Aktualizacja strony została wstrzymana

Brak powołań – kara na nasze czasy

W ostatnim numerze „Przewodnika Katolickiego” z dnia 21 lutego 2010 r. znajdujemy artykuł „Źniwo wielkie i termometr”. Treść artykułu pozostaje rzecz oczywista w zgodzie z zasadą poprawności, czyli krótko mówiąc – przemilczania niewygodnych faktów. Nie będę przytaczał wyliczonych w artykule przyczyn spadku powołań, nota bene w części słusznych, a za to powiem o tym, czego tam nie znalazłem.

A nie znalazłem tam wyznania win.

Bo zdaniem autora (księdza) kryzysowi powołań winne są czynniki zewnętrzne, nie ma natomiast mowy o czynnikach wewnętrznych – wewnątrzkościelnych.

Każdy normalny człowiek, aby przekonać się do uczestnictwa w jakimś dziele musi je postrzegać jako dobro. W przypadku stanu duchownego dochodzi jeszcze powołanie. Szczególnie młody człowiek stojący na progu dorosłego życia, widziałby siebie w jakiejś wyróżnionej roli. Rola taka powinna wiązać się z możliwością naprawy świata i jego mieszkańców, z możliwością okazania swego męstwa (nie na pokaz) i wytrwałości. Tak jak młodzi, energiczni poborowi chcieliby służyć w wojskowych jednostkach specjalnych (za moich czasów taką formacją byli komandosi) i przeżywać trudy, porażki i sukcesy takiej służby, tak ich rówieśnicy z powołaniem, chcieliby też służyć w takich strukturach, ale już Kościoła. Nawiasem mówiąc, wielu świętych było żołnierzami. Myślę, że dla nich Kościół stanowi taką elitarną jednostkę, z nimi, jako żołnierzami (Chrystusa) w pierwszej linii frontu. Prawdą  jest bowiem, że człowiek potrzebuje dyscypliny, wyrzeczenia, trudów, ba! tego pragnie – o ile widzi sens w tym co robi i patrzy na koniec dzieła, by na końcu drogi otrzymać wieniec zwycięstwa. To nie dla mięczaków.

A co widzi, patrząc na dzisiejszy Kościół – kandydat na księdza? Jeżeli jest dobrze uformowany przez rodzinny dom, to widzi, że jego Kościół jest umęczony, poniżany, ograbiany, bezsilny, a jego herbem – Zajęcze Serce. Widzi, że stan duchowny jest zdeprecjonowany, zdezorientowany, mierny, niewierny, częściowo skłócony, pozbawiony zewnętrznych oznak – zbroi, jaką jest sutanna; widzi naukę niezdrową.

Jeżeli jest źle uformowany, to tego wszystkiego nie dostrzega, samemu w takiej opresji tkwiąc i nie próbując się z niej uwolnić. Ale wtedy nie dostrzega celu i nie patrzy na koniec.

Dodatkowo wmawia się jeszcze, że kapłan jest, jak każdy inny grzeszny człowiek (świetna półprawda), osłabia ducha przez ustanawianie świeckich szafarzy – „kapłanów niesakramentalnych”. I tak dalej, i tak dalej.

Trzeba być rzeczywiście wierzącym, by do takiego Kościoła wstąpić. Ale i wystarczy być karierowiczem, by tam wstąpić, bo karierę per fas et nefas można mimo wszystko w Kościele jeszcze zrobić.

A więc kto zdecyduje się wstąpić do stanu duchownego? Stanu niewymagającego, byle jakiego, strusiego, popsutego ….

A potrzebni są prawdziwi christeros, nieustraszeni bojownicy Chrystusa. Tylko skąd ich brać?

Gwoli wyjaśnienia: „Przewodnik Katolicki” czytam okazyjnie, pardon – cenzuruję, aby przekonać się jak nisko upada. Uważam, że jest spacyfikowany i opanowany.

rz

Opracowanie: WWW.BIBULA.COM na podstawie: materiałów autorskich

Skip to content