Aktualizacja strony została wstrzymana

Niebezpieczeństwa wynikające z wojny na Ukrainie

„Niebezpiecznym jest uważać, że ekonomiczna współzależność, jądrowy arsenał i międzynarodowe sojusze zabezpieczą nas przed tragedia, jaka może być skutkiem zamieszek na Ukrainie”.

Napisal Niall Ferguson, profesor historii z Uniwersytetu Harwardzkiego

W dniu 28 lipca przypada stulecie wybuchu Pierwszej Wojny Światowej, która pochłonęła około 40 miliony ofiar, i która stała się przygrywką do następnej wojny, która pobiła rekord pierwszej mordując około 70 milionów, głownie bezbronnych cywilów. Przede mną leży mała książeczka, notatnik mego ojca Franciszka Czekajewskiego, ktory nosił go w kieszenie na froncie w czasie służby w armii rosyjskiej cara Mikołaja Drugiego. Notatnik ma około 50 stron i jest pisany kursywa którą trudno odczytać, gdyż tekst jest wyblakły. Pierwsza strona ma datę 21 luty 1916 roku a końcowe zapiski mają datę z roku 1917r.

Część zapisków jest po polsku a część, szczególnie adresy, znajomych i rodzinny jest w języku rosyjskim. Na pierwszej stronie widnieje podpis właściciela jako felczera weterynarii drugiego szwadronu Huzarów Jelczańskich. Wojnę memu ojcu udało się przeżyć gdyż, kiedy wojna wybuchła był już żołnierzem z czteroletnim stażem i pewnym doświadczeniem jak unikać niebezpiecznych dla życia sytuacji.

Ojciec opowiadał jak na stacji kolejowej w Kijowie, uniknął frontowej jatki robiąc zakup gorącej wody na herbatę, tak zwany po rosyjsku „kipiatok” (wrzątek). Tak długo mu ten proceder zajął, aż podciąg wiozący go na front uciekł mu z przed nosa. Wtedy natychmiast udał się do policji wojskowej z prośbą na zatrzymanie pociągu, co nie było możliwe. Ojciec wiedział, że żołnierze, których złapano albo się zagubili w Kijowie nie odsyłano na front tylko do nowo formujących się dywizji na zapleczu. Prawdopodobnie ten zabieg uratował mu życie.

Druga sytuacje, którą ojciec opisuje krótko w notatniku była kontuzja, wstrząs mózgu spowodowany przez wybuch pocisku artyleryjskiego. Źycie uratował mu polski Żyd, który był lekarzem wojskowych i który go odesłał do Petersburga na rekonwalescencje specjalnym pociągiem sanitarnym ufundowanym przez damy dworu cesarskiego. Przed wyjazdem do Polski, ojciec mój pracował, jako sekretarz, w polskim konsulacie w Petersburgu i wspominał, że wtedy konsulat dawał wizy do Polski, każdemu który umiał powiedzieć „Dzień dobry”.

Tutaj czytelnik może mi zadać uzasadnione pytanie, co wspomnienia z przed stu laty maja do sytuacji dzisiejszej, szczególnie na Ukrainie.

Zbieżność wypadków z przed stu laty, kiedy to Rosja Carska była przedmiotem niemieckiej agresji w ramach ich filozofii „Drang nach Osten” (Parcie na Wschód) i walk miedzy popieranymi przez NATO i EU wojskami rządu w Kijowie a rosyjskimi separatystami narzuca obawę, że lokalne, jakby się wydawało, zamieszki mogą przerodzić się w wielką wojnę.

Niestety znając historię początków pierwszej i drugiej wojny światowej traci się zaufanie do ludzi, którzy stoją na czele rządów i jakoby mają pełną kontrolę nad biegiem wypadków. Niestety większość ludzi w Stanach Zjednoczonych uważa, że ludzie na czele rządu są mądrzejsi od nas przeciętnych obywateli, gdyż „oni” mają dostęp do tajnych informacji, których z powodu tajemnicy państwowej my nie znamy.

Niestety, jeśli się pamięta argumenty uzasadniające dwie duże wojny ostatniej dekady, w Afganistanie i w Iraku, to okazały się one błędne lub fałszywe. Czy możemy wierzyć, że tym razem nasze zaangażowanie w konflikt na Ukrainie jest w interesie Stanów Zjednoczonych, nie mówiąc już o Polsce. Czy ten konflikt zagraża w jakiejś mierze naszej amerykańskiej egzystencji?

Słuchając komentarzy w National Public Radio (Narodowe Radio Publiczne) stało się dla mnie jasnym, że walki na Ukrainie nie są walkami miedzy separatystami i armią ukraińską reprezentowaną przez rząd w Kijowie, ale wojną przez pośredników między Stanami Zjednoczonymi i Rosją. Szukanie winnych wśród separatystów czy ukraińskiego rządu w Kijowie jest źle ukierunkowane. Można by powiedzieć, że w tym wypadku fakty są drugorzędne. Amerykańskiego porzekadło „Do not confuse me with facts” ( Nie mąć mi w głowie faktami) doskonale określa tą sytuację.

W Financial Times, z datą 2 sierpień, 2014, czytam artykuł Niall Ferguson’a, profesora historii na Uniwersytecie Harwardzkim, pod tytułem „In history’s shadow” (W cieniu historii) opisujący konflikt na Ukrainnie i analizę tego konfliktu z punktu widzenia 100 letniej rocznicy wybuchu pierwszej wojny światowej. W większości zgadzam się z tym artykułem opisującym zagrożenia, które mogą doprowadzić do światowego konfliktu, aczkolwiek autor opisując je używa terminologii, albo raczej frazeologii podobnej do tej jaką używali propagandziści komunistyczni w PRL-owskiej Trybunie Ludu czy sowieckiej „Prawdzie”. Z ta różnicą, że w sowieckiej propagandzie idealnym systemem politycznym i ekonomicznym był socjalizm w wydania sowieckim, natomiast dzisiaj w demokratycznej prasie, „socjalizm” został zastąpiony „demokracją” i „wolnym rynkiem”.

Tak jak kiedyś każdy, kto odważyłby się negować ideał „socjalizmu” byłby uważany za zdrajcę godnym napiętnowania, jeśli nie uwięzienia, tak dzisiaj osoba kwestionująca „demokracje i wolny rynek” w najlepszym wypadku będzie uważana za pozbawioną patriotyzmu. Autor artykułu opisując zarzewie konfliktu, streszcza go do sytuacji jak następuje: Rosja po rozpadzie ZSSR była w rękach często pijanego Jelcyna i rozkradana przez „Oligarchów”. Niemniej ówczesny liberalizm demokratyczny pozwalał na reformy. Dzisiaj Putin swoim jednowładztwem sprzeciwia się „demokratycznym” reformom, jakie chciałby widzieć „Zachód”.

W wolnym tłumaczeniu wyjątek z tego artykułu, dotyczący sankcji nałożonych na Rosję, wygląda następująco:

„Czym większe są sankcje gospodarcze, tym bardziej Władimir Putin jest zapędzany w kozi róg. W efekcie Zachód dał mu dwie możliwości, z których pierwszą jest kapitulacja poprzez zaniechanie pomocy dla separatystów i drugą, którą jest rozszerzenie konfliktu poprzez dalsza pomoc wojskowa dla separatystów. Dla człowieka, jakim jest Putin, pierwszy wybór nie istnieje. Kryzys w lipcu 2014 wygląda jakby wykrojony z przepowiedni. Wnioskiem jaki można by wysnuć z tego kryzysu, jest obalenie wiary, że post-sowiecka Rosja może zostać pokojowo wchłonięta w system świata zachodniego oparty na wolnych rynkach i demokracji. W najgorszym wypadku, istnieje obawa, że lokalny konflikt we wschodniej Ukrainie może przekształcić się w wielką wojnę, której celem będzie władanie nad całą Europą”.

Zdanie z artykułu w Financial Times, które pozwoliłem sobie podkreślić tłustym drukiem, daje odpowiedź na przyczyny konfliktu na Ukrainie. Otóż ci, którzy pomagają władzy w Kijowie chcieliby widzieć integracje nie tylko Ukrainy, ale i samej Rosji ze światem zachodnim w sposób pokojowy. To samo zdanie wyjaśnia, że świat zachodni jest oparty na wolnych rynkach i demokracji. Tak się składa, że pojęcie demokracji jest dość mgliste, gdyż np. w USA, ideałem jest demokracja dwupartyjna. Wolny rynek jest też oparty na dominacji dolara w handlu zagranicznym i jego funkcji, jako międzynarodowa waluta rezerwowa.

Z tego zdania wynika, że naczelnym celem konfliktu na Ukrainie jest zmiana systemu ekonomicznego i politycznego w Rosji na taki, który by odpowiadał „Światu Zachodniemu”. Jasnym jest, że Putin nie może się na to zgodzić i ma w tym poparcie 85% Rosjan. „Pokojowe” rozwiązanie tego konfliktu, w którym ścierają się dwa różne interesy jest po prostu mrzonką. Jeśli Zachód będzie rozszerzać swój nacisk na Rosję, obawiam się, że sytuacja może wymknąć się z pod kontroli i skończy się wielką wojną, którą trudno będzie ograniczyć do Europy.

Pytanie, które trzeba sobie postawić jest, czy w naszym amerykańskim interesie jest następna wojna na wielką skalę, której wyniku trudno jest przewidzieć? Niestety decyzje w tej dziedzinie nie sa w rękach przeciętnego obywatela, a może nawet samego prezydenta Obamy. Nawiasem mówiąc w dzisiejszym The New York Times z dnia 2go sierpnia, 2014 w artykule zatytułowanym „After Heated Week, President Blows Off Steam” (Po gorącym tygodniu, Prezydent zionie gorącą parę), autorka artykułu, Julie Hirschefeld Davis, cytuje wypowiedz sfrustrowanego Prezydenta Obamy, na temat polityki zagranicznej. Prezydent Obama powiedział: „Jest dla mnie jasnym, że ludzie zapomnieli, że Ameryka jako najpotężniejszy kraj na świecie, nie jest w stanie kontrolować wszystkiego co dzieje się na tym globie”

Ani Prezydent ani autorka artykułu nie wyjaśnia, kto to są ci ludzie, którzy wierzą w niezwyciężalną siłę Ameryki. Być może, że są to ludzie, którym się wydaje, że są mądrzejsi od wszystkich innych, którzy w historii marzyli o podbiciu całego świata. Może to oni ….., a może to Marsjanie?

Jan Czekajewski

Jan Czekajewski – Dr. inż. wynalazca, konstruktor, inżynier i przedsiębiorca. Autor książek, publicysta, komentator.

Za: prawica.net (06-08-2014) | http://prawica.net/39070

Skip to content