Aktualizacja strony została wstrzymana

Główny Srul zlekceważył redaktora Michnika

Ajajajajajajaj! Na tym świecie pełnym złości wszystko przemija – a skoro wszystko, to jakże ma nie przemijać czas dobrego fartu pana redaktora Adama Michnika? Jeszcze w roku 1990 jakieś nowojorskie Żydy nominowały go do tytułu „Żyda Roku 1990”, z czego nawiasem mówiąc przed niezawisłym sądem w Lublinie już siódmy rok toczy się proces o „antysemityzm”. Przed siedmiu, a może nawet ośmiu laty niejaki Karol Adamaszek, wynajęty przez lubelski oddział żydowskiej gazety dla Polaków w charakterze „redaktora”, spłodził donos do tamtejszej prokuratury na Grzegorza Wysoka, jakoby dopuścił się on zbrodni antysemityzmu. Kilka lat temu zeznawałem w tej sprawie w charakterze świadka i stąd mogłem poznać nie tylko te zarzuty, ale również zatrważające rozmiary ignorancji historycznej i obywatelskiej wśród funkcjonariuszek lubelskiej prokuratury. Podczas przesłuchania tamtejsza prokuratura zadała mi – w swoim oczywiście mniemaniu – podchwytliwe pytanie, czy słowo „cham” jest obraźliwe. Odpowiedziałem, że do niedawna było, ale skoro niezawisły sąd w Lublinie prawomocnie uznał, że można w ten sposób zwracać się do prezydenta państwa, to już chyba nie jest. Okazało się jednak, że to tylko taki wstęp, bo pani prokuratoressie chodziło o to, czy określenia „Chamy” i „Żydy” są obraźliwe, czy nie. Wyjaśniłem tedy, że tak właśnie przezywały się frakcje w PZPR – „grupa Natolińska” i tzw. „Puławianie” w latach 50-tych – co m.in. w broszurze wydanej w paryskiej „Kulturze” opisał Witold Jedlicki. Wprawdzie – dodałem – kolega Antoni Zambrowski utrzymuje, że Witold Jedlicki, jako tajny współpracownik SB, napisał tę broszurę i wysłał Jerzemu Giedroyciowi na polecenie Mieczysława Moczara, który tak naprawdę nazywał się Mikołaj Diomko – ale nawet on nie zaprzecza, że określenia: „Chamy” i „Żydy” funkcjonują w dyskursie publicznym i historiografii. Odniosłem nieprzyjemne wrażenie, jakby lubelska prokuratura dowiedziała się tego wszystkiego ode mnie. Nie tylko zresztą prokuratura – bo zaraz po mnie zeznawał pan senator, który na pytanie niezawisłego sądu odpowiedział, że „nigdy” nie słyszał o żadnych „Chamach”, ani „Żydach”. Szczęśliwy człowiek! Odniosłem tedy wrażenie, że niezawisły sąd został niejako zniewolony do uznania, że samo słowo „Żyd” ma charakter nieprzyzwoity.

Tak już na tym świecie pełnym złości bywało. W Rosji, a właściwie – w Sowdepii, bo Związek Radziecki jeszcze wtedy nie został proklamowany – bardzo zwracano uwagę na pyskówki, wskutek czego słowo „Żyd”, które w języku rosyjskim rzeczywiście ma charakter obraźliwy, mniej więcej taki, jak w języku polskim słowo „parch”- zostało zakazane. Doprowadziło to prawdziwej rewolucji semantycznej, bo na przykład w języku rosyjskim jest słowo „ożidat’”, to znaczy – oczekiwać. Skoro jednak słowo „Żyd” zostało zakazane, to w pismach urzędowych zaczęto używać formy „ojewrieiwat’” – bo oznaczające Żyda słowo „jewriej” było nadal dopuszczalne. Ciekawe, kiedy i jakim orzeczeniem zakończy się lubelski proces, który pokazuje, jakie skutki dla jurysprudencji i podatników pociąga za sobą nadgorliwość delatorów z chederu pana redaktora Michnika.

Mniejsza jednak o to, bo chodzi o przemijanie dobrego fartu samego pana redaktora. To jest nieuchronne następstwo starości. Już w XVIII wieku pozbawiony złudzeń ksiądz biskup Ignacy Krasicki w bajce „Stary pies i stary sługa” pisał: „Póki gonił zające, póki kaczki znosił, Kasztan co chciał u pana swojego wyprosił. Zstarzał się. Aż z owego pańskiego pieścidła, psisko stare, niezdatne oddano do bydła”. Otóż to! W roku 1990 pan redaktor Michnik mógł być sobie pieszczochem nowojorskiej diaspory i „Żydem Roku”, ale od tamtej pory minęło 25 lat, sprawa roszczeń ani nie została załatwiona po myśli grandziarza Izraela Singera, więc w centrum zainteresowania znalazły się całkiem inne Żydy. Wprawdzie pan redaktor Michnik próbuje podtrzymać wrażenie, że nadal jest na topie i w swojej żydowskiej gazecie dla Polaków drukuje swoje palavery z ruskim Żydem Grigorijem Jawlińskim, jakim to szubrawcem jest zimny ryski czekista Putin – ale widać że to tylko takie ultimos podrigos, zarówno w przypadku pana redaktora Michnika, jak i Grigorija Jawlińskiego.

Jawliński narzeka, że żydowscy grandziarze wzięli Putina na ochroniarza w nadziei, że czekista będzie czujnie pilnował tego, co sobie w Rosji ukradli, a tymczasem on natychmiast zmienił zamki i żydowscy grandziarze w rodzaju Borysa Bieriezowskiego i Władimira Gusińskiego zostali z fiutem z garści. Warto przypomnieć, że kiedy Putin z rekomendacji wspomnianych żydowskich grandziarzy został wezyrem, a potem – rosyjskim prezydentem, największym zagranicznym inwestorem w Rosji był Cypr. Stało się to w taki sposób, że do grandziarzy, którzy ulokowali się na Cyprze, bo to i ciepło i blisko i banki – przybyli rewizorowie iz Pietierburga. Kiedy ma się lufę pistoletu w ustach, to trzeba mówić krótko i na temat, więc i grandziarze na pytanie – ile ukradli – odpowiadali precyzyjnie: tyle i tyle. – Aha – na to rewizorowie – to zostaw sobie z tego tyle i tyle i żyj spokojnie – ale reszta ma wrócić do Rosji. Nawet nie myśl o tym, że nam uciekniesz; popatrz; znaleźliśmy ciebie tutaj i znajdziemy ciebie wszędzie, więc nawet nie myśl o tym, żeby coś kombinować. I tak się stało; o ile za Jelcyna nie było z czego wypłacać emerytur, a nawet pensji, to za Putina nagle okazało się to możliwe. Okazuje się, że zmiana konwencji ze sportowej na niesportową doprowadza nawet największych żydowskich cwaniaków do bezradności. Nic dziwnego; nawet największy bankier nie potrafi schwytać w rękę kuli wystrzelonej w jego głowę.

Dlatego też Żydzi nie mogą przeboleć utraty rosyjskich alimentów, więc pan redaktor Michnik uwija się jak w ukropie, ale to już nie te czasy, gdy był pieszczochem całej diaspory. Dzisiaj nikt nawet go nie informuje, jak trzeba nawijać i w rezultacie mamy potworny dysonans między żydowską gazetą dla Polaków, a Żydami w bezcennym Izraelu. Oto w momencie, gdy szabesgoje w rodzaju pana red. Jarosława Kurskiego, z tych Kurskich, co to familijnie obstawiają wszystkie możliwe kierunki polityczne, pana red. Piotra Stasińskiego, czy wreszcie biegającego za proroka mniejszego pana red. Jacka Źakowskiego, pryncypialnie chłoszczą mniej wartościowy naród tubylczy za brak entuzjazmu wobec „uchodźców” – izraelski premier Beniamin Netanjahu nie tylko ogłasza zamknięcie granic bezcennego Izraela przed „uchodźcami”, ale również – budowę muru na granicy między bezcennym Izraelem, a Jordanią, żeby nie tylko jacyś „uchodźcy”, ale nawet myszka się tamtędy nie przedostała do żydowskiego paradisu. Co za potworny dysonans, co za brak koordynacji; akurat kiedy najweselszy w całej żydowskiej gazecie dla Polaków dział religijny przystępował do sztorcowania tubylczego Kościoła za sprzeniewierzanie się chrystusowym standardom – taki nóż w plecy, taki obciach, taki brak koordynacji. Najwyraźniej Sam Główny Srul musiał skreślić pana redaktora Michnika z okólnika, wskutek czego tubylczy oddział żydowskiej gazety dla Polaków nie jest o niczym informowany. Ajajajajajajaj!

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    16 września 2015

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3467

Skip to content