Aktualizacja strony została wstrzymana

Dziękuję – nie! – Stanisław Michalkiewicz

Coraz mniej jest stałych punktów we wszechświecie. Jeszcze do niedawna panowało przekonanie, że skoro Pan Bóg definitywnie przekonał się o bezskuteczności pierwszego potopu, to nie będzie zsyłał na ziemię drugiego. Na tej właśnie podstawie – jak wynika z raportu NIK – kolejne rządy w Polsce przez ostatnie 13 lat nie naprawiały, ani nie umacniały wałów przeciwpowodziowych, bo po co zajmować się wałami przeciwpowodziowymi, skoro po powodzi tysiąclecia Pan Bóg żadnego potopu już nie ześle? W takiej sytuacji lepiej zajmować się własnymi, a w braku własnych – niechby nawet lateksowymi wałami – co zademonstrował w swoim czasie pan poseł Janusz Palikot, a co jakiś emigrant przypomniał panu marszałku Komorowskiemu w londyńskim POSK-u, gdzie pan marszałek stręczył się wyborcom. Nawiasem mówiąc okazuje się, że pan marszałek nie tylko ma w środku diament – co wykrył premier Tusk – ale w dodatku ma też kręgosłup. Taką recenzję wystawił panu marszałku sam pan generał Marek Dukaczewski, szef Wojskowych Służb Informacyjnych, których, jak wiadomo, już „nie ma” – a który nie może się pana marszałka nachwalić za życzliwość dla razwiedki. Tymczasem Pan Bóg sprawił naszym dygnitarzom siurpryzę i nie tylko sprokurował w maju kolejną powódź – tym razem już nie drugiego, tylko trzeciego tysiąclecia – a teraz właśnie urządza poprawiny. W takiej sytuacji nie tylko zwykli ludzie, ale nawet strażacy zrozumieli, że próżno wierzgać przeciwko ościeniowi i wycofują się znad rzek, które powoli zalewają okoliczne pola, wsie i miasta. Ma to wszelkie znamiona zasłużonej kary – z jednej strony dla dygnitarzy, za grzech przeciwko Duchowi Świętemu (jak wiadomo, polega on na zuchwałym grzeszeniu w przekonaniu, że Pan Bóg tak czy owak będzie musiał wszystko puścić płazem – „Dieu me pardonnera; c’est son metier” powiedział na łożu śmierci Heine), a z drugiej strony dla ludzi za głupotę, której najlepszym dowodem jest fakt, że akurat takich dygnitarzy sobie wybierają. Inna rzecz, że wybierają spośród podsuniętych im i stręczonych przez razwiedkę, której 30-letnie rządy ponownie postawiły nasze państwo na progu rozpadu, a właściwie – kolejnego rozbioru.

Tymczasem razwiedce po kolejnych przepoczwarzeniach najwyraźniej przewróciło się we łbie, bo nie tylko nie spodziewa się żadnej kary, ale w zuchwałości swojej posunęła się tak daleko, że jakimści tajemniczym sposobem zainspirowała Jego Ekscelencję abpa Kazimierza Nycza do proklamowania w roku 2008 nowego, dziwacznego święta w postaci Dnia Dziękczynienia. Dziwacznego – bo pod pozorem religijnym święto to ma wszelkie znamiona komercyjnego przedsięwzięcia przemysłu rozrywkowego – z pozyskiwaniem środków na budowę piramidy pod nazwą Świątyni Opatrzności Bożej inclus. Osobiście – o ile to możliwe – staram się nie uznawać, ani nie obchodzić świąt ustanowionych po Rewolucji Francuskiej, a w rezerwie do Dnia Dziękczynienia dodatkowo utwierdza mnie okoliczność, że w charakterze jego „współorganizatora” (!) prezentuje się Grupa Onet.pl. Już mniejsza o to, że w charakterze „współorganizatora” niby religijnego święta występuje działająca w branży rozrywkowej spółka prawa handlowego, bo ważniejsze, iż spółkę tę podejrzewam o powiązania z razwiedką. Umacnia mnie w tych podejrzeniach okoliczność, iż jej prezesem jest pan Jan Łukasz Wejhert, przewodniczącym rady nadzorczej pan Piotr Walter, który koleguje tam z panem Markusem Tellenbachem, prezesem zarządu TVN i Dyrektorem Generalnym Grupy TVN oraz z panem Grzegorzem Kostrzewą, Wunderkindem, który, jak to się mówi – z niejednego komina wygartywał. Zgodnie z deklaracją Grupy Onet.pl, „celem organizacji Dnia Dziękczynienia jest kształtowanie pozytywnych zachowań Polaków oraz zachęta, aby częściej wypowiadać słowo: dziękuję”. Najwyraźniej razwiedczykom we łbach miesza się od wódki; już im nie wystarcza, że roznoszą Polskę na ryjach, więc jeszcze pragną, żeby „Polacy” ich za to chwalili i rozpływali się w podziękowaniach. Nieomylny to znak, że Pan Bóg zaczął już odbierać im rozum, co byłoby nawet sygnałem pozytywnym, gdyby nie to, że udało im się wciągnąć do tej pedagogiki Kościół katolicki. Czyżby zakon Ojców Konfidencjałów, co to „bez swojej wiedzy i zgody”, okazał się aż tak potężny i wpływowy? Wszystko to być może, bo przecież WSI, których, jak wiadomo, już „nie ma”, musiały werbować sobie agenturę przede wszystkim w środowiskach opiniotwórczych. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak i „Przystanek Woodstock” pana „Jurka” Owsiaka zacznie nabierać bliżej nieokreślonego charakteru sakralnego, a „sie ma” zastąpi obecne ekumeniczne i ostrożne „szczęść Boże!”, które po II Soborze Watykańskim zastąpiło dawne „laudetur Iesus Christus”.

Oczywiście nawet i teraz obok triumfujących sił postępu pojawiają się jeszcze tu i ówdzie przejawy wstecznictwa – błyskawicznie zresztą demaskowane i pryncypialnie karcone. Ostatnio coraz śmielej w demaskowaniu i karceniu poczyna sobie niejaki pan redaktor Grzegorz Sroczyński, który właśnie w „Gazecie Wyborczej” skarcił JE abpa Józefa Michalika za sprośne błędy Niebu obrzydłe, jakich dopuścił się wygłaszając kazanie na Boże Ciało. Chodzi o krytykę wyroku strasburskiego Trybunału w sprawie krzyży w miejscach publicznych, na jaką pozwolił sobie Ekscelencja. Pan red. Sroczyński poucza abpa Michalika, że Trybunał słusznie przyczepił się do dekretu włoskiego króla, nakazującego, by w każdej sali lekcyjnej był wizerunek krzyża i portret króla. Strasburg – powiada pan red. Sroczyński – nie mógł ścierpieć, że taki „zaśmierdły” przepis obowiązuje. „Man kann singen, man kann tanzen, aber niemals mit Zasrancen”. Rzeczywiście na fotografii pan red. Sroczyński wygląda raczej młodo i z tego powodu („a młody – głupie to, płoche…”) może nie doceniać dawności. Gdyby był starszy – no i oczywiście – mądrzejszy, to z pewnością zwróciłby uwagę, że obowiązujące przepisy religii mojżeszowej na przykład na temat rytualnej czystości i koszerności są jeszcze bardziej „zaśmierdłe” niż dekret włoskiego króla, wydany – bagatela – zaledwie w 1924 roku! „Stąd dla żuka jest nauka”, żeby nie przesadzać z tym całym postępactwem zwłaszcza gdy się pracuje w żydowskiej gazecie dla Polaków – nawet jeśli są akurat tresowani przez razwiedczyków i postępaków do częstszego wypowiadania słowa: dziękuję.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   tygodnik „Najwyższy Czas!”   11 czerwca 2010

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1656

Skip to content