Aktualizacja strony została wstrzymana

Komorowskiego festiwal dobrych chęci – Gen. dyw. rez. dr Roman Polko

Modernizacja techniczna wojska, profesjonalizacja armii, zmiana filozofii dowodzenia – to niektóre z deklaracji składanych przez Bronisława Komorowskiego. Czy po wygranych wyborach ma on realną szansę, by je zrealizować? Czy wychodząc z Afganistanu, wzmocnimy naszą obecność w europejskim systemie obrony, chociażby przez większe zaangażowanie w Kosowie? W jakim stopniu będziemy angażować nasze siły zbrojne do osiągania strategicznych celów polskiej polityki zagranicznej, w tym chociażby do przesuwania na wschód granic Paktu Północnoatlantyckiego? Odpowiedzi na te pytania w kampanii nie padły, a bez wątpienia trzeba się będzie z nimi zmierzyć w trakcie tej prezydentury.

Choć zwierzchnictwo nad Siłami Zbrojnymi jest zapisaną w Konstytucji prerogatywą prezydenta RP, jego egzekucja w czasie pokoju w praktyce jest wynikiem tego, jak układa się współpraca z ministrem obrony narodowej. Zgodnie z prawem prezydent nominuje na stopnie generalskie, wyznacza szefa Sztabu Generalnego i dowódców rodzajów wojsk, decyduje o wysłaniu Sił Zbrojnych RP poza granice kraju. Jednak oprócz tych konkretnych kompetencji jest jeszcze cały zestaw działań związanych z wizją rozwoju i zmian w armii czy szerszą polityką kadrową, których dokonywanie przez prezydenta zależy bardziej od jego skuteczności i stanowczości, umiejętności negocjacji oraz siły oddziaływania na rząd niż od precyzyjnych zapisów prawnych. Są to bowiem obszary, na których prezydent występuje z wnioskami do Rady Ministrów, która może je uwzględnić bądź odrzucić.

Zmiana filozofii dowodzenia w armii
Bronisław Komorowski deklarował, że w wojsku niezbędna jest gruntowna zmiana filozofii dowodzenia powiązana z likwidacją „udzielnych księstw” – dowództw rodzajów wojsk na rzecz czegoś na kształt połączonego dowództwa sił zbrojnych, z nieuchronną – w sytuacji zmniejszenia liczebności armii – likwidacją części garnizonów, dowództw korpusów tak, by jednostki, które pozostaną, były w pełni kompletne, zarówno pod względem osobowym, jak i sprzętowym, oraz dysponowały zlokalizowaną w pobliżu garnizonu infrastrukturą. Jest to koncepcja z punktu widzenia wojska zbawienna, ale w moim przekonaniu, niemożliwa do realizacji przy obecnym kierownictwie resortu obrony. Ponadto należy też liczyć się z oporem, jaki postawią dowództwa jednostek przeznaczonych do likwidacji. Oczywiście nie bezpośrednio, ale angażując w tym celu lokalnych decydentów. Tych, którym na co dzień pomagają: a to w uświetnieniu lokalnych uroczystości, a to w rozwiązaniu problemów natury logistycznej – siłą żołnierskich rąk i techniki, którą dysponują.

Udział Polaków w misjach ONZ
Pytanie, czy pod rządami Bronisława Komorowskiego jest szansa na powrót Polaków do misji ONZ-owskich, zwłaszcza tych bliskowschodnich, z których w sposób lekkomyślny zostaliśmy wyprowadzeni przez obecny rząd, a które nie tylko podnosiły umiejętności żołnierzy, lecz także budowały pozytywny wizerunek Polski na świecie. W dodatku udział w tych misjach jest refundowany przez ONZ. Rok temu Komorowski deklarował, że taki powrót byłby wysoce pożądany. Podobnie jest z deklarowaną przez Bronisława Komorowskiego modernizacją techniczną wojska, w której rozbija się o pieniądze przyznawane armii przez rząd, a nie przez prezydenta.

Wyjście z Afganistanu i co dalej?
Oczekiwać należy, że zgodnie z zapowiedziami, Bronisław Komorowski rozpocznie prace nad wycofaniem naszego kontyngentu z Afganistanu, przy czym niepokoi brak deklaracji o planach wcześniejszej konsultacji z sojusznikami z NATO w tej sprawie. Wydaje się, że w tej sytuacji deklaracja o woli przeprowadzenia procesu wyjścia z Afganistanu w pełnym porozumieniu z tymi, z którymi misję zaczynaliśmy, byłaby dobrze przyjęta w Brukseli i w stolicach krajów sojuszniczych. Czy, wychodząc z Afganistanu, wzmocnimy naszą obecność w europejskim systemie obrony, chociażby przez większe zaangażowanie w Kosowie? W jakim stopniu będziemy angażować nasze siły zbrojne do osiągania strategicznych celów polskiej polityki zagranicznej, w tym chociażby do przesuwania na wschód granic Paktu Północnoatlantyckiego? Odpowiedzi na te pytania w kampanii nie padły, a bez wątpienia trzeba się będzie z nimi zmierzyć w trakcie tej prezydentury.

Emerytury i finansowanie wojska
Bronisław Komorowski, opowiadając się za koniecznością profesjonalizacji armii, która do tej pory została jedynie uzawodowiona, deklaruje, że będzie robił wszystko, by nakłady na wojsko kształtowały się przynajmniej na poziomie 1,95 proc. PKB. Wszak to za jego kadencji na stanowisku ministra obrony narodowej przyjęto ustawę „gwarantującą” ten wskaźnik. Tyle że to „wszystko” sprowadzać się może jedynie do wywierania wpływu na rząd przygotowujący budżet. A ten w planach finansowych na 2009 i 2010 rok realizował wskaźnik na wojsko na poziomie odbiegającym od zapisów ustawy. Bronisław Komorowski zaś jako marszałek Sejmu do tej pory o wykonanie wskaźnika przez rząd – złożony z przedstawicieli jego partii – się nie upominał. Pytanie, czy jako prezydent będzie kontynuował tę niekorzystną dla armii postawę.
Podobnie jest z deklaracją o utrzymaniu w wojsku i innych służbach mundurowych aktualnego systemu emerytalnego, a więc z niezwykle ważnymi dla wojskowych kwestiami socjalnymi. Kluczowa jest tu wiarygodność składanych żołnierzom obietnic, zwłaszcza w perspektywie ich wielokrotnego łamania przez decydentów politycznych w przeszłości. Brak stabilności i przejrzystych warunków służby, ciągłe grzebanie w regulujących ją ustawach i sekretne przygotowywanie nowych zapisów nie pierwszy raz poskutkowało składanymi lawinowo wnioskami o zwolnienie ze służby. Zapowiedź rządu, iż reformy nie będzie, mimo że była ona przygotowywana, oznacza tylko odsunięcie w czasie pytania o nowe, mniej korzystne zasady służby. Zapewne nie dalej niż do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych. Czy Komorowski deklarujący, że tych zmian nie będzie, skutecznie się im przeciwstawi?

Patronat nad szkolnictwem wojskowym
Komorowski postuluje również reformę wojskowego szkolnictwa, które w artykule opublikowanym przed rokiem w „Rzeczpospolitej” nazywa najbardziej zapóźnioną częścią sił zbrojnych, oraz wzmocnienie wywiadu i kontrwywiadu wojskowego. Tyle że i tu nie ma bezpośredniego wpływu na dobór kadry i programów nauczania. Może za to wzmocnić pozycję najwyższej uczelni wojskowej, czyli Akademii Obrony Narodowej, obejmując chociażby swoim patronatem studentów studiów obronności państwa przygotowywanych do pełnienia funkcji ministerialnych i generalskich. Wziąwszy pod uwagę, że szefem prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego jest obecnie profesor tej akademii, gen. Stanisław Koziej, jest na to duża szansa.




Reasumując, niezależnie od tego, kto po niedzielnych wyborach zasiadłby w Pałacu Prezydenckim, zakładając jego chęć do realizacji deklarowanych planów, trzeba również zakładać silny konflikt z rządem, a zwłaszcza z ministrem obrony, który godził się do tej pory na wszelkie proponowane przez resort finansów cięcia w wojskowym budżecie, co ma bezpośrednie przełożenie zarówno na rozwój i unowocześnianie polskiego wojska, jak i na osobiste socjalne bezpieczeństwo żołnierzy. W takiej sytuacji trudno również oczekiwać likwidacji jednostek i dowództw, które wywołają z pewnością protesty lokalnych społeczności. W tych okolicznościach zwykle sporne kwestie, takie jak nominacje generalskie czy wyznaczenia na stanowiska dowódcze, których udziela prezydent (ale na wniosek ministra obrony, a zatem muszą być one wcześniej uzgodnione), mogą się okazać jednym z łatwiejszych zadań nowego prezydenta.

Gen. dyw. rez. dr Roman Polko

Za: Nasz Dziennik, Środa, 7 lipca 2010, Nr 156 (3782) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100707&typ=my&id=my21.txt

Skip to content