Aktualizacja strony została wstrzymana

Męczeństwo Sławomira Sierakowskiego – Stanisław Michalkiewicz

Piszę ten felieton w momencie rozpoczęcia obchodów rocznicy smoleńskiej katastrofy, zainaugurowanych przez panią prezydentową Annę Komorowską, która poprowadziła do Smoleńska pielgrzymkę „prezydenckiej” grupy rodzin ofiar. Na miejscu okazało się, że na miejscu katastrofy jacyś nieznani sprawcy podmienili pamiątkową tablicę – ale pielgrzymi taktownie nie zwrócili na to uwagi, pochłonięci zarówno rozpamiętywaniem, jak i misją „pojednania” z Rosją. Już choćby na tym przykładzie widać, że na tej drodze trzeba będzie jeszcze przełknąć niejedną żabę, albo i coś gorszego – ale Rosjanie już tacy są, że kandydatów na swoich przyjaciół muszą najpierw odpowiednio do tej przyjaźni wytresować. Za to jak już ich wytresują – to ho, ho! – mogą ich nawet, za przeproszeniem, w d… haratać (brat brata w d… harata) – a ci taktownie nie tylko niczego nie zauważą, ale jeszcze się nadstawią.

Dlatego też, mimo ogromu wzruszeń, pani prezydentowa Komorowska utrzymała się w konwencji mówiąc, że „razem łatwiej nam się zmierzyć z ogromem nieszczęścia, które się tu wydarzyło”. Czy miała na myśli również nieznanych sprawców, towarzyszących pielgrzymce incognito, czy tylko osobistości oficjalne – mniejsza z tym, bo ważniejsze jest oczywiście „nieszczęście”. Nieszczęście, owszem, ogromne, jakże by inaczej – chociaż z drugiej strony niepodobna nie zauważyć, że gdyby nie ono, to kto wie, czy pani Komorowska zostałaby prezydentową? No a poza tym, że zginął trzymający pod kluczem „Aneks” do Raportu o rozwiązaniu WSI i blokujący nakazane „pojednanie” znienawidzony Kaczor – zwolniło się przecież tyle pierwszorzędnych posad! Co tu ukrywać; nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, chociaż naturalnie nie trzeba o tym głośno mówić. W sytuacji postępującej oligarchizacji politycznej sceny, takie cykliczne katastrofy mogłyby nawet stanowić jakieś wyjście – a na kogóż można liczyć w biedzie, jeśli nie na prawdziwych przyjaciół?

Ale kiedy cały nasz naród, który tak wiele wycierpiał, jak nie w jednym, to w drugim obrządku celebruje smoleńskie liturgie, pani Yael Bartana, sprytna Żydóweczka, która jakimści swędem przeborowała sobie dostęp do kasy Ministerstwa Kultury naszego nieszczęśliwego kraju, kręci w Warszawie tryptyk poświęcony męczeństwu Sławomira Sierakowskiego, jak się wydaje – właśnie namaszczanego na wicemichnika. Część pierwsza tej trylogii zatytułowana „Mary-koszmary” przedstawia Sierakowskiego, jak na Stadionie Dziesięciolecia daje wyraz łzawej tęsknicy serca za Żydami. Źeby wreszcie przybyli. Oczywiście Żydom nie trzeba dwa razy tego powtarzać, bo gdzie im będzie lepiej, niż wśród głupich gojów, w dodatku tkwiących po uszy w sprośnych błędach Niebu obrzydłych i potrzebujących koryfeuszy swoich, tubylczych sumień? Zresztą co tu ukrywać; w tym całym Izraelu każdy przecież siedzi na jednym półdupku, więc na wypadek, gdyby Amerykanom coś się odmieniło, lepiej zawczasu przygotować sobie z góry upatrzone pozycje.

Toteż na wezwanie Sierakowskiego Żydzi jeden przez drugiego walą do naszego nieszczęśliwego kraju i zaraz na Muranowie zakładają kibuc – podobny do tego, który z łaski Bufetowej w Śródmieściu, na rogu Nowego Światu i Świętokrzyskiej, założył Sławomir Sierakowski – kibuc z wyszynkiem pod nazwą „Nowy Wspaniały Świat”. Opowiada o tym druga część tryptyku pod tytułem „Mur i wieża”. Ale opętana antysemityzmem i ksenofobią tubylcza dzicz urządza na Sierakowskiego zamach – o czym opowiada trzecia część dzieła, zatytułowana właśnie „Zamach” – po którym aktyw i sympatycy Ruchu Odrodzenia Żydowskiego w Polsce rozpoczynają swoje żałobne liturgie pod transparentami „Oni mordują – my budujemy”, albo dla rozmaitości – „Żydzi! Nie zostawiajcie nas z Polakami!

Scenariusz dzieła sporządził oczywiście Sławomir Sierakowski do spółki z Kingą Dunin, a całość finansuje Ministerstwo Kultury z przeznaczeniem na Biennale w Wenecji, gdzie dzieło żydowskiej cwaniary będzie od czerwca do listopada reprezentowało polską sztukę filmową w Pawilonie Polskim (a Venice nous avons un petit pavillon, pavillon polonais pour Mesdames et Messieurs – co się wykłada, że w Wenecji mamy pawilonik – pawilon polski dla Pań i Panów). Kuratorem tego przybytku został mianowany niejaki pan Sebastian Cichocki, z Muzeum Sztuki Nowoczesnej. To Muzeum jest też rodzajem pawilonu, w którym rozmaite Mesdames et Messieurs umieszczają swoje knoty. Utworzył je w tym celu człowiek w czepku urodzony, związany ze Stowarzyszeniem Ordynacka, minister kultury w sierocym rządzie premiera Belki, przy pomocy którego razwiedka przeszła na ręczne sterowanie naszym nieszczęśliwym krajem, czyli Waldemar Dąbrowski – dzisiaj znowu na posadzie dyrektora Teatru Wielkiego. Pan Cichocki nie może się tego „wydarzenia” nachwalić, podobnie zresztą, jak minister Bogdan Zdrojewski, któremu się wydaje, że Yael Bartana „to dowód, że w polskiej kulturze nastąpił czas otwarcia i poszerzonej współpracy”. Co tu ukrywać; za mądry ten cały minister Zdrojewski to nie jest – ale bo też pierwotnie nie był przeznaczony na odcinek kulturalny, tylko do obronności. Widocznie jednak Siły Wyższe uznały, że nikt sprawniej nie rozbroi naszego nieszczęśliwego kraju, niż największy strateg wśród psychiatryków i w ten sposób pan Zdrojewski trafił do kultury.

Jak się okazuje, realizujący swoją misję „światowej sławy historyk” znalazł w naszym nieszczęśliwym kraju licznych kolaborantów, bo nietrudno się domyślić, że tryptyk pani Bartany stanowi swoiste pendant dla „złotych żniw”, które w całej Europie Środkowej zamierza rozpocząć rząd bezcennego Izraela do spółki z Agencją Żydowską. Co więcej – jest on antycypacją Żydolandu, dostarczając nam nawet wizerunku jego godła: Orła spętanego Gwiazdą Dawida – zaś za pośrednictwem weneckiego Biennale przekazując światowej opinii komunikat, że kuratela starszych i mądrzejszych nad zdziczałymi nadwiślańskimi tubylcami jest najlepszym rozwiązaniem. Nic więc dziwnego, że za tyle dobrodziejstw, jakimi zostaną obsypani, powinni zapłacić. Czegóż mogą chcieć więcej?

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   tygodnik „Najwyższy Czas!”   15 kwietnia 2011

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2003

Skip to content