Aktualizacja strony została wstrzymana

W blasku światła odblaskowego – Stanisław Michalkiewicz

Jeszcze nie wygasły wspomnienia po spotkaniu naszej dyplomacji, której – jak pamiętamy – przewodniczy, za gorliwość w dziele dorzynania watahy wyznaczony przez Siły Wyższe na ministra spraw zagranicznych Radosław Sikorski – z rosyjskim ministrem spraw zagranicznych Sergiuszem Ławrowem, jeszcze nie ucichły echa pielgrzymki ad limina tubylczego polskiego rządu do bezcennego Izraela, po której – nawiasem mówiąc – nie ukazał się żaden komunikat, z wyjątkiem bąka puszczonego przez nasz skarb narodowy w osobie uporczywie nazywanego „profesorem” Władysława Bartoszewskiego – że wszystkie ugrupowania parlamentarne są niezmiennie przyjaźnie nastawione do Izraela – a już „cała Polska” przeżywała uroczystość wspólnego posiedzenia tubylczego rządu Donalda Tuska z rządem niemieckim z Naszą Złotą Panią Anielą na czele.

Wprawdzie w czerwcu ubiegłego roku pojawiły się pogłoski o mianowaniu stałego delegata rządu niemieckiego na tubylczy rząd polski, ale co Pani Aniela, to nie jakiś tam delegat, o którym zresztą cyt – by nie płoszyć wytresowanych przez redaktora Michnika ptaszków, myślących, że nasz nieszczęśliwy kraj jest jak najbardziej suwerenny. A poza tym mamy tu rok wyborczy, kiedy to i premieru Tusku i dygnitarzom drobniejszego płazu bardzo zależy na prestiżu – a któż może bardziej przydać im prestiżu, niż Nasza Złota Pani Aniela?

Owszem – był tutaj i amerykański prezydent Obama, Murzyn, a właściwie mulat, którego Grzegorz Napieralski, przywódca Sojuszu Lewicy Demokratycznej obfotografował telefonem komórkowym niczym jakiegoś pawiana w ZOO – ale to co innego, bo prezydent Obama przyjechał do Warszawy prosto z Davos, gdzie prowadził poważne rozmowy z przedstawicielami państw poważnych, podczas gdy w Warszawie tubylczy rząd premiera Tuska zgromadził przedstawicieli Klubu Trzeciego Miejsca, którzy chociaż przez chwilę chcieli zabłysnąć światłem odbitym od amerykańskiego prezydenta.

Tymczasem Nasza Złota Pani Aniela, wykorzystując pretekst w postaci 20 rocznicy podpisania traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy, przybyła do Warszawy na czele całego niemieckiego rządu, by „wesprzeć” premiera Tuska, no i oczywiście cały nasz nieszczęśliwy kraj przed objęciem „prezydencji” w Unii Europejskiej, co ma nastąpić już 1 lipca. Te prezydencje przypominają starorzymskie Saturnalia, kiedy to niewolnicy zamieniali się na kilka dni rolami ze swoimi właścicielami, ale potem oczywiście następował bolesny powrót do rzeczywistości – ale mężykowie stanu z łaski Sił Wyższych piastujący zewnętrzne znamiona władzy w państwach niepoważnych, szalenie się tymi prezydencjami ekscytują – co też powiedzą o nich w Paryżu.

Toteż występujący w roli gospodarza premier Tusk, widocznie pragnąć zatrzeć niemiłe wrażenie po deklaracji ministra Sikorskiego, że będzie stręczył wina węgierskie, uraczył Naszą Złotą produktami polskimi w postaci owoców i warzyw – ale oczywiście surowych. Fotoreporterom udało się uchwycić przerażoną minę Dostojnej Pani, najwyraźniej obawiającej się komplikacji żołądkowych – ale co słynna pruska dyscyplina, to dyscyplina. Jak gdyby nigdy nic, zapewniła, że Niemcy nie zrobią niczego przeciwko Polsce. Po takiej deklaracji możemy spać spokojnie choćby i snem wiecznym – bo widać wyraźnie, że Nasza Złota Pani Aniela swoją warszawską wizytą pragnęła uspokoić Europę, że mimo prezydencji w wykonaniu rządu premiera Tuska, sytuacja jest pod kontrolą. Oczywiście premier Tusk, jak to bywa przy takich wizytach, dostał nagrodę pocieszenia w postaci obietnicy, że rząd niemiecki „zrehabilituje” (?) niemiecką Polonię, którą następnie się „zaopiekuje”. Esperons, że Polacy w Niemczech jakoś tę opiekę przetrzymają, bo wiadomo, że jak się na opiece rządów wychodzi, nawet jeśli nie mają złej woli.

Na przykład kolejne rządy naszego nieszczęśliwego kraju nie ustają w wysiłkach, żeby przychylić nam nieba, i już ledwo dyszymy pod ciężarem długu publicznego, który powiększa się z szybkością co najmniej 6 tys. złotych na sekundę. Tymczasem w Boże Ciało premier Tusk uczestniczył w „szczycie” Unii Europejskiej, gdzie lichwiarze mieli wyznaczyć wszystkim państwom członkowskim finansowe kontyngenty dla „ratowania Grecji”, a tak naprawdę – niemieckich i żydowskich banków, które dzięki temu, że Grecja za tę pożyczkę wykupi swoje obligacje, będą mieli pieniądze, by za psie pieniądze przejąć zmodernizowane, albo nowo zbudowane dzięki unijnym „subwencjom” obiekty w ramach „prywatyzacji”, którą Siły Wyższe nakazały socjalistycznemu premierowi Papandreu. Ci socjaliści to kupa g… – a tak się akurat składa, że i nasz nieszczęśliwy kraj przez ostatnie 20 lat miał socjalistyczne rządy, więc niech nas Bóg ma w swojej opiece.

A właśnie w całym kraju odbyły się procesje Bożego Ciała podczas których Ekscelencje w formie okolicznościowych kazań komentowały aktualną sytuację polityczną. JE abp. Józef Michalik skrytykował dzielenie naszego tubylczego narodu na partie, które ekscytują ducha partyjnictwa, na skutek czego normalni zdawałoby się ludzie popadają w stan onieprzytomnienia. JE bp Kazimierz Ryczan również dał wyraz zniecierpliwieniu wojna między partiami, które właściwie walczą już tylko o władzę. Czy to przez delikatność, czy brak spostrzegawczości, Ekscelencja nie zauważył, że partie w Polsce o żadną „władzę” nie walczą, bo ta od 1981 roku, to znaczy – od stanu wojennego, niezmiennie spoczywa w ręku tajnych służb, a komu one służą – to już tylko Bóg jeden wie – jeśli, ma się rozumieć, nie liczyć oficerów prowadzących.

Więc z tym partyjnictwem i wojną to wszystko prawda, ale co z tego, kiedy przestrogami biskupów – przejmą się co najwyżej politycy katoliccy, podczas gdy komuna i Salon puści to mimo uszu i dalej będzie robić swoje. Stąd dla żuka jest nauka, że jeśli już wdawać się w polityczne komentarze, to bardziej konkretnie, wymieniając winowajców po nazwiskach i nazwach, bo w przeciwnym razie może z tego wyniknąć więcej szkody, niż pożytku. W ogóle warto jeszcze raz rozważyć, a właściwie – uświadomić sobie konsekwencje apeli, by katolicy świeccy angażowali się politycznie.

Triumfująca dzisiaj w Kościele katolickim herezja irenizmu oraz upowszechniający się z szybkością płomienia kult Świętego Spokoju skłania wszystkich, a w każdym razie – większość – do udawania, że polityczne zaangażowanie polega na popieraniu wszystkich politycznych kierunków jednocześnie. Tymczasem to nie jest żadne zaangażowanie, tylko czysty idiotyzm. Polityczne zaangażowanie bowiem polega na popieraniu wybranego kierunku politycznego – I ZWALCZANIU WSZYSTKICH POZOSTAŁYCH! Polityka bowiem to jest WALKA, więc nic by nikomu nie zaszkodziło, gdyby apelom do katolików świeckich o polityczne zaangażowanie, towarzyszyło więcej rozeznania, a mniej gołębiego serca.

Przydałoby się to akurat teraz, kiedy działalność, a właściwie wybryki niezawisłych sądów pokazują, że musiały one od Sił Wyższych otrzymać rozkazy, których realizacja spycha nasz nieszczęśliwy kraj w kierunku łagodnego totalniactwa. Miłe złego początki, więc to totalniactwo wydaje się łagodne, zwłaszcza na tle stalinowskiej orgii, ale trochę więcej kryzysu, nowa faza realizacji scenariusza rozbiorowego i „młodemu lewkowi pazury urosną” – jak pisał pozbawiony złudzeń ks. biskup Ignacy Krasicki.

W tym spostrzeżeniu nie jestem odosobniony, bo podobne symptomy zauważył był również ojciec Tadeusz Rydzyk, wypowiadając się podczas zjazdu w Brukseli, poświęconego alternatywnym źródłom energii. Wywołało to straszliwy jazgot posłów do Parlamentu Europejskiego, wysłanych tam przez PO oraz dysydentów z PiS, w osobach Marka Migalskiego i Michała Kamińskiego, który dotychczas podobny był do prosięcia wyłącznie zewnętrznie. Doprawdy, Jarosław Kaczyński musiał dobierać sobie tych mężyków stanu w korcu maku. Ten jazgot skłonił ministra Sikorskiego do groźnego warknięcia, że „Polska” będzie reagować – co oznacza, przynajmniej na tym etapie, donos do Stolicy Apostolskiej. Tyle szef tubylczej eunuchoidalnej dyplomacji rzeczywiście może uczynić, no a reszta – jak mawiał Józef Stalin – w ręku Boga.

Stanisław Michalkiewicz

Komentarz   tygodnik „Goniec” (Toronto)   26 czerwca 2011

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2101

Skip to content