Aktualizacja strony została wstrzymana

Koniec tragicznego lotu i tragicznej polityki – Adam Wielomski

Śmierć Lecha Kaczyńskiego w drodze do Katynia ma charakter symboliczny nie tylko dlatego, że miała miejsca tuż obok polskich grobów, ale także z punktu widzenia naszej polityki zagranicznej. Tragiczna śmierć Prezydenta jest zarazem symbolem porażki jego wschodniej polityki zagranicznej.

Przyznam, że choć nie podzielałem nigdy poglądów geopolitycznych Prawa i Sprawiedliwości, w tym także i Lecha Kaczyńskiego, to przyznaję, że była tu zawarta ciekawa myśl i spójna koncepcja. Wedle niej, Polska posiada dwóch wrogów: jednego wielkiego, zasadniczego i nieredukowalnego (Rosja) oraz drugiego mniejszego, którego przywołuje się czasem dla mobilizacji elektoratu (Niemcy). Zgodnie z tradycją romantyczno-pepeesowską wrogiem zasadniczym jest Rosja. Wiadomo dlaczego: powstania, kibitki, Konfederacja Barska, rok 1830, 1863, 1905. Do tego można było dopisać późniejszą martyrologię: 17 września, Katyń, PRL, 1956, 1968, 1970, 1981. Cała polityka zagraniczna Lecha Kaczyńskiego skierowana była przeciwko Rosji, przy jednoczesnej niechęci do Niemiec. Oparciem dla tejże polityki były Stany Zjednoczone rządzone przez neokonserwatystów. To właśnie w oparciu o sojusz z Waszyngtonem mieliśmy „wyrwać spod wpływów Moskwy” Nadbałtykę (Litwę, Łotwę, Estonię), Białoruś, Ukrainę, Gruzję i stworzyć z tych państw sojusz Międzymorza. Taką nową wielonarodową konfederację, coś na kształt idei neo-jagiellońskiej. To dlatego popieraliśmy rozmaite „pomarańczowe rewolucje”, Prezydent RP wylatywał co chwila do Tbilisi, Kijowa i do Wilna; to dlatego wspieraliśmy też anarchistów w rodzaju Andżeliki Borys.

Jeszcze w ostatnich miesiącach życia Lecha Kaczyńskiego koncepcja ta uległa załamaniu. Koniec prezydentury Janukowicza na Ukrainie zakończył tę iluzję, gdyż nie ma Międzymorza bez sojuszu polsko-ukraińskiego. To był trzon tej koncepcji: „oś” Warszawa-Kijów. Białoruś nigdy do tego „paktu” nawet nie przystąpiła. Po wojnie z Rosją Gruzja jest osłabiona, a jej prezydent uchodzi na całym świecie za szaleńca i człowieka o podejrzanym stanie zdrowia umysłowego. W zasadzie w ostatnich tygodniach, po porażce Juszczenki na Ukrainie, Międzymorze „tworzyła” Polska, Litwa, Łotwa, Estonia i traktowana jak szalona Gruzja. Z popierania tego projektu geopolitycznego wycofał się też główny „sponsor” w postaci Stanów Zjednoczonych Barcka Obamy. Ameryka nie chce już ani „tarczy”, ani przeciągnięcia na swoją stronę państw postsowieckich. Ta część świata Obamy zupełnie nie interesuje i woli on podpisać układ START z Rosją. Zresztą ci nasi „sojusznicy” byli i są tacy, jacy są. Sejmas Litewski ostentacyjnie odrzucił ustawę o swobodzie pisania polskich nazwisk w dniu, w którym Lech Kaczyński zawitał do Wilna. Z kolei Prezydent Ukrainy, na odchodne, uczcił mordercę Polaków Stiepana Banderę. Dziwni ci nasi „sojusznicy”. Zdają się antypolskość traktować jako wyznacznik własnej tożsamości narodowej i historycznej.

Polityka międzynarodowa Prawa i Sprawiedliwości kompletnie zbankrutowała. Nie ma sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi; nie ma sojuszu z Ukrainą; nie mamy poważania nawet na Litwie. Międzymorze w roku 2010 jest taką samą mrzonką, jaką była idea federacyjna Józefa Piłsudskiego w roku 1920 i jak powstańcza idea restytucji przedrozbiorowych granic polskich w roku 1863. Dlaczego idea ta zbankrutowała? Dlatego, że prawa geopolityki są niezmienne, gdyż Polska leży dziś tak samo pomiędzy Niemcami i Rosją jak leżała w roku 1863 czy 1920. Realistyczne sojusze Polska może zawierać tylko z tymi dwoma mocarstwami, szukając w jednym z nich ochrony przed drugim. Nasza sytuacja jest – w stosunku do stanu w jakim byliśmy przez ostatnie 200 lat – i tak fantastyczna. Oto możemy dziś sami wybrać pomiędzy sojuszem z Rosją, a sojuszem z Niemcami. Dawno nie mieliśmy takiej możliwości!

Stanisław „Cat”-Mackiewicz dużo i krytycznie pisał o „sojuszach egzotycznych”, czyli sojuszach z państwami, które nie uważają Europy Wschodniej za swój główny cel zainteresowania, chcąc najwyżej pchnąć ewentualnych agresorów w tamtym kierunku dla zyskania czasu dla siebie. Sojusz ze Stanami Zjednoczonymi okazał się takim „sojuszem egzotycznym”. To i tak więcej niż „sojusz” z Ukrainą, Białorusią, Litwą i Gruzją przeciwko Rosji. On nawet nie był „egzotyczny”; on istniał tylko w politycznej imaginacji niektórych polskich polityków.

W pewnym momencie wszyscy to chyba zaczęli rozumieć, chyba nawet i Lech Kaczyński. Osobiście byłem bardzo ciekawy, jaką strategiczną i geopolityczną decyzję podejmie Pałac Prezydencki w obecnej sytuacji: będzie dalej budował domek z kart zwany Międzymorzem? Zwróci się ku Unii Europejskiej składając hołd lenny Angeli Merkel? Czy też Lech Kaczyński leciał do Katynia, aby odpowiedzieć na ostatni katyński gest Władimira Putina i doprowadzić do autentycznego „przełomu”? Tego nigdy się już nie dowiemy.

Adam Wielomski
Tekst ukazał się w tygodniku „Najwyższy Czas!”

Za: konserwatyzm.pl | http://www.konserwatyzm.pl/publicystyka.php/Artykul/5713/

Skip to content