Aktualizacja strony została wstrzymana

Patriotyczne przebieranki Komorowskiego

W Święto Niepodległości 15 tysięcy członków klubów „Gazety Polskiej” manifestowało pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego. Ale w tym roku po raz pierwszy Marsz Niepodległości, którego byli częścią, miał konkurencję – oficjalny pochód Bronisława Komorowskiego. Nie Kolorową Niepodległą, lecz salonową manifestację pod narodowymi flagami. Ta przebieranka to dowód rosnącej siły obozu niepodległościowego.

Okazało się, że salony uznały, iż otwarte głoszenie hasła Tuska „Polskość to nienormalność” oraz słów Palikota o potrzebie wyrzekania się polskości, prowadzą do przegranej.

Prezydent szanujący hitlerowców?

10 listopada. Janusz Palikot zwołuje konferencję prasową pod pomnikiem Romana Dmowskiego. Wypowiada haniebne słowa, że pomnik ten nigdy nie powinien stanąć, bo Dmowski to „faszysta, hitlerowiec i antysemita”.

11 listopada. W Święto Niepodległości Bronisław Komorowski składa kwiaty pod pomnikiem Dmowskiego.

Obcokrajowiec z Zachodu na pierwszy rzut oka mógłby uznać to za normalne: w Polsce, jak wszędzie, politycy się różnią i czasem wygłaszają skrajne poglądy. Problem w tym, że Komorowski i Palikot wywodzą się z jednej partii, politycznie współpracują, przyjaźnią się, jeździli razem na polowania do Rosji. Zaś Pierwsza Dama Anna Komorowska mówi o Palikocie: „W 90 proc. się z nim zgadzam”.

I tego ów obcokrajowiec zrozumieć by już nie mógł. No bo jak to: bojownik o tolerancję i prawa gejów blisko współpracuje z prezydentem – oddającym w jego przekonaniu cześć hitlerowcowi?

Komorowski i Rosjanie przeżarci bakcylem nienawiści

W narodowe święto Komorowski pojawia się też pod pomnikiem Piłsudskiego. Obcokrajowiec poczytałby więc sobie o Piłsudskim. I trafiłby na takie słowa Marszałka: „Dusza Rosjanina, jeśli nie każdego, to prawie każdego, jest przeżarta bakcylem nienawiści i niepokoju w stosunku do każdego wolnego Polaka i do idei wolnej Polski. Oni są łatwi i zdolni do uczucia wielkiej nawet przyjaźni i będą was kochać szczerze i serdecznie, jak rodzonego brata, do chwili, nim nie poczują, że w sercu swoim jesteście wolnym człowiekiem i boicie się ich miłości, w której dominującym pierwiastkiem jest żądza opieki nad wami, inaczej mówiąc – władzy”.

Pokiwałby głową uznając, że Komorowski to odważny mąż stanu, demonstrujący prawo do niepodległości narodu, którego los obdarował trudnym sąsiedztwem. Uznałby to za dowód ograniczonego zaufania prezydenta do kraju rządzonego przez byłego pułkownika KGB.

Jakież byłoby jego zdziwienie, gdyby dowiedział się, że trzy dni wcześniej ten sam prezydent, w wywiadzie udzielonym Janinie Paradowskiej w radiu TOK FM, zdecydowanie – wbrew opinii 63 proc. Polaków – przeciwstawił się powołaniu międzynarodowej komisji w sprawie Smoleńska. Tym samym zostawiając to śledztwo ludziom dawnej KGB. Uzasadnił to… patriotyzmem: „Co na to polscy patrioci, którzy mówią o potrzebie suwerenności państwa, a jak dochodzi do trudnego problemu, gdzie trzeba poczekać na werdykt prokuratury polskiej, zaczynają się wyścigi: kogo z zewnątrz, z obcych prosić, żeby za nas rozstrzygnął”.

W nie mniejsze zdziwienie wprawiłby go fakt, że Komorowski to prezydent, który Moskwę odwiedzał w obecności byłego sowieckiego namiestnika Jaruzelskiego, odznaczył po Smoleńsku rosyjskich milicjantów, a poniewieranie się na miejscu tragedii ludzkich szczątkach skwitował słowami: „to nie jest wielki problem”.

U boku „faszysty i sadysty”, z dala od Kolorowej Niepodległej

Jeszcze rok temu maszerowanie przez miasto z polskimi flagami było dowodem faszyzmu. Lansowano hasło Kolorowej Niepodległej. Tym razem impreza z tęczowymi flagami zeszła na drugi plan. Salon wystąpił z wojskową defiladą, biało-czerwonymi kotylionami i czołgiem z wojny polsko-bolszewickiej.

Ruszył pod wspomniany pomnik Piłsudskiego, jak gdyby chciał dowieść prawdziwości pamiętnych słów Marszałka: „Powoływać się na Kościuszkę, posługiwać się jego imieniem, zachwycać się nim i solidaryzować się z jego ideałami może każdy bezkarnie, bez konsekwencji i kosztów. Bo Kościuszko nie żyje. Kto solidaryzuje się ze mną, musi płacić wysiłkiem, męką, trudem, ofiarą z wolności, z życia. Kiedyś, gdy mnie już nie będzie, będę miał także miliony równie zapalczywych i podobnie nieryzykujących wielbicieli”.

Prezydent poszedł też pod pomnik Prymasa Tysiąclecia, kardynała Stefana Wyszyńskiego, duchownego będącego sztandarowym przeciwnikiem obozu „Tygodnika Powszechnego” i Kościoła „otwartego”.

Jakby było mało, skierował też kroki pod wymieniony pomnik Dmowskiego. Ten sam, przeciwko odsłonięciu którego w 2006 r. Salon wystosował list protestacyjny, podpisany m.in. przez Marię Janion, Alinę Całą i Marka Edelmana: „Nazwisko Dmowskiego nierozerwalnie wiąże się z ideologią rasizmu, szowinizmu, »egoizmu narodowego«, a nade wszystko antysemityzmu”.

Prezydent złożył tam kwiaty u boku człowieka, o którym zmarła niedawno prof. Hanna Świda-Zięba mówiła na łamach „Gazety Wyborczej”: „Roman Giertych, faszysta i sadysta. Mówiąc »faszysta«, nie mam na myśli przywiązania do konkretnej ideologii, ale pewien typ struktury psychicznej.

Giertychowi marzy się faszystowska struktura społeczeństwa z nim na czele jako Duce. Kopanie ludzi sprawia mu satysfakcję”.

Orędownik zgody i reakcyjni wichrzyciele

Oczywiście w głównych dziennikach prorządowych mediów wyglądało to pięknie: pogodny prezydent z kotylionem pozdrawia defilujących żołnierzy, kombatantów, harcerzy oraz rodziny z licznym potomstwem. Łączy, a nie dzieli. Niczym I sekretarz PZPR, pozdrawiający z uśmiechem z trybuny aktyw partyjny z kopalń, hut i PGR-ów. Dźwięk w telewizji na wszelki wypadek wyłączony, by nie było słychać okrzyków „Komorowski won do Moskwy”.

Sielankowy widok jako piękny kontrast dla chuliganów, wichrzycieli i elementów reakcyjnych, wywołujących burdy na ulicach. Bo przecież rzucający racami policjanci w zielonych kominiarkach tylko się bronili.

A potem informacja, że przez Warszawę przeszły cztery „wielkie manifestacje”. Oczywiście bez dopowiedzenia, że trzy pozostałe, poza Marszem Niepodległości, nie zgromadziły – licząc razem – nawet jednej dziesiątej uczestników Marszu Niepodległości.

„Chcę odzyskać święto 11 listopada, tradycję narodowego Święta Niepodległości dla każdego przeciętnego Polaka, który chce, żeby tradycja nas nie dzieliła, a łączyła” – deklarował Komorowski. Zalecał, by „uczyć się cieszyć z niepodległości, a nie smęcić, dramatyzować, nie czynić z niej maczugi do bicia po głowie konkurentów politycznych”.

Patrioci wygrają z przebierańcami

Te ostatnie słowa pokazują, czego naprawdę przestraszył się Salon i dlaczego ufundował nam ową paradę przebierańców. Przeraził się odradzającej się dzięki drugiemu obiegowi polskiej tożsamości, tradycji, której istotą jest przejmowanie przez nowe pokolenia wartości ojców i wcielanie ich w życie czynem. Zwłaszcza gdy niepodległość jest zagrożona.

To było główne przesłanie homilii Jana Pawła II o polskiej historii. Cytowany przez Ojca Świętego poeta Artur Oppman, czyli Or-Ot, tak pisał o tej ciągłości: „To, co przeżyło jedno pokolenie, / Drugie przerabia w sercu i pamięci: / I tak pochodem idą cienie… cienie… / Aż się następne znów na krew poświęci! / Wspomnienie dziadów pieśnią jest dla synów”.

Przestraszył się w szczególności popularności tego sposobu myślenia wśród młodych ludzi. Patriotycznych stadionowych opraw, mających setki tysięcy odsłuchań patriotycznych piosenek hip-hopowych, wysokiej sprzedaży czasopism o polskiej historii.

Gdy 11 listopada 1918 r. Polska odzyskiwała niepodległość, w bój ruszali nastolatkowie, dla których żywą legendą byli kalecy starcy ranni w Powstaniu Styczniowym. 11 listopada 2012 r. na ulice wyszły dziesiątki tysięcy młodych ludzi, dla których legendą są AK, NSZ czy Źołnierze Wyklęci.

Przebierańcy mogli wygrać w przekazie reżimowych mediów. Ale przebieranka ta jest dowodem ich defensywy i niewiary we własne możliwości. Improwizacji, która niechybnie przegra w starciu z ludźmi wierzącymi na serio w polskie wartości.

Piotr Lisiewicz

Za: Publikacje "Gazety Polskiej" (16.11.2012 ) | http://autorzygazetypolskiej.salon24.pl/464441,patriotyczne-przebieranki-komorowskiego

Skip to content