Aktualizacja strony została wstrzymana

Dopóki nie staną krzyże – rozmowa z księdzem Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim

Kiedyś, w okresie sowieckim, nie wolno było mówić o ofiarach Katynia. Teraz wolno. Ale nie jest mile widziane wspomnienia o większych nawet ofiarach polskich zabitych przez nacjonalistów ukraińskich spod znaku OUN-UPA. Dlaczego tak jest? Czyżby były ofiary lepsze i ofiary gorsze?

– Sprawa przemilczenia zbrodni banderowskich, popełnionych na Polakach w okresie II wojny światowej jest sprawą polityczną. Przemilczenie to ciągnie się od lat sześćdziesięciu. W czasach PRL-u nie wolno było mówić, bo tego nie chcieli komuniści. Po roku 1989 nie mówi się o tej tragedii narodu polskiego wyłącznie ze względów politycznych. Po pierwsze, polska dyplomacja nie ma żadnej koncepcji odnośnie Wschodu i nie zna się na tym. Po drugie – po tym, jak powstała niepodległa Ukraina – to politycy polscy obawiają się, że jak zaczną mówić prawdę, to te dobre relacje zostaną zerwane, co oczywiście nie jest prawdą. Po trzecie – rośnie na siłę nacjonalizm na terenach Ukrainy Zachodniej i znowuż polscy politycy obawiają się zaostrzenia relacji z Ukrainą z powodu głoszenia prawdy. Uważam, że te trzy powody, które powodują przemilczenie zbrodni nacjonalistów ukraińskich w Polsce są nieprawdziwe. Tylko w oparciu o prawdę możliwe będą dobre relacje polsko-ukraińskie. Wzorem dobrych relacji, wybudowanych na podstawie prawdy, są relacje polsko-niemieckie. W ciągu 60 lat dochodzenia do prawdy powiedziano w tych relacjach wiele rzeczy bolesnych, aby uzdrowić współczesność. I dzięki temu Polacy i Niemcy są w jednej Unii Europejskiej.

Czy nadanie prezydentowi Ukrainy, który jest głównym gloryfikatorem OUN-UPA, tytułu naukowego doktora honoris causa przez Katolicki Uniwersytet Lubelski (KUL) jest normalne dla uczelni katolickiej i polskiej?
– Oczywiście, iż nienormalne. Tu znowu mamy do czynienia ze względami politycznymi a nie naukowymi lub historycznymi. Pomysł KUL-u, aby dekorować prezydenta – dlatego tylko, że jest prezydentem…? Przecież tytuł doktora honoris causa jest nadawany dla wybitnych postaci, a nie dla urzędów, które te osoby piastują. Nie rozumiem rektora KUL-u, ks. Stanisława Wilka, który stwierdził, iż tytuł został nadany narodowi ukraińskiemu, ale tytuł doktora honoris causa jest nadawany nie narodom, lecz wybitnym postaciom. Rozumiem, iż na KUL-u chciano uczcić 440. rocznicę powstania Unii Lubelskiej, ale uczyniono to w sposób głupi i nieudolny. Oczywiście w tej kwestii kresowianie i ich sympatycy mają rację protestując przeciwko nadania tytułu naukowego prezydentowi Juszczence, który gloryfikuje zbrodniarzy spod znaku OUN-UPA i dywizji SS „Galizien”. Osoba, która głosi takie poglądy, nie powinna była dostawać tytuł doktora honoris causa od uniwersytetu polskiego.

Czy protesty kresowian w Lublinie osiągnęły swój cel, aby pokazać – kim jest właściwie Juszczenko?
– Trzy tysiące osób podpisało się pod protestem, aby Juszczence nie nadawać tego tytułu, wśród nich wielu ludzi nauki i kultury. 30 czerwca i 1 lipca odbywały się akcje protestu obok KUL-u. Doszło też do protestów podczas przemówienia prezydenta Juszczenki na placu Litewskim w Lublinie. Była to sytuacja bez precedensu, bo ani razu od powstania KUL-u nie było protestów pod jego drzwiami. Podczas przemówienia Juszczenki czterokrotnie je przerwano, bo ludzie krzyczeli: „Hańba”! To spowodowało, iż prezydent Ukrainy Juszczenko uciekł z placu Litewskiego i nie przyszedł na podpisanie umów na Zamku Lubelskim. Te protesty w Lublinie i Krakowie przyczyniły się pośrednio także do tego, iż Sejm RP – 15 lipca br. przyjął uchwałę honorującą polskie ofiary OUN-UPA i dywizji SA „Galizien”. Próba podjęcia takiej uchwały była jeszcze w 2008 roku, ale marszałek Sejmu RP Bronisław Komorowski pod naciskiem ambasadora Ukrainy Oleksandra Mocyka schował ten projekt uchwały do szuflady. Rok później, pod wpływem protestów środowisk kresowych, uchwała ta została przyjęta. Uchwała nie powiedziała całej prawdy, jeżeli chodzi o ludobójstwo na narodzie polskim, dokonane przez nacjonalistów ukraińskich. Po prostu, w uchwale sejmowej obawiano się użyć słowa „ludobójstwo” i używano słowa „zbrodnia” lub „czystki etniczne mające znamiona ludobójstwa”. Jednak po raz pierwszy w swojej historii Sejm RP wyraźnie powiedział, iż tej zbrodni dokonały formacje ukraińskich nacjonalistów OUN i UPA. Oddano w tej uchwale także cześć tym Ukraińcom, którzy ratowali Polaków od rzezi banderowskich. I to świadczy o tym, iż nie wszyscy Ukraińcy popierali banderowców. W uchwale sejmowej wspomniano o ofiarach innych narodowości. Bo przecież oprócz Polaków, OUN-UPA mordowała także Żydów i Ormian, co dla mnie jako osoby pochodzenia ormiańskiego jest niesłychanie ważne. Bardzo ważny jest fragment uchwały, który mówi, iż to, co się zdarzyło musi być przywrócone pamięci zbiorowej narodu polskiego. Stwierdzono także, iż ta zbrodnia nacjonalistów ukraińskich jest nie tylko sprawą rodzin pomordowanych lecz sprawą państwową III RP. Pomimo braku słowa „ludobójstwo” uchwała Sejmu RP jest wielkim zwycięstwem kresowian, chociaż nie kończy całej batalii.

Dlaczego sprawa pomordowanych przez banderowców na Kresach II RP księży, w istocie swojej męczenników za wiarę – pozostaje na marginesie zainteresowań tak władz kościelnych, jak i państwowych w Polsce?
– Niestety, muszę jako ksiądz katolicki z przykrością powiedzieć, iż to przede wszystkim wina prymasa Polski ks. kardynała Józefa Glempa, który systematycznie milczał na temat ludobójstwa na Kresach. Różne były tego powody. Jednym z nich jest to, że do 1991 r. był zwierzchnikiem Kościoła obrządku greckokatolickiego. Dlatego zajmował stanowisko, iż dla dobra sprawy Kościoła greckokatolickiego trzeba poświęcić tych męczenników za wiarę Kościoła obrządku łacińskiego. Teraz Episkopat Polski, niestety, nie chce tej sprawy poruszać. Odbywają się procesy beatyfikacyjne księży pomordowanych przez hitlerowców. I nie słychać o procesach beatyfikacyjnych księży pomordowanych przez bolszewików, NKWD lub nacjonalistów ukraińskich. I to powoduje, że księża w Polsce zdają sobie sprawę, iż są „gorsi” lub „lepsi” męczennicy za wiarę. Niestety, obecny przewodniczący Episkopatu Polski, ks. abp Józef Michalik, przyjął w tej kwestii zasadę swojego poprzednika. Chce mieć święty spokój w Przemyślu z powodów koniunkturalnych i nie rozpoczyna procesów beatyfikacyjnych księży zamordowanych przez bolszewików lub Ukraińców. Ale taka postawa zadaje ciosu Kościołowi. Bo jeżeli ksiądz bronił wiernych przed nacjonalistami ukraińskimi lub bolszewikami, często ginąc przy ołtarzu w czasie odprawiania mszy św. – to dlaczego nie może być beatyfikowany? Przecież to nie jest polityka? Dziś paradoksem jest to, że o pamięć księży-męczenników dba nie Kościół hierarchiczny, lecz ludzie świeccy.

Jak, zdaniem księdza, będą wyglądać relacje polsko-ukraińskie w świetle tych tzw. trudnych spraw?
– Błędem polskiej polityki zagranicznej jest przede wszystkim to, że dyplomacja widzi przyjaciela Polski w osobie prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki, który niebawem zniknie z areny politycznej i ma w tej chwili 2% poparcia narodu ukraińskiego. Trzeba sobie teraz powiedzieć, iż ta inwestycja polska była bardzo nieudana. Do władzy na Ukrainie dojdzie albo Julia Tymoszenko, albo ktoś inny i trzeba będzie wszystko zaczynać od nowa. Dlatego dziś kompletnie nie rozumiem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Chociaż głosowałem na niego, bo mówił, iż przewróci prawdę historyczną. W rzeczywistości polskiej stało się inaczej niż głoszono podczas kampanii wyborczej Lecha Kaczyńskiego. I tragicznym błędem prezydenta RP jest to, że próbuje zbudować dobre relacje polsko-ukraińskie współpracując z Juszczenką. Większego błędu nie można było popełnić. Zapomina się podstawową regułę, że tylko na gruncie prawdy, w tym i historycznej, można będzie wybudować dobre relacje między naszymi narodami.

W niektórych środowiskach zarzucają księdzu, iż będąc kapłanem wtrąca się ksiądz do spraw politycznych. Czy trudno będąc księdzem bronić prawdy?
– Pamiętam czasy PRL-u, kiedy nawet wycięcie drzewa było sprawą polityczną. Pisanie wiersza też było polityką. I nawet to, że było się księdzem też było polityką. Wracamy, niestety, do takich czasów, że jak ktoś ma inne poglądy, to wtedy spotyka się z zarzutem, że zajmuje się polityką. A zwykłemu obywatelowi polskiemu zajmować się polityką nie wolno. Polityka jest kwestią tych „wielkich”, którzy się znają na wszystkim. I to jest absurdalne. Nie mam żadnych ambicji politycznych. Nie przynależę do żadnej partii politycznej. Dla mnie ważna jest prawdziwa pamięć o moich krewnych. Dla mnie jest ważne, aby te ofiary nacjonalistów ukraińskich były uznane za ofiary ludobójstwa. Tysiące polskich ofiar muszą się doczekać godnego, katolickiego pochówku w miejscu, gdzie zostali bestialsko zamordowani. Dopóki krzyże nie staną w miejscu tych strasznych mordów, konflikt polsko-ukraiński nigdy się nie zakończy.

Dziękuję za rozmowę.
Eugeniusz Tuzow-Lubański, Kijów

Za: Myśl Polska | http://www.myslpolska.pl/node/10229

Skip to content