Aktualizacja strony została wstrzymana

Cokoły nie dla biesów

Z prof. Władimirem Ławrowem, pracownikiem Instytutu Historii Rosji Rosyjskiej Akademii Nauk, rozmawia Piotr Falkowski

Kim był tak naprawdę Lenin, twórca państwa sowieckiego?

– Lenin był człowiekiem, który otwarcie twierdził, że żadnej moralności, ani chrześcijańskiej, ani innej religijnej, ani ogólnoludzkiej, w ogóle nie ma. Dla Lenina moralne było to, co służy sprawie budowy socjalizmu. Tworząc obozy koncentracyjne, do których wysyłał swoich oponentów politycznych, uważał, że to moralne. Dążył do obalenia Mikołaja II, jego syna, córek, żony. Inspirował zabójstwo niewinnych dzieci, które nie tylko rozstrzelano, ale torturowano, żywcem cięto bagnetami. Dla Lenina to także było moralne, bo służyło sprawie budowy socjalizmu. A więc był to człowiek zupełnie bez moralności czy też z taką moralnością, jaką mają mordercy. Już Fiodor Dostojewski opisał charakter idących po władzę socjalistów w „Biesach”. Zrozumiał, na czym to polega. Przewidział, że w Rosji zwycięży rewolucja socjalistyczna, że będą przy tym miliony ofiar. A skąd on to wiedział? Nie był ani historykiem, ani ekonomistą, ani politykiem. Dostojewski znał rosyjską duszę! Wiedział, że pewnych pokus prosty lud nie wytrzyma. „Grabić zagrabione” – tym Lenin zwiódł wielu ludzi. Ale nie wszystkich. Nie można zapominać, że w naszych pierwszych naprawdę demokratycznych wyborach [25 listopada 1917 r.] partia Lenina, gdy już była u władzy i na szczycie popularności, zdobyła zaledwie 24 proc. głosów. To dużo, ale nie większość. Dlatego on ten nasz pierwszy parlament po prostu rozpędził. Inaczej musiałby oddać władzę tym, którzy wygrali. I tak rozpoczęła się polityka tzw. czerwonego terroru, utworzono obozy koncentracyjne itd. Mając za sobą tylko 24 proc. głosów, nie da się rządzić w kraju demokratycznym. Kto chce w takiej sytuacji pozostać u władzy, musi więzić, zabijać, represjonować… Lenin to robił.

Pomnik Stalina na placu Czerwonym w Moskwie (M. Borawski)

Na Zachodzie, szczególnie dla środowisk lewicowych, Lenin to idealista, który chciał dobrze, a wyszło mu źle.

– To przekonanie nie odpowiada prawdzie historycznej. Wszystkie okropności rozpoczęły się za Lenina. Wystarczy przypomnieć, że w strasznej pierwszej wojnie światowej poległo około miliona Rosjan. W wojnie domowej, którą rozpętał, zginęło już 12-14 milionów. Głód w rezultacie tej wojny pochłonął kolejnych 3-5 milionów. Wszystko zaczęło się za Lenina. Między Leninem a Stalinem jest rzeczywiście różnica. To prawda, że Lenin był człowiekiem idei, ale zbrodni. Dla niej gotów był poświęcić nie tylko Rosję, lecz także zająć Polskę, Niemcy… Stalin był kontynuatorem linii Lenina i ponosi ogromną odpowiedzialność za zbrodnie okresu swoich rządów, ale to już inny typ człowieka. To karierowicz typu wschodniego. Zupełnie bez zasad. Człowiek, który zagarnia władzę. A więc Lenin to niebezpieczny człowiek idei – tacy są ludzie, którzy dla swojego szalonego planu gotowi są poświęcić wszystko i wszystkich. Kiedy żona Gorkiego mówiła Leninowi, że czekiści torturują przesłuchiwanych (bo myślała, że on o tym nie wie), odpowiedział: „Las rąbią, wióry lecą”. A Stalin pracował już tylko na siebie. Idee w każdej chwili gotów był zmienić. Na początku nie był bolszewikiem tylko mienszewikiem, długo szukał, gdzie, w jakim otoczeniu łatwiej się wybić. W końcu przystał do Lenina. Oni obaj ponoszą odpowiedzialność za to, co się stało w Związku Sowieckim.

Wielu rosyjskich myślicieli, na przykład pisarz Władimir Wołkow, uważa, że głównym przeciwnikiem rewolucji leninowskiej, a może i jedynym prawdziwym, było chrześcijaństwo.

– W życiu człowieka nie może być tak, że zwycięża zawsze i wszystkich. A Lenin i Stalin zwyciężali wszystkich. Tak mogło się stać tylko wtedy, kiedy otrzymywali pomoc ze strony diabła. To wiele wyjaśnia i odpowiada na pytanie, jakie siły za nimi stały. Oczywiście są znane fakty, jak atak na patriarchę Tichona. Lenin otwarcie zwalczał religię. Powtarzał, że „wszelka pobożność to nekrofilia”. Zalecał w oficjalnych rozporządzeniach, by jak najwięcej duchownych rozstrzeliwać. To były zbrodnicze rozkazy, można je uważać za przestępstwa przeciwko ludzkości, które – jak wiadomo – nie przedawniają się. I taki drań leży na placu Czerwonym. Myślę, że dopóki oni dwaj leżą na placu Czerwonym, w sercu Rosji, żadnego duchowego odrodzenia Rosji nie będzie. Będziemy wciąż tkwić w fatalnej przeszłości z Leninem, Stalinem, Dzierżyńskim i innymi. Wie pan, że Dzierżyński wraca teraz na pomniki? Ostatnio na dziedzińcu moskiewskiego urzędu spraw wewnętrznych na ulicy Pietrowka ustawiono jego zupełnie nowe popiersie. Z Łubianki usunięto już dawno, a na Pietrowce postawiono. Oto nasze nowe osiągnięcie. A i na Łubiance zburzono pomnik tylko na placu. Wewnątrz budynku Federalnej Służby Bezpieczeństwa pełno jest rzeźb i obrazów przedstawiających Dzierżyńskiego. To znaczy, że nie nastąpiło żadne odcięcie od zbrodniczej przeszłości. Jesteśmy przez to państwem, które nie może iść do przodu, bo grzęźnie w przeszłości. Państwem, które błądzi po omacku w ślepej uliczce.

Państwo ma jakiś pomysł na te sprzeczności w ocenie historii?

– Państwo oficjalnie nie ma żadnej ideologii. W naszej konstytucji z grudnia 1993 r. jest artykuł mówiący, że nie powinno być żadnej ideologii. Autorem tego zapisu jest prawnik Siergiej Szachraj. Jemu chodziło o ideologię komunistyczną. Ale zapisał, że nie ma być żadnej. A czy naród rosyjski może żyć bez idei? Bez światopoglądu? Gdy nie będzie ideologii narodu, to musi powstać antyideologia, a za nią antyświatopogląd. I obecnie znajdujemy się w momencie, gdy podejmuje się próbę połączenia rzeczy nie do połączenia, to jest z jednej strony np. kanonizacja Mikołaja II i jego rodziny, a z drugiej fakt, że stacja metra i pięć ulic nosi imię osławionego carobójcy Wojkowa. Jak to można jednocześnie zmieścić w świadomości narodu? Czyż bohaterami narodowymi mogą być w równym stopniu Sołżenicyn i Dzierżyński? Przez to młode pokolenie rośnie całkowicie zdezorientowane. Traci rozeznanie, gdzie jest dobro, a gdzie zło. To strasznie niebezpieczne.

Ale Federacja Rosyjska ma przecież politykę historyczną, wychwala historyczne zwycięstwa Rosji i ZSRS.

– Była w Rosji komisja do spraw walki z fałszowaniem przeszłości. W praktyce krytykowała zagranicznych historyków, szczególnie gruzińskich i z państw bałtyckich. A największe fałszowanie naszej historii dokonuje się rękami rosyjskimi. Myślę głównie o Filippowie i Daniłowie, uczonych, z których podręczników uczą się młodzi ludzie w szkołach. Postawili oni za cel wybielenie Stalina. Odbywa się to w duchu tzw. teorii modernizacji, która jest obecnie bardzo modna i powszechnie przyjmowana. Zgodnie z nią Stalin przeprowadził w państwie konieczną modernizację. Uznaje się, że były represje. Uznaje się, że to źle. Ale podkreśla się, że były to rzeczy drugorzędne, a najistotniejsza była modernizacja. Za pomocą takiego subtelnego manewru dokonuje się usprawiedliwienia koszmaru, przez jaki przeszła Rosja. We współczesnym świecie już nie da się mówić: „Niech żyje Stalin”, więc chytrze unika się oceny jego zbrodni, a uwagę kieruje na fabryki, drogi, wygraną wojnę itd. Zgodnie z teorią modernizacji ma być redagowana przygotowywana właśnie nowa wielotomowa „Historia Rosji”. Trudno się temu dziwić. Kto naucza w Rosji historii? W większości są to ludzie, którzy jeszcze nie tak dawno należeli do partii komunistycznej. Czego my od nich chcemy? Oni reagują oczywiście na zmiany w świecie, ale tkwią wciąż w sowieckiej linii myślenia. Nie ma w Rosji ani jednej instytucji czy urzędu, w których w sposób zorganizowany odbywałoby się obiektywne badanie i nauczanie historii XX wieku. Historia obiektywna okazuje się niepotrzebna ani władzy, ani Cerkwi, ani biznesowi. Jeżeli coś się dokonuje, to tylko ogromnym wysiłkiem pojedynczych historyków.

Odnoszę wrażenie, że oficjalny przekaz jest taki: Rosję otaczają wrogowie, przed którymi trzeba się zbroić, nikomu nie wolno ufać.

– Największym niebezpieczeństwem dla Rosji jest sama Rosja. Natomiast to, że nie dokonaliśmy historycznego wyboru zerwania z sowiecką przeszłością, stanowi prawdziwe zagrożenie.

Sądzi Pan, że alternatywą dla rządów Putina jest powrót do komunizmu? Ludzie chyba zdążyli już zasmakować zachodniego, konsumpcyjnego stylu życia.

– Kiedy zwykły człowiek przechodzi obok pomnika Lenina, idzie ulicami Rewolucji, Marksa, albo Sowiecką (w Rostowie nad Donem jest nawet zaułek OGPU – następczyni Czeka i poprzedniczki KGB), to sądzi, że to wszystko to dobre rzeczy. To jest bezpłatna reklama partii komunistycznej. Na Ukrainie niemal wszystkie takie symbole zlikwidowano i tam na komunistów głosuje trzy razy mniej ludzi. Bolszewicy nie byli głupi z tymi nazwami. Oni zmienili nazwy 95 proc. ulic w Moskwie. Zaznaczyli, że przestrzeń publiczna jest ich i ma służyć ich ideologii. A teraz ta ideologia jest chroniona i wciąż ulice i pomniki wychowują nowych bolszewików.

„W czas burzy świeciło nam słońce wolności,/ i wielki Lenin wskazywał nam drogę,/ wychował nas Stalin na wierność ludowi,/ do pracy i wyzwań nas natchnął” – te słowa można przeczytać w głównym wejściu do stacji metra Kurska.

– Te słowa to jedna ze zwrotek stalinowskiego hymnu ZSRS. Ten napis na stacji metra Kurska ma swoją historię. Pochodzi z lat 40. Usunięto go w czasach Chruszczowa.

Ale ja go widziałem teraz i wygląda na to, że budynek był niedawno remontowany.

– A owszem. Zupełnie niedawno, już za prezydentury Miedwiediewa, postanowiono przywrócić ten napis wychwalający Lenina i Stalina. Co więcej, postanowiono także odbudować pomnik Stalina, który stał w owym westybulu stacji metra Kurska w czasach samego Stalina. O to była prawdziwa bitwa. Ludzie, którzy mają jeszcze sumienie i którym drogi jest los Rosji, występowali przeciw. Byłem także wśród tych, którzy protestowali przeciwko postawieniu pomnika Stalina mającemu się odbyć pod pozorem restauracji zabytku. Byłby to niebezpieczny precedens – znak. Oto w stolicy odbudowuje się pomnik Stalina. Nie gdzieś tam, na prowincji. W czasach prezydentury Putina i Miedwiediewa postawiono ponad dziesięć pomników Stalina, ponad trzydziestu ulicom nadano imię Stalina. Ale to wszystko w małych, dalekich miastach. Nie w stolicy. Skończyło się tak, że na fali licznych wystąpień inteligencji przeciw temu pomysłowi prezydent Miedwiediew także opowiedział się na swoim blogu przeciw. Okazało się, że stanowisko prezydenta wystarczyło tylko do tego, żeby nie postawiono pomnika. A napis i tak umieszczono. Jest to hańba przed całym światem. W stolicy Rosji wychwala się Lenina i Stalina. Tego jeszcze nie było. To nie tylko hańba, ale i niebezpieczeństwo, jeżeli ten proces destalinizacji będzie postępował. Pytał pan o te słowa z hymnu. Od hymnu się zaczęło. W XXI wiek weszliśmy, przywracając stary, sowiecki hymn.

Dziękuję za rozmowę.

Władimir Ławrow urodził się w 1957 r. w Moskwie. Specjalizuje się w historii Rosji w okresie rewolucji oraz historii Cerkwi prawosławnej w Rosji. W latach 1979-1982 pracował w Instytucie Marksizmu-Leninizmu przy KC KPZS. Potem związał się z Instytutem Historii Rosji Rosyjskiej Akademii Nauk. Był m.in. zastępcą dyrektora Instytutu Historii i dyrektorem Centrum Historii Religii i Cerkwi w Rosji. Wykłada w prawosławnym wyższym instytucie teologicznym.

Piotr Falkowski

Za: Nasz Dziennik,  Poniedziałek, 27 sierpnia 2012, Nr 199 (4434)

Lenin szkodzi

Rosyjski historyk Władimir Ławrow zwrócił się do szefa Komitetu Śledczego gen. Aleksandra Bastrykina o przeprowadzenie ekspertyzy w celu stwierdzenia, że prace Lenina i jego działalność noszą znamiona ekstremizmu politycznego.

W Rosji, zgodnie z prawem, propagowanie ideologii uznanych za rasistowskie, wzywanie do ludobójstwa, terroryzmu i łamania praw człowieka jest zakazane. Profesor i były zastępca dyrektora Instytutu Historii Rosji Rosyjskiej Akademii Nauk na 14 stronach przedstawił 28 cytatów z dzieł Lenina i jego listów dowodzących łamania przez przywódcę rewolucji poszczególnych praw chronionych przez państwo zgodnie ze współczesnym rosyjskim ustawodawstwem i ratyfikowanymi przez Federację Rosyjską międzynarodowymi konwencjami. Inicjatywa historyka znalazła już poparcie w Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, która była jedną z największych ofiar leninowskiej rewolucji.

Zdaniem Ławrowa, popełnione przez Lenina zbrodnie można zakwalifikować jako zamachy na prawa człowieka i kierowanie działalnością terrorystyczną. Jako takie nie mogą ulec przedawnieniu. Wprawdzie sam Lenin nie żyje, ale uznanie go za ekstremistę otwiera drogę do zakazu rozpowszechniania jego dzieł i propagowania osoby ich autora. Obecnie wielotomowe wydania dzieł Lenina znajdują się w każdej rosyjskiej bibliotece. Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej i szereg mniejszych organizacji lewicowych otwarcie odwołuje się do jego dziedzictwa. Tysiące ulic i instytucji nosi imię Lenina, wciąż posiada on niezliczone pomniki, ulokowane najczęściej na centralnych placach miast. Wprawdzie nazwa miasta Leningrad została zmieniona, ale wciąż jest obwód leningradzki, kolej leningradzka zaczynająca się w Moskwie na Dworcu Leningradzkim itd.

Historyk umiejętnie łączy fragmenty napisanych przez Lenina tekstów z konkretnymi postanowieniami artykułów rosyjskiego kodeksu karnego. Pokazuje, że przywódca bolszewików wzywał do popełniania zbrodni, a po zdobyciu władzy konsekwentnie prowadził politykę opartą na ich popełnianiu.

Przede wszystkim więc można w pismach Lenina odnaleźć „wzbudzanie waśni na tle różnic socjalnych (klasowych)” i propagandę uznającą część społeczeństwa za ludzi niższej kategorii i wzywającą do ich unicestwienia. Ławrow nazywa to „socjalnym rasizmem”. Dowodzi, że kampania „walki z kułakami” (zwalczania obywateli zamożniejszych, głównie na wsi) wyczerpuje znamiona ludobójstwa ze względu na przynależność do grupy społecznej. Kolejny zarzut to „uniemożliwienie działania legalnych organów państwowych”, czym było rozpędzenie demokratycznie wybranego Zgromadzenia Ustawodawczego w styczniu 1918 roku oraz bezprawne przejęcie władzy. Lenin nie tylko wprost popierał stosowanie w walce politycznej terroryzmu, ale go czynnie uprawiał, w tym stojąc na czele państwa i partii. Mowa o tzw. czerwonym terrorze i tworzeniu systemu niewolniczej pracy przymusowej, później nazwanego Gułagiem, co Ławrow określa też mianem tworzenia obozów koncentracyjnych. Obszerną część wniosku naukowca stanowią dowody przestępstw (naruszeń praw człowieka, ludobójstwa) przeciwko religii. Od „wzbudzania nienawiści do osób wierzących” po fizyczną eksterminację grupy społecznej, jaką jest duchowieństwo.

Ławrow dodatkowo zauważa, że redaktorzy rosyjskiego wydania „Dzieł zebranych” Lenina w 50 tomach pominęli niektóre jego listy i artykuły znane historykom, a zawierające wyjątkowo agresywne wezwania do mordów bądź rażąco nienawistne (często wulgarne) tyrady przeciwko inaczej myślącym, w szczególności o charakterze antyreligijnym i antyklerykalnym.
„Prace Lenina wychowują nowe pokolenia lewaków, ekstremistów, gotowych i życzących sobie sprowokowania rozlewu krwi. Nie daj Boże, by ponownie przejęli władzę. Co wtedy? To, co głoszą i usprawiedliwiają prace Lenina: rozprawa z wszystkimi inaczej myślącymi, rzeki krwi. Niech tak się nie stanie” – apeluje do Komitetu Śledczego Ławrow.

Piotr Falkowski

Za: Nasz Dziennik,  Poniedziałek, 27 sierpnia 2012, Nr 199 (4434)

 

Skip to content