Aktualizacja strony została wstrzymana

PiS udaje, że reprezentuje elektorat katolicki – wywiad z profesor Anną Raźny o PiS – całość

Wywiad z profesor Anną Raźny, kierownikiem Katedry Rosyjskiej Kultury Nowożytnej w Instytucie Rosji i Europy Wschodniej na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przed laty związaną z Radiem Maryja, Ligą Polskich Rodzin, i Marszem Niepodległości.

Czy PiS jest partią reprezentującą elektorat katolicki, czy jest partią cynicznie pasożytującą na elektoracie katolickim? Jak bardzo różnią się realne działania od deklaracji partii Jarosława Kaczyńskiego? Czy w dziedzinie ustroju PiS podjął jakieś działania w celu realizacji postulatów katolickiej nauki społecznej, czy PiS miał jakieś sukcesy w tej dziedzinie?

PiS udaje, że reprezentuje elektorat katolicki, manifestując swoją obecność na uroczystościach kościelnych, odwołując się do religijnych symboli czy – wreszcie – występując w katolickich mediach. Jego przedstawiciele wypowiadają się często jako jedyni politycy w katolickich dziennikach i tygodnikach, co sprawia, że nabierają one charakteru biuletynów tej partii. Jednakże w sprawach fundamentalnych dla katolicyzmu i jego wyznawców PiS nie uczynił niczego, co potwierdzałoby działanie na ich rzecz. Epokowe pod tym względem znaczenie ma postawa tej partii wobec ochrony dzieci nienarodzonych na gruncie ustawodawstwa polskiego i unijnego, zgoda na ateistyczny i zarazem antychrześcijański traktat lizboński, milczenie na forum krajowym i unijnym w sprawie zagłady chrześcijan na Bliskim Wschodzie i w krajach islamu, brak oficjalnego stanowiska w sprawie gender, sprzeczne z etyką chrześcijańską poparcie dla euromajdanu współtworzonego z nacjonalistycznym partiami – Swobodą i Prawym Sektorem – które nie odcięły się od nazizmu ukraińskiego Bandery-OUN-UPA i nie potępiły dokonanego przez te siły ludobójstwa na Polakach na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. Spektakularne było i jest do tej pory zignorowanie przez PiS apelu ks. arcybiskupa Józefa Michalika i patriarchy Cyryla o chrześcijańskie pojednanie narodów – polskiego i rosyjskiego. Tym bardziej spektakularne, że bracia Kaczyńscy byli zdolni do dialogu i ugody z komunistami-ateistami przy okrągłym stole, który współtworzyli jako przedstawiciele KOR legitymizowani przez Solidarność. Poważne naruszenie zasad chrześcijańskiej etyki stanowi postawa PiS wobec katastrofy smoleńskiej. Przyjęta z góry przez polityków tej partii teza o zamachu przeczy chrześcijańskiej pokorze wobec tragicznej śmierci ofiar tej katastrofy, nade wszystko przeczy pokorze wobec woli Bożej, która obejmuje nie tylko moment śmierci ofiar, ale także ich wcześniejsze życie – wszystkie ich dokonania i zaniechania. Nieudowodnionej tezie o zamachu towarzyszy postawa odwetu wobec „zamachowców” wyrażana wielokrotnie w formule: sprawcy zamachu poniosą odpowiedzialność. Słuszne i będące obowiązkiem sądów, prokuratorów i historyków dążenie do ustalenia prawdy o katastrofie smoleńskiej i ukarania tych, którzy jej zawinili, a są wśród żywych, PiS przekształcił w dążenie do utrwalenia mistyfikacji smoleńskiej, w której nie ma miejsca ani na prawdę, ani na miłość bliźniego. Jak się to ma do gestu Chrystusa przebaczającego łotrowi na krzyżu czy do takiego świadectwa chrześcijańskiego miłosierdzia jak spotkanie Jana Pawła II z Ali Agcą? Gdyby chrześcijańska aksjologia PiS nie była fałszywa, nie doszłoby w sprawie katastrofy smoleńskiej do tak radykalnej polaryzacji polskiego społeczeństwa, z jaką mamy do czynienia. Nieudowodniona teza o zamachu sprawia, że katastrofa smoleńska – zamiast przynieść dobro duchowe – refleksję, przebaczenie i pojednanie – skutkuje kłótniami, nienawiścią, fałszywymi mitami. Z winy PiS katastrofa zamiast połączyć – podzieliła polskie społeczeństwo w momencie osłabienia państwa polskiego i jego suwerenności oraz nasilenia zagrożenia cywilizacyjnego ze strony antychrześcijańskich ideologii – m.in. gender. W sytuacji, gdy RAŚ domaga się autonomii Śląska, a popierane przez PiS postbanderowskie ugrupowania ukraińskie nie tylko przewodniczą rewolucji na Ukrainie, ale jednocześnie głoszą postulat przyłączenia do niej kilkunastu polskich powiatów, mamy rozbicie i nienawiść zamiast jedności i współdziałania. Czyżby o to szło?

Na ile zaślepienie wyborców PIS jest to wynik technik manipulacyjnych PiS, a na ile przejaw demoralizacji katolików którzy zadowalają się tylko frazesami? Jakie są korzenie tego, że polscy katolicy zadowalają się frazesami, a są ślepi na realia? Czy sukcesy PiS w otumanianiu katolików wynikają z tego, że w wyniku posoborowego kryzysu w kościele katolicyzm został ograniczony dla wielu do pustego rytuału, atrakcyjnych rekwizytów, a wyzuty ze swej treści?

Wyborcy PiS, podobnie jak reszta Polaków, są poddawani różnym odmianom manipulacji. Tymi wyborcami manipulują jednak nade wszystko ludzie PiS – politycy i ich środowiska. Jest to przeważnie szara manipulacja, która miesza autentyczne fakty z ich jednostronną interpretacją, prawdę z mistyfikacją (smoleńską), ideały prawicy z ideałami lewicy. W szarej manipulacji PiS selekcjonuje się ważne dla Polski informacje z punktu widzenia interesów tej partii i jej protektorów. Selekcja obejmuje nie tylko bieżącą politykę Polski, ale również politykę historyczną. Jest to przede wszystkim polityka przemilczania tego wszystkiego w przeszłości Polski XX wieku, co było i jest niezgodne z doktryną Giedroycia. W pisowskiej narracji historycznej i odpowiadającej jej polityce historycznej mamy więc jedną zbrodnię ludobójstwa, która powinna być osądzona: Katyń. Ludobójstwo dokonane na Polakach przez nazistów ukraińskich w czasie II wojny światowej na Wołyniu i w Galicji Wschodniej nie wymaga ani potępienia, ani nawet wyjaśnienia. PiS nie jest zdolny do współpracy z polskimi środowiskami narodowymi, ale podejmuje ją w ramach euromajdanu z radykalnymi nacjonalistami ukraińskimi – spadkobiercami duchowymi i politycznymi Bandery. Gdy partia Jarosława Kaczyńskiego doszła do pełni władzy w 2005 roku, koalicję z LPR – podobnie jak z Samoobroną – potraktowała jako przejściowy przymus dziejowy, z którego uwolniła się (m.in. dzięki prowokacjom służb), wnioskując w 2007 roku – skutecznie – o rozwiązanie parlamentu i przedterminowe wybory. Wykluczenie otwarcia na polskie narodowo-konserwatywne partie przy jednoczesnej współpracy z ukraińskimi partiami nacjonalistycznymi to już nie jest nawet moralność selektywna, ale brak moralności. Te ukraińskie partie – nade wszystko Swoboda i Prawy Sektor – otrzymały od PiS – w tym przypadku także od PO i SLD – jasny przekaz, że ludobójstwo dokonane na Polakach na Wołyniu i we wschodniej Galicji nie tylko nie będzie potępione i rozliczone, ale kontynuatorzy jego ideologii będą traktowani w Polsce jako partnerzy polityczni nawet wówczas, gdy będą głosić hasła poszerzenia Ukrainy o polskie powiaty. Dostali sygnał, że w razie zagrożenia Polska może ich przyjąć, bo już teraz bojówkarze-terroryści postbanderowscy są leczeni w naszych szpitalach. Niestety, katolicki elektorat PiS jest ślepy i nie widzi jego fałszywej, selektywnej moralności, sprzecznej z etyką chrześcijańską. Taka postawa wyborców jest efektem gigantycznej manipulacji PiS, dokonywanej poprzez wykorzystanie symboli religijnych i katolickich mediów oraz instrumentalizację wartości chrześcijańskich. Jest także wynikiem tych zmian posoborowych, które doprowadziły w Kościele do spłycenia religijności katolików i ukierunkowały ich na tzw. atrakcyjność życia religijnego oraz fałszywie pojęty dialog z innymi religiami – taki, w którym katolik traci swą tożsamość religijną.

Czy katolickie sformułowania w retoryce PiS maja tylko charakter propagandowy, i czy są przez PiS wykorzystywane instrumentalnie? Czy działania PiS są nie tylko formą manipulowania wyborcami w celu osiągnięcia sukcesu politycznego, ale co gorsze, są kreacją „fałszywej świadomości katolików”, wyuczaniem katolików do akceptowania stanu w którym deklaracje maja się nijak do realnych działań?

Trzeba przyznać, że nie wszystkie odwołania PiS do katolicyzmu mają charakter propagandowy. W sytuacjach, które nie mają charakteru fundamentalnego dla naszej cywilizacji i bytu narodu, PiS chętnie odwołuje się do nauczania Kościoła, np. do katolickiej nauki społecznej w sprawie zakazu pracy w niedziele w galeriach i supermarketach. Natomiast w takich sprawach, w których trzeba się narazić ideologom nowego porządku światowego – głoszącym polityczną poprawność i genderyzm – PiS milczy ewentualnie ogranicza się do jałowej – bo nie popartej żadną inicjatywą ustawodawczą – krytyki. W kwestiach fundamentalnych dla naszej cywilizacji popiera w sposób spektakularny antychrześcijańskie tendencje tego porządku, jak to miało miejsce w przypadku traktatu lizbońskiego czy ludobójstwa chrześcijan na Bliskim Wschodzie i w krajach islamu. To partia, która manipuluje nie tylko wartościami chrześcijańskimi, ale również narodowymi, patriotycznymi. Warto w związku z tym przyjrzeć się tezie o zamachu smoleńskim i towarzyszącej jej mistyfikacyjnej narracji. Jaki dzięki nim osiągnięto cel? Bardzo wysoki. Teza o zamachu nadała bowiem śmierci ofiar katastrofy smoleńskiej wymiar heroiczny, który stworzył dla nich swoisty immunitet historyczny i moralny, a prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu dał miejsce na Wawelu. Immunitet taki zwalnia z odpowiedzialności za działania niezgodne z wartościami chrześcijańskimi i polskim interesem narodowym oraz uzasadnia otrzymanie miejsca w panteonie polskich królów i wybitnych Polaków. Okazało się, że za podpisanie traktatu lizbońskiego, który oznaczał przyspieszenie końca chrześcijańskiej Europy, można było otrzymać tak znaczące w historii Polski wyróżnienie. Warto uprzytomnić sobie, że przed ponad trzystu laty otrzymał je Jan III Sobieski – Lew Lechistanu, odznaczony przez Innocentego XI tytułem Obrońcy Wiary – będący dla przeciętnego Polaka ikoną wierności chrześcijaństwu. Lech Kaczyński w kontekście traktatu jest zaprzeczeniem tej ikony. Obaj leżą na Wawelu.

Czy dokonywana przez PiS demoralizacja katolików, sprawia, że dla katolików normalnym staje się stan gdy katolik postępuje niezgodnie z nauczaniem kościoła – co samo w sobie zagraża fundamentom cywilizacji łacińskiej opierającej swoją moralność na nauczaniu Kościoła?

Każda demoralizacja jest naganna, nade wszystko ta, która ma szeroki zasięg – w tym wypadku społeczny i polityczny. Polscy wyborcy, nie tylko PiS, ale również pozostałych partii wręcz przywykli do tego, że politycy nie dotrzymują słowa, nie odpowiadają za złą działalność, złe decyzje, kłamstwa, oszustwa. Widzą, że ich wybrańcy kierują się koniunkturalizmem i uprawiają machiawelizm. Jan Paweł II, który apelował o ludzi sumienia w polityce, został przygłuszony przez tych, którzy mówią, że najważniejsza jest skuteczność, że każdy środek jest dozwolony w politycznej walce, że można było przyjąć traktat lizboński bez Boga i wartości chrześcijańskich, bo najważniejsze były i są dopłaty z Unii, fundusze strukturalne, etc. – i towarzyszące im możliwości przekrętów i oszustw. Kryzys polskiej polityki ma trzy ważne aspekty: intelektualny, moralny i kulturowy. Myślenie polityczne oderwane jest od prawdy a postępowanie od wartości chrześcijańskich i polskiej tradycji. Najważniejszy jest tutaj czynnik moralny i kulturowy – myślenie oderwane od prawdy i zrywające z polską tradycją nie może bowiem przyczynić się do dobra wspólnego.

Czy demoralizowani przez PiS katolicy, ze złamanymi przez PiS kręgosłupami moralnymi, są pootwierani na przyjęcie nowych destruktywnych ideologii takich jak gender? Czy PiS udało się skuteczniej złamać kręgosłupy moralny przeciwników aborcji którzy w imię jedności „prawicy” tłumaczą kompromis aborcyjny, antykomunistów którzy akceptują sprzeciw PiS wobec ujawniania akt SB dotyczących spraw obyczajowych, niepodległościowców usprawiedliwiających integracje z Unią Europejską? Czy Kaczyńskiemu udało się to co nie udało się ani PZPR ani Gazecie Wyborczej?

Wiadomo, że odkąd istnieje ludzkość, przykład idzie z góry. PiS powołujący się na wartości chrześcijańskie dał przykład swym wyborcom, że nie tylko działalność polityka może odbiegać od jego deklaracji, ale również postępowanie przeciętnego obywatela, określającego się mianem katolika. Partia zdemoralizowała swój elektorat, pokazując jak można znakomicie prosperować w szarej strefie moralnej – tkwić w centrum polskiej polityki od czasów KOR i za nic nie odpowiadać. Zero odpowiedzialności to standard wszystkich partii politycznych w Polsce – z PiS włącznie – po 1989 roku. Towarzyszy mu formuła: w polityce wszystko jest dozwolone. W przypadku PiS dozwolone jest dowolne traktowanie wartości chrześcijańskich, do których odwołuje się ta partia w swoich programach. Świadectwem takiej postawy było nie tylko podpisanie przez Lecha Kaczyńskiego traktatu lizbońskiego i jego ratyfikacja przez posłów PiS, ale również głosowanie przytłaczającej ilości członków tej partii przeciwko życiu, gdy z inicjatywy LPR podjęto w sejmie nowelizację konstytucji w celu ochrony życia od momentu poczęcia do naturalnej śmierci. Wstrzymało się wówczas lub nie głosowało 94 posłów PiS (109 posłów PO) z władzami partii na czele. Inicjatywę poparł w całości jedynie klub LPR. Władze PiS przyrzekały wprawdzie powrót do tej inicjatywy, ale jednocześnie robiły wszystko – m.in. wykorzystując służby specjalne do prowokowania afer – aby koalicja z LPR i Samoobroną jak najszybciej się rozpadła, co musiało spowodować samorozwiązanie Sejmu i przyspieszone wybory. W przeprowadzeniu tej akcji PiS uzyskał całkowite poparcie głównych partii opozycyjnych – PO i SLD. Rozwiązując Sejm, PiS zaprzepaścił bezpowrotnie ideę konstytucyjnej ochrony życia w Polsce. Traktat lizboński, obejmujący Kartę Praw Podstawowych, nie dawał bowiem szans na powrót do niej, szans takich nie dawał również istniejący od 2007 roku układ sił politycznych w Polsce – nie do naruszenia. To była gigantyczna manipulacja. W jej wyniku Jarosław Kaczyński i PiS stanęli na biegunie przeciwnym do tego, na którym służbę chrześcijańskim wartościom pełnią Viktor Orbán i Fidesz, którzy wprowadzili do węgierskiej konstytucji ochronę życia nienarodzonych. Ta różnica wytworzyła między PiS i Fidesz przepaść cywilizacyjną, której nie usunie deklarowane przez prezesa Kaczyńskiego pokrewieństwo między tymi dwiema partiami. Gigantyczna manipulacja ze strony PiS ma miejsce również w sferze polityki międzynarodowej Polski. Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się tak zmanipulować zwolenników PiS, że nie są oni w stanie rozeznać rzeczywistych obecnych naszych zagrożeń. Nadal wmawia on Polakom anachroniczne prawdy sprzed 1989 roku i kompromituje się swą przestarzałą wiedzą z czasów KOR, zgodnie z którą największym zagrożeniem dla nas są: Rosja i komuniści. I bez względu na to, że Rosja triumfalnie powróciła do chrześcijaństwa, a Putin stał się współczesnym katechonem, PiS oraz jego liderzy ślepo ich nienawidzą i są w stanie podpiąć się pod każde działanie USA, byleby tylko osłabić Federację Rosyjską – m.in. na Ukrainie, w pomarańczowej rewolucji i obecnej, w której zwycięża radykalny żywioł nacjonalistyczny. Dla tej rewolucji i postbanderowskich jej sił PiS z całym polskim parlamentem chce wymóc naszą daleko idącą pomoc. Czy to nie jest łamanie kręgosłupa moralnego Polaków, którzy bezskutecznie czekają na pełnię prawdy o rzezi wołyńskiej i na uznanie jej za ludobójstwo? Pozostaje kwestią otwartą, kto skuteczniej łamie ów kręgosłup obecnie: spadkobiercy PZPR, Michnik czy skupieni w PiS politycy reprezentujący polskich katolików? Na razie jedno jest pewne: odpowiedzialności za podgrzewanie postbanderowców do rewolucji na Ukrainie i za trwający tam rozlew krwi PiS i Kaczyński, podobnie jak reszta polityków z ul. Wiejskiej, nie wezmą. Chciałoby się rzec: dołączcie do tych terrorystów w Kijowie czy Lwowie, ale nie pod polską flagą.

Czy „rząd PiS od początku popierał Traktat Lizboński”, który zakładał budowę Unii na fundamencie odrzucenia chrześcijańskiego dziedzictwa i uprzywilejowaniu mniejszości kosztem chrześcijan?

PiS od początku popierał traktat lizboński i na konferencji międzyrządowej UE prezentował w imieniu Polski pełną akceptację jego tekstu. Zgadzał się z brakiem odwołania do Boga w preambule i odrzuceniem dziedzictwa chrześcijańskiego w budowie nowej, ateistycznej Unii. Partia Kaczyńskich uzyskała dla swych działań pełne poparcie PO i SLD. Obecnie można wysunąć kolejną tezę: że dacie zatwierdzenia Traktatu zostało podporządkowane rozwiązanie polskiego parlamentu w 2007 roku. Liderom tych trzech partii chodziło o to, aby tekst traktatu nie został poddany debacie sejmowej, żeby wiedza na jego temat nie dotarła do wyborców, w szczególności zaś wiedza o tym, kto go popiera, kto zaś odrzuca. Z dzisiejszej perspektywy walka LPR i Samoobrony o trwanie kadencji owego sejmu była próbą zachowania jego trybuny dla walki z traktatem. Jego podpisanie i ratyfikacja było i jest czymś haniebnym. Przyczyniło się bowiem do dechrystianizacji Europy i dało prawną podstawę dla umacniania ideologii gender. Ta właśnie ideologia, nie zaś wartości chrześcijańskie, zadecydowała o legalizacji w państwach unijnych małżeństw jednopłciowych, homoseksualnej rodziny, legalizacji in vitro, prawa do zmiany płci na życzenie. Gdyby PiS rzeczywiście odrzucał gender, zaproponowałby odpowiednie ustawy – nie tylko w Polsce, ale również w UE – promujące małżeństwo kobiety i mężczyzny, umacniające tradycyjną rodzinę czy zakazujące adopcji dzieci przez małżeństwa homoseksualne. I szukałby dla uchwalenia tych ustaw zwolenników, w każdej partii – aż do skutku. Zamiast tego mamy referaty, kłótnie w mediach, organizowanie konferencji i zero podstawowego działania poselskiego czyli ustawodawczego. Tak się manipuluje świadomością elektoratu – to jest majstersztyk! Wrzask medialny, a w nim zero oficjalnego poparcia dla ks. arcybiskupa Henryka Hosera i episkopatu Polski, atakowanych za zdecydowaną krytykę gender. Pora więc powiedzieć: jeśli państwo chcecie wygłaszać wyłącznie referaty na temat tej ideologii i formułować jej definicje – załóżcie sobie szkoły i kluby dyskusyjne. Natomiast ławy poselskie zostawcie dla tych, którzy będą tworzyć ustawy antygenderowe.

Czy katolicy powinni się „bronić nie tylko przed NWO i jego ideologiami, takimi jak gender, ale również przed partiami politycznymi, które wartościami tymi manipulują dla osiągnięcia poza chrześcijańskich celów”?

Jeśli uświadamiamy sobie, że ktoś nami manipuluje, ustaje manipulacja. Najważniejsza zatem jest w każdym typie komunikowania – społecznym, politycznym, kulturowym – kategoria prawdy jako jego treść. Ewangeliczne wezwanie do poznania prawdy, która nas wyzwoli jest aktualne zawsze i wszędzie. Również w takiej sytuacji, w której mamy do czynienia z bliskimi nam chrześcijańskimi pojęciami i symbolami. Zdarza się bowiem, że czyny tych którzy je głoszą, stanowią ich zaprzeczenie. To fałszywi prorocy. Dlatego ich strzec się musimy na równi z jawnymi wrogami naszej tradycji i cywilizacji. Fałszywa chrześcijańska aksjologia służy bowiem założeniom NWO

Wywiad z profesor Anną Raźny przeprowadził Jan Bodakowski.

Wywiad ukazał się pierwotnie w wersji skróconej na łamach tygodnika Najwyższy Czas

KOMENTARZ BIBUŁY: Prof. Raźny mówi m.in: „Warto w związku z tym przyjrzeć się tezie o zamachu smoleńskim i towarzyszącej jej mistyfikacyjnej narracji. Jaki dzięki nim osiągnięto cel? Bardzo wysoki. Teza o zamachu nadała bowiem śmierci ofiar katastrofy smoleńskiej wymiar heroiczny, który stworzył dla nich swoisty immunitet historyczny i moralny, a prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu dał miejsce na Wawelu.

Otóż, teza o zamachu smoleńskim nie funkcjonowała jeszcze w sferze udokumentowanych faktów w czasie podejmowania decyzji o, i podczas samego pochówku prezydenta L.Kaczyńskiego na Wawelu. To inne czynniki zdecydowały o podjęciu tej decyzji – o których nie wiemy zbyt wiele – ale na pewno nie te mizerne spekulacje o zamachu, które funkcjonowały w tamtym czasie. To, że rzeczywiście wiele faktów wskazuje dzisiaj, iż mogło dojść do zamachu, a już na pewno, że nie w lasku smoleńskim należy szukać miejsca katastrofy, ma drugorzędne znaczenie w odniesieniu do wypowiedzi pani Profesor, która – niestety, w tym przypadku – naciągająco interpretuje chronologiczne następstwa zdarzeń.

Przypomnijmy sobie, że w czasie ogłaszania wieści o „katastrofie” i podczas kolejnych dni, nikt (no, poza inicjatorami, sprawcami i osobami wspierającymi…) nie dysponował wiedzą o możliwym zamachu. Pewnie, że wielu przypuszczało i czuło, że doszło do czegoś innego niż prezentowana przez media „katastrofa lotnicza”, ale to zbyt mało aby postawić tezę, że właśnie te przypuszczenia były podstawą do podjęcia decyzji o pochowaniu prezydenta L.Kaczyńskiego na Wawelu.

To po pierwsze, i może wcale nie najważniejsze. Po drugie bowiem, stwierdzenie, że: „Rosja triumfalnie powróciła do chrześcijaństwa, a Putin stał się współczesnym katechonem„, jest – niestety – wielce przesadzone, aby nie powiedzieć: komiczne, a może lepiej: tragikomiczne. Czyż to nie Putin z makiaweliczną skutecznością przeprowadził polityczno-miliarną akcję na Krymie? Nie trzeba być zaślepionym zwolennikiem tych wszystkich złych mocy stojących za wydarzeniami na Ukrainie – włącznie z lucyferycznymi siłami NWO szerzącymi rewolucje światowe – aby nie widzieć właśnie tego makiawelizmu „katechona” Putina. Widać, nie wszyscy widzą i – zarzucając innym ślepotę i jednokierunkowe myślenie – wypatrują zbawienia dla ludzkości nie tam gdzie trzeba.

Rzetelne analizy krajowego zjawiska o nazwie „PiS”, jak i szersze spojerzenie na scenę polityczną, nie mogą więc korzystać z fałszywych nadinterpretacji.

Opracowanie: WWW.BIBULA.COM na podstawie: materiałów nadesłanych przez Autora

Skip to content