Aktualizacja strony została wstrzymana

Udręki i katusze seksu bezpiecznego – Stanisław Michalkiewicz

Ach, iluż udręk i katuszy dostarcza postępactwu powinność praktykowania seksu bezpiecznego! Postępactwo musi bowiem być „trendy”, a każdy „trendy” musi z kolei praktykować seks, ale nie byle jaki, tylko „bezpieczny”. Gdyby postępak z postępakową albo w ogóle nie praktykowali seksu, albo nawet i praktykowali, ale nie byłby to seks bezpieczny, to gdyby sprawa się wydała, natychmiast przestaliby być „trendy” i nie mogliby już pokazać się w żadnym salonie, gdzie – jak wiadomo – nie ma podłogi, ani nawet – w żadnym towarzystwie. Tymczasem bezpieczny seks nie jest łatwą sprawą, na co jeszcze przed wojną zwrócił uwagę Karol Irzykowski zauważając, że współżycie seksualne byłoby nawet przyjemne, gdyby nie ryzyka: z jednej strony – zarażenia, a z drugiej – zapłodnienia. Seks bezpieczny teoretycznie polegać ma na minimalizowaniu obydwu ryzyk, ale to tylko tak się mówi, ponieważ w tej sprawie, jak zresztą we wszystkich innych, jakie wiążą się z bezpieczeństwem, środki stają się ważniejsze niż cele.

Nietrudno to zrozumieć; manipulacje narzędziami służącymi zapewnieniu seksowi bezpieczeństwa są dość skomplikowane, zwłaszcza w sytuacjach, kiedy ręcę się trzęsą, kiedy partnerzy są zdenerwowani nie tylko perspektywą tego, co za chwilę ma się dokonać, ale przede wszystkim obawą, czy przypadkiem nie popełniają jakiegoś błędu przeciwko zasadom bezpieczeństwa. To zdenerwowanie nie ustaje nawet następnego dnia po tak zwanym „harapie” – o czym świadczy piosenka Roberta Gawlińskiego z zespołu „Wilki”: „Byłem z nią parę chwil, było tak namiętnie (…) Myślę, że nie stało się nic”. Czyż to ostatnie zdanie nie wyraża podszytej paniką obawy, że na przykład lada moment pojawią się symptomy gonorei, albo – nie daj Boże – syfilisu lub – co najgorsze – adidasa, albo, że postępakowa zgłosi się z meldunkiem, że wszystkie środki ostrożności zawiodły? Na samą myśl o którejś z tych ewentualności odchodzi człowiekowi ochota na wszelkie bliskie spotkania III stopnia i gdyby nie nieubłagana w tych środowiskach dziejowa konieczność uprawiania seksu bezpiecznego, to postępactwo przerzuciłoby się na rozpustę innego rodzaju.

Przewidział to zresztą Stanisław Lem kreśląc w książce „Doskonała próżnia” obraz świata, w którym na skutek eksplozji w małej fabryczce produkującej na potrzeby Pentagonu, do atmosfery ziemskiej przedostały się substancje usuwające wszystkie przyjemne doznania towarzyszące aktowi płciowemu. On sam był wprawdzie możliwy, ale już tylko jako rodzaj ciężkiej pracy. Pentagonowi było to potrzebne dla podstępnego zahamowania przyrostu naturalnego w krajach Trzeciego Świata, jednak wskutek katastrofy porażony został nie tylko świat trzeci, ale cały. Ludzkość – powiada Lem – stanęła na krawędzi zagłady i jedynie wyjątkowo karny naród japoński, zacisnąwszy zęby… i tak dalej – ale prawdziwe spustoszenia dokonały się przede wszystkim w sferze kulturowej. Z dnia na dzień upadł cały przemysł pornograficzny i filmowy, prostytutki na próżno oczekiwały pod latarniami na klientów, aż wreszcie próżnię kulturową wypełniła gastronomia. Pojawiły się nawet zboczenia; na przykład spożywanie gruszek na klęczkach uchodziło za wyjątkowo nieprzyzwoite, z czym walczyła sekta zboczeńców-klęczycieli, domagając się równych praw dla tej orientacji gastronomicznej. Niestety na razie możliwości zastąpienia seksu przez gastronomię nie ma, sama myśl o ekscytowaniu się fast-foodami może każdego przyprawić o mdłości, więc postępactwo, nolens-volens, skazane jest na uprawianie seksu bezpiecznego. W ogóle w sferze kultury masowej, a zwłaszcza w dziedzinie przemysłu rozrywkowego, nie ma już prawie żadnych autentycznych sytuacji poza śmiercią i seksem, toteż jedno i drugie eksploatowane jest aż do obrzydzenia. No i jeszcze choroby, toteż nic dziwnego, że w polskich serialach, poza uprawianiem seksu – oczywiście bezpiecznego, jakże by inaczej – co i rusz ktoś choruje.

W tej desperacji postępactwo próbuje te ryzyka minimalizować. O ile usunięcie ryzyka zarażenia nie jest możliwe, bo ani bakterie ani wirusy zupełnie nie przejmują się ani redaktorem Adamem Michnikiem, ani nawet – samym Aleksandrem Smolarem, o tyle usunięcie ryzyka zapłodnienia – jak najbardziej. Tym właśnie tłumaczę sobie rosnącą w środowisku postępactwa popularność sodomii i forsowanie sodomitów jako awangardy postępowej ludzkości. Ale te wszystkie rozpaczliwe próby sprostania wymaganiom stawianym postępactwu przez mądrość etapu nie są doceniane przez siły wstecznictwa, którym przewodzi Kościół katolicki. Przeciwnie – ośmiela się on nawet krytykować używanie prezerwatyw, co postępactwu w ogóle nie mieści się w głowie, bo przecież prezerwatywa jest nie tylko podstawowym narzędziem, ale wprost symbolem seksu bezpiecznego. Rodzi to wśród postępactwa potężny dysonans poznawczy i chyba z tego właśnie powodu wybuchł taki radosny klangor, kiedy w wywiadzie-rzece, jakiego Benedykt XVI udzielił niemieckiemu dziennikarzowi, padły słowa o dopuszczalności używania prezerwatyw „w pojedynczych przypadkach”.

Wprawdzie rzecznik Watykanu Fryderyk Lombardi próbował ostudzić entuzjazm postępactwa oświadczeniem, że rozpowszechnione słowa Benedykta XVI o dopuszczalności użycia prezerwatyw „w pojedynczych przypadkach” nie mogą być określane jako „rewolucyjny przełom”, ale niepodobna nie zauważyć, że – po pierwsze – wszystkie przypadki, w których dochodzi do użycia prezerwatyw, są „pojedyncze”, a po drugie – nawet jeśli nie jest to przełom „rewolucyjny”, ani nawet kontrrewolucyjny, to widać, że nacisk lobby lateksowego i postępactwa robi jednak swoje. Przewidział to wspomniany Stanisław Lem stwierdzając w „Głosie Pana”, że nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa byle tylko postępować cierpliwie i metodycznie. Dodajmy, że zwłaszcza wtedy, gdy konklawe też próbuje być „trendy”, to znaczy – akomodować się raczej do mądrości etapu, niż do Mądrości Przedwiecznej.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   tygodnik „Nasza Polska”   30 listopada 2010

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1846

Skip to content