy objawionej.

Vittorio Messori  postrzega dominującą obecnie w życiu społecznym ideologię politycznej poprawności jako najbardziej podstępnego wroga katolicyzmu. Zwraca uwagę, że rozpowszechniane przez tę ideologię „sprzeczności, sprawy przeczące rzeczywistości, schematy, hipokryzje hegemonicznej kultury” są tak niebezpieczne, bo stanowią karykaturę chrześcijaństwa. Próbują zaaplikować światu chrześcijaństwo bez Chrystusa.  

 „Jest to kolaż pewnych wyizolowanych ewangelicznych wartości, przykrojonych jednak tak, by nie przeszkadzały ideologii, na której się on zasadza”. Co to za ideologia? Jak ją zdefiniować? Zwróćmy uwagę jak często dziś głosi się obronę życia nienarodzonych, walczy się z eutanazją czy z kulturową promocją dewiacji – a także z dyskryminacją wszelkich mniejszości, z głodem, wojną, bezrobociem, epidemiami itd. – zupełnie bez odniesienia do Boga jako Prawodawcy i Sędziego. Bez wskazania na Chrystusa jako jedynego  Władcę! Pana wszelkiego stworzenia, któremu podlegają wszystkie bez wyjątku dziedziny życia i przed którym zgiąć się musi każde kolano… To czyste szaleństwo. To obraza Boga. I zarazem – rozumu ludzkiego.

„Amerykanie nazywają tę ideologię liberal, dla nas [Włochów] identyfikuje się ona praktycznie z ideologią radykalną”, mówi Messori.  

Nie kojarzy się to najlepiej Polakom, doświadczanym dwukrotnie  przez rewolucję.  A obecnie przez jej najnowsze liberalne wcielenie . 

Odnosząc się do aktualnych oskarżeń Kościoła i całego chrześcijaństwa, Messori uczynił  jednak zarazem wyznanie, że nie odczuwa żadnego strachu wobec autorów tej ideologii i ludzi wcielających ją w życie. (Przypomnijmy paniczny strach innego pisarza, Stanisława Ignacego Witkiewicza, zwanego Witkacym, który odebrał sobie życie, gdy spostrzegł, że nie może już nigdzie schronić się przed rewolucją, której wizja ścigała go od dzieciństwa). 

Ta uwaga, u tak przenikliwego obserwatora dziejów i znawcy sytuacji Kościoła, jakim jest Messori, nie jest felietonową kokieterią.  

Włoski pisarz wyjaśnia:

„Trzeba, by w każdym pokoleniu żył innowator, odstępca, kontestator, heretyk. Są oni narzędziami opatrznościowej misji w takiej mierze – będąc przekonanymi, że zwalczają, a może nawet obalają ortodoksyjność Kościoła – w jakiej tak naprawdę go umacniają, zmuszając do zastanowienia się, zgłębienia, oczyszczania się, a na pewno – do wyrażania się z większą precyzją”.

Pisarz dodaje, że jeśli Kościół nie zostałby zaatakowany i wyzwany przez heterodoksyjne odczytania Ewangelii, pochodzące nie tylko z >zewnątrz<, ale i z >wnętrza<, nie dokonane zostałoby zarazem ogromne zasadnicze dzieło Kościoła, by zdefiniować i obronić podstawowe treści wiary”.   

Podobne można by spojrzeć na to, co przeżywamy dziś w Polsce w dziedzinie politycznej.  Ale nade wszystko – na to, co przeżywamy dziś (cztery lata od ukazania się drukiem książki Messoriego) jako katolicy, w dziedzinie wiary. 

O tym, że sprawa ma wymiar uniwersalny, upewnia kardynał John Henry Newman, nawrócony z anglikanizmu w  drugiej połowie XIX wieku (beatyfikowany przez Benedykta XVI dwa lata temu). Przypomina on o tym w kazaniu zatytułowanym „Chwała należna Maryi”. (Warto dodać, że w kilka lat po wygłoszeniu tego kazania papież Pius IX ogłosił dogmat o Niepokalanym Poczęciu Matki Bożej).   

Kardynał Newman ukazuje tu strategię Boga działającego w Kościele wobec przeciwników Prawdy. Jest ona najściślej związana z Maryją. Ona sama, Maryja wyraża tę strategię. Oto bowiem, dzięki uznaniu przez Kościół faktu, że Maryja jest Matką Boga, „Chrystus musi być w dosłownym sensie Emanuelem, Bogiem z nami”.

Kardynał Newman podkreśla, że ”gdy z upływem czasu złe duchy i fałszywi prorocy stali się silniejsi i śmielsi, znajdując nawet dojście do katolickiej wspólnoty wierzących”, tytuł Maryi ujmujący Jej rolę, jako Matki, która urodziła Boga – Człowieka, stał się najpewniejszym i najskuteczniejszym środkiem, by ich wyrzucić.  

Były anglikanin jest doskonale świadom faktu, że ci, którzy planują całkowite zniszczenie wiary chrześcijańskiej „nie potrafili znaleźć pewniejszego środka dla realizacji swego nienawistnego celu jak szyderstwa i bluźnierstwa przeciwko Maryi…” Stało za tym ich przekonanie, że  „jeżeli raz uda im się przekonać świat, aby zlekceważył Matkę, bardzo szybko pojawi się też brak czci dla Syna.”

Bowiem „Kościół i szatan w tym jednym byli zgodni – że Syn i Matka są zawsze razem”.  Kardynał Newman  przytacza na tę tezę dowód w postaci trzech stuleci (poprzedzających wiek XIX), podczas których „katolicy, którzy czcili Matkę, nadal czczą i Syna, podczas gdy protestanci, którzy teraz przestali oddawać cześć Synowi, zaczęli od szyderstw z Jego Matki”. 

W naszej objawionej religii poszczególne prawdy wiary warunkują siebie nawzajem, występują w nieporównanym z niczym, ścisłym i harmonijnym splocie.  Dlatego lekceważenie Maryi i nieposłuszeństwo Jej wezwaniom staje się zawsze, w rezultacie, wielką tragedią świata chrześcijańskiego, ogromnym narażeniem Prawdy. Ale zarazem to Ona sama jest gwarantem, że Prawda nigdy zniszczona nie zostanie. Kościół, w swej nieskażonej błędem teologii Maryjnej, zna również dobrze  niedościgłe męstwo Niepokalanie Poczętej. 

To właśnie Kościół nazywa ją „Wieżą Dawidową” i zwraca się do Niej w antyfonie jako do Tej, „która sama zniszczyła wszystkie herezje w całym świecie”. 

Gdy Chrystus  zasiadał na tronie swojej świątyni w pełnym blasku swej chwały – Ona  ukrywała się w cieniu , „stała z boku, czyniąc przejście dla Stwórcy”.

Usługiwała Synowi, była dyskretna i niewidzialna; w swej wielkiej delikatności  nigdy nie chciała przyćmić Jego blasku nawet najmniejszym cieniem Swej Osoby, a zarazem – jakby mimowolnie„przekonując świat, że zasługuje na hołd swoją pełn słodyczy i wdzięku postawą”.

Sytuacja gwałtownie i natychmiast się zmienia, gdy zagrożona zostaje prawda o Chrystusie. „Gdy heretycy ogłosili, że Bóg nie stał się człowiekiem”, przypomina kardynam Newman, „wówczas nadeszła  godzina  Jej własnej chwały (…)”, choć przecież „walczyła nie dla siebie”. Czyniła to dla Chrystusa i Jego Kościola.

Kościół zwalczał herezję, a blask Maryi stawał się coraz silniejszy. Tak też jest i w dzisiejszych czasach…A nawet konkretnie – właśnie dziś w Polsce, gdzie tylu ludzi modli się w niezwykłej pokorze na różańcu. I będzie tak już już zawsze. Nie ma pewniejszej Obrończyni Prawdy niż Maryja. Nie ma nikogo silniejszego. Ona jest niezwyciężona. Tak wielu rodaków – i tak wielu katolików na świecie – jest w tym głęboko upewnionych!

Kardynał Newman w swoim kazaniu przepowiedział, że Maryja będzie czczona jako Niepokalanie Poczęta. Dziś, w obliczu tak powszechnego odejścia od Prawdy, możemy być pewni, że uczczona zostanie także w Kościele jako Wszechpośredniczka Łask, Współodkupicielka.  

Czasy wielkiego kryzysu, batalii o Prawdę, są zawsze Jej czasami. Trzeba tylko poznać Jej niezrównaną metodę i Jej niezłomne bohaterstwo, w którym jaśnieje zarazem najczulsza miłość Matki do każdego z Jej dzieci. Obrona każdego, kto odda się Jej  bezapelacyjnie i uzna całkowitą swoją zależność od Niej – jak zapowiedział na początku XVIII św. Ludwik Maria Grignon de Monfort, misjonarz Wandei – jest faktem. Jest najpewniejszą i najskuteczniejszą obroną.

Po ludzku rzecz biorąc, w obecnej konfrontacji, nie mamy zbyt dużych szans. Od czasów pierwszej w dziejach rewolucji, rewolucji protestanckiej, ruszyła machina, która, pod pozorem wolności i praw człowieka,  stawia sobie za cel jego całkowite podporządkowanie, zniewolenie, a następnie zniszczenie. Zniszczeniu Prawdy towarzyszy zawsze zniszczenie człowieka. Zniewolenie  człowieka odbywa się w wymiarze fizycznym i duchowym. Ten ostatni jest z pewnością groźniejszy. Źeby człowieka podporządkować i zniewolić trzeba zmienić jego mentalność. Narzucić mu nowy sposób myślenia, obezwładnić jego umysł… Maryja, ta ludzka istota najdoskonalej znająca Prawdę,  najprzenikliwiej rozumująca i najgłębiej kontemplująca Boga, nie zostawi nas jednak w tej potrzebie bez pomocy. Poznaniu prawdziwego Boga zawsze towarzyszy miłość. Tym większa im poznanie jest pełniejsze.

Czy zatem to wszystko, czego doświadczamy i co widzimy wokół nas, ma nas tylko nastrajać pesymizmem, zniechęceniem, budzić gorycz, rozpacz i grozę?  Czy komuś nie chodzi przede wszystkim właśnie o to, byśmy zaczęli się trząść ze strachu, a nie umacniać się wewnętrzną siłą Prawdy?  

Czyż naszą Obrończynią, naszą Twierdzą, nie pozostaje Pani Nieba i Ziemi, nasza Królowa? Matka, której Imię nawet dziś, w czasach tak powszechnego odejścia od wiary, nie jest obojętne dla nikogo z Polaków … 

Bać może się tylko ten, kto utracił Prawdę. I kto ma, w wyniku jej utraty, poczucie ogromnego niepokoju i bezbrzeżnej samotności. I niezgłębionego smutku, który pokrywa płytkimi przyjemnościami i iluzją nieśmiertelności. Nie  odróżnia już bowiem realnego świata od świata zmysłowych przemijających uciech i ideologicznych fantomów. Świata stworzonego i podtrzymywanego przez Boga – od socjotechnicznych manipulacji, od szyderczych pokus, a także od systemu i formuły nowych praw, zakorzenionych w prawie rewolucji.  Odwrotności praw Bożych.

 Pytany o stosunek do przyszłości Vittorio Messori odpowiada: 

 „Wydaje mi się, że cała przyszłość mieści się w czterech słowach Jezusa, przekazanych przez Łukasza Ewangelistę: >Nie bój się mała trzódko…< (Łk 12,32). Wydaje mi się, że w tych słowach widzę wszystko…”.

Nowy papież Franciszek podczas pierwszej swojej Mszy św., na zakończenie konklawe,  odwołał się w kazaniu do konieczności modlitwy do prawdziwego Boga, mówiąc: „kto nie modli się do Boga, modli się do diabła”. I do konieczności podążania przez Kościół za Ukrzyżowanym Chrystusem.  Prawda o Chrystusie Ukrzyżowanym, naszym Odkupicielu jest tą prawdą, której najbardziej nienawidzi świat.

W następnym zdaniu krótkiego kazania Ojciec Święty mówił o Maryi. Syn i Matka zawsze są razem.  Nie może być inaczej. Kościół zawsze tej prawdy strzegł. 

Wyznanie, że „Maryja jest Deipara [gr. Bożą Rodzicielką – EPP] zabezpiecza apostolską doktrynę przed wszelką wieloznacznością, stanowiąc tym samym test, za pomocą którego wykrywamy oszustwa przebywających na tym świecie złych duchów Antychrysta”, przypominał kardynał Newman.

Niech Bóg błogosławi naszemu papieżowi Franciszkowi. Oby  z pomocą Niepokalanej, ufając Jej bezgranicznie,  swoją pokorną służbą odnowił Kościół, Mistyczne Ciało Chrystusa.

A my, Polacy, prośmy Ojca Świętego o ustanowienie dogmatu o Maryi Współodkupicielce i Wszechpośredniczce Łask .

Ewa Polak-Pałkiewicz

__________________________________________ 

Źródła: Vittorio Messori: „Dlaczego wierzę. Źycie jako dowód wiary”, Wydawnictwo Św. Stanisława BM,  2009

Kard. J.H. Newman: „The Glories of Mary for the Sake of Her Son”, Discourses Addressed To Mixed Congregatrions, Londyn, Nowy Jork, Bombaj, 1906, s.342-359. Tlum. Paweł K. Długosz

Za: Ewa Polak-Pałkiewicz (14.03.2013) | http://ewapolak-palkiewicz.pl/nie-boj-sie-mala-trzodko-2/

Skip to content