Aktualizacja strony została wstrzymana

Kurde balans

Zbliża się wrzesień – i podobnie jak w 1939 roku znowu jesteśmy „silni, zwarci, gotowi” – a zwłaszcza gotowi na wszystko, „bo z nami jest, bo z nami jest marszałek Śmigły Rydz”. To znaczy – jeszcze go nie ma, bo ten pierwszy wziął i umarł, a reinkarnacja jeszcze się nie pojawiła, chociaż, trzeba sobie szczerze i otwarcie powiedzieć, że mamy coraz więcej dowodów prawdziwości teorii reinkarnacji, zwłaszcza w niezależnych mediach głównego nurtu. Zaczęło się od koleżanki Janiny Paradowskiej, w którą reinkarnowała się Melania Kierczyńska, o której Leopold Tyrmand w swoim „Dzienniku 1954” pisze, jako o „koszmarnym zlepku wyschłych kości i brodawek”, a teraz, kiedy padł rozkaz budowania jedności moralno- politycznej narodu, ruszyła lawina reinkarnacji. Ciekawe, że mamy do czynienia z reinkarnacjami wielokrotnymi, ale skoro występuje zjawisko bilokacji, to co komu szkodzą reinkarnacje wielokrotne?

Tedy w rozmaite osobowości telewizyjne płci damskiej powłaziła Wanda Odolska, podczas gdy w płeć męską wcielił się Stefan Martyka. W rezultacie telewizję mamy taką samą, jak za pierwszej komuny, kiedy to nad każdym redaktorem stał tuzin siepaczy, a w ostatniej instancji czuwała cenzura. Dzisiaj żadnych siepaczy ma się rozumieć, nie ma, podobnie, jak cenzury, więc ten fenomen jedności moralno-politycznej narodu w niezależnych mediach trzeba przypisać świadomej dyscyplinie – bo w przeciwnym razie trzeba by odwołać się do skompromitowanej teorii spiskowej, według której niezależne media naszpikowane są konfidentami, niczym sztufada słoniną.

Zatem podobnie, jak w 1939 roku jesteśmy nie tylko „silni, zwarci, gotowi”, ale w dodatku mocni siłą naszych sojuszników, którzy na pewno nie pozwolą nam zrobić krzywdy, a gdyby nawet – co oczywiście graniczy z niepodobieństwem – jednak pozwolili, to czyż goryczy porażki nie osłodzi nam myśl, że zginęliśmy w słusznej sprawie? Umrzeć przecież i tak każdy musi, więc w takiej sytuacji śmierć w słusznej sprawie jest słodka i zaszczytna, podczas gdy taka, dajmy na to, śmierć z powodu choroby nie ma w sobie żadnego patosu. A nasza sprawa jest słuszna, bo oto tradycyjnie walczymy za wolność „waszą” – jako, że za „naszą” na razie walczyć z naszymi okupantami nie śmiemy, toteż bez przeszkód przygotowują się oni do spacyfikowania w razie potrzeby również i nas.

Kampania ukraińska pokazuje, że wszystko, a w każdym razie – bardzo wiele zależy od terminologii. Wystarczy nazwać kogoś „terrorystą”, a wtedy takiego terrorystę można śmiało terroryzować, bez obawy, że jakaś moralizancka Schwein podniesie pryncypialne zastrzeżenia. „Kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku”, toteż na tym etapie na wszelkie moralne wątpliwości nałożona została surdyna, którą wszyscy respektują tym bardziej, im bardziej są uzależnieni od rządowych subwencji, albo przynajmniej mają nadzieję na ich uzyskanie. Ciekawe, że dopiero teraz, gdy – jak stwierdziła pani Joanna Szczepkowska – „upadł komunizm”, zaczyna sprawdzać się u nas marksistowska formuła, że „byt określa świadomość”. Ładny interes!

Wszystko zatem przed nami tym bardziej, że nawet pan prezydent Komorowski, przemawiając 15 sierpnia przed defiladą naszej niezwyciężonej armii w Warszawie przypomniał, że jeśli chcemy pokoju, powinniśmy szykować się do wojny. W swoim „Dzienniczku” święta Faustyna Kowalska notuje rozmowę z Panem Jezusem, który opowiadał jej, jak postępuje z zatwardziałymi grzesznikami: upominam ich – powiada – głosem sumienia, głosem Kościoła, zsyłam na nich przygody, które mogą doprowadzić człowieka do opamiętania, a kiedy nic nie pomaga, to spełniam wszystkie ich pragnienia. W podobny sposób wypowiadał się grecki filozof Platon: „nieszczęsny! Będziesz miał to, czegoś chciał!”.

Zanim jednak to nastąpi, skoro już wiemy, o co walczymy i za co zginiemy, możemy podjąć próbę rozdarcia zasłony przyszłości. Nie chodzi oczywiście o epatowanie urojonymi zdolnościami profetycznymi, tylko o wskazanie na pewną prawidłowość. Oto większość, a może nawet wszystkie wojny o pokój, jakie najpotężniejszy sojusznik naszych sojuszników stoczył po zakończeniu II wojny światowej, początek swój miały w wiarołomstwie amerykańskich agentów. To znaczy – nie tyle może w wiarołomstwie, tylko raczej we kroczeniu ich na własną drogę.

Na przykład Ho Chi Minh w Wietnamie korzystał z amerykańskiego wsparcia przeciwko Japończykom, a potem został „terrorystą”. Podobnie straszliwy Saddam Husajn, który „póki gonił zające, póki kaczki znosił”, tzn. póki wojował ze znienawidzonym Iranem, korzystał z pomocy USA, gdzie uchodził za tzw. „naszego sukinsyna”, chociaż wcześniej odkrył i rozładował „syjonistyczny spisek” – ale mądrość ówczesnego etapu nakazywała patrzeć na to przez palce. I dopiero gdy wierzgnął przeciwko ościeniowi, został schwytany i powieszony, jako terrorysta. Nie inaczej było ze słynnym Osamą ben Ladenem, który w okresie sowieckiej inwazji Afganistanu rozprowadzał amerykańską forsę dla mudżahedinów, a potem, gdy już Sowieciarze z Afganistanu ustąpili, a wojnę o pokój zaczęły prowadzić USA z sojusznikami, został zabity jako wróg całej miłującej pokój ludzkości.

Nie od rzeczy będzie wspomnieć o Libii, Egipcie, no i oczywiście – Iraku, które wojny o pokój wpędziły w krwawy chaos, w Iraku doprowadzając nawet do utworzenia Kalifatu. Wojska tego Kalifatu mordują tamtejszych chrześcijan, a ponieważ iracka niezwyciężona armia poszła w rozsypkę, Stany Zjednoczone rozpoczęły zbroić Kurdów w nadziej, że uda im się rzucić ich przeciwko armii islamu. To nawet jest możliwe, z tym jednak, że Kurdowie prawdopodobnie będą walczyli o utworzenie niepodległego Kurdystanu, a w tej sytuacji jest prawie pewne, że i oni wkrótce zostaną terrorystami i trzeba będzie toczyć wojnę o pokój również z nimi. I tak – aż do ostatecznego zwycięstwa, które – tak przynajmniej uważał prezydent Jerzy Bush junior – nadejdzie nie wcześniej, aż władzę nad światem obejmie bezcenny Izrael.

Prezydent Bush najwyraźniej nie był w swoim przekonaniu odosobniony, bo podobne nadzieje muszą ożywiać również „judeochrześcijan”, tworzących w naszym nieszczęśliwym kraju ważne ogniwo Stronnictwa Amerykańsko -Żydowskiego, szykującego się właśnie do rozstawienia po kątach tubylczej sceny politycznej. Jeśli tedy wojna o pokój nie wybuchnie do września, to będziemy świadkami ograniczania, wypierania, a nawet likwidacji wpływów Stronnictwa Pruskiego, nie mówiąc o Stronnictwie Ruskim, które – sądząc po buńczucznym przemówieniu pana prezydenta Komorowskiego – jest w trakcie przewerbowywania.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    22 sierpnia 2014

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3191

Skip to content