Aktualizacja strony została wstrzymana

Słodka Francja faszystowska – Stanisław Michalkiewicz

Gdyby Laura dzisiaj śpiewała swoją pieśń o Filonie, to musiałaby trochę zmienić słowa, zwłaszcza w czwartej zwrotce, która w związku z tym brzmiałaby mniej więcej tak: „Oto i Francja… Coś w niej dziwnego! Widzę, że jestem zdradzona! Dziś z sentymentu drwi ona mego, Bo ma faszystę Fillona!” Jako kobieta szczera, u której co w sercu, to i na ustach, z innego klucza śpiewać by nie mogła. No bo jakże inaczej, kiedy za sprawą żydowskiego arywisty Mikołaja Sarkozy’ego, którego skołowani Francuzi upodobali sobie na swego prezydenta, rządem tego państwa kieruje Franciszek Fillon, który być może nawet nie wie, że jest faszystą – ale przecież nim jest, podobnie jak molierowski pan Jourdain nie wiedział, że mówi prozą, a przecież mówił.

Franciszek Fillon pewnie by się zdziwił, gdyby się dowiedział, że jest faszystą, a może nawet obraził, podobnie jak dwaj działacze Unii Demokratycznej, z którymi kiedyś, w towarzystwie Janusza Korwin-Mikke, na zaproszenie Fundacji Neumanna, miałem okazję dyskutować na temat: „Co to znaczy być liberałem w Polsce”. Próbowaliśmy uzgodnić z nimi sposób rozumienia wolności, jako pojęcia dla liberalizmu zasadniczego, ale bez powodzenia, toteż w tej sytuacji zaproponowałem, byśmy przynajmniej uzgodnili granice wolności jednostki. Zaproponowałem formułę Adma Smitha, według której granicą wolności jednostki są takie same prawa i wolności innych. Nasi partnerzy zgodzili się na to i wtedy Korwin-Mikke zapytał ich, czyje prawa lub wolności narusza, gdy nie chce ubezpieczać się pod przymusem. Odpowiedzieli, że wprawdzie niczyich praw ani wolności w ten sposób nie narusza, „ale tak nie można”. Na to wstaliśmy oświadczając, że z faszystami nie chcemy mieć nic wspólnego i na tym dyskusja się zakończyła. Bo faszyzm nie polega wcale na mordowaniu Żydów, ani nawet na okazywaniu im niechęci. W ogóle faszyzm nie musi mieć nic wspólnego z Żydami, poza tym, że wielu Żydów faszyzmowi hołduje. Faszyzm polega na przekonaniu, że dla doraźnych celów władzy publicznej można, a nawet powinno się przechodzić do porządku dziennego nad prawami naturalnymi. Krótko mówiąc – faszyzm jest jedną z postaci totalniactwa.

W wieku XIX, a zwłaszcza u jego schyłku, kiedy w europejskim kręgu cywilizacyjnym niewątpliwie nastąpiła kulminacja ludzkości, a od 1914 roku mamy do czynienia z pogłębiającym się upadkiem, za państwo barbarzyńskie uważana była w Europie Rosja. Sporo było w tym oczywiście przesady, ale coś jednak na rzeczy było, bo jednym z przejawów tego barbarzyństwa były zarządzenia wprowadzające przepisowe ubrania. Wprowadzono je po Powstaniu Styczniowym, kiedy to kobiety zaczęły nosić czarną biżuterię do czarnych sukien. Władze niechętne tej demonstracji osobom z towarzystwa nakazały bywanie na balach i najpierw zabroniły czarnego koloru, a później wprowadziły kolory przepisowe. Inne narody europejskie słusznie uznały to za przejaw politycznego ucisku, połączonego z totalniackim, a więc barbarzyńskim traktowaniem kompetencji władzy publicznej, która uzurpowała sobie prawo decydowania o tym, jak mają ubierać się ludzie nie będący na jej utrzymaniu. Bo co innego, kiedy rząd wprowadza mundury dla policji, czy wojska, które na jego koszt są żywione i ubierane, a co innego, gdy próbuje mundurować cywilów.

A właśnie Zgromadzenie Narodowe Francji uchwaliło rezolucję uznającą noszenie czadorów i galabii w miejscach publicznych za „sprzeczne z wartościami republikańskimi”. Sprzeczne z tymi wartościami okazały się również chusty zakładane na głowę przez muzułmańskie kobiety. Noszenie takich „integralnych chust” zostało uznane za „praktyki radykalne”, będące „zamachem na równość mężczyzn i kobiet”. Według francuskiego prawa, rezolucje Zgromadzenia Narodowego w zasadzie są pozbawione skutków prawnych, ale okazało się, że zainspirowany nimi, a raczej – inspirujący je rząd pracuje nad ustawą, w myśl której noszenie w miejscach publicznych zakazanych przez władze ubiorów będzie przestępstwem ściganym z urzędu. I tak za „zmuszanie kobiet” do noszenia czadorów, galabii czy „integralnych” chust przewidywana jest kara do roku więzienia i grzywny do 15 tysięcy euro. A jak będzie potraktowana kobieta nosząca takie ubrania bez przymusu, tylko z własnej inicjatywy? Też dopuści się przestępstwa, tyle, że mniejszej wagi, bo zagrożenie karą nie przekroczy 150 euro.

Jak to prawo będzie egzekwowane, to inna sprawa. Francja, kiedyś wzbudzająca słuszny podziw i autentyczną sympatię licznych cudzoziemców, w tym również – niżej podpisanego, od pewnego czasu zaczyna coraz bardziej przypominać Bubulinę z filmu „Grek Zorba”. Ta Bubulina w swoim czasie była luksusową damą, ale wówczas już podstarzałą i w związku z tym żyjącą wspomnieniami okresu dawnej świetności i iluzjami. Podobnie dzisiejsza Francja zewnętrznie przypomina normalne państwo, które nawet posiada broń nuklearną, ale co z tego, skoro jest okupowana przez Arabów i Senegalczyków? Od czasu do czasu ruszają oni ze swoich przedmieść ku dzielnicom zamieszkałym przez rodowitych Francuzów, palą im samochody i robią różne inne psoty. Rząd najpierw groźnie się odgraża, ale później zwiększa im zasiłki, na które rodowici Francuzi muszą zarobić. Krótko mówiąc, francuski rząd płaci Arabom i Senegalczykom haracz, niczym moskiewscy książęta Tatarom, podczas tatarskiej okupacji Rusi. Sfrustrowani Francuzi urządzają od czasu do czasu eunuchoidalne „marsze przeciw przemocy”, na widok których Arabowie i Senegalczycy zrywają boki z pogardliwego śmiechu. Policja na wszelki wypadek woli nie zapuszczać się na przedmieścia kontrolowane przez arabskie i senegalskie gangi, więc ten francuski faszyzm w wykonaniu premiera Franciszka Fillona wydaje się całkowicie bezzębny, niczym owa Bubulina.

Ta frustracja Francuzów wynika nie tylko z bezsilnej irytacji koniecznością płacenia haraczu Arabom i Senegalczykom, ale przede wszystkim – z dysonansu poznawczego, spowodowanego ogłupiającą indoktrynacją, jakiemu francuskie społeczeństwo poddawane jest przez tamtejszy Jasnogród. Tamtejsze masony i Żydzi, te wszystkie Glucksmany, Derridy i Levinasy zawróciły w głowach tamtejszym półinteligentom jeszcze gorzej, niż tubylczym półinteligentom w Polsce zawraca w głowach redaktor Michnik. W rezultacie wielu z nich naprawdę wierzy w różne bzdury, np. w równość, chociaż widzi, że jedne kobiety są piękne, a do innych trzeba jednak więcej wina, że jedni mężczyźni są mądrzy, podczas gdy inni – raczej dumni ze swej siły fizycznej – i tak dalej. Rodzi to potężny dysonans poznawczy, którego rezultatem jest z jednej strony afirmacja tak zwanej „samorealizacji” a z drugiej – faszystowskie ustawodawstwo zabraniające kobietom zakładania chustek na głowę. W rezultacie okazuje się, że sławne „wartości republikańskie” to nic innego, jak faszystowska, a i u nas przecież znana z czasów komuny „świadoma dyscyplina”, jako następstwo udanej tresury.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   Gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl)   19 maja 2010

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1627

Skip to content