Aktualizacja strony została wstrzymana

Co gotuje nam pan prezydent? – Stanisław Michalkiewicz

Szanowni Państwo!

Przed kilkoma dniami pan prezydent Lech Kaczyński powiedział, że „Polska nie będzie przeszkodą w wejściu w życie traktatu lizbońskiego”. Oznacza to, że pan prezydent jest zdecydowany podpisać ten traktat w imieniu Polski nawet jeśli nie ratyfikuje go Irlandia lub inne państwo europejskie. Jak wiadomo, poza Irlandią, gdzie traktat lizboński został odrzucony w referendum, nie ratyfikowały go także Czechy i Niemcy – gdzie został on zaskarżony do tamtejszego Trybunału Konstytucyjnego.

W sprawie ratyfikacji traktatu lizbońskiego pan prezydent Lech Kaczyński ulegał tak zwanej huśtawce nastrojów. 13 grudnia 2007 roku nalegał, by podpisanie tego traktatu przez pana premiera Tuska i ministra Sikorskiego odbyło się w jego obecności. Pozostał też głuchy na apele o przeprowadzenie w sprawie ratyfikacji traktatu lizbońskiego referendum.

Taki apel był jak najbardziej uzasadniony. Traktat lizboński bowiem nie jest zwyczajnym traktatem, ale umową o utworzeniu w Europie nowego państwa, którego Polska będzie częścią składową. Oznacza on zatem, że Polska wyrzeka się niepodległości, bo nigdy jeszcze żadna część składowa jakiegokolwiek państwa nie była niepodległa. Przeciwnie – podlegała władzom tego państwa, właśnie jako jego część składowa.

Rezygnacja z niepodległości niekoniecznie musi oznaczać coś złego. Na przykład w roku 1569 Wielkie Księstwo Litewskie i Korona Polska, zrezygnowały z niepodległości, żeby stworzyć nowe państwo pod nazwą Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Ale zarówno w tamtym, jak i w tym przypadku, rezygnacja z niepodległości państwowej nie ulega wątpliwości. Dlatego też referendum byłoby konieczne również ze względów konstytucyjnych. Zgodnie bowiem z art. 4 polskiej konstytucji, władza zwierzchnia należy w Polsce do narodu. Do narodu jako ogółu obywateli, a nie do żadnego organu przedstawicielskiego. Wynika stąd, że żaden organ przedstawicielski – ani Sejm, ani Senat, ani prezydent – nie miał kompetencji do zawarcia traktatu, który powoduje zrzeczenie się niepodległości przez Polskę. Taką kompetencję miał tylko naród jako suweren, a naród wypowiada się poprzez referendum.

Ale nasi przedstawiciele, to znaczy – Sejm i pan prezydent Lech Kaczyński, uniemożliwili narodowi wypowiedzenie się w tej sprawie. Sejm 1 kwietnia ub. roku upoważnił pana prezydenta do ratyfikacji traktatu lizbońskiego, no a teraz pan prezydent daje do zrozumienia, że go w imieniu Polski podpisze.

Brak referendum ma swoje złe, ale ma też i dobrą stronę. Można bowiem podważyć legalność zarówno ustawy upoważniającej pana prezydenta do ratyfikacji traktatu lizbońskiego, jak i legalność samej ratyfikacji. Oczywiście obecnie żadna władza tego nie zrobi, ale – jak mówi przysłowie – „dłużej klasztora, niż przeora”, więc jeśli kiedyś władzę obejmą ludzie patrzący na interes narodowy poważnie, to można będzie do tej sprawy wrócić.

Tymczasem, skoro przyjęcie przez Polskę traktatu lizbońskiego wydaje się kwestią najbliższych miesięcy, spróbujmy przyjrzeć się jego postanowieniom, by zorientować się, co nas w związku z tym czeka.

Najważniejszym postanowieniem tego traktatu jest proklamowanie Unii Europejskiej jako nowego podmiotu prawa międzynarodowego, wyposażonego w osobowość prawną – a więc – nowego państwa. W takiej sytuacji rodzą się dwa pytania. Pierwsze – o status prawno-międzynarodowy państw uczestniczących dotąd we Wspólnotach Europejskich, a drugie – o suwerenność w ramach samej Unii Europejskiej.

Jeśli chodzi o pytanie pierwsze, to sytuacja jest jasna; dotychczasowe państwa zrzekają się niepodległości na rzecz Unii Europejskiej. Niejasne jest tylko to, czy wszystkie państwa zrzekną się niepodległości z tym samym skutkiem, czy też jedne wyrzekną się jej naprawdę i definitywnie, podczas gdy inne wyrzekną się jej pozornie, pozostając politycznymi kierownikami Unii. Z samego traktatu lizbońskiego to nie wynika, ale przekonamy się, jak jest, kiedy wejdzie on w życie.

Drugie pytanie, to pytanie o suwerenność w samej Unii, to znaczy – kto tam będzie rozkazywał, a kto słuchał. Nie ma bowiem państwa, w którym wszyscy rozkazują, a nikt nie słucha. W każdym państwie jest suweren, a więc ktoś, kto sam sobie wyznacza granice własnych uprawnień i kompetencji. Albo jest to wpisane w konstytucji, jak np. w naszej, gdzie suwerenem jest naród, albo objawia się w praktyce politycznej.

Traktat lizboński zajmuje w tej sprawie bardzo oryginalne stanowisko w postaci tak zwanej zasady przekazania. Mówi ona, że Unia Europejska będzie dysponowała tylko takimi kompetencjami, jakie państwa członkowskie jej przekażą. Oznacza to, że w Unii suwerenność zostanie podzielona; Unia Europejska będzie suwerenna w zakresie kompetencji przekazanych jej przez państwa członkowskie, ale i one też całkiem suwerenności nie utracą, bo to one będą decydowały, jakie kompetencje przekazać, a jakich nie.

Niestety ten obraz, chociaż bardzo oryginalny, nie jest prawdziwy. Zasada przekazania jest bowiem skutecznie podważona przez postanowienie traktatu lizbońskiego, że „państwa członkowskie ułatwiają wypełnianie przez Unię jej zadań i powstrzymują się od podejmowania wszelkich środków, które mogłyby zagrażać urzeczywistnieniu celów Unii”.

Z brzmienia tego zapisu wynika, że państwa członkowskie, na wezwanie władz Unii, będą musiały powstrzymać się od działań, nawet choćby leżały one w ich kompetencjach, jeśli tylko władze Unii uznają, że działania takie „mogłyby zagrażać” urzeczywistnieniu celów Unii.

Na przykład; Polska sprzeciwia się legalizacji tzw. małżeństw jednopłciowych, chociaż Komisja Europejska twierdzi, że sprzeciwia się to co najmniej dwóm celom Unii: przeciwdziałaniu wykluczeniu społecznemu i zwalczaniu dyskryminacji. Po ratyfikacji traktatu lizbońskiego Polska już nie będzie mogła skutecznie sprzeciwić się legalizacji małżeństw jednopłciowych.

Krótko mówiąc – ten skromny, ale bardzo ważny zapis oznacza, że tak naprawdę, w Unii Europejskiej suwerenność będzie przysługiwać władzom unijnym.

Państwo członkowskie będzie mogło jednak z Unii wystąpić. W tym celu składa do Rady Europejskiej odpowiedni wniosek i rozpoczynają się negocjacje w celu ustalenia warunków wystąpienia tego państwa z Unii. Mamy więc dwie możliwości: albo negocjacje doprowadziły do porozumienia, albo nie. Ale powiedzmy, że doprowadziły. Wtedy porozumienie przedstawiane jest do zatwierdzenia Radzie i Parlamentowi. I znowu mamy dwie możliwości: albo zatwierdzą, albo nie. Ale powiedzmy, że zatwierdziły. Wtedy państwo z Unii występuje, jakby nigdy nic.

Jeśli jednak negocjacje nie doprowadziły do porozumienia, albo jeśli nie zostałoby ono zatwierdzone, to takie państwo też może z Unii wystąpić, ale dopiero po dwóch latach. Po co te dwa lata? Wyjaśnia to pośrednio inny zapis traktatu lizbońskiego, tak zwana „klauzula solidarności”. Mówi ona, że w razie zagrożenia w jakimś państwie członkowskim instytucji demokratycznych, inne państwa mogą udzielić mu pomocy, również wojskowej. Jest to bardzo podobne do starej, poczciwej doktryny Breżniewa, z tą różnicą, że tam chodziło o socjalizm, a tu – o demokrację. Ale już bratnia pomoc jest podobna.

No dobrze, ale skąd wiadomo, czy instytucje demokratyczne są zagrożone? Ano, najlepszym dowodem takiego zagrożenia może być wniosek o wystąpienie z Unii. A skąd można czerpać pewność, że zagrożenie zostało zlikwidowane? Ano stąd, że nowy rząd, utworzony na skutek bratniej pomocy, wniosek o wystąpienie z Unii wycofa. Po to właśnie potrzebne są te dwa lata.

Deklaracja pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego pokazuje, iż podejrzenia, że partie polityczne w Polsce podzieliły się rolami, mogą być trafne. Platforma Obywatelska przyłączy Polskę do Unii Europejskiej pod hasłem modernizacji i europeizacji nadwiślańskich tubylców, podczas gdy Prawo i Sprawiedliwość oraz pan prezydent, zrobią to samo, tyle, że pod hasłem obrony interesu narodowego. Czy ta różnica wystarczy, żebyśmy zapomnieli o istocie rzeczy – czas pokaże.

Mówił Stanisław Michalkiewicz


Stanisław Michalkiewicz
Felieton  ·  Radio Maryja  ·  2009-01-15  |  www.michalkiewicz.pl


Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Myśląc Ojczyzna” jest emitowany w Radiu Maryja w każdą środę o godz. 20.50 i powtarzany w czwartek. Komentarze nie są emitowane podczas przerwy wakacyjnej w lipcu i sierpniu.

Tu znajdziesz komentarze w plikach mp3 – do wysłuchania lub ściągnięcia.


Za: Blog Stanisława Michalkiewicza


Skip to content