Trwają prace ekshumacyjne na wrocławskim cmentarzu Osobowickim, w jedynym na terenie całego kraju zachowanym w niezmienionym kształcie zbiorowym miejscu pochówku ofiar komunistycznego terroru.
W przeciwieństwie do innych, bardzo licznych takich miejsc w Polsce reżimowe władze nie nakazały chowania tam innych zmarłych. – Taka sytuacja stwarza dziś unikalną szansę przeprowadzenia badań archeologicznych i ekshumacji, które przyniosą odpowiedzi na szereg istotnych pytań związanych chociażby z metodami egzekucji czy pochówkami. Dziś możemy już np. stwierdzić, od kiedy we Wrocławiu więźniów zaczęto chować w drewnianych skrzyniach, jak też kiedy zaprzestano używania plutonów egzekucyjnych do wykonywania kar śmierci, przechodząc wyłącznie na „metodę katyńską” (strzałem w potylicę) – wyjaśnia dr hab. nauk historycznych Krzysztof Szwagrzyk, naczelnik Biura Edukacji Publicznej IPN we Wrocławiu, a od listopada 2011 r. kierownik zespołu do spraw poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego 1944-1956*.
Patrioci skazani na śmierć
W kwaterach na wrocławskim cmentarzu, na polach 81A i 120 pochowano ok. 350 polskich patriotów zmarłych w wyniku ran, tortur i panujących w więzieniu chorób. Wśród nich 89 osób, na których w odwecie za walkę o wolną ojczyznę komunistyczne władze wykonały karę śmierci.
– Ofiarami byli wyszkoleni i wykształceni działacze, o wysokiej moralności, często z dużym doświadczeniem w walce o niepodległość: żołnierze Armii Krajowej, organizacji Wolność i Niezawisłość, Narodowych Sił Zbrojnych, członkowie dolnośląskich organizacji antykomunistycznych i inni skazani z artykułów politycznych ówczesnego prawa. Mężczyźni i kobiety – wyjaśnia Krzysztof Szwagrzyk.
Ofiary pochowano tu w latach 1948-1956. Większość z ekshumowanych zwłok (ponad 340) zidentyfikowano, także przy pomocy badań DNA.
Najmłodszy z zamordowanych, Alojzy Piaskowski, drużynowy z organizacji Konspiracyjny Związek Harcerstwa Polskiego (stracony 14 stycznia 1947 r.) miał 17 lat i 9 miesięcy. Wśród najbardziej zasłużonych dla Polski znalazł się m.in. Roman Szumski, podoficer Korpusu Ochrony Pogranicza i Wojska Polskiego oraz działacz organizacji Wolność i Niezawisłość, który 7 października 1944 r. uwolnił w Zamościu 30 osób przetrzymywanych przez NKWD i UB, a 8 maja 1946 r., na czele 12 żołnierzy WiN, rozbił więzienie, uwalniając osadzonych tam członków podziemia, w tym 4 swoich podkomendnych skazanych na karę śmierci za działalność patriotyczną. Po procesie pokazowym, przedstawiany przez propagandę jako bandyta, został stracony.
Milczenie
Zmarłych grzebano w tajemnicy. We Wrocławiu nie informowano rodzin o miejscu złożenia ciała, a niekiedy nawet o fakcie śmierci – czy to w wyniku egzekucji, czy z innych przyczyn. W miejscowych aktach prokuratorskich do połowy lat 90. historycy znajdowali przekazywane przez skazanych przed egzekucją zalakowane listy pożegnalne do najbliższych…
W obu kwaterach cmentarza Osobowickiego więźniów chowano zazwyczaj w drewnianych skrzyniach. Niektóre ciała noszą ślady po postrzałach na rękach i nogach – co świadczy o tym, że skazani stawiali opór. W kilku innych przypadkach kaci strzelali ofiarom prosto w oczy. Niekiedy ofiary miały związane ręce.
Odkrycia naukowców
Naukowcy przeprowadzający ekshumację są zdumieni. Podczas badań okazało się, że każda z osób, na której wykonano wyrok śmierci, została zabita strzałem w potylicę albo w bok głowy, oddanym z pistoletu z bliskiej odległości.
– To przeczyło dokumentom, które studiuję od kilkunastu lat. We wszystkich protokołach wykonania kary śmierci na więźniach politycznych (a zachowało się ich we Wrocławiu co najmniej kilkadziesiąt) pisano o tym, że wykonywał je – zgodnie z ówczesnymi przepisami regulującymi wykonanie kary śmierci – pluton egzekucyjny, a nie jedna osoba – wyjaśnia Krzysztof Szwagrzyk. – Przekłamania dotyczące egzekucji w dokumentach to kolejny dowód na to, że nie ma źródeł nieomylnych: akta prokuratorskie, akta sądowe, akta więzienne, akta proweniencji UB oraz księgi cmentarne zawierają nie tylko ogromną ilość wiadomości, ale także błędów, a niekiedy – celowych zafałszowań.
Stąd konieczna ostrożność w wykorzystaniu i interpretacji treści tych dokumentów.
Pochówek po latach
Co tydzień bądź dwa wydobyte szczątki osób są ponownie uroczyście chowane: w drewnianych trumnach, z udziałem księdza katolickiego, rodzin, pocztów sztandarowych organizacji kombatanckich, a często także przedstawicieli szkół. W ten sposób wrocławianie oddają honor tym, którym przez kilkadziesiąt lat nie dano prawa do godnego pogrzebu.
Zakończenie prac ekshumacyjnych w kwaterach 82A i 120 planuje się na koniec kwietnia. Być może jeszcze w tym roku staną się cmentarzem wojennym.
– Dopiero od niedawna mamy możliwość szacunkowego określenia skali komunistycznego terroru w latach 1944-1956, najbardziej dramatycznym okresie w historii powojennej Polski – mówi Krzysztof Szwagrzyk. Dziś – jak szacują dość zgodnie historycy – możemy mówić o ok. 20 tys. osób, które zmarły w więzieniach, aresztach i obozach w całym kraju, o ok. 10 tys. zamordowanych w walce lub w wyniku działań pacyfikacyjnych UB, KBW, wojska oraz o nieznanej jeszcze skali skrytobójstw. Liczby te obrazują skalę terroru, ale pokazują również zakres trudności, jakie się wyłaniają w poszukiwaniach miejsc pochówków ofiar terroru komunistycznego na terenie całej Polski.
Tekst i fot. Dorota Niedźwiecka
* Zespół powstał w wyniku porozumienia między ministrem sprawiedliwości, prezesem IPN oraz sekretarzem generalnym Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Jego działania mają na celu nie tylko naukowe ustalenie faktów, miejsc i zdarzeń, ale również – spełnienie oczekiwań wielu tysięcy rodzin, które od dawna bezskutecznie poszukiwały miejsc spoczynku ofiar komunizmu. Badania prowadzane będą na cmentarzach, na terenach więzień, aresztów, siedzib Urzędów Bezpieczeństwa czy Informacji Wojskowej, a także w zakładach anatomii (w latach 1944-1956 część zwłok więźniów kierowano do zakładów medycyny, gdzie ślad po nich się urywał).
Całość, wraz z galerią zdjęć : http://www.pch24.pl/honor-zwracany-po-latach,1975,i.html#ixzz1szfs0VeF
Za: Polonia Christiana – pch24.pl (2012-04-23)
Ekshumacje w maju
„Nasz Dziennik” ujawnia: W maju ruszą prace ekshumacyjne na Powązkach Wojskowych na tzw. Łączce, miejscu pochówków kilkuset ofiar komunistycznego aparatu represji
Na terenie kwatery „Ł” spoczywają prawdopodobnie m.in. gen. August Fieldorf „Nil” oraz rtm. Witold Pilecki. Ziemne prace poszukiwawcze będą miały dwa etapy. Pierwszy ma zakończyć się w lipcu. Wstępne badania georadarem mające wykazać miejsca potencjalnych grobów zespół kierowany przez dr. hab. Krzysztofa Szwagrzyka, pełnomocnika prezesa Instytutu Pamięci Narodowej ds. poszukiwań miejsc pochówku terroru komunistycznego, przeprowadził dwa miesiące temu. Wyniki są bardzo obiecujące. – W wielu miejscach na uzyskanych obrazach widzimy bardzo mocne zakłócenia struktury ziemi na terenie Łączki, jak i na najbliższych, przylegających do niej obszarach. Według nas, jest to miejsce pochówków – mówi w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” dr Szwagrzyk. – Nie chciałbym na razie mówić o szczegółach, ale myślę, że ten pierwszy etap prac moglibyśmy zakończyć, jeżeli wszystko dobrze pójdzie, już w ciągu dwóch miesięcy. O tym drugim etapie na razie nie chciałbym wspominać, bo on będzie na pewno zależał od wyników pierwszego – tłumaczy historyk. Istnieje duża szansa, że w miejscu, gdzie w latach 40. i 50. ubiegłego wieku chowano ofiary terroru komunistycznego, najczęściej żołnierzy Polski Podziemnej przetrzymywanych w więzieniu na Mokotowie, znalezione zostaną szczątki gen. Augusta Fieldorfa „Nila” i rtm. Witolda Pileckiego. – Szansa na znalezienie szczątków naszych bohaterów oczywiście jest, ale proszę nie wymagać ode mnie, żebym ją określił w cyfrach. Mogę zapewnić, że będziemy czynili wszystko, aby tak się stało. To jest dla nas ważne nie tylko z zawodowego, ale również osobistego punktu widzenia – wyjaśnia Szwagrzyk.
Wyniki nieinwazyjnych badań georadarem na Łączce trafiły już do Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, która współpracuje z zespołem IPN. Pozostaje jedynie uzyskanie wszystkich potrzebnych zezwoleń na ekshumacje i wyłonienie w wyniku przetargu zespołu archeologów, który się nimi zajmie. – Z tego, co wiem, to jeszcze w tym tygodniu, czyli przed długim weekendem, ma być ogłoszony przetarg na ziemne działania archeologiczne. W związku z tym wszystko wskazuje na to, że ten termin majowy, o którym mówiłem jako czasie rozpoczęcia działań ekshumacyjnych, będzie niezagrożony. Robimy wszystko, aby tak się stało – podkreśla Szwagrzyk. Zespół IPN bierze jednak poprawkę na ewentualne przeszkody prawno-administracyjne, które zdarzają się przy tego typu pracach. – Działania, które wymagają uzyskania zgód, zezwoleń, określenia zakresu prowadzonych badań, uzgodnienia tego z różnymi firmami, instytucjami, zawsze mogą natrafić na jakieś przeszkody, ale mam nadzieję, że ich nie będzie. Albo że będą one minimalne i uda je się szybko pokonać – dodaje Szwagrzyk. Innego zdania jest dr hab. Andrzej Kunert, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, który zapewnia, że żadnych przeszkód nie ma i nie będzie. – A jak pan sądzi, kto mógłby postawić jakiekolwiek przeszkody w tego typu przedsięwzięciu, bo ja sobie tego nie wyobrażam, i tak rzeczywiście jest – mówi Kunert.
Na ewentualne przeszkody wskazywane przez Krzysztofa Szwagrzyka szef Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa odpowiada krótko. – Bez przesady, damy sobie radę, w maju zaczynamy. Jeżeli chodzi o przetarg na prace archeologiczne, nie jest to taka trudna sprawa, bo tu zbyt wielu chętnych nie będzie, zobaczymy, kto wygra. Nie na początku maja, ale w jego ciągu na pewno zaczniemy prace – deklaruje dr hab. Andrzej Kunert. Z pierwszych analiz, którymi dysponuje Rada, można wnioskować, że na Łączce spoczywa bardzo wiele osób. Według ustaleń zespołu prof. Szwagrzyka, w latach 1948-1954 pochowano tu co najmniej 248 żołnierzy, ofiary stalinowskiego terroru rozstrzeliwane w więzieniu mokotowskim. Teren badań obejmuje obszar o długości około stu metrów i szerokości rzędu siedemdziesięciu metrów. Ale może zostać powiększony. W kwaterze na Łączce nigdy nie przeprowadzono ogólnej ekshumacji. Wnioskował o nią kilka lat po upadku reżimu komunistycznego dr Witold Mieszkowski, którego ojciec, kmdr Stanisław Mieszkowski, prawdopodobnie też jest tu pochowany. Niestety, w 1992 r. prokuratura wojskowa wydała decyzję odmowną.
Źeby rozpocząć prace ekshumacyjne na Łączce, konieczne jest uzyskanie zgody zarządu cmentarza Powązkowskiego. Jego kierownik Krzysztof Dybalski podkreśla jednak, że do tej pory nikt się nie spotkał z zarządem cmentarza, by ustalić, jak takie prace miałyby wyglądać. – Zarząd cmentarza chciałby wiedzieć w ogóle, jak to ma być wykonywane, i proponował robocze spotkanie w tej sprawie. Przysłano do nas tylko wykazy analizy badań georadaru z informacją, że chcą przystąpić do prac ekshumacyjnych – mówi Dybalski. Zwraca jednak uwagę na fakt, że Łączka to z jednej strony miejsce pamięci, z drugiej zaś cmentarz, gdzie oprócz szczątków zamordowanych w czasach stalinowskich mogą być pozostałości grobów z I wojny światowej. – Generalnie rodzi się tu pytanie, kto i w jaki sposób powinien te prace nadzorować i kto powinien udzielić formalnej zgody na nie, bo zgodnie z ustawą, groby ofiar stalinowskich są także grobami wojennymi. Taką zgodę powinien dać wojewoda mazowiecki – tłumaczy Dybalski. „Nasz Dziennik” zwrócił się do Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego w Warszawie z pytaniem, czy wojewoda Jacek Kozłowski (PO) wydał zgodę na ekshumacje na Łączce. – W przypadku mogił wojennych zgody na ekshumacje wydaje wojewoda. Natomiast Łączka powązkowska nie ma statusu mogiły wojennej i tutaj wojewoda nie wydaje tego typu decyzji. Ewentualne działania poszukiwawcze leżą w gestii Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz Instytutu Pamięci Narodowej, więc skoro oni twierdzą, że będą ekshumacje w maju, to wiedzą, co mówią, bo to robią – kwituje Ivetta Biały, rzecznik prasowy wojewody mazowieckiego.
Piotr Czartoryski-Sziler