Aktualizacja strony została wstrzymana

Demokracja – opium dla ludu? – Erik von Kuehnelt-Leddihn

Dla liberalnej demokracji nie ma różnicy między wiedzą a ignorancją; ani w przypadku wyborców ani wybranych. Czyni ona zatem z polityki specjalny obszar, specyficzną dziedzinę, w której obowiązują prawa inne, niż te, obowiązujące w codziennym życiu. W tym wypadku ideologia wypiera rozum, przezorność i doświadczenie. Innymi słowy, wypiera zdrowy ludzki rozsądek (…) promuje brak oryginalnego i niezależnego myślenia (…) aby utrzymać demokrację, potrzebna jest „głupota na ogromną skalę” – twierdzi Erik von Kuehnelt-Leddihn (1909-1999), austriacki politolog, filozof, historyk idei, wolny pisarz, dziennikarz, wykładowca, malarz, podróżnik. Za podstawowy cel swojej działalności pisarskiej uznawał Kuehnelt-Leddihn poszukiwanie dróg zachowania wielkiej europejskiej tradycji ludzkiej wolności, zagrożonej nieprzerwanie przez totalitarne prądy różnych odcieni, stąd krytykował czysto pragmatyczne, zdroworozsądkowe, antyideologiczne nastawienie wielu środowisk konserwatywnych, które zostawia wolną przestrzeń dla rozprzestrzeniania się groźnych dla prawdziwej wolności ideologii lewicowych. Cechą, która wyróżnia pisarstwo Kuehnelt-Leddihna, była nie tylko olbrzymia erudycja; równie ważny jak jego uniwersalna wiedza, jest jego styl, w którym profesorska uczoność miesza się z lekkim gawędziarskim tonem, erudycyjnym popisom towarzyszą zabawne anegdoty, ironiczne i złośliwe komentarze, aforyzmy, zabawne puenty i bon moty, zaś poważna refleksja filozoficzna łączy się z celnymi psychologicznymi portretami osób znanych lub nieznanych osobiście autorowi, natomiast syntetyczne sądy historiozoficzne przerywane są wycieczkami do „buduaru historii światowej”.

Dla liberalnej demokracji nie ma różnicy między wiedzą a ignorancją; ani w przypadku wyborców ani wybranych. Czyni ona zatem z polityki specjalny obszar, specyficzną dziedzinę, w której obowiązują prawa inne, niż te, obowiązujące w codziennym życiu. W tym wypadku ideologia wypiera rozum, przezorność i doświadczenie. Innymi słowy, wypiera zdrowy ludzki rozsądek ( ) promuje brak oryginalnego i niezależnego myślenia ( ) aby utrzymać demokrację, potrzebna jest „głupota na ogromną skalę” – pisze Erik von Kuehnelt-Leddihn, austriacki filozof, politolog i historyk idei, który, podobnie jak wielu ludzi bystrych i rozumnych, nie znosił demokracji i myśli lewicowej. Rzec można, że nie znosił jej przez dziewięćdziesiąt lat, tyle bowiem trwało jego wypełnione twórczą pracą życie (zmarł w 1999 roku). W najmniejszym stopniu nie przekonały go do demokracji światowe osiągnięcia demoliberalizmu, a już najmniej dokonania Rewolucji Francuskiej (z jej naczelnym i jakże krwawym urojeniem o równości, wolności i braterstwie), jak również osiągnięcia jej równie krwawych i sadystycznych spadkobiercw: socjalizmu czerwonego internacjonalistycznego i brunatnego narodowego. Przyjrzał się bowiem Kuhnelt-Leddihn demokratyzacji i jej owocom nad wyraz dokładnie; tak jeżdżąc po świecie, poznając najprzeróżniejsze kraje i ich kultury, jak i prowadząc przez całe życie wnikliwe studia historyczne. Był wprawdzie modelowym konserwatystą, teistą wyznania katolickiego, więc niejako naturalnie nie pociągała go świecka, ateistyczna religia demokracji wynosząca na niebiosa człowieka w miejsce Boga. Lecz nie dogmatyczne presupozycje odgrywały tu wiodącą rolę, a doskonała znajomość historycznych wydarzeń i faktów oraz racjonalizm nie zaczadzonego jakąkolwiek ideologią umysłu autora, który swą niechęć do demokracji, naturalnie wraz z jej jakże sensownym uzasadnieniem prezentował w swych kolejnych książkach. A niechęć tę, dodajmy, dzielił Leddihn z niezgorszym, rozumnym bez wątpienia towarzystwem z Platonem, Arystotelesem, Sokratesem, Arystofanesem, Cyceronem; już wówczas bowiem za demokracją nie przepadano. Twórca ustroju Sparty, Likurg, zapytany, dlaczego nie wprowadził tam demokracji, odparł: Chcesz demokracji? Wprowadź ją najpierw we własnej rodzinie.

W dzisiejszych czasach, kiedy to zwykłe, nie wyszukane przecież w istocie narzędzie wyborcze stało się przedmiotem swoistego kultu i obrosło w ideologiczne chaszcze maskujące jego istotę, gdy środek zamienił się miejscami z celem, dobrze jest wiedzieć, co sądzą krytycy tego stanu rzeczy, jakich argumentów dobywają. A jakże niepopularne to dziś sądy; przytoczmy tu chociaż jeden z nich: Kuriozalny jest fakt finansowania partii przez państwo. Ponieważ partie wkładają największą energię w zwalczenie swych politycznych przeciwników, szokuje świadomość, że państwo przeznacza pieniądze podatników na wspieranie rozłamów w społeczeństwie. Nie ulega więc wątpliwości, że nie usłyszymy podobnych twierdzeń i argumentów w szkole, na studiach, nie pojawią się one także w mediach, na próżno by ich szukać w biuletynach Unii Europejskiej. Są one bowiem nie do pogodzenia z fikcją suwerenności ludu, z idiotyzmem zwanym political correctness, z teoriami o wykluczeniu, akcją afirmatywną, z dogmatem tolerancji, jednym słowem, z tzw. postępem, który dla tradycjonalisty i konserwatysty jest jedynie hardym, bluźnierczym wywracaniem urządzeń dawnego świata, jego sprawdzonych w życiu wartości i hierarchii do góry nogami. Lecz właśnie dlatego są owe krytyczne poglądy tak cenne i ważne; przegląda się w nich bowiem przeszłość i tradycja ze swymi nie równościowymi a hierarchicznymi urządzeniami społecznymi, które, dodajmy, nie miały żadnego problemu z naturalnym i nie budzącym wątpliwości wykluczeniem (np. z gremiów podejmujących istotne decyzje dla polityki i kultury) prostaka, ćwierćinteligenta, zwykłego głupca, czy równie bezwzględnego, co bezideowego karierowicza, jakich wielu kręci się obecnie wokół kół sterowych każdego demokratycznego państwa, co umożliwiają im znakomicie obowiązujące demokratyczne standardy.

Hołdowanie tego rodzaju postępowości w atmosferze demokratycznej obsesji, czy wręcz psychozy, powoduje, że zamiast rządów elit, które do niedawna budowały i umacniały ten świat, stawia się dziś na rządy miernot i hegemonię motłochu wdzierającego się wszędzie i niszczącego wszystko, co napotka na swej drodze, motłochu dla którego nie istnieją żadne świętości, żadne obowiązki wobec społeczności, żadne wartości czy dobro wspólne, żadna refleksja i myśl o przyszłości, a jedynie prawa człowieka, wolność i hedonistyczne teraz. Nawet socjalista J.P. Proudhon, twórca i rzecznik anarchizmu, wyznał bez ogródek, że demokracja to arystokracja miernoty.

W oczach konserwatysty jest więc demokracja powszechnym rozbrojeniem i rozprzężeniem; prowadzi ona do unifikacji i atomizacji społecznej skutkujących niosącym wielkie niebezpieczeństwo stępieniem społecznego instynktu samozachowawczego i osłabieniem, dezorganizacją państwa. Nawiasem mówiąc, tego typu naczelne dobra demokracji dostrzegają także terroryści-islamiści aczkolwiek nie posłuży to celowi, który mógłby być nam miły jeden z nich wypowiedział bowiem znamienne słowa: Pokonamy was dzięki waszej demokracji. Słowa te przytomnie oceniają demokratyczną rzeczywistość i wynikające zeń zagrożenia. Cóż, dzięki demokracji pokonaliśmy się już w dużym stopniu sami, i to na własne życzenie, najpierw przezwyciężając rozum na rzecz społeczno-politycznej iluzji i w efekcie stawiając na łatwą ilość, zamiast na trudniejszą jakość.

Książka Leddihna poprzedzona jest Wstępem pióra Tomasza Gabisia pt. Erik von Kuehnelt-Leddihn: zawsze za wolnością, zawsze przeciw równości. Tych pojęć nie sposób bowiem pogodzić ze sobą; albo-albo, twierdzi Kuehnelt-Leddihn, przywołując m.in. wypowiedź Goethego na ten temat: „Prawodawcy i rewolucjoniści, którzy wolność i równość wymieniają jednym tchem, są fantastami i szarlatanami”. Na końcu książki wydawca pomieścił dodatkowo ważny tekst Leddihna – Deklarację Portlandzką, którą poprzedza przedmowa autora skierowana do polskiego czytelnika. Przesłanie Deklaracji ani trochę nie straciło na wartości mimo upływu czasu i niewątpliwie stanowi ono nadal cenny drogowskaz. Ze wszech miar warto sięgnąć po tę książkę, bowiem stanowi ona kompendium celowo zapoznanej wiedzy na temat demokracji, jej istoty, mechanizmw i pokłosia. Lektura to wręcz obligatoryjna dla każdego, kto nie zamierza bez reszty pogrążyć się w oceanie lewicowych utopii i mrzonek, w demoliberalnej indoktrynacji wylewającej się nieprzerwanie z mediów, niczym z niegdysiejszego czerwonego Notatnika Agitatora; lektura dla każdego, kto nie zamierza popaść w nałóg i uzależnić się od tytułowego opium dla ludu! To wyborna nań odtrutka, jak i na każdy rodzaj ukąszenia heglowskiego. Oby była równie skuteczna, co smakowita!

Eugeniusz Obarski
Wydawnictwo Thesaurus

 

   
     
     

Erik von Kuehnelt-Leddihn, Demokracja opium dla ludu?
Wydawnictwo Thesaurus, Łódź Wrocław, 2008


Książka dostępna jest w licznych księgarniach internetowych

 

 

 

 

 

O tym nie wypada dziś mówić…

Serce mędrca zwraca się ku prawej stronie, a serce głupca ku lewej.
Biblia (Eklezjastes 10:2)

Demokracja jest formą religii: polega ona na oddawaniu czci szakalom przez osły.
Henry Louis Mencken

Demokracja jest sztuką kierowania cyrkiem z klatki dla małp.
Henry Louis Mencken

Kto szuka prawdy, nie powinien liczyć głosów.
G.W. Leibniz

Argumentów nie należy liczyć, lecz ważyć.
Cyceron

Demokracja – kuriozalne nadużycie statystyki.
J. L. Borges

W demokracji liberalnej występuje nieuchronna sprzeczność między wolnością a równością, które wykluczają się wzajemnie, bowiem możemy być albo wolni albo równi.
E. Kuehnelt-Leddihn

Prawodawcy i rewolucjoniści, którzy wolność i równość wymieniają jednym tchem, są fantastami i szarlatanami.
J.W. Goethe

W dyktaturach trzeba wyć razem z wilkami, w demokracjach beczeć razem z owcami.
H. Funke

Demokracja to arystokracja miernoty.
P.J. Proudhon

Jeśli chcesz demokracji, wprowadź ją wpierw we własnej rodzinie!
Likurg

 

Skip to content