Aktualizacja strony została wstrzymana

Kilka refleksji – Paweł Toboła

Od momentu katastrofy żyjemy w innej Polsce – przekazują nam od soboty media i politycy. W związku z tym, że na temat katastrofy informują wszyscy, chciałbym wybiec nieco w przyszłość i zastanowić się, jaka może być ta inna Polska, w której przyjdzie nam żyć w najbliższym czasie.

Na początek jednak krótka myśl, którą tak naprawdę uświadomiłem sobie dopiero teraz, w związku z sobotnią katastrofą i śmiercią blisko stu moich Rodaków, w tym kilku najważniejszych osób w państwie. Dziś nie wyobrażamy sobie jak zastąpimy tę setkę ludzi, ile czasu zajmie wykształcenie Polakom ponownie tej „elity elit”. Jaką zatem stratą było ponad 20 tys. żołnierzy, w większości wyższych oficerów, rozstrzelanych w Katyniu? Przyznam, że dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak przeogromną stratą były tamte mordy…

Przechodząc do spraw bieżących i przyszłości, należy zwrócić uwagę na swoisty „rozkaz”, jaki został wydany wspólnie przez wszystkich. Katastrofa i ludzkie dramaty są mniej ważne niż to, abyśmy byli razem! Bądźmy razem! Słychać to bez końca. Nie wybiegajmy myślami w przyszłość, teraz jest czas żałoby, zatrzymajmy się na te kilka dni i cała litania podobnych frazesów. Tymczasem, gdy miliony Polaków rzeczywiście pogrążają się w zadumie, jednocześnie jesteśmy świadkami wprost niewyobrażalnej buty, chamstwa i pychy ze strony przedstawicieli ekipy rządowej; z kolei dziennikarze osiągają już wprost Himalaje cynizmu i hipokryzji. Proszę sobie tylko posłuchać pierwszej z brzegu red. Moniki Olejnik w Radiu Zet, która po prostu łka w mikrofon i wciąż powtarza „mój prezydent”… Proszę spojrzeć na „Gazetę Wyborczą”, która dziś wylewa żale nad trumną prezydenta, a za rok, albo szybciej, będzie promować koszulki: „Nie płakałem po Kaczorze”.

Zacznijmy od ministra Sikorskiego: „Premier płakał”, opowiada. Gdy premier płakał, „Jarosław Kaczyński był bardzo spokojny”. Jak okazuje się z jego relacji, w polskim państwie o wypadku prezydenckiego samolotu informuje się za pomocą sms’ów (sic!). I z przekazu ministra okazuje się, że jedyną osobą w Polsce, która nie uległa emocjom, był Jarosław Kaczyński.

Najlepszą rzeczą, jaką obecnie mógłby zrobić minister Sikorski, to po prostu milczeć śladem Janusza Palikota. Własnym językiem łatwiej sobie uciąć głowę niż własnym mieczem – powiada japońskie przysłowie, panie Sikorski!

Gdy naród pogrąża się w żałobie, rządzący już myślą nad wystawieniem ponadpartyjnego kandydata na prezydenta. Przemknęło w mediach nazwisko człowieka, który określił wyborców PiS mianem „bydła”. Mowa o Władysławie Bartoszewskim. Pozostawię tę propozycję bez komentarza.

Gdy zatem posłuszni rozkazowi jesteśmy „razem”, ktoś za naszymi plecami planuje przyszłość. Wydaje mi się, że w obliczu tej tragedii, jest jednak jakiś cień nadziei na to, aby naród przebudził się z letargu, w jakim się od lat znajduje. Aby dojrzał obłudę zdecydowanej większości mediów i dziennikarzy, słowem całego pożal się Boże „salonu”. Taką iskierką nadziei są przedterminowe wybory prezydenckie. Nie znam co prawda stanu ducha Jarosława Kaczyńskiego i pewnie nie do końca potrafię sobie nawet wyobrazić, czym jest dla niego strata najukochańszego brata, ale jego pasją jest polityka i zapewne ta bolesna okoliczność nie spowoduje jego odejścia z życia publicznego.

Nigdy nie byłem specjalnym zwolennikiem polityki braci Kaczyńskich. Gdy przebywałem w środowisku zwolenników PiS, ostro krytykowałem ich działalność. Gdy byłem wśród „salonowców”, broniłem przed atakami „Kaczorów”, atakami najczęściej zresztą nie będącymi krytyką, lecz zwykłym naśmiewaniem się i szydzeniem z nich. Gdy dziś ten sam salon w oparach obłudy wylewa do wiader morze łez z powodu śmierci Lecha Kaczyńskiego z Tomaszem Lisem na czele, który jeszcze nie tak dawno temu kładł na szafot własny język, oby tylko Lech Kaczyński nie ubiegał się ponownie o urząd prezydenta, przypomniał mi się słynny dowcip tegoż salonu, że jesteśmy jedynym krajem na świecie, który ma kopię zapasową prezydenta. Czy nie czas zatem, aby Jarosław dokończył dzieła, zapoczątkowanego przez swojego świętej pamięci Brata?

Chciałbym zobaczyć rzeczywiste łzy tuzów salonu rozpaczających nad tym, że nie tylko nie udało im się dorżnąć watahy, ale katyńska śmierć, dzięki Opatrzności, przyniosła Polsce nieoczekiwany zwrot, którego jeszcze 9 kwietnia niemal nikt spodziewać się nie mógł. Czy taki scenariusz jest możliwy, czas najbliższy pokaże.

Paweł Toboła

Za: Prawica.net | http://prawica.net/opinie/21507

Skip to content