Aktualizacja strony została wstrzymana

Autoportret folksdojcza – Stanisław Michalkiewicz

Jak można poznać, co człowiek myśli naprawdę? Kiedy wykrzykuje coś w stanie silnego wzburzenia, albo kiedy prezentuje poglądy w przeświadczeniu, że nikt go nie rozpozna. Rzadko zdarza się, by czyjeś prawdziwe poglądy zostały ukazane na przykład w podczas telewizyjnych rozmów. Po pierwsze dlatego, że w telewizji mało kto prezentuje poglądy prawdziwe. Większość rozmówców prezentuje poglądy słuszne. Pod tym względem nie zmieniło się nic od czasów pierwszej komuny, bo i wtedy nikt dopuszczony do telewizora nie mówił prawdy, tylko recytował opinie zatwierdzone przez władze. Jeśli akurat nie wiedział, co jest zatwierdzone, to zwyczajnie nie miał zdania i tyle. Ale nawet gdyby tak nie było, to znaczy, gdyby ludzie zapraszani do telewizji chcieli przedstawiać swoje prawdziwe poglądy, to poprzebierani za dziennikarzy konfidenci bezpieki nigdy im na to nie pozwolą. Oni bowiem tak naprawdę z nikim nie rozmawiają normalnie, tylko albo się podlizują, albo przesłuchują. Czasami im się myli; kiedyś pani red. Olejnik przez jakieś roztargnienie próbowała potraktować prof. Balcerowicza jak delikwenta wyznaczonego do storturowania, ale ten, po chwili zaskoczenia, natychmiast przypomniał, skąd wyrastają jej nogi, sprawiając, iż przez resztę seansu była już cicha i pokornego serca. Wyglądało to trochę niesamowicie, jakby tygrys chwycił bat i zaczął okładać nim swojego pogromcę. Jeśli jednak nie ma nieporozumienia, to przebrani za dziennikarskie gwiazdy konfidenci próbują wymusić na delikwencie, żeby się przyznał. W tej sytuacji jedyną możliwością poznania prawdziwych poglądów ludzi i to w skali masowej staje się Internet, a ściślej – komentarze anonimowych internautów.

Ma to oczywiście dobre, ale i złe strony. Stanisław Lem, zetknąwszy się z Internetem wyznał, że dopiero wtedy przekonał się, ilu na świecie jest durniów. Oczywiście nie zawsze musi to być prawdą; niekiedy internauci wykonują tylko zlecone im przez oficerów prowadzących zadania na odcinku prezentowania opinii publicznej. Nie ulega bowiem najmniejszej wątpliwości, że bezpieka, w chwilach wolnych od kręcenia lodów i innych form rozkradania państwa, zajmuje się również organizowaniem opinii publicznej, dostosowując nieśmiertelne wskazówki wiecznie żywego Lenina do warunków współczesnych – ale niezależnie od tego durniów rzeczywiście jest bardzo wielu. Nawiasem mówiąc, ta właśnie okoliczność wyjaśnia przyczyny, dla których współczesne państwa pogrążają się w coraz większym chaosie. Skoro durnie uczestniczą w procedurach demokratycznych, to nic dziwnego, że bardzo często właśnie ich opinia przeważa, zwłaszcza w sytuacji, gdy rządy kierują się wyłącznie sondażami popularności. Wprawdzie pod osłoną demokratycznej retoryki współczesne państwa od demokracji odchodzą i na przykład w Unii Europejskiej jedyny organ pochodzący z powszechnego głosowania, tzn. mający legitymację demokratyczną, nie ma żadnej realnej władzy. Mówię o Parlamencie Europejskim, który może groźnie kiwać palcem w bucie, uchwalać rezolucje przeciwko lodowcom itp., podczas gdy rządzi biurokratyczna międzynarodówka, dobierająca się po zapachu, mniejsza o to – czego. Więc niezależnie od wykonujących zadania, w Internecie od durniów aż się roi, a ponieważ – jak to durnie – myślą, że sieć zapewnia im anonimowość, prezentują opinie szczere. I oto pod publikacją omawiającą różne niejasności związane z katastrofą 10 kwietnia br. w Smoleńsku, swoją opinię przedstawił niejaki „JSB”, co może nie być przypadkiem. Pisze on tak: „Jestem Polakiem, głosowałem na PO i Komorowskiego. To, czy ubili tych pisiorów wisi mi i powiewa, dla mnie istotna jest cena ruskiej benzyny i to, że nie będzie mi jakieś CBA gapiło się na wszystkie interesy. Tak myśli większość, więc spadajcie ze swoimi krzyżami, IPNami, czy innym nawiedzonym talibstwem.” Autor tego wpisu uważa się za Polaka – ale co to właściwie znaczy, poza tym, że skoro głosował na PO i Komorowskiego, to musi mieć polskie obywatelstwo? Widać, że nie tylko ma nasrane w głowie przez propagandę uprawianą przez rozmaite „Stokrotki”, ale że to gówno uderzyło mu do głowy do tego stopnia, iż nie poczuwa się do żadnej wspólnoty. Radość, że „ubili pisiorów” nie pozwala mu zauważyć, że chodzi nie tylko o prezydenta państwa – bo on oczywiście „z pisiorów”, ale przecież i o polityków innych formacji, no i dowódców wojskowych. Najwyraźniej własne państwo nie jest mu do niczego potrzebne, byle tylko miał tanią ruską benzynę i żeby CBA nie wpieprzało mu się do interesów. Jakie interesy może prowadzić człowiek tak mało spostrzegawczy, że nawet nie zauważył, iż rząd premiera Tuska wcale CBA nie zlikwidował? Zresztą może i zauważył, ale po wygranej PO, a zwłaszcza – Bronisława Komorowskiego nabrał całkowitej pewności, że od jego interesów Biuro będzie trzymało się z daleka. Skąd taka pewność? A skądże by, jeśli nie ze świadomości, że ten cały rząd i ten cały prezydent, to tylko chłopaki wzięte przez bezpieczniaków na posyłki? A skoro tak, to ani agentom, ani konfidentom włos z głowy spaść nie może, to chyba jasne? To podejrzenie potwierdzałaby zarówno niechęć do „krzyża”, jak i do IPN – bo ten krzyż już co najmniej od trzech pokoleń jednak trochę kole w oczy, no a nigdy nie wiadomo, czy ze znienawidzonego IPN nie wyjdą jakieś śmierdzące dmuchy na temat przodków. Tak myśli „większość” – twierdzi „JSB” – i może to być prawda, przynajmniej jeśli chodzi o jego środowisko, to znaczy – o środowisko najwyraźniej bezpieczniackie.

Dlaczego poświęcam tyle uwagi analizie wyznania tego internauty? Bo wyjaśnia ono przyczynę, dla której inne państwa, które przecież też rządzone są przez bezpiekę, nie znalazły się w sytuacji tak beznadziejnej, jak Polska. Chodzi o to, że tamci bezpieczniacy mają nawyk dbałości o własne państwo, bo wiedzą, że nie będą mieli innego. Tymczasem tubylcze dynastie bezpieczniackie od zawsze wysługiwały się państwom obcym; najpierw jako folksdojcze – Rzeszy Niemieckiej, potem jako ubecy – Związkowi Sowieckiemu, no a teraz – komu się da, byle benzyna była tania i można było spokojnie rozkradać ojczyznę, a potem – oddać się pod protekcję któregoś z państw ościennych w zamian za pilnowanie, żeby tubylcy się nie buntowali. To zeszło u nich do poziomu instynktów, a to dowód, że naród polski, jako wspólnota polityczna, już nie istnieje, że właśnie uwstecznił się do poziomu przednarodowego, w którym ton nadaje i standardy wyznacza potomstwo Franciszka Kłosa.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   tygodnik „Nasza Polska”   9 listopada 2010

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1822

Skip to content