Aktualizacja strony została wstrzymana

Sojusz ołtarza z (lewicowym) tronem – Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Na krótką metę Kościół zyskiwał na fraternizacji z politykami, na dłuższą jednak tracił. I to bardzo.

Prymas Józef Kowalczyk zapowiadał publicznie, że ingres do katedry gnieźnieńskiej będzie miał miejsce dopiero po kampanii wyborczej. Okazało się jednak, że data została „przypadkowo” wyznaczona na czas najbardziej newralgiczny, czyli na półmetek pomiędzy pierwszą a drugą turą wyborów. Przez „przypadek” też w pierwszej ławce zasiedli wyłącznie politycy lewicowi, czyli Kwaśniewski, Oleksy, Wałęsa, Pawlak i Komorowski. Zabrakło tylko Jaruzelskiego i Kiszczaka, a „siedmiu wspaniałych Trzeciej RP” byłoby w komplecie. Podobna sytuacja miała miejsce w 2005 r., kiedy to w Krakowie odbywał się ingres kard. Stanisława Dziwisza. Wtedy też miejsca w pierwszej ławce zajmowali Kwaśniewski i Cimoszewicz. Nawiasem mówiąc, nie uklękli nawet w czasie podniesienia, ale za to fotek z nowym metropolitą wykonali, ile się tylko dało.

Tuż przed ingresem Józefa Kowalczyka Wałęsa nie omieszkał wykorzystać powagi chwili dla partyjnych celów, ogłaszając poparcie dla Komorowskiego. Stwierdził przy tym dumnie, że w swych wyborach nigdy się nie myli. Dziennikarze milczeli, bo przecież nie wypada „mędrcowi Europy” wypominać takich drobnostek jak uczynienie Wachowskiego prezydenckim zausznikiem czy wspieranie „lewej nogi”. Co do samej ceremonii to rzecz ciekawa, najważniejszy hierarcha w Episkopacie Polski, czyli jego przewodniczący arcybiskup przemyski Józef Michalik, w ogóle nie przyjechał. Z kolei jego zastępca, arcybiskup poznański Stanisław Gądecki, złożył prymasowi życzenia – uwaga! – w jednym zdaniu. Na koniec liturgii nastąpił rytuał wymiany serdecznych uścisków pomiędzy prymasem a lewicowymi politykami, którzy są m.in. przeciwko ochronie życia poczętego i za sztucznym zapłodnieniem oraz ingerencją w prywatne życie rodzin. Po tym ingresie nie ma wątpliwości, że pod rządami nowego prymasa sojusz ołtarza z tronem będzie się cementować. Warto jednak pamiętać, że zawsze tak bywało w historii, iż na krótką metę Kościół zyskiwał na fraternizacji z niekatolickimi politykami, na dłuższą jednak tracił. I to bardzo. Jak widać, abp Kowalczyk, choć uważa się za wytrawnego dyplomatę, wyraźnie tego nie rozumie. Trzeba też zwrócić uwagę, że po raz pierwszy na zakończenie tego typu uroczystości nie zaśpiewano „Boże, coś Polskę”. Znów przypadek? Raczej nie.

Nic więc dziwnego, że takie postępowanie jest szokiem dla wiernych. Wprawdzie ich głos w Kościele polskim niewiele się liczy, ale warto zacytować fragmenty trzech listów. Pan Mirosław pisze:

„Kto jak kto, ale biskupi powinni zareagować na jawną sprzeczność deklaracji bycia katolikiem z popieraniem metod sprzecznych z nauką Kościoła. Można wydawać deklaracje o niedopuszczalności metody in vitro, ale trzeba też reagować, kiedy prominentny człowiek jawnie się sprzeciwia i zajmuje sprzeczne stanowisko? Co mają mówić zwykli ludzie, kiedy brak jest zdecydowanej reakcji ze strony Kościoła? Widocznie można co innego mówić, a co innego robić. Swego czasu w USA biskup odmówił udzielenia komunii św. politykowi jawnie popierającemu aborcję. Bardzo zawrzało, ale takie działanie jest konieczne”.

Z kolei jedna ze sióstr zakonnych po wizycie kandydata PO w kurii w Krakowie napisała:

„To zdumiewające, jak można popierać liberała i tym samym jego całe zaplecze? A Kościół wyraźnie mówi, że mamy wybierać osoby o skrystalizowanych poglądach i wartościach. Katolik nie głosuje na liberałów ani lewaków. Biedni ludzie! Co mają myśleć, kiedy sama hierarchia postępuje inaczej? Czy będzie dobrze w Polsce? Śmiem wątpić, i to często za sprawą samego Kościoła”.

Także p. Hanna z Wrocławia zaznacza:

„Tym razem chciałabym napisać na temat dla mnie bardzo bolesny, a mianowicie postawy niektórych naszych biskupów wobec otaczającej nas rzeczywistości. Nie dotyka to naturalnie mojej wiary ani relacji z Panem Bogiem, ale mimo to… Wcześniej bardzo przeżywałam wyskoki biskupów Pieronka, Źycińskiego czy Gocłowskiego, nie mówiąc o Paetzu, zanim zrozumiałam, co leży u podstaw ich zachowania. A teraz ks. kard. Dziwisz, potem ten ingres. I z tym się jeszcze trudniej pogodzić. Ludzie, którzy byli tak blisko Ojca Świętego. (…) Myślę jednak przede wszystkim o klerykach, tych, którzy przeżywają zawód, i tych, którzy rezygnują z powołania, nie potrafiąc żyć w podwójnej rzeczywistości. Ja wiem, że to są ludzie, że człowiek jest grzeszny, że dobra jest w Kościele więcej niż zła. Ale cóż, żal, że tak się to wszystko potoczyło”.

Zaledwie kilka dni po ingresie Marcin Przeciszewski, szef Katolickiej Agencji Informacyjnej, musiał ze smutkiem napisać: „Informujemy, że od dzisiaj została wstrzymana poranna wysyłka przeglądu prasy. Nad decyzją tą bolejemy, ale spowodowana ona została licznymi głosami księży, w tym biskupów, którzy zwracali uwagę, że w ten sposób do środowisk duchownych docierają głosy krytyki Kościoła, publikowane przez niektóre gazety. Wobec licznych głosów postulujących zaprzestanie informowania o tym, jak prasa postrzega Kościół, wycofujemy się z kolportażu przeglądu prasy”. Od tej pory czytelnicy serwisów KAI niewiele się dowiedzą. Przeczytają najwyżej, co ksiądz prymas jadł na śniadanie i z którym politykiem serdecznie uściskał się przy kolacji.

11 lipca br. wypada 67. rocznica Krwawej Niedzieli na Wołyniu. Jak co roku zachęcam, aby w tym dniu zapalić znicze pod pomnikami i pamiątkowymi tablicami. Modląc się za pomordowanych w kresowych kościołach księży i wiernych, pomódlmy się także za obecny polski Kościół.

ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Gazeta Polska, 7 lipca 2010

Za: Blog ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego | http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=88&nid=3169

Skip to content