Aktualizacja strony została wstrzymana

MAK nie pokazał nam błędów pilotów – wywiad z dr. R.Drozdowiczem, specjalistą aerodynamiki

Nigdzie do tej pory anormalna konfiguracja samolotu, bardzo silne przechylenie na małej wysokości, nie została zakwestionowana

Z dr. inż. Ryszardem Drozdowiczem, specjalistą ds. aerodynamiki i lotnictwa, rozmawia Marcin Austyn

Jako jeden z pierwszych komentatorów już 10 kwietnia 2010 roku wskazywał Pan, że mało prawdopodobne jest, by katastrofa Tu-154M była wynikiem pomyłki pilotów. Rok po katastrofie takie twierdzenia są aktualne?
– Wszystkie moje wypowiedzi mają charakter hipotez, moim zdaniem najbardziej prawdopodobnych. Jestem przede wszystkim naukowcem zajmującym się aerodynamiką i lotnictwem, a znaczna liczba godzin wylatanych w aeroklubie i na własnym samolocie pozwoliła mi zdobyć spore doświadczenie pilota.
Analizując katastrofę smoleńską, postawiłem się od razu na miejscu pilota, w sytuacji, którą widzieli z ziemi naoczni świadkowie. Nigdzie do tej pory anormalna konfiguracja samolotu (bardzo silne przechylenie na małej wysokości) nie została zakwestionowana. Kolejne potwierdzone fakty, do których już się odnosiłem, wykluczają winę pilotów. Bardzo kompetentni piloci, którzy wylatali w swojej lotniczej karierze ogromną liczbę godzin na różnym sprzęcie, również nigdzie nie znaleźli podstaw do obciążania winą pilotów za katastrofę. A już po ustaleniu faktu komendy „odchodzimy” na wysokości 100 m, dopuszczonej rygorystycznymi przepisami, sprawę zaprzestania obwiniania pilotów należy zamknąć. Do tego dochodzi na pewno nieobciążające pilotów nieprzekazywanie stronie polskiej jedynych „twardych” dowodów w postaci oryginalnych, nienaruszonych i kompletnych czarnych skrzynek.
Na dzisiaj pozostaje więc aktualne jedyne sensowne wyjaśnienie przyczyn katastrofy, które jako najbardziej prawdopodobne przedstawiłem w mojej pierwszej wypowiedzi z kwietnia 2010 roku, tuż po katastrofie. Po późniejszej analizie całego zdarzenia i układów sterowania samolotu Tu-154M mogę tylko uzupełnić swoją hipotezę o jednoczesną lub wyłączną awarię steru wysokości, polegającą na przykład na zwyczajnym pęknięciu hydraulicznego przewodu układu sterowania lub rozszczelnieniu tego układu. To wystarczy, by doszło do takiej katastrofy, jakiej skutki znamy już w szczegółach. Takie uszkodzenie mogło nastąpić na przykład po komendzie „odchodzimy”, dodaniu „gazu” i pociągnięciu przez pilota wolantu, aby poderwać maszynę. Przy takiej awarii na wysokości 100 m i prędkości podejścia rzędu 250-280 km/h żaden pilot na świecie nie miałby najmniejszych szans na uniknięcie katastrofy. Z tej wysokości samolot po prostu spadłby na ziemię, mając szybkość opadania do 15 m/s! Okoliczności te potwierdza „falowany” lot w krytycznej fazie, typowy dla awarii steru wysokości. Piloci, widząc i czując spadek ciśnienia w systemie hydraulicznego sterowania, najprawdopodobniej szarpali się jeszcze z wolantem, próbując resztkami ciśnienia zminimalizować nieuniknione zderzenie z ziemią. To prawdopodobnie spowodowało szybki ubytek płynu hydraulicznego i przyspieszenie utraty sterowalności samolotu.

Pana zdaniem raport MAK wyjaśnił w sposób wystarczający wszelkie okoliczności techniczne tego wypadku? Pominięto w nim np. kwestię powodów zamrożenia pamięci systemu FMS na kilka sekund przed zderzeniem z ziemią – to chyba ważna okoliczność?
– Zakładając, że powyższa hipoteza przyczyn katastrofy jest zasadna, należy jednocześnie przyjąć raport MAK jako nieuzasadniony. W tych okolicznościach szczegóły typu wyłączenie lub zablokowanie systemu FMS lub inne niedotyczące bezpośrednio systemu sterowania nie mają znaczenia.

Polska komisja – nie dysponując oryginalnymi zapisami czarnych skrzynek – może odpowiedzieć na więcej niż MAK pytań w sprawie katastrofy, szczególnie tych dotyczących wydarzeń po komendzie „odchodzimy”?
– Trudno mi odpowiadać za ustalenia i wnioski polskiej komisji w sytuacji stwierdzenia prawidłowej decyzji pilotów. Należy jednak zauważyć, że stwierdzenie komendy kapitana „odchodzimy” na prawidłowej wysokości wyklucza winę pilotów, przynamniej do tego momentu. W tej sytuacji jest praktycznie pewne, że kolejne czynności pilotów musiały być również bezbłędne, nawet wtedy, gdy nie widzieli oni już żadnych szans na uniknięcie katastrofy i próbowali już tylko ją zminimalizować.

Jakie znaczenie dla tzw. komisji Millera może mieć przygotowywany eksperyment na samolocie Tu-154M?
– Przygotowywany eksperyment na bliźniaczym Tu-154M może okazać się rozstrzygający w ustaleniu przyczyn katastrofy, w sytuacji braku zapisów oryginałów głównych rejestratorów. W każdym razie taki eksperyment pozwoli wykluczyć to, co nie mogło się zdarzyć, i pozostawić to, co było możliwe.

Wiemy, że wrak samolotu nieprędko znajdzie się w Polsce. Jego analiza po tak długim czasie będzie miała znaczenie dla polskich badań?
– Jeżeli przyczyną katastrofy była awaria maszyny, to na miejscu producenta samolotu dawno bym usunął najmniejsze ślady faktycznych jej przyczyn. Przy takiej hipotezie wrak samolotu nie miałby już znaczenia dowodowego. Warto tutaj zauważyć zupełnie niejasne i niezrozumiałe tak długie zwlekanie ze zwrotem tego wraku.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Środa, 13 kwietnia 2011, Nr 86 (4017) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110413&typ=po&id=po02.txt | MAK nie pokazał nam błędów pilotów

Skip to content