Aktualizacja strony została wstrzymana

Zwycięstwo sprywatyzowane? – Stanisław Michalkiewicz

We wtorek, 28 października powróciła do Polski ostatnia grupa polskich żołnierzy z Iraku. Co tam robili? Jak wiadomo, Polska nie prowadziła w Iraku żadnej wojny, tylko, wraz z innymi, bratnimi krajami, wykonywała tam misję pokojową. Ale bo też w dzisiejszym świecie nie ma już na szczęście żadnych wojen. Są albo „misje pokojowe”, albo „przywracanie konstytucyjnego porządku” – jak to zrobiła w Południowej Osetii Gruzja, albo wreszcie „misje stabilizacyjne”, jaką m.in. wykonała w Gruzji Rosja w odpowiedzi na „przywracanie konstytucyjnego porządku”. Słowem – jak w profetycznym natchnieniu odpowiedziało kiedyś Radio Erewań na pytanie słuchacza, czy będzie wojna – że wojny na pewno nie będzie, natomiast rozgorzeje taka walka o pokój, że nie zostanie nawet kamień na kamieniu. Skoro zatem teraz nazywa się to „misją pokojową”, to niech się nazywa, skoro jest taki rozkaz, ale jeśli nasz w niej udział właśnie się zakończył, to możemy chyba zapytać naszych dygnitarzy, czyśmy tę „misję pokojową” wygrali, czy przeciwnie – przegraliśmy? Warto o to zapytać również i z tego powodu, że na pytanie o cele – chciałem napisać: wojenne, ale skoro to nie wojna, tylko „misja”, to napiszę: „misyjne” Polski w Iraku, ówczesny premier Miller odpowiedział, że chodzi o wprowadzenie tam „demokracji”. Najwyraźniej było to wyjaśnienie dla idiotów, bo dzisiaj generał Stanisław Koziej powiada, że „gospodarczo w Iraku nam się nie udało”, a w dodatku „wychodzimy w nieprzemyślanym strategicznie momencie”. Coś jest na rzeczy, bo demokracji w Iraku jak nie było, tak nie ma, więc tak czy owak możemy spokojnie włożyć tę część „misji” między bajki. W tej sytuacji pozostaje nam rozważyć zagadkową opinię generała Kozieja, że w Iraku „gospodarczo” nam się nie udało. Zagadkową – bo generał Koziej nie precyzuje, co konkretnie miało się „nam” udać, więc skazani jesteśmy na domysły. Kiedyś, gdy państwa prowadziły jeszcze wojny, zwycięstwo łączyło się ze złupieniem podbitego kraju, z którego do kraju zwycięskiego napływały łupy, jeńcy i branki. Nasze dzielne wojska niczego takiego ze sobą nie przywożą, więc wygląda na to, że generał Koziej może mieć rację, bez względu na to, co miał na myśli. W dodatku wyjście z „nieprzemyślanym strategicznie momencie” sugeruje, że Polska nie będzie nawet uczestniczyła w ewentualnym rozbiorze Iraku między miłujące demokrację i pokój państwa. Wygląda na to, ze z tej „misji pokojowej” Polska nie będzie miała nic. Nie znaczy to jednak, że nie zyskał na tym nikt inny. Warto bowiem przypomnieć, że ubiegający się o dostawy broni do Iraku Bumar został w swoim czasie pokonany w przetargach najpierw przez konsorcjum Nur, a potem – przez firmę Anham. Przy bliższym poznaniu okazało się, że wielkich różnic między obydwoma firmami nie ma, w prawdę mówiąc – nie ma żadnych, bo obydwie mają siedzibę w tym samym pokoju hotelowym w pewnym miasteczku. Pewnej wskazówki objaśniającej zdystansowanie Bumaru dostarczyła okoliczność, że doradzaniem konsorcjum Nur zajmowała się ze strony polskiej firma Ostrowski Arms, chociaż na międzynarodowy handel bronią nie miała certyfikatów. Ale w sytuacji, gdy o firmie tej bardzo życzliwie wypowiadał się generał Dukaczewski, nie miało to specjalnego znaczenia, zwłaszcza, że nie było jasne, czy certyfikaty wymagane są również na „doradzanie”. Ta firma sprawia wrażenie bardzo skromnej, ale to może być mylące, bo – jak czytamy na jej stronie internetowej – „właściciel Ostrowski Arms jako Manager jest wynajmowany przez inne firmy i koncerny, koordynując ich projekty i działania handlowe m.in. dla konsorcjum Amerykańsko-Bliskowschodniego w obszarze Middle East pod które podlega m.in. ochrona rurociągów i pól naftowych w Iraku”. Wygląda więc na to, że – w odróżnieniu od Polski – firma Ostrowski Arms jednak w Iraku sukces osiągnęła, prywatyzując sobie – w właściwie nie tylko „sobie”, bo pewnie sama wszystkiego nie zjadła – owoce zaangażowania Rzeczypospolitej Polskiej w „misję pokojową”. Czyż tak naprawdę nie po to właśnie państwo nasze zostało przez razwiedkę w tę „misję” wciągnięte? Stanisław Michalkiewicz Felieton  ·  „Nasz Dziennik”  ·  2008-11-01  |  www.michalkiewicz.pl Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Ścieżka obok drogi” ukazuje się w „Naszym Dzienniku” w każdy piątek. Za: www.michalkiewicz.pl ZOB. RÓWNIEŻ:
Skip to content