Aktualizacja strony została wstrzymana

Polskie służby wiedziały, że w Smoleńsku będzie niebezpiecznie

„Nasz Dziennik” ujawnia: Przed lotem rządowego Tu-154M do Smoleńska polski kontrwywiad odnotował wzmożoną nadaktywność służb rosyjskich. Z tego względu wizycie polskiej delegacji z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele nadano w ramach zabezpieczających działań operacyjnych tzw. średni stopień zagrożenia bezpieczeństwa. Dokumenty potwierdzające ten fakt spoczywają w kancelarii tajnej Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Na wspólnym posiedzeniu sejmowych Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych oraz Spraw Zagranicznych w czerwcu br. szef Biura Ochrony Rządu gen. bryg. Marian Janicki podkreślił, że zabezpieczenie obu wizyt odbyło się zgodnie z instrukcją przygotowania lotów specjalnych. Wiceminister spraw zagranicznych Jacek Najder informował wtedy, że 24-25 marca przebywała w Rosji jedna grupa przygotowawcza z udziałem przedstawicieli MSZ, MSWiA (funkcjonariuszy BOR), MON i Kancelarii Prezydenta oraz Prezesa Rady Ministrów, która zajmowała się planowaniem różnych aspektów zarówno wizyty prezydenta, jak i szefa rządu.

Według BOR, ci sami funkcjonariusze, którzy zabezpieczali wizytę premiera, zabezpieczali też wizytę prezydenta, również po stronie rosyjskiej obie wizyty zabezpieczała ta sama grupa funkcjonariuszy, jednakowe było zabezpieczenie logistyczne. Generał Janicki powiedział, że 10 kwietnia na miejscu było sześciu funkcjonariuszy. – Zadania były podzielone na Katyń i Smoleńsk. To jest procedura standardowa – tłumaczył posłom szef BOR. Również minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zapewnił kilka dni temu, że kwietniowe podróże premiera Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Katynia, choć miały różny status protokolarny, to pod względem bezpieczeństwa były organizowane identycznie.

Kluczowe znaczenie ma jednak odpowiedź na pytanie nie o to, czy obie wizyty były jednakowo zabezpieczone, lecz czy zabezpieczenie było proporcjonalne do rozpoznanego stopnia zagrożenia.
To ważne, bo prokuratura wojskowa weszła w posiadanie dokumentów, z których wynika, że były też pewne uzasadnione różnice w tym aspekcie. Wizyta, której przewodniczył prezydent Lech Kaczyński, otrzymała status zagrożenia bezpieczeństwa na poziomie „średnim”, natomiast wizycie szefa rządu przypisano poziom „niski”.

Dokumenty znajdujące się w warszawskiej prokuraturze to dwie kartki dotyczące planowania obu wizyt: 7 i 10 kwietnia. Na karcie dotyczącej lotu premiera widnieje informacja o istnieniu potencjalnego zagrożenia ze strony terrorystów kaukaskich. Z kolei na drugiej, odnoszącej się do planowanej wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jest jeszcze dodatkowo mowa o rozpoznaniu zagrożenia inwigilacją rosyjskich służb specjalnych.

Inwigilacja kontrwywiadu rosyjskiego w stosunku do prezydenta RP może oznaczać: rozpoznanie środowiska, jakie otacza głowę państwa, rozpoznanie jego planów oraz próbę zbierania materiałów obciążających prezydenta, a także infiltrację środków technicznych – czyli dostęp do sprzętu, którym się posługiwał, w tym m.in. telefonu satelitarnego.

Wątek bezpieczeństwa lotu jest badany przez prokuraturę, która nie chce jednak informować, jakie służby, poza Biurem Ochrony Rządu, brały udział w zabezpieczeniu wizyty.
Bogdan Święczkowski, były szef ABW, stwierdza, że BOR we współpracy z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego czy Agencją Wywiadu, które są cywilnymi instytucjami zapewniającymi bezpieczeństwo państwa, może przygotować dokumentację określającą stopień zagrożenia bezpieczeństwa najważniejszych osób w państwie – zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego.

– Z tego powodu w latach 2006-2007 ABW informowała premiera RP, że 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego nie dysponuje bezpieczną flotą powietrzną, co było m.in. powodem ogłoszenia przetargu na zakup nowych samolotów przez ówczesnego ministra obrony narodowej Aleksandra Szczygłę – tłumaczy Święczkowski. ABW odpowiada za bezpieczeństwo wewnętrzne całego państwa. Współpracuje przy tym ze wszystkimi służbami w Polsce, w tym z Agencją Wywiadu, Biurem Ochrony Rządu, Służbą Kontrwywiadu Wojskowego, Służbą Wywiadu Wojskowego czy Centralnym Biurem Antykorupcyjnym. To, że BOR musi korzystać ze współpracy z innymi instytucjami, gwarantuje ustawa o Biurze Ochrony Rządu.

Gradacja zagrożenia

W ABW istnieje wyspecjalizowana jednostka (obecnie centrum antyterrorystyczne), która przygotowuje całą dokumentację określającą stopień zagrożenia. Gradacja ta zależy od konkretnej sytuacji: może to być niskie, średnie i wysokie zagrożenie terrorystyczne.

– Było tak, ale wyjątkowo, że to my informowaliśmy prezydenta czy premiera o materiałach, które posiadamy, a które wskazywałby na taki czy inny stopień zagrożenia za granicą. Jednak to nie była nasza rola, ale wywiadu wojskowego i cywilnego – zauważa Święczkowski.

W jego opinii, bezpośrednią analizę zagrożeń związanych z konkretną wizytą VIP-ów w kraju i za granicą powinno sporządzać Biuro Ochrony Rządu. – ABW wie o wszystkich wizytach najważniejszych osób w państwie, przygotowuje konkretne materiały. Ale to BOR jest wiodącą instytucją – mówi Bogdan Święczkowski. Jak zaznacza były szef ABW, Biuro Ochrony Rządu powinno zwrócić się o współpracę do Agencji Wywiadu, by uzyskać informację, jak wygląda sytuacja geopolityczna za granicą, tzn. czy są tam zamieszki bądź zamachy terrorystyczne. Faktyczną ochroną zajmuje się jednak BOR, które koordynuje wszystkie działania, korzystając z pomocy wszystkich służb państwowych. Sama ABW bardzo rzadko działa za granicą.

– Jeśli prawdą jest, że istniały wiarygodne sygnały o zagrożeniach terrorystycznych oraz wywiadowczych w czasie wizyty pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu, w moim przekonaniu, BOR przy współpracy z polskimi służbami specjalnymi – zarówno wewnętrznymi, jak i zewnętrznymi – winno podjąć wszelkie działania zwiększające ochronę głowy państwa m.in. w czasie lotu, na lotnisku i podczas całej wizyty. Całkowicie niezrozumiała wydaje mi się w takim przypadku informacja prokuratury o domniemywanej nieobecności funkcjonariuszy polskich służb (nie tylko BOR) na lotnisku, wokół niego oraz na wieży. Gdyby faktycznie istniało takie zagrożenie, to taki brak działań byłby skandaliczny i mógłby co najmniej przyczynić się do zaistnienia katastrofy – dodaje były szef ABW.

Procedury są… na Zachodzie

Stopniowalność zagrożenia bezpieczeństwa nie została ujęta w ustawie o Biurze Ochrony Rządu. – Oczywiście jednak kierownictwo może takie dokumenty tworzyć – zauważa były funkcjonariusz BOR, zastrzegając anonimowość. – Moim zdaniem, stopniowalność powinna istnieć także w stosunku do osób, które przyjeżdżają do Polski z zagranicy, by BOR mogło zastosować odpowiednie środki bezpieczeństwa. Takie procedury stosuje się już na Zachodzie. Biuro Ochrony Rządu ma zrobić wszystko, by żadna chroniona osoba nie doznała uszczerbku na zdrowiu i życiu – tłumaczy w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”.

Każdy oficer BOR wie, że gradacja poziomów zagrożenia bezpieczeństwa związana jest z informacjami o realnym zagrożeniu, na które najbardziej narażone są osoby piastujące najwyższe funkcje państwowe. Gdy więc pojawia się informacja o takim zagrożeniu w stosunku do osoby chronionej od odpowiednich komórek wywiadowczych, przyjmuje się wówczas najwyższy poziom ochrony i dodaje się dodatkowe zabezpieczenia. Może się zdarzyć także, że sformułowania takie są używane w kontaktach ze służbami zagranicznymi. Według byłego oficera Biura, każdego chroni się optymalnie, przy czym zakres ochrony prezydenta jest nieco wyższy niż premiera, w związku z czym dla głowy państwa używa się większej liczby środków zabezpieczających, jednak szczegóły techniczne pozostają tajemnicą i nie są ujawniane publicznie.

W ramach UE taki system działa i składa się z pięciu stopni bezpieczeństwa. Przykładowo: prezydent Polski udaje się z wizytą do Brukseli i służby belgijskie poprzez współpracę z BOR i analizę sytuacji z punktu widzenia bezpieczeństwa ustalają jeden z pięciu poziomów bezpieczeństwa. W zależności od tego, który poziom zostaje przyjęty, osobie chronionej są przydzielane odpowiednie środki i siły, np. jeden samochód ochronny i jeden pilotujący, lub po dwa samochody i więcej funkcjonariuszy.
Rzecznik BOR mjr Dariusz Aleksandrowicz nie chciał udzielać żadnych wyjaśnień na temat sposobu zabezpieczania wizyt osób chronionych.

Jak się chroni prezydenta USA

Witold Waszczykowski, były wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, zauważa, że nad wizytą wysokich przedstawicieli państwa poza granicami kraju czuwa strona przyjmująca, która jest odpowiedzialna za zabezpieczenie tej wizyty. Współpracuje z nią strona wysyłająca – wizytę premiera czy prezydenta poprzedza wizyta wiceministra spraw zagranicznych, który ustala jej merytoryczne warunki. Wizytę prezydenta amerykańskiego poprzedza przyjazd nawet kilkuset funkcjonariuszy ochrony. – Oczywiście w naszym przypadku nie byłoby to możliwe ze względu na niewystarczający budżet MON – zauważa.

Jak wskazuje Waszczykowski, wizyty premiera i prezydenta powinny być jednakowo ochraniane. Jeśli jest to kraj niebezpieczny – eskortę (policjantów na motocyklach) dołącza gospodarz. – Jak widać, można było wizytę prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu potraktować jako prywatną i nie zabezpieczać jej – stwierdza.
W ocenie Witolda Waszczykowskiego, na lotnisku Siewiernyj powinni znajdować się przede wszystkim funkcjonariusze BOR, Agencji Wywiadu i Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Ich wzajemna współpraca powinna gwarantować bezpieczeństwo VIP-ów.

Przy zapewnianiu bezpieczeństwa główną jednostką jest jednak BOR. Zdaniem funkcjonariusza Biura, w sytuacji standardowej obecność innych członków wywiadów nie jest konieczna – wystarczy stały kontakt telefoniczny z ich strony z funkcjonariuszami BOR.
Zdaniem posła Karola Karskiego (PiS), wiceprzewodniczącego sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, wszystko wskazuje na to, że strona polska, mając świadomość tego, że bezpieczeństwo prezydenta

Lecha Kaczyńskiego może być potencjalnie zagrożone ze strony państwa rosyjskiego, nie poczyniła koniecznych kroków, by to zagrożenie minimalizować. – Prokuratura powinna ujawnić te dokumenty. Jeżeli tego nie zrobi, będzie świadczyć to o tym, że po prostu boi się zakłócić dobre samopoczucie rządu – mówi Karski. – Jak widać, wszystkie granice uległości ze strony tego rządu w stosunku do Rosji zostały już przekroczone – dodaje.

Jak tłumaczy Karski, prokuratura wojskowa to relikt PRL, nie działa niezależnie, prokuratorzy są oficerami w służbie czynnej, podlegają ministrowi obrony narodowej, który może ich awansować lub przenieść w stan spoczynku.

Anna Ambroziak, Paweł Tunia

Za: Nasz Dziennik, Poniedziałek, 27 września 2010, Nr 226 (3852) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100927&typ=po&id=po01.txt | 10 kwietnia: średni stopień zagrożenia

Skip to content