Aktualizacja strony została wstrzymana

Między pewnością a rozterką

Papież Franciszek powoli przyzwyczaja opinię katolicką do tak zwanych kontrowersyjnych wypowiedzi. Czy to przypadek, czy może znak? Stanisław Lem w „Głosie Pana” powiada, że nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle tylko postępować cierpliwie i metodycznie. Powolne przyzwyczajanie opinii katolickiej do kontrowersyjnych wypowiedzi przypomina działanie metodyczne. Przyzwyczajenie bowiem jest drugą naturą, więc jak opinia katolicka przyzwyczai się do kontrowersyjnych wypowiedzi, to możliwe są dwojakie reakcje. Albo – w pierwszym przypadku – w ogóle przestanie przywiązywać do nich wagę, albo – w przypadku drugim – bez specjalnego zdziwienia ani sprzeciwu przyjmie deklaracje, które kilka, a zwłaszcza – kilkanaście lat wcześniej wstrzymałyby obrót Ziemi, a w tej sytuacji będzie można powiedzieć już właściwie cokolwiek. W takiej sytuacji będzie się liczyło jedynie już tylko to, co w jakiejś sprawie myśli większość i to nie jakaś większość zwyczajna, tylko większość wpływowa, której mniemania będą wyznaczały i determinowały postępowanie instytucji o znaczeniu ponadnarodowym. W ten oto sposób sprawdziłoby się spostrzeżenie Mikołaja Gomeza Davili, który zauważył, że Kościół straciwszy nadzieję, iż ludzie będą postępowali zgodnie z jego nauczaniem, zaczął nauczać tego, co ludzie robią. Oczywiście nie ludzie zwyczajni, bo ci bardzo często robią to, co sugeruje im telewizja, tylko ci, którzy o treści programów telewizyjnych decydują.

Właśnie papież Franciszek wypowiedział się krytyczne na temat kary śmierci, a nawet kary więzienia dożywotniego, uznając ją za „ukrytą formę” kary śmierci. Opinię tę wygłosił podczas spotkania z delegacją Międzynarodowej Komisji Przeciwko Karze Śmierci. Byłoby niegrzecznie przypuszczać, że papież wygłosił tę opinię, by podlizać się Komisji, więc uprzejmie uważam, że myśli tak naprawdę. Uzasadnieniem potępienia kary śmierci ma być „świętość życia”. Ale cóż to właściwie znaczy, że życie jest „święte”? Świętość jest synonimem doskonałości, a życie samo w sobie trudno uznać za doskonałe. Nawet nie dlatego, że w każdym przypadku kończy się śmiercią, czy dlatego, że często bywa pasmem udręki z powodu chorób, czy prześladowań, ale przede wszystkim dlatego, że człowiek może ze swoim życiem zrobić różne rzeczy, zatem świętość życia w znacznym stopniu, a może nawet w stopniu decydującym zależy od tego, co się z nim zrobi.

Gdyby było inaczej, trzeba by życie uznać za rodzaj wartości najwyższej, ale to z kolei podważałoby znaczną część tradycji katolickiej, która kultywuje pamięć świętych męczenników. Chodzi o to, że ci wszyscy święci męczennicy poświęcili życie dla wartości, które najwyraźniej sami uznawali za ważniejsze od życia – bo w przeciwnym razie nigdy by własnego w dodatku życia dla nich nie poświęcili. Mamy zatem dwie możliwości; albo ci święci męczennicy byli nieświadomymi rzeczy frajerami, ale w takim razie nie zasługują na żaden kult, tylko co najwyżej – na wzruszenie ramion i uśmiech politowania, albo żadnymi frajerami nie są – ale w takim razie życie nie jest wartością najwyższą. Zresztą i sam papież Franciszek dopuszcza wyjątek w postaci obrony koniecznej. Skoro jednak w obronie własnego życia można pozbawić życia napastnika, to znaczy, że również życie może być przedmiotem wartościowania, a skoro tak, to nie jest wartością najwyższą.

Wreszcie wątpliwość natury formalnej; jakże papież Franciszek może bezwzględnie potępiać karę śmierci, a nawet więzienia dożywotniego, a jednocześnie tolerować Katechizm Kościoła Katolickiego, który uznaje tę karę za dopuszczalną? Nie da się ukryć, że dobrze to nie wygląda, bo skoro Katechizm ten zawiera takie horrenda w jednej sprawie, to skąd możemy mieć pewność, że zajmuje słuszne stanowisko w innych kwestiach? Takie wątpliwości pojawiły się już wcześniej, kiedy Stolica Apostolska w jednym z dokumentów stwierdziła, że w przeszłości zdarzały się błędne interpretacje Ewangelii jeśli chodzi o stosunek do Żydów. Warto zwrócić uwagę, że interpretowanie Ewangelii jest bodajże najważniejszym zadaniem magisterium Kościoła. Jeśli zatem w przeszłości zdarzały się interpretacje błędne, to skąd możemy mieć pewność, że interpretacje aktualne są bezbłędne? Takiej pewności już mieć nie możemy, co pokazuje, że próby udelektowania wszystkich – w tym akurat przypadku – Żydów – nie uchodzą bezkarnie, że albo Święty Spokój, albo Prawda. Nawet gorzej – bo jeśli wzgardzimy Prawdą dla Świętego Spokoju, to nie tylko utracimy Prawdę, ale Świętego Spokoju też nie uzyskamy. Trochę inaczej myśl tę wyraził w wieku XVIII wileński bazylianin Atanazy Nowochacki, zauważając, że dzisiaj duchowieństwo sprzedaje dary Ducha Świętego za pieniądze, ale skończy na tym, że ani darów Ducha Świętego, ani pieniędzy mieć nie będzie, bo Pan Bóg swoje, a diabeł swoje odbierze. I rzeczywiście – bo normalni ludzie oczekują od Kościoła pewności, a jeśli Kościół będzie dostarczał im rozterek, to przestanie być komukolwiek potrzebny – bo rozterek ludzie mają pod dostatkiem również bez Kościoła.

Ale o to mniejsza, bo ważniejsza jest oczywiście prawda – również o karze śmierci. Wydaje mi się, że dyskusja na ten temat powinna rozpocząć się od rozstrzygnięcia kwestii, czy kara ta jest sprawiedliwa – bo jeśli nie – to oczywiście trzeba ją znieść, ponieważ nie da się wymierzyć sprawiedliwości za pomocą niesprawiedliwej kary. Jeśli jednak jest sprawiedliwa, to państwo, będące wszak monopolem na przemoc, nie powinno pozbawiać się żadnego instrumentu wymierzania sprawiedliwości, bo tylko dlatego akceptujemy moralnie ten monopol, że przemoc może być używana w służbie sprawiedliwości. Jak zatem wygląda na kwestia od strony religijnej? Pewnej wskazówki dostarcza nam opis egzekucji Pana Jezusa w Ewangelii wg św. Łukasza. Czytamy tam, że kiedy jeden z łotrów razem z Panem Jezusem ukrzyżowanych zaczął Go lżyć i Mu wymyślać, drugi zwrócił mu uwagę, żeby się opamiętał. My – powiedział ów łotr – „sprawiedliwą karę cierpimy”, podczas gdy On nic złego nie uczynił. Potem zwrócił się do Pana Jezusa, by wspomniał nań, gdy już znajdzie się raju. I co uczynił Pan Jezus? Natychmiast go kanonizował („dziś jeszcze będziesz ze Mną w raju”) i jest to w dodatku kanonizacja, która nie wzbudza najmniejszych naszych wątpliwości. A za co święci są kanonizowani? Za przywiązanie do cnót chrześcijańskich w stopniu heroicznym. Otóż ów łotr z całą pewnością taki heroizm w przywiązaniu do cnoty sprawiedliwości wykazał – i to w dodatku w warunkach własnej egzekucji, na co nie każdy by się zdobył. A skoro tak, to znaczy, że kara śmierci jest sprawiedliwa, bo czyż Pan Jezus kanonizowałby tego łotra za poświadczenie nieprawdy?

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    27 marca 2015

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3354