Aktualizacja strony została wstrzymana

Dyrygenci „Wielkiej Orkiestry Medialnej POmocy”

Od kilku lat w III RP głównym zadaniem największych koncernów medialnych jest zwalczanie demokratycznej opozycji. Jednak w latach 2005-2007 los spłatał establishmentowi figla. Wybory wygrało Prawo i Sprawiedliwość, dzięki czemu na ten okres przystąpiono, jak przystało na prawdziwe demokratyczne państwo do patrzenia na ręce rządzącym z takim zapałem i dociekliwością, że każdy Polak widział potykającego się na schodach ministra, wiedział, która z posłanek partii rządzącej nosi podróbkę torebki znanego projektanta, a nawet był informowany o żółknących końcówkach wąsów popularnego polityka ówczesnego obozu władzy.

Najbardziej zaskakujące dla osób niepasjonujących się nadmiernie polityką jest to, że na czele tej zmasowanej wieloletniej nagonki stoi Gazeta Wyborcza szczycąca się jednocześnie tym, że jej środowisko wywodzi się z opozycji lat PRL-u. Samo istnienie partii opozycyjnych uważali oni wtedy za podstawowy warunek i znak rozpoznawczy prawdziwej demokracji.

Ostatnie niepokojące sygnały wychodzące z Czerskiej dają jednoznacznie do zrozumienia, że jednak opozycja podobnie jak w PRL-u szkodzi demokracji, dla której dobra lepiej by było gdybyśmy się owej opozycji jakoś pozbyli.

Mamy oto kolejny dowód na to, że okrągły stół jest wiecznie żywy. To przy nim ojcowie założyciele III RP, Kiszczak i Jaruzelski z wyselekcjonowaną starannie „stroną solidarnościową” uzgodnili na wieki, że opozycja TAK, ale tylko ściśle koncesjonowana i niewchodząca w drogę establishmentowi i „autorytetom” wyprodukowanym po 1989 roku.

Za każdym razem, kiedy sytuacja wymykała się z rąk, środowiska okrągłostołowe zwierały szyki i przywracały przy dużym udziale „Wielkiej Orkiestry Medialnej POmocy”, stary dobry porządek.

Tak było podczas pamiętnej „nocnej zmiany” w czerwcu 1992 roku jak również w latach rządów „pisowskiej junty”.

Nie dziwi fakt, że zarówno wówczas jak i obecnie niebagatelne role odegrali zatrudnieni kiedyś w salonowych taborach, a dziś już giermkowie „rycerstwa” III RP, Donald Tusk i Waldemar Pawlak.

Pojawienie się w 2001 roku Prawa i Sprawiedliwości, partii zagrażającej uzgodnionemu w 1989 roku status quo spowodowało bicie w tarabany i wyprowadzenie do boju medialnej zaciężnej armii.

Biegunka, jakiej dostał salon świadczy o wielkim poczuciu zagrożenia dla ustalonego wspólnie wraz renegatami porządku.

W Polsce jak wiemy, jakimś szczęśliwym trafem uniknęliśmy penetracji przez obce wywiady, a rosyjski zupełnie się znad Wisły wycofał.

Wystarczy, że tylko jakiś Macierewicz czy inny oszołom jest odmiennego zdania to zaraz zostaje ośmieszony przez „wiodących” dziennikarzy i dyżurnych „ekspertów” niezawodnymi i wypróbowanymi zestawieniami z„cyklistami” i „masonami”, choć z tymi ostatnimi spotkali się niedawno, Jose Barroso i Jerzy Buzek. Po owym spotkaniu nasz „wielki mąż stanu” nagle odwołał wcześniej zapowiadaną audiencję u papieża Benedykta XVI.

Skoro okazało się w końcu, że masoni istnieją to może i u nas zawieruszył się przypadkowo jakiś sowiecki szpieg?

Zdaniem Mečysa Laurinkusa, wieloletniego szefa litewskich służb specjalnych, na Litwie działa około 3 tysięcy rosyjskich agentów. Usytuowani są głownie w branży energetycznej, transportowej i mediach.

Zagrożenia ze strony Rosji dla całej Europy Środkowej opisał we wpływowym dzienniku „Lietuvos Rytas”,1 marca 2010 roku.

Jakież to szczęście, że nie mamy w Polsce podobnego problemu, a zamiast tysięcy rosyjskich agentów u nas reaktywowano Festiwal Piosenki Rosyjskiej w Zielonej Górze, kwitnie przyjaźń wyraźnie przeobrażająca się w miłość, na co najlepszym dowodem jest perfekcyjne śledztwo w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej.

Dlatego nikogo nie powinno dziwić, że to właśnie Gazeta Wyborcza i jej „autorytety” stoją na straży tego wielkiego uczucia i są gotowi nawoływać do likwidacji największej partii opozycyjnej. Czy szczera miłość do pułkownika Putina nie jest warta nawet takich poświęceń i zawieszenia na jakiś czas demokracji na kołku?

Dzisiejszy Michnik to totalitarysta”, zauważył już dawno temu Stefan Kisielewski i nie pomylił się w swej diagnozie. Niektórzy, aby do tego dojść potrzebowali wielu lat inni zaś do dziś nie dokonali jeszcze tego odkrycia.

Obecnie ów „rycerz demokracji i wolności słowa” na każde zdanie krytyki skierowanej pod swoim adresem biegnie do sądu i z miana I-go opozycjonisty PRL sam zdegradował się do roli I-go pieniacza III RP.

Dzisiaj najkomiczniej wyglądają płynące z Czerskiej ataki na PiS mówiące o wodzowskim modelu partii Jarosława Kaczyńskiego, który zgromadził wokół siebie tak zwany „zakon PC”, tłumiący w zarodku każdą krytykę wodza.

Piszą i mówią o tym z całkowita powagą wszyscy ci, którzy przed „nadredaktorem” poruszają się w pozycji kolanowo-łokciowej lub się przed nim czołgają bojąc się by nie popaść w niełaskę.

To właśnie tacy ludzie radzą członkom PiS krytykę prezesa, wypowiadanie odważnie własnych poglądów i zmianę wizerunku partii, najlepiej poprzez pozbycie się Jarosława Kaczyńskiego.

Dla ratowania Polski przed zalewem, nacjonalizmu, szowinizmu i prymitywnego ludycznego katolicyzmu oraz położenie tamy pisowskim zakusom polskie „elity” wolą zakon Putina niż Kaczyńskiego.

Mówią to ludzie, którzy nie ośmielą się zgrzeszyć nawet myślą przeciw swojemu wodzowi tworząc zakon o najsurowszej regule. Na dodatek ci sami żurnaliści z Czerskiej nie potrafią ukryć swojej miłości do Rosji, w której krytyka Putina i jego zakonu kończy się często strzałem w potylicę albo niekontrolowanym lotem z okna wieżowca.

Takiej komedii i koncertu hipokryzji świat nie widział.

Panowie Dziennikarze, Panie dziennikarki, „autorytety” z Czerskiej.

Jak mówi mądre przysłowie:

„Dobre rady można dawać wtedy
kiedy przestanie się dawać zły przykład”

Mirosław Kokoszkiewicz

Tekst opublikowany w Warszawskiej Gazecie (44/2010)

Za: kokos26 | http://kokos.salon24.pl/253652,dyrygenci-wielkiej-orkiestry-medialnej-pomocy

Skip to content