Aktualizacja strony została wstrzymana

Nie zawsze milczenie jest złotem – ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Ludzie Kościoła w pewnych sytuacjach powinni zabrać głos, aby zło dalej się nie rozszerzało

Po długim okresie oczekiwania, w czasie którego doszło do kolejnego (ósmego już) samobójstwa duchownego, diecezja tarnowska ma wreszcie nowego ordynariusza. Został nim dotychczasowy biskup pomocniczy Andrzej Jeż. Nominat od 2003 r. był proboszczem w Tarnowie-Mościcach, a następnie (po samobójczej śmierci tamtejszego proboszcza) w Nowym Sączu. Jak na warunki polskie jest on stosunkowo młody, bo nie ma jeszcze 50 lat. Jednak przede wszystkim wywodzi się z rodzimego duchowieństwa. W tej diecezji jest to ewenement, gdyż do tej pory jej ordynariuszami byli wyłącznie biskupi pochodzący z innych stron Polski. Dla przykładu: bp Wiktor Skworc był rodem z diecezji katowickiej, bp Józef Źyciński z częstochowskiej, abp Jerzy Ablewicz (z nich trzech najbardziej udany) z przemyskiej. Podobnie było w okresie międzywojennym, gdy biskupami byli Franciszek Lisowski i Jan Stepa, pochodzący z archidiecezji lwowskiej. Nominacja ta jest dużym zaskoczeniem również dlatego, że na urząd ordynariusza lansowany był (a raczej sam się lansował) dotychczasowy administrator, pochodzący z tzw. starego układu.

Tajemnicą poliszynela jest fakt, że na taki obrót sprawy miał wpływ jeden z bardzo ważnych hierarchów polskich, posiadający duże wpływy w Watykanie, do którego dotarły listy zdeterminowanych księży tarnowskich. Choć to nie jego diecezja, to jednak problemem zajął się bardzo poważnie. Listy te docierały także do abp. Józefa Kowalczyka, urzędującego prymasa pochodzącego spod Tarnowa, ale ów hierarcha sprawą tą zająć się nie chciał. Listy docierały także do redakcji katolickich mediów, ale te także nie napisały o tym ani jednego słowa. Jedynie niektóre gazety niezależne, w tym „GP” i polonijny „Kurier” w Chicago, konsekwentnie od wielu miesięcy zajmowały się tą sprawą. Niestety, jest to kolejny przykład na to, że media katolickie chętnie piszą np. o jubileuszach, festynach lub wzniesieniu kolejnego pomnika, ale równocześnie uciekają od podjęcia trudnych tematów wewnątrzkościelnych. Inna sprawa, że ich redaktorzy naczelni, którymi z małymi wyjątkami są tylko duchowni, nie chcą narażać się swoim przełożonym, gdyż swoją funkcję dziennikarską często traktują jako kolejny szczebel w dalszej karierze. A szkoda, bo wyjaśnianiem pewnych trudnych zjawisk, które powstają wśród kapłanów, powinien zająć się nie kto inny jak właśnie kapłan. Szkoda że rzecznik Episkopatu Polski ks. Józef Kloch, także ksiądz diecezji tarnowskiej, w tych trudnych sprawach również nabrał wody w usta. W pewnych momentach milczenie nie jest złotem.

Po ogłoszeniu nominacji jeden z księży tarnowskich napisał do mnie: „Nie da się ukryć, że w naszej diecezji wreszcie nastał – co zrozumiałe – dość ostrożny, ale jednak optymizm. Bp Jeż jest postrzegany jako duszpasterz, a nie biurokrata. Księża – póki co – nie kryją radości. (…). Co będzie dalej – Pan Bóg pokaże. Jedno jest pewne – wielu dzisiejszej nocy nie będzie mogło zasnąć. Mam na myśli tych z „układu wiktorowego”, który jeszcze ma się całkiem nieźle, ale wierzę mocno, że do czasu”. Trzeba w tym miejscu dodać, o czym w swoich listach piszą inni duchowni, że wciąż aktualna jest sprawa powołania specjalnej komisji watykańskiej, takiej jaką dziesięć lat temu powołano w sprawie abp. Juliusza Paetza. Komisja ta powinna zbadać przyczyny, z powodu których doszło do czarnej, niespotykanej we współczesnych dziejach Kościoła polskiego serii samobójstw księży. Wyjaśnienie tej sprawy należy się zarówno tragicznie zmarłym kapłanom, którzy przez wiele lat gorliwie pełnili swoją posługę, jak i wszystkim diecezjanom. Nowemu biskupowi trzeba życzyć siły duchowej, aby uzdrowił relacje, jakie w jego diecezji, tak bardzo bogatej w powołania kapłańskie, panowały dotychczas pomiędzy ordynariuszem i jego dworem a szeregowymi księżmi. Może jako rodowity tarnowianin, mający w przeciwieństwie do swoich poprzedników doświadczenie w pełnieniu posługi proboszcza, będzie lepiej rozumiał problemy swoich współbraci kapłanów. Ze szczerego serca życzę mu: Szczęść Boże!

Na koniec o innej trudnej sprawie. Niedawno na zaproszenie koła Członków Indywidualnych Zjednoczenia Polskiego poleciałem do Londynu. Miałem tam w duszpasterstwie akademickim i klubach polonijnych cykl wykładów i spotkań autorskich. Źyczliwość gospodarzy i atmosfera na spotkaniach były bardzo dobre. Ze smutkiem jednak dowiedziałem się, że jeden z najstarszych klubów, o nazwie Ognisko Polskie, położony przy Exhibition Road w centrum brytyjskiej stolicy, ma być oddany w obce ręce. Klub ten to historia londyńskiej Polonii. Od 1940 r. tętnił życiem. Tutaj odbywały się koncerty i przedstawienia teatralne. Tutaj też (zawsze przy tym samym stoliku) siadał gen. Władysław Anders. Niestety, obecny prezes tego klubu dąży uporczywie do sprzedania tej oazy polskości. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze plus prywatne ambicje. 27 bm. ma odbyć się walne zebranie członków, które zadecyduje o dalszych losach klubu. Dla wielu Polaków ewentualna sprzedaż to istna tragedia. Tym bardziej że nie tak dawno polscy księża marianie sprzedali (chyba ich założyciel bł. ks. Stanisław Papczyński przewrócił się w grobie) inne ważne polonijne centrum – Fawley Court. A dzieje się to w czasie, kiedy do Anglii przybywają setki tysięcy Polaków. Nie można więc dopuścić do wyzbycia się następnych nieruchomości, które dla nowych emigrantów są tak samo potrzebne jak kościoły. Do sprawy powrócę w następnych felietonach.

ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
Gazeta Polska, 23 maja 2012 r.

Za: ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski blog (22-05-2012) | http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=88&nid=6188

Skip to content