Aktualizacja strony została wstrzymana

Branka smoleńskich rodzin na zeznania

Rosjanie zażądali ponownego przesłuchania członków rodzin ofiar katastrofy z 10 kwietnia. Z Moskwy przyszedł gotowy zestaw pytań. Polscy śledczy straszą rodziny, że Federacja Rosyjska nie przyjmie do wiadomości odmowy zeznań

Z Danutą i Zdzisławem Moniuszkami, rodzicami tragicznie zmarłej w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem stewardesy Justyny Moniuszko, rozmawia Adam Białous

Udostępniono Państwu informacje zebrane podczas śledztwa w sprawie katastrofy, w której zginęła Justyna?

Zdzisław Moniuszko: – Mieliśmy wgląd do materiałów sprawy, tak jak wszystkie rodziny ofiar. Ale co z tego, skoro w tym, co widzieliśmy, nie ma nic nowego, dosłownie nic, czego byśmy już nie wiedzieli. To tylko takie formalności i przerzucanie papierów. Bo trzeba znaleźć, wśród dziesiątek teczek, akta sprawy swojej bliskiej osoby, a to trwa. Dla nas jest to tylko niepotrzebne rozdrapywanie ran. O tym, co było ważne, powiadomiono nas dopiero po czasie. Na przykład o tym, że można było być przy zamykaniu trumien. Dopiero niedawno powiedziano to rodzinom ofiar. A z rozmów z innymi bliskimi ofiar wiemy, że każda rodzina chciała być obecna przy zamykaniu trumien.

Uważają Państwo postulat ekshumacji ciał ofiar tej tragedii, zgłaszany przez wielu ich bliskich, za zasadny?

Danuta Moniuszko: – Rozumiem rodziny bliskich ofiar tragedii, które żądają ekshumacji zwłok, ponieważ mają ku temu poważne powody. Tak jak pani Gosiewska, która przekazała tym, którzy składali ciało jej męża do trumny, ostatnie ubranie. Później otrzymała to ubranie z powrotem. Ona nie wie nawet, w czym pochowali jej męża – czy w godnym stroju. Przy zamykaniu pierwszych 30 trumien był m.in. ksiądz, była modlitwa i wszystko odbyło się w należyty sposób. Ale co było przy zamykaniu następnych trumien – tego rodziny nie wiedzą i nikt im nie chce powiedzieć. My mieliśmy to szczęście, że naszą córkę ubrano w strój, który przygotowałam. Przynajmniej tak napisano w protokołach opisujących złożenie ciała do trumny, które czytaliśmy. Chcielibyśmy się dowiedzieć prawdy, jak było. Chcemy coraz bardziej. Zaraz po katastrofie nie byliśmy w stanie czytać dokumentów dotyczących sekcji zwłok naszej córki. Teraz, gdy upłynęło trochę czasu, chcemy poznać ten opis, ale czynione są nam w tym przeszkody.

Jaka jest Państwa ocena działań prowadzonych przez stronę polską dla ustalenia przyczyn i przebiegu katastrofy?

Z.M.: – Na pewno nie jesteśmy zadowoleni z tego, co zrobił do tej pory rząd dla wyjaśnienia sprawy tragedii, w której zginęła nasza córka. Mówienie, że wszystko zostało zrobione jak należy, kiedy nic nie wiadomo i można snuć tylko męczące domysły, jest dla nas sytuacją daleką od komfortowej. A te podziękowania składane przez przedstawicieli polskiego rządu rosyjskim służbom, które miały zabezpieczyć miejsce katastrofy, a wiadomo, że tego nie zrobiły, te przeprosiny pana Pawła Grasia za mówienie prawdy o kradzieżach dokonywanych na tym uświęconym dla nas męczeńską śmiercią naszych bliskich miejscu – to wszystko nas po prostu bardzo boli i woła o pomstę do nieba. Był u nas redaktor jednej z niemieckich gazet i mówił nam, że w ich kraju media ciągle podtrzymują wersję dotyczącą domniemanych przyczyn katastrofy, jaką zaraz po niej podała strona rosyjska. Czyli m.in. że samolot podchodził cztery razy do lądowania, że piloci nie słuchali ostrzeżeń wieży, że nie rozumieli po rosyjsku, że nie było awarii samolotu, a wszystkiemu winni byli piloci itd. Czy do tej pory nasze władze nie powinny tych kłamstw, które funkcjonują w międzynarodowej opinii publicznej, zdementować, ostro zareagować? Przecież jak nam to przedstawiał ten redaktor z Niemiec, to mi się z przerażenia włosy jeżyły na głowie.

D.M.: – Powiadomiono nas właśnie telefonicznie z warszawskiej prokuratury wojskowej, że strona rosyjska chce ponownie przesłuchać członków rodzin ofiar smoleńskiej tragedii – że dostali z Moskwy zestaw pytań, na które trzeba odpowiedzieć. My nie wierzymy, iż rosyjskie władze chcą nam pomóc w dojściu do prawdy, więc chcieliśmy odmówić udzielania odpowiedzi na te dziwne pytania, z którymi już mieliśmy do czynienia, kiedy nas przesłuchiwano zaraz po tragedii. Warszawska prokuratura powiadomiła nas jednak, że strona rosyjska nie uzna naszej odmowy i że musimy koniecznie udzielić odpowiedzi. Na razie zostawiono nas w spokoju, bo mąż jest poważnie chory i musi być w Białymstoku, aby poddać się zabiegom medycznym. Ale widzimy, że nie odpuszczą. Niepokoi nas ten przymus, nie rozumiemy takiego podejścia.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Środa, 14 lipca 2010, Nr 162 (3788) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100714&typ=po&id=po01.txt

Skip to content