Aktualizacja strony została wstrzymana

Remont w trakcie śledztwa

Kilka dni po katastrofie na Siewiernym wymieniono cały system oświetlenia drogi podejścia – ustalił „Nasz Dziennik”.

Nie tylko żarówki w światłach podejścia lotniska Siewiernyj w Smoleńsku jeszcze w dniu katastrofy po południu wymieniły rosyjskie ekipy. Kilka dni później zamontowano całe nowe oświetlenie drogi lądowania. Podczas oblotów kontrolnych prowadzonych przez komisję MAK 17-24 kwietnia 2010 roku światła były zupełnie inne niż podczas katastrofy.

Na zdjęciach wykonanych 10 kwietnia około godz. 19.00 czasu miejscowego widać, jak rosyjscy funkcjonariusze niosą reflektory i szpule z kablem do rozstawienia świateł podejścia. Nie wiadomo zatem, jakie oświetlenie ścieżki podejścia funkcjonowało w dniu katastrofy i czy było sprawne. Jak wyjaśnia mjr rez. Michał Fiszer z miesięcznika „Lotnictwo”, były pilot wojskowy, takie przenośne systemy są w Rosji popularne. Przygotowywano je z myślą o wojnie, żeby móc szybko zainstalować oświetlenie nawigacyjne na obcym lotnisku.

Rosjan coś musiało zaniepokoić, skoro jeszcze w dniu katastrofy zmienili oświetlenie w rejonie tuż przy progu pasa. Na innej fotografii żołnierz wkręca żarówkę. Oświetlenie jest już gotowe. Okazuje się, że to nie wszystko. Zdjęcie przedstawiające dokładnie to samo miejsce, ale wykonane 21 kwietnia, pokazuje, że system oświetlenia został jeszcze raz wymieniony. Nadal mamy do czynienia z jego wersją przenośną, ale reflektory wyraźnie się różnią. Nowe są innego kształtu, na oko wyglądają solidniej, inaczej się do nich podłącza kable. W tym samym czasie na lotnisku pracowała komisja MAK, która weszła tam 17 kwietnia, a prace zakończyła 24 kwietnia.

Światła mają, szczególnie przy braku zaawansowanych pomocy nawigacyjnych, ogromne znaczenie. Chodzi o zapewnienie załodze kontaktu wzrokowego z infrastrukturą lotniska. Dla kapitana, który wykonuje ostanie manewry pilotażowe, najważniejsze jest, żeby ustalić położenie progu pasa. Ma swoją długość i samolot ma też swoją długość drogi lądowania. Celem jest wylądowanie jak najbliżej progu, żeby samolot zdołał zahamować i nie wypadł z pasa.

Co ciekawe, światła podejścia i tzw. światła wejściowe są na Siewiernym nietypowe. Na lotniskach wojskowych w Rosji powinny świecić na czerwono, tymczasem w Smoleńsku są żółto-pomarańczowe, tak jak na lotniskach cywilnych. Być może zmieniono kolory, gdy rozformowany został pułk lotnictwa transportowego i Siewiernyj stał się lotniskiem przyzakładowym miejscowych Lotniczych Zakładów Remontowych. Jest to jednak o tyle dziwne, że lotnisko położone jest wciąż na terenie jednostki wojskowej i jego obsługa składa się z oficerów rosyjskich sił powietrznych.

Rosyjscy funkcjonariusze wykorzystali elastyczność przenośnego wariantu oświetlenia do wykonania „generalnego remontu”, jak to określił kpt. Janusz Więckowski, były pilot. Działo się to jednak w trakcie, a wręcz na samym początku dochodzenia prowadzonego przez MAK, przez rosyjską prokuraturę oraz równolegle przez odpowiednie organa Polski. – Każda zmiana na miejscu zdarzenia może rodzić podejrzenia, że umyślnie podjęto jakieś działania zafałszowujące rzeczywistość, i to znacznie utrudnia dotarcie do prawdy. Takie rzeczy oczywiście nie powinny mieć miejsca – mówi prawnik prof. Piotr Kruszyński. – Takie postępowanie to jak podpis pod tym, że to lotnisko nie było przygotowane do przyjęcia samolotu. Nigdy nie widziałem, żeby na odcinku pomiędzy bliższą radiolatarnią a progiem pasa były jakiekolwiek zarośla, a tak jest w Smoleńsku. Do dziś ich nie usunięto – podsumowuje kpt. Więckowski.

Piotr Falkowski

Konstrukcja z żarówkami

Z Siarhiejem Sierabrą, białoruskim dziennikarzem i fotoreporterem gazety „Kurier Witebski”, twórcą portalu „Narodowe Wiadomości Witebska”, rozmawia Piotr Falkowski

Mieszka Pan i pracuje w Witebsku, niedaleko granicy z obwodem smoleńskim w Rosji. Był Pan 10 kwietnia ub.r. w Smoleńsku?
– Tak, to jest blisko, ale dotarłem dopiero około czwartej po południu. Chciałem zrobić zdjęcia.

Widział Pan rosyjskich funkcjonariuszy przy światłach podejścia do lądowania…
– Tak, chodziłem po tym terenie, tam gdzie pozwalali, chciałem sfotografować wrak. I tam przy pasie startowym jest taka konstrukcja z żarówkami. Stali przy niej milicjant, wojskowy i ktoś z obsługi lotniska i wkręcali żarówki.

Kiedy to dokładnie było?
– Już wieczorem. Około godz. 18.00.

Mógłby Pan opisać, co Pan tam widział.
– Starałem się podejść do wraku tak blisko, jak się dało. W końcu udało mi się zrobić dobre zdjęcie. Tam były rozrzucone części samolotu, a nieco dalej jedno skrzydło. Oglądałem brzozę ściętą przez samolot.

Jak przyjęto wiadomość o katastrofie na Białorusi?
– Oczywiście od razu to był wielki szok. Sąsiedni kraj, na który patrzy się u nas z życzliwością, został tak dotknięty. Wszyscy rządzący, wybitni ludzie tego kraju zginęli, współczucie było tym większe, że stało się to niedaleko Białorusi. Ludzie byli tym poruszeni. W Mińsku pod polską ambasadę przynosili kwiaty, zapalali świeczki.

A co mówi się o przyczynach katastrofy, o śledztwie?
– Ludzie u nas nic o tym nie wiedzą. Nie ma stosownej informacji. Jak to u nas. Oficjalne media na ten temat nie mówią. Chciałbym natomiast podzielić się moim spostrzeżeniem. Widziałem to lotnisko w Smoleńsku. I wiele razy byłem na naszym lotnisku w Witebsku. I nie mam wątpliwości, że ono jest o wiele lepsze. Jest tu normalny ruch, kontrola, a nie rozgardiasz i ruina jak w Smoleńsku. Wiem, że ten samolot miał w planie lądować awaryjnie w Witebsku [chodzi o lotnisko zapasowe – przyp. red.] i gdyby do nas przyleciał, to na pewno nie byłoby katastrofy. Od nas jest niedaleko, najwyżej dwie godziny, tylko nie wiem, czy nie byłoby jakichś problemów z wizami, przekroczeniem granicy itp.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Poniedziałek, 10 stycznia 2011, Nr 6 (3937)

Za: Nasz Dziennik, Poniedziałek, 10 stycznia 2011, Nr 6 (3937) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110110&typ=po&id=po15.txt

Skip to content