Aktualizacja strony została wstrzymana

Wunderwaffe spaliła na panewce – Stanisław Michalkiewicz

No, tośmy się w końcu doigrali. Wiadomo – miłe złego początki lecz koniec żałosny, od rzemyczka do koniczka, po koniczku – szubieniczka, a i starożytni Rzymianie, co to każde spostrzeżenie zaraz ubierali w postać pełnej mądrości sentencji mawiali: quidquid agis prudenter agas et respice finem – co się wykłada, że cokolwiek czynisz, czyń rozsądnie i patrz końca. Tymczasem w tym stanie rosnącego onieprzytomnienia, do którego ma doprowadzić obywateli kampania wyborcza, żeby w kulminacyjnym momencie zagłosowali na swoich ciemiężycieli, to znaczy – Umiłowanych Przywódców – zupełnie zapomnieliśmy o skutkach własnych działań, no i doigraliśmy się. Oto pani doktor nauk medycznych Katarzyna Kopacz-Pietraniuk, rodzona córka pani premierzycy Ewy Kopacz publicznie zagroziła, że jeśli wygra Prawo i Sprawiedliwość, to ona natychmiast z naszego nieszczęśliwego kraju wyemigruje. Nie wiem, co panią doktor doprowadziło do takiej desperacji – czy perspektywa utraty rządowego stanowiska przez premierzycę – matkę, a więc również – możliwości, a może nawet związanych z tym alimentów, elegancko nazywanych „konfiturami władzy”, czy może deklaracja prezesa Jarosława Kaczyńskiego, że wprawdzie żadnej zemsty nie będzie, ale że „aferzyści” będą musieli „ponieść konsekwencje prawne” – dość, że swoją decyzję podjęła. Tak nawiasem mówiąc, rosyjski minister spraw zagranicznych, książę Aleksander Gorczakow mawiał, że nie wierzy informacjom niezdementowanym.

Skoro tedy pan prezes Kaczyński zadeklarował, że żadnej zemsty nie będzie, to książę minister z całą pewnością uznałby to za zapowiedź zmasowanego odwetu. Oczywiście może on – jak zresztą wszystko w tych zepsutych czasach – przybrać pozory legalności, ale bez względu na to, jakimi pozorami osłonięte zostałoby pragnienie odwetu, spadnie on na nie tylko na głowy przedstawicieli obozu zdrady i zaprzaństwa, ale i na głowę każdego, kogo wskaże nieubłagany palec pana prezesa Prawa i Sprawiedliwości. Tak w każdym razie mogła sobie pomyśleć pani doktor Katarzyna Kopacz-Pietraniuk. Czy jednak ta ocena zagrożenia ze strony pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego i jego pretorianów jest trafna – to już inna sprawa. Musimy bowiem pamiętać, że jak partia mówi o „konsekwencjach prawnych”, jakie będą musieli ponieść „aferzyści” – to mówi. Rzecz w tym, że powietrze, podobnie jak papier, nie tylko wszystko przyjmie, ale nawet się nie zarumieni.

Zauważył to już w głębokiej starożytności Marek Tulliusz Cyceron mówiąc, że epistola non erubescit, co się wykłada, że list się nie rumieni – ale nie możemy jednocześnie zapominać o podstawowej zasadzie konstytucyjnej III Rzeczypospolitej: „my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych”. Wprawdzie Prawo i Sprawiedliwość, zwłaszcza w dniach ostatnich (czyżby naprawdę już nadchodziły sławne „dni ostatnie”?), kiedy to dała się zauważyć rosnąca atrakcyjność retoryki antysystemowej, również zaczęło akcentować swój antysystemowy charakter – ale każde dziecko wie, że to tylko taki kostium, podobny do kostiumu liberalnego, jaki próbował wciągać na siebie Donald Tusk – podczas gdy tak naprawdę zarówno jedna, jak i druga formacja, podobnie jak Sojusz Lewicy Demokratycznej i Polskie Stronnictwo Ludowe, stanowią istotne elementy systemu zaprojektowanego jeszcze przez generała Kiszczaka wraz z gronem osób zaufanych w Magdalence.

Pamiętając o tym, lepiej rozumiemy, dlaczego pan Zbigniew Ziobro, piastujący w rządzie pana premiera Jarosława Kaczyńskiego stanowisko ministra sprawiedliwości, zachowywał się niczym Grażyna ze sławnego poematu Adama Mickiewicza. Jak pamiętamy, Grażyna przywdziała zbroję należącą do sławnego Litawora i Krzyżacy początkowo odczuwali na widok groźnego rycerza respekt, ale wkrótce zauważyli, że „Cóż stąd, że bije? Nikogo nie zabił!” Podobnie i pan minister Ziobro, u którego było nawet gorzej, bo wszystko skończyło się na zapowiedziach, jak to będzie dusił wszystkich gołymi rękami. Tymczasem on tylko tymi rękami wymachiwał i właściwie jedynym sukcesem – o ile można to tak nazwać – było sławne „skonsumowanie przystawek” w postaci Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin. Trudno to jednak nazwać wyciąganiem „konsekwencji prawnych” wobec „aferzystów”, bo słynna „afera gruntowa” od początku aż do kompromitującego końca została spreparowana przez tajniaków z Centralnego Biura Antykorupcyjnego, które potem – już w innej obsadzie personalnej – umaczało paluchy w kolejnych aferach, między innymi – w aferze podsłuchowej.

Mam tu na myśli pana Marka Falentę, o którym powiadają, że był, a może nawet jest nadal, tajnym współpracownikiem aż trzech bezpieczniackich watah, które na dodatek nic o sobie nawzajem nie wiedziały. Ja chętnie w to wierzę, że nic nie wiedziały, dzięki czemu pan Falenta – gdyby oczywiście chciał – mógłby całkiem bezpiecznie wykonywać zadania zlecone przez jakąś zagraniczną razwiedkę, może nawet niejedną. Taki to ci „system” zaprojektował generał Kiszczak w Magdalence wraz z gronem osób zaufanych, wśród których – obok „drogiego Bronisława” oraz Kuronia Michnika (Michnik to nazwisko), czy Lecha Wałęsy, był również nieboszczyk Lech Kaczyński.

W tej sytuacji jest rzeczą oczywistą, że pani doktor Katarzyna Kopacz-Pietraniuk zagrożenie ze strony Prawa i Sprawiedliwości ocenia przesadnie, być może na zasadzie, iż strach ma wielkie oczy. Bardziej prawdopodobna wydaje się zatem obawa przed utratą możliwości, czy nawet alimentów. Ale i ona nie wydaje się przekonująca, więc nie mamy innej możliwości, jak tylko przyjąć, że deklaracja pani doktor była pomyślana przez strategów Platformy Obywatelskiej, jako rodzaj Wundefrwaffe, „cudownej broni”, która pozwoli jednym susem wskoczyć na pozycję lidera sondaży, no i oczywiście – wyborów. Jeśli nasze podejrzenia są trafne, to musimy przyjąć, że strategowie Platformy Obywatelskiej, to banda idiotów, którzy całkowicie utracili poczucie rzeczywistości. Podobnie było z Charlottą, żoną meksykańskiego cesarza Maksymiliana, która przybyła do Paryża, by u cesarza Napoleona III uzyskać pomoc dla męża zagrożonego przez rewolucję. Kiedy Napoleon wykręcał się od pomocy, cesarzowa Charlotta zagroziła, że w takim razie obydwoje z mężem abdykują. – Ależ abdykujcie jak najprędzej! – wyrwało się cesarzowi, na co Charlotta dostała spazmów, zaczęła wyrzucać Napoleonowi III niskie pochodzenie, aż wreszcie zwariowała. Jak te historie się powtarzają!

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    tygodnik „Polska Niepodległa”    24 października 2015

Skip to content