Aktualizacja strony została wstrzymana

Święto Indyka

Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać zdumiewająca zdolność ludzka do porzucania logicznego myślenia przy najmniejszej okazji. Jutro [dzisiaj – przyp. Redakcji] jest w USA kolejne Święto Dziękczynienia, w którym główną rolę odgrywa pieczony indyk – ptak z którym Amerykanie odczuwają łączność duchową tak silną, że był on poważnym kandydatem do tego aby zostać herbem narodowym. Propozycję taką przedłożył Kongresowi sam Benjamin Franklin, jeden z Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.

Istotnie, ten tłuściutki i głupawy ptak jest bardziej zbliżony ideologicznie  i psychologicznie do obywateli supermocarstwa niż przyjęty lekkomyślnie  orzeł imperialny. Nie mniej samo święto ma przypominać obywatelom o obowiązku gościnności wobec imigrantów. Upamientnia ono bowiem dar złożony kolonii protestantów-pielgrzymów w Plymouth w stanie Massachusetts przez indiańską ludność tubylczą. Ci ostatni widząc, że białe twarze głodują na jesieni gdyż plony ich były rwnie marne jak zdolności łowieckie, postanowili ich uratować darem z upolowanych dzikich indyków.  Wyniknęła z tego owa uczta, któora teraz jest regularnie powtarzana i stanowi święto ważniejsze nawet od Bożego Narodzenia czy Wielkanocy.

Rzecz jasna wynikaja z tego przykładu dwie nauki. Po pierwsze, zamiast dokarmiać emigrantów należało pozwolić im wymrzećz głodu bądź zaatkować i wymordować osłabionych. Bowiem skutkiem swej dobroci serca Indianie wegetują obecnie w rezerwatach, a większość plemion, żyjących w Nowej Anglii i reszcie wschodniego wybrzeża, została po prostu zlikwidowana. Zresztą prawda ta dotarła już do amerykańskiej świadomosci i wobec tego kontynuują oni tradycje gościnności uszczelniając murem swoją południową granicę aby odciąć się od najazdu „barbarzynców” z Meksyku. Ci z moich Szanownych Czytelników, którzy przeczytali artykuł sir Johna Glubb’a wspomniany w uprzednim wpisie wiedzą też, że takie działania defenzywne są sygnałem, że Imperium jest na wykończeniu. Wszelkie odgradzanie się murem od zagrożenia z zewnątrz, czy jest to mur chiński, mur berliński, mur izraelski czy obecnie konstruowany mur amerykański były historycznie znakiem tego, że chroniące się za nim imperium nie ma w zasadzie siły, woli  i pomysłu aby odpowiedzieć na kwestie migracji ludności w pozytywny sposób.

W grę najwraźniej nie wchodzi ani kontratak ani też utylizacja imigrantów. Istotnie, Ameryka moim zdaniem upada i to nie dlatego, że sytuacja gospodarcza i finansowa kraju jest nie do rozwiązania  ale dlatego, że wszystkie aktualne posunięcia jakie robi jej elita polityczna zmierzają do tego aby pogłębiać te błędy, które doprowadziły do obecnego poważnego zadłużenia i kryzysu. Jak wiele razy pisałem, przyczyną obecnego kryzysu jest wolny rynek towarów i kapitału, który prowadzi do eksportu z USA większości wytwarzania. Likwiduje to dobrze płatne prace w przemysłach wytwórczych pozostawiając tubylcom w zasadzie wyłącznie prace w sektorze usług. Te są gorzej płatne i zresztą jest ich mniej. Stąd rosnące bezrobocie nawet wśród wykształconej młodzieży. Brak dobrze płatnych prac obniża także dochody państwa z podatków od wynagrodzeń.

Jak długo panował protekcjonizm, podatki od dochodów były niewielkie gdyż większość dochodów państwa stanowiły cła za towary importowane. W momencie gdy to źródło wyschło, konieczne było opodatkowanie dochodów ludności i firm. To zaś podsunęło właścicielom firm ideę aby przenieść swoje zakłady poza granice USA gdzie koszty pracy były niższe, a przepisy o ochronie robotników i środowiska mniej restrykcyjne.  W ten sposób jednak zmniejszyły się dochody ludności a część z populacji przeksztalciła się z producentów kapitalu narodowego na pasożytów pobierających różnego typu pomoce socjalne dla bezrobotnych. Jednocześnie zaś osłabieniu uległ popyt, gdyż niepracujący liczyli się z groszem, a jeszcze pracujący kupowali ostrożnie nie mogąc w zasadzie liczyć na podwyżkę. Aby temu przeciwdziałać genialni amerykańscy (i nie tylko) ekonomiści postanowili upowszechnićkredyty bankowe w postaci kart kredytowych i pożyczek bankowych. W sytuacji gdy niknie wytwarznie i maleje zatrudnienie i wysokość pensji, obsługa tych kredytów łatwo przekroczyła możliwości kredytobiorców, czego skutkiem jest obecna katastrofa gospodarcza w USA (i nie tylko).

Logicznym rozwiązaniem byłby powrót do gospodarki takiej jaka była w latach 1945-1970, czyli protekcjonistycznej rynkowo i o ustalnym parytecie dolara w stosunku do złota. Tego jednak obecna postępowa elita USA sobie nie życzy. Dla nich jest dobrze tak jak jest. Nie ma kłopotów z amerykańskimi pracownikami ani związkami zawodowymi. Dochody firm są zadawalające a wynagrodzenia kierownictwa wspaniałe. I to bez względu na wyniki finansowe! Czego można żądać więcej?  Jeśli zdarza się jakaś komplikacja to rząd zadba o to aby straty pokryli podatnicy. Dla elity politycznej i finansowej jest to najlepszy ze światów. Problem w tym, że szczęście to nie będzie trwało wiecznie.

Obecnie mamy do czynienia z falą pokojowych protestów, ktora przetacza się przez całe Stany. Wkrótce jednak owe protestujące 99% przekona się, że pokojowa droga prowadzi do nikąd i że konieczne są postępowania bardziej radykalne. W USA mamy około 3 104 000 milionerów, czyli osob, które mają więcej niż 10^6 USD kapitału oraz 413 bilionerów, czyli posiadaczy kapitalu w wysokości ponad  10^12 USD. Dług publiczny USA wynosi obecnie 15×10^12 USD . Aby go usunąć całkowicie wystarczy dobrowolny i jednorazowy zakup cegiełki („Wszyscy milionerzy budują swoją Ojczyznę”) przez każdego z owych członkow elity finansowej w wysokości 5 x10^6 (pięciu milionów) USD każdy. Zważywszy, że to do nich należy praktycznie cały kraj, to ten skromny, jednorazowy datek jest najmniejszą ofiarą jaką można od nich oczekiwać, ofiarą złożoną na ołtarzu miłości Ojczyzny Kapitału. Pamiętajmy, że Złoty Cielec (Baal czyli Belzebub), który jest bóstwem naczelnym USA, wymaga ofiar! To oczywiście nie załatwia sprawy całkowicie, bowiem pozostaje kwestia deficytu rachunku bieżącego, ale przy odrobinie dobrej woli i braku konieczności spłacania odsetek i ta kwestia da się rozwiązać. W końcu, kiedy potrzebujemy gotówki to nie udajemy się do babci emerytki, która ledwo wiąże koniec z koncem, ale do kogoś kto dysponuje istotnym kapitałem!

Andrzej Bobola

Andrzej Bobola jest pseudonimem literackim profesora fizyki chemicznej, który dla odpoczynku od nieco rozrzedzonej atmosfery fizyki teoretycznej oddaje się rozważaniom na tematy humanistyczne o aktualnym znaczeniu.

Za: Bobolowisko (November 23, 2011) | http://bobolowisko.blogspot.com/2011/11/swieto-indyka.html

Skip to content