Aktualizacja strony została wstrzymana

„Gitler” zmienił bzika – Stanisław Michalkiewicz

Wot Gitler, kakoj to durak! On się przechwalał zbrodnią swoją. A mudriec, to by sdiełał tak: nu, czto, że gdzieś koncłagry stoją? Nu czto, że dymią krematoria? Taż w nich przetapia się historia! Niewoli topią się okowy! Powstaje sprawiedliwszy świat! Rodzi się typ człowieka nowy!” – tłumaczyła Caryca Leonida tępawemu marszałkowi Greczce. Kto ma uszy, ten słucha, kto ma nos, a zwłaszcza – kto ma specjalnego nosa, ten górnym węchem wyczuwa, kto czym dyszyt i dzięki temu mamy dzisiaj do czynienia nie tyle z historią, co z „polityką historyczną”. Takie rzeczy były już wcześniej, bo dajmy na to, już w „Wojnie galijskiej” Juliusza Cezara można się tego dopatrzyć, ale inni autorowie mogli jeszcze pisać po swojemu i – trudno uwierzyć, ale nikt nie miał o to do nich pretensji – aż dopiero zwycięski pochód faszyzmu w XX wieku położył termu kres raz na zawsze. Dzisiaj większość uczonych ostatnie słowo prokuratora i niezawisłego sądu w dysputach naukowych traktuje jako rzecz oczywistą i to nawet nie dlatego, że środowisku temu, które zresztą nie jest w tym odosobnione, ton i standardy moralne wyznaczają konfidenci Służby Bezpieczeństwa, ale przede wszystkim dlatego, że podpowiada im to instynkt samozachowawczy.

Kiedy bowiem zapadła decyzja o budowaniu w Europie Eurosojuza, pomyślano również o stworzeniu odpowiednich mechanizmów tresowania europejskich narodów, żeby skakały tak, jak im okupanci zagrają. Nie były to bynajmniej przedsięwzięcia pionierskie, bo przy tworzeniu infrastruktury niezbędnej dla narzucenia Europejczykom odruchów Pawłowa, wykorzystano zarówno doświadczenia sowieckie, jak i hitlerowskie. Natura ludzka jest bowiem cały czas taka sama i z tego punktu widzenia jest wszystko jedno, do czego ludzie są tresowani; czy do – jak to się w swoim czasie mówiło – „umacniania niemczyzny”, czy do „internacjonalizmu”, czy wreszcie – do „wszyscy ludzie będą braćmi”. Ważne są odpowiednie mechanizmy, wśród których ważną rolę odgrywa indoktrynacja i terror. Im bardziej subtelny, tym lepiej, a już najlepiej – schowany tak, żeby nikt się go nawet nie domyślił, na przykład w postaci sławnego „kanonu”, czyli zbitek pojęciowych („zupa – pomidorowa, demokracja – ludowa…”), które uczniowie gimnazjów i liceów muszą sobie przyswoić pod rygorem pały z „języka polskiego” (he, he!).

Inspirowani tymi doświadczeniami i przemyśleniami nasi okupanci utworzyli tedy w roku 1997 Europejskie Centrum Monitorowania Rasizmu i Ksenofobii w Wiedniu, umieszczając na jego czele madame Barbarę Winkler. W zamyśle twórców miał to być rodzaj paneuropejskiego gestapo, na czele z dyrektorem powoływanym w drodze konkursu, wspomaganym przez Radę Zarządzającą, wyznaczaną przez poszczególne państwa uczestniczące w Eurokołchozie. Oczywiście takie Centrum byłoby ślepe i głuche bez agentury, toteż jednym z najważniejszych zadań była jej rozbudowa w postaci tzw. „punktów kontaktowych” w poszczególnych państwach, wybieranych w drodze przetargu. W Polsce na przykład taki przetarg na Tajnego Współpracownika wiedeńskiego Centrum wygrała Helsińska Fundacja Praw Człowieków – pewnie dlatego, że dzięki pieniężnemu wspomaganiu przez „filantropa” mogła przedstawić najniższą ofertę na usługi konfidenckie. Głównym zadaniem „punktów kontaktowych” jest bowiem dostarczanie Centrum informacji w ramach ogólnoeuropejskiej siatki RAXEN – dawniej „obce armie Wschód” Gehlena. Te informacje pochodzą przeważnie z donosów tzw. organizacji pozarządowych, gromadzących prowokatorów i donosicieli-wolontariuszy, wynagradzanych na zasadzie: „jak forsa – to mi wsuń ją”, chociaż szczegóły osłania oczywiście dyskrecja w jak najlepszym gatunku.

Jak wiadomo, im lepsza koniunktura panuje w jakiejś branży, tym więcej pojawia się tam podmiotów gospodarczych. A mimo kryzysu, a może właśnie dzięki niemu, mamy tu do czynienia z niezwykle dynamicznym wzrostem delatorskich stowarzyszeń. W Polsce należy do nich Stowarzyszenie Przeciwko Antysemityzmowi i Ksenofobii „Otwarta Rzeczpospolita”, Stowarzyszenie Nigdy Więcej, Stowarzyszenie im. Jana Karskiego i niezwykle dynamiczne, skupiające młode kadry delatorów, Stowarzyszenie Młode Centrum, ale to oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej, bo któż by nie chciał zarobić parę srebrników in odore sancitatis? Niezależnie od tej sieci działają organizacje żydowskie, jak np. sławna loża B’nai B’rith, której reaktywowanie dostarczyło tyle radości prezydentowi Kaczyńskiemu, nie mówiąc już o Europejskiej Radzie Tolerancji, gdzie posadę dyrektora dostał z łaski były prezydent Aleksander Kwaśniewski. Na tym oczywiście nie koniec, bo nad całością tych amatorskich przedsięwzięć („czuwać musi żołnierz, by nie przeszkodził wróg”) czuwają wypróbowani fachowcy z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, a ściślej – z Departamentu Wyznań i Mniejszości Narodowych pod kierownictwem – ach, co za symboliczna kontynuacja! – pana Józefa Różańskiego, w ramach którego działa Zespół do Spraw Monitorowania Rasizmu i Ksenofobii, gdzie „ekspertem łącznikowym” do niedawna była, a może nawet jest nadal, pani Edyta Tuta.

Naturalnie system ten podlega nieustannemu doskonaleniu, toteż na szczycie UE w grudniu 2003 roku postanowiono rozszerzyć zakres działania wiedeńskiego Centrum, zmieniając jednocześnie jego nazwę na – jak to mówią – „przyjazną środowisku” to znaczy – Agencję Praw Podstawowych. Taka instytucja kojarzy się raczej z obroną wolności, niż Ministerstwem Miłości – i o to właśnie chodzi. „Nie płoszmy ptaszka, nich mu się zdaje…” – i tak dalej. 30 listopada 2006 roku Parlament Europejski przyjął odpowiednią rezolucję (ciekawe, jak w ten sprawie głosowali mężykowie stanu powtórnie kandydujący do Parlamentu Europejskiego?) i 15 marca 2007 roku wiedeńskie Centrum zaczęło funkcjonować pod nową nazwą, rozszerzając zakres swoich zainteresowań dodatkowo na „homofobię”, czyli wszelkie przejawy sprzeciwiania się sodomitom, a także – powołując Komitet Naukowy, który opracowuje zatwierdzone wersje zbawiennych prawd historycznych, podtrzymywanych następnie przez prokuratury i niezawisłe sądy.

Właśnie dowiedziałem się, że mam zeznawać w charakterze świadka w śledztwie prowadzonym przez lubelską prokuraturę przeciwko Grzegorzowi Wysokowi, z donosu tamtejszego „dziennikarza” żydowskiej gazety dla Polaków, czyli „Gazety Wyborczej”. Jak widzimy – system działa bez zarzutu, zwłaszcza, że siatka wywiadowcza Agencji, czyli tzw. „Platforma Praw Podstawowych” z pewnością nieustannie werbuje w Polsce nowych donosicieli, nad czym czuwa pani Inga Rudecka – piastująca stanowisko sui generis oficera łącznikowego z ramienia naszego kraju. Dzięki temu do prokuratur i niezawisłych sadów napływa coraz więcej i więcej donosów, i wytaczanych jest coraz więcej i więcej procesów, bo sędziowie są wprawdzie niezawiśli, ale też podlegają instynktowi samozachowawczemu. Krótko mówiąc – faszyzm kroczy przez Europę w zwycięskim pochodzie, w coraz to szerszym zakresie korzystając ze stworzonych w tak zwanym międzyczasie instrumentów terroru. Co do zasady niczym się on nie różni od form znanych nam z przeszłości, oczywiście – poza natężeniem – ale trochę więcej kryzysu, to wszystkiego się doczekamy – no i oczywiście – bzikiem. Hitler miał bzika antyżydowskiego, a teraz jest rozkaz, że obowiązuje żydofilski.


Stanisław Michalkiewicz
Felieton  ·  tygodnik „Najwyższy Czas!”  ·  2009-03-06  |  www.michalkiewicz.pl


Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Skip to content