Aktualizacja strony została wstrzymana

Czy Indianie Guarani dostaną izraelskie paszporty?

Pewnie zastanawiacie się skąd ten tytuł? Niby dlaczego Guarani mają otrzymać izraelskie paszporty? Za chwilę wszystko wyjaśnię, powiem tylko, że ci, którzy kupili moją książkę „Baśń jak niedźwiedź. Historie amerykańskie. Część I”, wiedzą o tym już od dawna. Ich z pewnością ten tytuł nie zdziwił. Ja za to zdziwiłem się mocno zbierając materiały do tej książki, wszystkiego bowiem mogłem się spodziewać, tylko nie tego co znalazłem przy okazji opisywania konfliktu pomiędzy Jezuitami i ich państwem utworzonym na terenach zwanych wówczas Paragwajem, a portugalskimi bandeirantes.

O jezuitach i prowadzonych przez nich misjach słyszał każdy, głównie za sprawą filmu Rolanda Joffe, zatytułowanego „Misja”, ze znakomitą obsadą i jeszcze lepszą muzyką. Jezuici są w tym filmie forpocztą cywilizacji, ludźmi, którzy na terenach dziewiczych, budują coś czego nikt nigdy po nich nie zbudował – państwo, które nie dość, że prosperuje gospodarczo to jeszcze potrafi się obronić. Jezuici cywilizują Indian, głoszą Ewangelię, budują miasta i sprzedają swoje towary, które udało im się wyprodukować albo pozyskać. Czym handlują? Głównie yerba mate, czyli odpowiednio spreparowanymi liśćmi ostrokrzewu paragwajskiego, a także rzadkimi gatunkami drewna pozyskiwanymi w lasach nad rzeką Urugwaj oraz nad Paraną. Potem, kiedy ich państwo umocniło się jezuici zakładają warsztaty tkackie zajmują się produkcją szat liturgicznych na rynki europejskie. Prawie wszystko to mogliśmy zobaczyć w filmie Joffe, prawie, bo nie było tam najważniejszych przeciwników jezuitów – bandeirantes. Zamiast nich za złego robił tam Rodrigo de Mendoza, który się później nawrócił i został zakonnikiem. No, ale Rodrigo był Hiszpanem, miejscowym latyfundystą, żołnierzem, a to nie wyczerpywało absolutnie i nie wyczerpuje listy wrogów jezuickich redukcji. Oczywiście, miejscowi Hiszpanie prowadzący swoje gospodarstwa utrzymywali niewolników i prosperity państwa jezuickiego przeszkadzała im bardzo, ale korona otrzymywała od jezuitów taki haracz, że nikt z lokalnej, hiszpańskiej gangsterki nie śmiał podnieść na nich ręki. Głównym wrogiem redukcji byli bandeirantes, Portugalczycy z Sao Paulo, którzy zajmowali się porywaniem Indian i sprzedawaniem ich na rynkach portowych miast, nad Atlantykiem, skąd ludzie ci byli wywożeni na plantacje kawy, gdzie harowali od świtu do nocy, mrąc jak muchy. Kawa zaś którą produkowali sprzedawana była głównie w Londynie. Bandeirantes to członkowie bandeira, a bandeira to po prostu chorągiew, grupa awanturników, którzy pod sztandarem lokalnego jakiegoś gangstera załatwia różne interesy. Bandeirantes, jako organizacja byli przez długi czas śmiertelnym zagrożeniem dla misji, doprowadzili swoimi atakami do tego, że jezuici i Indianie opuścili tereny położone na północ od wodospadów Iguzau i osiedli nad leniwymi rzekami toczącymi swoje wody do południowego Atlantyku. Bandeira była zaprzeczeniem redukcji, jej antytezą, misje nosiły tę dziwnie brzmiące w naszych uszach nazwę, ponieważ „reductio” to znaczy sprowadzać. Indianie byli sprowadzani przez jezuitów na drogę prawdy i przez to mogli żyć w spokoju. Bandeirantes zaś sprowadzali ich do rol bydła roboczego i zabijali opornych. Tak to mniej więcej wyglądało. Dlaczego Portugalczycy wyprawiali się po niewolników, aż na drugą stronę Iguzau, dlaczego nie polowali na nich w dżungli? Otóż dlatego, że było to niebezpieczne. Indianie mieszkający w lasach na południu dzisiejszej Brazylii, mieli zwyczaj chwytać swoje ofiary i posilać się ich kawałkami, kiedy one jeszcze żyły. Nie był to więc łatwy kawałek chleba, owe polowania na niewolników. Co innego w redukcjach, gdzie Indianie byli cywilizowani, chodzili do kościoła, modlili się i śpiewali pieśni uczestnicząc w procesjach. Tam, póki ojcowie nie załatwili z królem utworzenia indiańskich sił zbrojnych można było porywać dowolną ilość ludzi. Za jednym razem bandeirantes potrafili wygarnąć z jednej tylko redukcji od 5 do 15 tysięcy niewolników i popędzić ich na północ. Ojcowie nie bronili ich i nie bronili siebie, bo nie mieli czym, próbowali apelować do serc bandeirantes, których uważali za katolików, albo proponowali im okup za swoich podopiecznych. Okup ten był bardzo rzadko przyjmowany, a serc nie udało się zmiękczyć nigdy. Sytuacja ta trwała dopóki ojcowie nie wyjednali u króla pozwolenia na broń dla Indian. Wtedy napady na redukcje się zakończyły. Bandeirantes zostali pokonani, wpędzeni w dżunglę, gdzie schwytali ich mieszkający tam Indianie i zjedli po kawałku nie zabijając uprzednio.

Nie znaczy to, że bandeirantes zniknęli całkowicie z życia jezuitów, oni się w tym życiu pojawiali nadal, widać ich było jak próbują płynąć pod prąd wielkich rzek by dotrzeć na zachód, do wicekrólestwa Peru. Po cóż im to było? W dzisiejszej Brazylii, która żyje mitem bandeirantes stawia im pomniki pisze się, że po to, by nieść cywilizację na tereny niezamieszkane. To nie jest prawda, bo ludzi ci na tereny nie zamieszkane nie zaglądali wcale, a na te zamieszkane nieśli pożogę i zniszczenie. Ich celem zaś w XVII wieku było dotarcie i przejęcie od strony lądu hiszpańskich kopalń srebra w mieście Potosi, w dzisiejszej Boliwii. To się nie udało, także dzięki temu, że po drodze leżały wierne koronie redukcje jezuitów.

Dziś nie ma już prawie w ogóle śladów po misjach. Pozostały jedynie resztki ruin wielkiej misji San Miguel, położone w Argentynie. To ją mogliśmy oglądać w filmie Rolanda Joffe. Pomników zaś bandeirantes jest mnóstwo, w całej Brazylii są oni czczeni jako bohaterowie.

Kiedy zabrałem się do pisania tej książki sądziłem, że konflikt pomiędzy jezuitami a bandeirantes ma jedynie podłoże gospodarcze i jest odbiciem konfliktu pomiędzy koroną hiszpańską, a koroną angielską, której reprezentantką w Ameryce Południowej była Portugalia. I dalej bym tak myślał, gdyby nie trafił na informację na poły anegdotyczną. Oto w czasie jednego z wielkich uprowadzeń, kiedy bandeirantes porwali mnóstwo ludzi i chcieli ich pędzić na północ, jezuici zapytali ich szefa, jednego z najsłynniejszych ówczesnych gangsterów, noszącego przydomek Tavares – lis, dlaczego on to robi, dlaczego nie kocha bliźniego swego, jak nakazuje Jezus Chrystus. Na co Tavares odpowiedział, że na handel ludźmi z barbarzyńskich plemion pozwala Mojżesz w starym prawie. I on Tavares nie sprzeniewierza się Pismu wcale, on postępuje w myśl jego nakazów. Wygłosiwszy te słowa Lis- Tavares ruszył wraz ze swoim łupem na przełaj przez dżunglę do Sao Paulo skąd pochodził.

Po wpisaniu w wyszukiwarkę słowa „Tavares” od razu trafiłem na Anitę Novinski, rodem ze Staszowa w Małopolsce. Pani ta pracuje na uniwersytecie w Sao Paulo, a do jej najważniejszych naukowych sukcesów należy ustalenie rzeczywistej natury konfliktu pomiędzy redukcją, a bandeira. Otóż według Novinski, szefowie poszczególnych bandeira, to po prostu marrani, których przodkowie zostali siłą zmuszeni do przejścia na katolicyzm, kiedyś tam, dawno temu, w czasach rekonkwisty. Ich potomkowie zaś przybywszy do Ameryki zapragnęli powrócić do wiary ojców. Zrobili to na poły potajemnie, a kiedy już zrobili i zauważyli, że tuż za lasem i rzeką mieszkają ci wstrętni jezuici, symbol tej okropnej inkwizycji, zaczęli zwalczać ich ile sił, żeby pomścić dawną krzywdę. I jeszcze do tego, jak chce Anita Novinski, nieśli na zachód tę całą fantastyczną cywilizację, która dziś tak wspaniale tam rozkwita. A jezuici, choć odnieśli chwilowy sukces, w końcu zostali wypędzeni ich misje zaś symbol opresji i przemocy zniszczono. Ja wszystkim gorąco polecam pisma Anity Novinski, bo to jest coś co się Eli Barburowi nie śniło na najgorszym kacu. Ja oczywiście wiem, że wszystko można przedstawić jak się chce, jeśli człowiek ma do dyspozycji dwa uniwersytety i ze trzy stacje telewizyjne, ale są jakieś granice zidiocenia? Prawda? Są czy nie ma? Wczoraj bowiem napisał nam Eli Barbur na swoim blogu, cytując izraelską prasę, że 3,5 miliona Żydów ma otrzymać hiszpańskie paszporty jako zadośćuczynienie za inkwizycję. To ja się teraz pytam: czy przewidziano, w związku z aktywnością Anity Novinski obdarowanie izraelskimi paszportami tych Indian Guarani, którzy przeżyli Tavaresa i jego kumpli i do dziś mieszkają w Brazylii? Czy coś takiego jest w planach? I niech się Wam nie zdaje, że to co pisze pani Novinski to jakieś wygłupy, to jest solidna badaczka, pojechała do Lizbony, przejrzała archiwa i wyszło jej, że niektórzy z tych gangsterów nie podpisywali się nawet alfabetem łacińskim, bo go po prostu nie znali, używali alfabetu hebrajskiego. No to jak będzie? Jak już Hiszpania wyda te paszporty Izraelczykom, to chyba jako gest dobrej woli będzie można obdarować czerwonoskórych dokumentami z gwiazdą Dawida?

coryllus

Na naszej stronie www.coryllus.pl pojawił się już regulamin konkursu na komiks według „Baśni jak niedźwiedź”. No więc jest tak, mamy trzy kategorie: bitwy, kresy, święci. Do każdej kategorii przyporządkowane jest jedno opowiadanie i można sobie wybrać co się chce rysować. Czy bitwę pod Źyrzynem według opowiadania „Źyrzyn 1863”, czy historię księcia Romana Sanguszki według opowiadania „Baśń kresowa”, czy może historię św. Ignacego de Loyola według opowiadania „Trzydniowa spowiedź kochanka królowej”. Nagrody są niekiepskie, w każdej kategorii po trzy. Za pierwszą 5 tysięcy minus podatek, który w takich razach koniecznie trzeba odprowadzić, za drugą 3 tysiące minus tenże podatek, a za trzecią 2 tysiące minus wspomniany podatek. Myślę, że warto się pokusić, tym bardziej, że z autorami najlepszych prac chciałbym potem podpisać umowy na stworzenie całych albumów, według mojego scenariusza. Aha, jeszcze jedno: na konkurs nie rysujemy całej historii, ale jedynie od 4 do 6 plansz formatu A 4 w pionie. Szczegóły są już na stroniewww.coryllus.pl w specjalnej zakładce „Konkurs”. Prace będzie można nadsyłać do 20 maja, a ogłoszenie wyników nastąpi 20 czerwca.

Ponieważ intensywnie zbieramy pieniądze na nagrody, które są dość poważne, umieściłem w sklepie kilka nowych tytułów, są to albumy z archiwalnymi zdjęciami, dość szczególne o tematyce raczej mało spopularyzowanej. Opisy znajdziecie przy zdjęciach okładek. Zysk z ich sprzedaży przeznaczamy w całości na nagrody konkursowe.

Na stronie www.coryllus.pl mamy nowe obrazy Agnieszki Słodkowskiej, ze słynnej już serii „japończyków” mamy też cztery portrety bohaterów naszego komiksu o bitwie pod Mohaczem. Można tam także kupić poradnik „100 smakołyków dla alergików” autorstwa Patrycji Wnorowskiej, żony naszego kolegi Juliusza. No i oczywiście inne książki i kwartalniki. Jeśli zaś ktoś nie lubi kupować przez internet może wybrać się do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, albo do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 33, lub do księgarni „Latarnik” w Częstochowie przy Łódzkiej 8. Nasze książki można także kupić w księgarni „Przy Agorze” mieszczącej się przy ulicy o tej samej nazwie pod numerem 11a. No i jeszcze jedna księgarnia ma nasze książki. Księgarnia Radia Wnet, która mieści się na parterze budnynku, przy ulicy Koszykowej 8.

 

Za: gabriel maciejewski baśń jak niedźwiedź (11.02.2014) | http://coryllus.salon24.pl/566961,czy-indianie-guarani-dostana-izraelskie-paszporty