Aktualizacja strony została wstrzymana

Rząd żyruje rosyjską ściemę?

Edmund Klich: Rosjanie uznali, że lot z 10 kwietnia operował jako cywilny. Natomiast my uważamy, że ostatnia część lotu powinna być zakwalifikowana jako operacja wojskowa, i takie też procedury powinny obowiązywać tego dnia w Smoleńsku. – Jeżeli przyjmiemy, że był to lot cywilny – jak chcą Rosjanie – to w takim przypadku całość odpowiedzialności spada na pilotów. To oni podejmują decyzję o lądowaniu, a wieża jest zobowiązana dostarczyć komplet informacji. W przypadku lotów wojskowych – w zależności od obowiązujących procedur – których, przypomnę, cały czas nie posiadamy, odpowiedzialność kontrolera ruchu zwiększa się. Szczegóły i uzasadnienie takiej, a nie innej kwalifikacji lotu MAK ma przedstawić w raporcie końcowym.

Jerzy Miller: Pomiędzy Rosją a polską komisją wyjaśniającą okoliczności katastrofy smoleńskiej nie ma sprzeczności w kwestii, jaki charakter miał ten przelot. O charakterze lotu nie decyduje właściciel samolotu, tylko cel przelotu. A celem tego lotu było przewiezienie konkretnych osób, w związku z tym miał on charakter lotu pasażerskiego.

Publiczny spór w jaki wdał się minister Miller z pułkownikiem Klichem świadczy o tym, jak ważną kwestią jest ustalenie statusu feralnego lotu. A także o tym, jak bardzo rząd jest zdeterminowany, żeby pomóc Rosjanom przeforsować ich wersję, nawet jeśli nie ma nic wspólnego z rzeczywistością i jest sprzeczna z interesem Polski. Bo przecież jest mnóstwo dowodów, jeśli nie na to, że to Klich ma rację, to na pewno na to, że wersja rosyjska w żadnym razie nie jest wcale oczywista. Świadczy o tym nie tylko opinia Klicha, ale także liczne dokumenty wskazujące, że do dzisiejszej wypowiedzi Millera sami uważaliśmy ten samolot i lot za wojskowe. Przykłady?

Oto tzw. claris z lotu prezydenta Kaczyńskiego do Gruzji. Na czerwono zaznaczyłam fragmenty pokazujące, że samolot będący własnością Polskich Sił Powietrznych traktowany był w oficjalnej korespondencji jako wojskowy.


Nie dysponuję clarisem ze smoleńskiej podróży, ale jestem pewna, że mówi dokładnie to samo. Mam natomiast pismo Kancelarii Premiera dotyczące lotu 7 kwietnie tego roku, w którym zarówno TU-154, jak i JAK-40 oraz CASA zamawiane przez Kancelarię na potrzeby lotu nazywane są „wojskowymi statkami powietrznymi”.


Mam też informację dotyczącą tego co się działo bezpośrednio po katastrofie, kiedy ustalano procedurę jej wyjaśniania. W informacji przygotowanej przez Kancelarię Premiera czytam:

Na miejsce zdarzenia niezwłocznie skierowano specjalistów z polskich komisji zajmujących się badaniem wypadków lotniczych: zarówno z tzw. komisji wojskowej, jak i z tzw. komisji cywilnej. Przybywający na miejsce zdarzenia polscy specjaliści informowani byli, iż po stronie rosyjskiej działania podjęła komisja wojskowa, która miała prowadzić prace wg procedury opisanej w tzw. Konwencji Chicagowskiej, a przede wszystkim w Załączniku nr 13 do Konwencji. (…) Polscy specjaliści potwierdzali zasadność stosowania na miejscu zdarzenia procedury zgodnej z tzw. Konwencją Chicagowską oraz z Załącznikiem nr 13. Skutkowało to podjęciem współpracy ze stroną rosyjską w tym właśnie reżimie prawnym i to niezależnie od faktu, iż w świetle prawa polskiego samolot, który uległ katastrofie, był samolotem wojskowym, co wiązało się z koniecznością uruchomienia działań w ramach komisji powoływanej wspólną decyzją MON i MSWiA. Władze Federacji Rosyjskiej ogłosiły następnie o zmianie charakteru komisji z „wojskowej” na „cywilną”.


Z notatki wynika, że Rosja najpierw narzuciła nie mającą zastosowania do lotnictwa wojskowego Konwencję Chicagowską i Załącznik 13 pod pretekstem większej jawności postępowania, a gdy się na to zgodziliśmy, zmieniła status komisji na „cywilny”. Dzięki temu dzisiaj, po pół roku, można udawać, że to co było jasne dla wszystkich zaraz po katastrofie, tj. status rządowego samolotu, musi być dopiero przedmiotem ustaleń. I nietrudno się domyślić, jakie one będą, bo po coś te starania strona rosyjska podjęła. A my się na wszystko godziliśmy, godzimy i godzić będziemy, bo jak niedawno oświadczył Radosław Sikorski, wcale się Rosji nie boimy i czujemy się wobec niej baaaardzo silni.

Ku wersji, że w Smoleńsku rozbił się samolot wojskowy zdaje się też skłaniać prawnik, któremu Edmund Klich zlecił przygotowanie ekspertyzy dotyczącej sposobu postępowania w przypadku katastrofy smoleńskiej. Już w pierwszym akapicie ekspertyzy czytamy:

Niniejsza ocena prawna została sporządzona na podstawie zlecenia Przewodniczącego Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, Pana dr Edmunda Klicha, pełniącego jednocześnie funkcję akredytowanego przedstawiciela przy komisji powołanej przez władze Federacji Rosyjskiej, badającej wypadek polskiego samolotu państwowego (wojskowego), jaki uległ wypadkowi lotniczemu na terytorium Federacji Rosyjskiej.


Gdyby zresztą TU-154 nie był samolotem wojskowym wykonującym operację wojskową, rozważania na temat umowy polsko-rosyjskiej z 1993 roku byłyby bezprzedmiotowe, bowiem dotyczy ona wyłącznie lotów wojskowych. Tymczasem nie tylko w debacie publicznej, czy wspomnianej ekspertyzie prawnej, ale także w działaniach polskich urzędników i władza zaraz po katastrofie rozważano przyjęcie tej właśnie umowy za podstawę badania katastrofy. Odstąpiono od tego wyłącznie dlatego, że dopracowanie szczegółów zajęłoby zbyt wiele czasu, a – podobno – w tej sprawie najważniejszy był pośpiech. Może to i dobrze, bo na podstawie danych przekazanych ekspertowi przez Klicha nieszczęsny prawnik omawiając polsko-rosyjskie porozumienie w sprawie zasad wzajemnego ruchu lotniczego wojskowych statków powietrznych Rzeczypospolitej Polskiej i Federacji Rosyjskiej w przestrzeni powietrznej obu państw, sporządzone w Moskwie dnia 14 grudnia 1993 r, zaznaczył „zaznaczenia wymaga, że na podstawie informacji przekazanych opiniującemu nie sposób ocenić ważności czy prawidłowości tego porozumienia.” (jakby ktoś jeszcze potrzebował dowodów jakim żałosnym państwem jesteśmy, skoro nie wiemy nawet czy kluczowe porozumienie międzynarodowe jest w ogóle ważne).

***

Reasumując. Mamy samolot będący własnością Polskich Sił Powietrznych, dowodzony przez wojskowy pułk specjalny, całą obsługę też zapewnia wojsko, lądujący na wojskowym lotnisku ale będący samolotem pasażerskim. Choć zaraz po katastrofie uznano samolot za wojskowy i szukano uzasadnienia dlaczego zamiast umowy dotyczącej lotów wojskowych zastosuje się nie mającą zastosowania do takich lotów Konwencję Chicagowską.

Nie ma chyba wątpliwości, że minister Miller ściemnia. A jeśli są, łatwo je rozwiać. Wystarczy dotrzeć do clarisów feralnego lotu, a potem do dokumentów którymi Polska komunikowała się z Rosją ustalając szczegóły lotu. Założymy się, że we wszystkich będzie mowa o wojskowym statku powietrznym?

Sprawa statusu lotu to kolejna ściema Rosjan, taka sama jak cztery podejścia do lądowania, i inne bzdury. Nie rozumiem dlaczego Miller postanowił tak gorliwie wesprzeć wersję ewidentnie nie trzymającą się kupy. Jeszcze do niego nie dotarła najnowsza narracja Sikorskiego, „stać nas na bardziej otwartą, bardziej pragmatyczną, odważniejszą politykę wobec Rosji to nasze zwiększone poczucie siły, my się po prostu coraz mniej Rosji mniej boimy”?

Kataryna

Za: kataryna | http://kataryna.blox.pl/2010/09/Rzad-zyruje-rosyjska-scieme.html

Skip to content