Aktualizacja strony została wstrzymana

Jak się skończy ten kryzys? – Chris Jackson

Każdy znający się na rzeczy katolik przyznaje, że Kościół katolicki znajduje się obecnie w kryzysie, którego skutki są zatrważające. Gdyby dodać spadek liczby chrztów, małżeństw i powołań, w połączeniu z milczącym odstępstwem milionów „byłych” katolików od zakończenia Soboru Watykańskiego II, liczby byłyby szokujące. Napisano wiele słów o przyczynach kryzysu i opublikowano tomy dokumentujące najdrobniejsze szczegóły zniszczeń, jakie spowodował. Jednak, o ile wiem, niewiele napisano, próbując wyjaśnić, jak pewnego dnia ten kryzys może zostać pomyślnie rozwiązany.

Podobnie jak w przypadku większości kryzysów kościelnych w przeszłości, takich jak kryzys ariański i wielka schizma zachodnia, katolikom żyjącym w tamtych czasach trudno było wyobrazić sobie wyjście z takiej sytuacji i wielu zmarło, nie wiedząc, jakie ostateczne rozwiązanie może nastąpić. Historia oczywiście pokazała nam, jak rozwiązano te kryzysy, ale kryzys, przed którym teraz stoimy, podobnie jak wszystkie prawdziwe kryzysy, jest wyjątkowy i nie ma dokładnego precedensu. Dlatego przyszłość jest niepewna. Możemy ulec niebezpiecznej pokusie, tak jak bez wątpienia czynili katolicy w przeszłości, aby pomyśleć, że nasz kryzys może stać się trwały, że konieczne są jakieś nadzwyczajne zabiegi teologiczne lub ,bron Boże, popaść w zwątpienie w przekonaniu że Kościół zawiódł.

W tym artykule spróbuję wykazać, dlaczego różne proponowane rozwiązania kryzysu są niewystarczające lub niewykonalne, a następnie zaproponuję, jak może wyglądać skuteczne rozwiązanie.

Rozwiązania sedewakantystyczne

W zasadzie udało mi się ustalić, że liderzy sedewakantystów nie poświęcają zbyt wiele czasu na proponowaniu rozwiązań kryzysu. Zamiast tego bardziej skupiają się na nawracaniu katolików na stanowisko sedewakantystyczne, a polega ono to na tym, że wszyscy papieże od SWII byli nieważni, a zatem nie są „prawdziwymi papieżami”. Apologeci sedewakantystyczni zazwyczaj odsuwają kwestię rozwiązania kryzysu, argumentując, że nie istnieją jakiekolwiek rozwiązania poza sedewakantyzmem, koniecznie wymagają przyjęcia tego stanowiska przez zbłąkany Kościół, co oczywiście jest niemożliwe. Odniosę się do tego argumentu później. Jednak pytanie, które muszą sobie zadać przywódcy sedewakantystów, jest następujące. Przyjmijmy hipotetyczną sytuację, w której apologeci sedewakantystów odnoszą szalone sukcesy i nawracają 90% katolików na swoje stanowisko. Co wtedy?

Sedewakantyści, którzy próbują wyjaśnić kryzys argumentując, że każdy papież i biskup od czasu SW II stracili swój urząd z powodu herezji, są w rozterce. To stanowisko nie pozostawia możliwości wyboru nowego papieża, ponieważ nie byłoby już żadnego Kolegium Kardynałów. W rzeczywistości jest to właśnie powód, dla którego sedewakantyści obecnie sami nie wybierają nowego papieża. Słusznie przyznają, że nie mają do tego upoważnienia ani delegacji. Więc gdzie to pozostawia 90% katolików, którzy właśnie hipotetycznie przekonali się do sedewakantyzmu? Zasadniczo pozostawia ich w ślepym zaułku.

Papież w lesie

Nie chcąc rezygnować ze swojej tezy, niektórzy sedewakantyści internetowi wymyślili teorię spiskową, którą nazwano teorią „papieża w lesie”. Zgodnie z tą teorią prawdziwy papież potajemnie żyje gdzieś na wygnaniu, nieznany nam, być może przetrzymywany jest w niewoli, a ujawni się w przyszłości. Tak to wyjaśnia strona sedewakantystów, Novus Ordo Watch na swojej stronie internetowej:
„Możliwe, że ukrywał się i obecnie również ukrywa się prawdziwy papież, który może udowodnić swoje pochodzenie aż do papieża Piusa XII. Być może sytuacja zostanie rozwiązana przez pojawienie się Papieża, który udowodni swoją legalność. Istnieje takie proroctwo”
Kim ta osoba mogłaby być, zwłaszcza że istnieje niewielka, ograniczona i malejąca liczba katolickich księży i biskupów wyświęconych i konsekrowanych w starym rycie, tego redaktor Novus Ordo Watch nie wyjaśnia.

Podobna hipoteza utrzymywana jest przez niektórych sedewakantystów w celu pokonania dylematu jurysdykcji. Ponieważ sedewakantyści uważają, że wszyscy obecni biskupi katoliccy stracili swoje urzędy (a tym samym swoją jurysdykcję) z powodu herezji, i że żaden katolicki papież nie nadał żadnej nowej jurysdykcji, niektórzy twierdzą, że gdzieś tam jest prawdziwy biskup katolicki sprzed Soboru Watykańskiego II, który nadal ma jurysdykcję od Piusa XII. Nigdy nie wskazano, kim mógłby być ten biskup.

Nowe Objawienie

Inni sedewakantyści, w tym zmarły ks. Anthony Cekada wysunął tezę, że problem może zostać rozwiązany przez cudowną interwencję samego Jezusa Chrystusa, św. Piotra lub św. Pawła, po prostu zstąpienie z Nieba i mianowanie nowego Papieża:
Ks. Cekada: „Jest kilku świętych, którzy mówią, że pewnego dnia święci Piotr i Paweł wyznaczą papieża z Nieba. Jest to jedna z możliwości o jakich się rozmawia”.

Jednak to rozwiązanie jest nie do utrzymania, ponieważ Kościół naucza, że żadne publiczne objawienie wiążące katolików nie mogło nastąpić po śmierci ostatniego Apostoła.

Odpowiedzi sedeprywacjonistów

Inni sedewakantyści, w tym biskup Donald Sanborn, wyznają inną odmianę sedewakantystycznej tezy zwanej „sedeprywacjonizmem”. Spekulują oni, że wszyscy Papieże posoborowi byli zaledwie papieżami-elektami, wybranymi legalnie i naznaczonymi przez Kościół na urząd Papieża lecz jako heretycy nie mogli posiąść autorytetu Urzędu. Zgodnie z tezą sedeprywacjonizmu, nominacja kardynalska i związana z tym możliwość wyboru papieża jest w jakiś sposób nadal zachowywana przez biskupów, których sedeprywacjoniści uważają za niekatolickich heretyków. W ten sposób sedeprywacjoniści twierdzą, że rozwiązali problem wyboru nowego papieża, ponieważ teza ta pozwala na utrzymanie sukcesji apostolskiej i hierarchii, aczkolwiek w sposób minimalistyczny i wyłącznie legalistyczny. Rozwiązanie to zakłada, że w przyszłości „papież elekt” mógłby nawrócić się na prawdziwy katolicyzm, a czyniąc to, mógłby w końcu otrzymać autorytet papiestwa, na które został wcześniej wybrany.

Problem sedeprywacjonistów polega na tym, że przyszły „papież-elekt” musiałby przejść na „prawdziwy katolicyzm” sedewakantyzmu. Oznacza to, że przyszły hipotetyczny papież musiałby publicznie ogłosić każdego papieża od 1958 r. antypapieżem, a także musiałby zadeklarować, że przytłaczająca większość sakramentów w obrządku łacińskim w ramach Novus Ordo od połowy lat 60-tych XX wieku, w tym niezliczone święcenia kapłańskie, konsekracje biskupie, Msze Św., spowiedzi itp. były nieważne. Miałoby to niezamierzone konsekwencje dla sedeprywacjonistów.

Po pierwsze, zgodnie z hipotezą sedeprywacjonistów, katolicy zostaliby doprowadzeni do sytuacji, w której widzialny Kościół Chrystusowy znikałby na dziesięciolecia, stulecia, a może tysiąclecia, w zależności od tego, ile czasu zajęłoby nawrócenie jednego z wybranych papieży. To zniszczyłoby jakąkolwiek wiarygodność Kościoła. Cóż by to był za Kościół założony przez Chrystusa gdyby zniknął z pola widzenia na pół wieku lub tysiąclecia, podczas gdy Jego hierarchia przekształciła się w zły kościół oszusta, który według sedewakantystów prowadzi niezliczone dusze do piekła? Ponadto, skąd katolicy mieliby wiedzieć, że nowy „odnowiony” Kościół w tym scenariuszu, pod przyszłym prawdziwym katolickim papieżem, nie zmieni się po prostu z powrotem w zły kościół oszusta? To „rozwiązanie” w rzeczywistości stanowiłoby kpinę z obietnic Chrystusa dotyczących Kościoła.

Po drugie, dlaczego wierni katolicy mieliby ufać przyszłemu prawdziwemu katolickiemu papieżowi, kiedy mówi im, że wszyscy poprzedni (10, 20, 30?) Papieże byli antypapieżami? Co mogło by powstrzymać wiernych od uwierzenia, że ten nowy papież sam jest antypapieżem z powodu wygłoszenia tak brutalnej i bezprecedensowej deklaracji? Ponadto, co by się stało, gdyby następny papież po naszym hipotetycznym nawróconym papieżu oświadczył, że jego poprzednik, o którym myśleliśmy, że jest prawdziwym papieżem katolickim, był w rzeczywistości antypapieżem i nic z tego, co powiedział, nie było ważne? Skończylibyśmy w chaosie.

Po trzecie, gdyby ten hipotetyczny nawrócony „prawdziwy papież” był później postrzegany przez niektórych wiernych zwolenników sedeprywacjonizmu, jako publicznie zaprzeczający wierze, precedens byłby już dla nich ustalony, aby uważać ich nowego „prawdziwego papieża” za zwykłego „materialnego papieża”, który stracił. autorytet jego urzędu.. Teza sedeprywacjonizmu, podobnie jak wszystkie tezy sedewakantystów, opiera się na osobistym osądzie jednostki, czy osoby sprawujące nad nami władzę w Kościele posiadają jakąkolwiek prawdziwą władzę. Jak widać, każda struktura Kościoła oparta na tym systemie sprawia, że jest on całkowicie niewykonalny.

Jeśli nie można zaufać człowiekowi w bieli na Tronie Piotrowym, że jest papieżem, pomimo tego, że jest jedynym pretendentem do tego urzędu i 99,9% katolików uznaje go za takiego, to mamy naprawdę nierozwiązywalny dylemat. Katolicy po prostu tłumnie opuściliby Kościół, gdyby ten hipotetyczny sedeprywacjonizm stał się faktem, mianowicie że nie można ufać niczemu, co mówi człowiek, który jest być może papieżem. Jego następca mógł bowiem po prostu powiedzieć, że jego poprzednik nigdy nie był papieżem i tak dalej.

Jest to tajemnica

W końcu sedewakantyści przyznają, że nie wiedzą dokładnie, w jaki sposób dopasują nowego papieża do swojej tezy i cofają się do przekonania, że jest to tajemnica. Istnieją pewne dogmaty teologiczne, o których wiemy, że są prawdziwe, ale naszym ograniczonym intelektem nie jesteśmy w stanie w pełni ich pojąć, np. Trójca Święta. Są to tajemnice teologiczne. Sedewakantystyczna tajemnica, w jaki sposób Kościół pozyska papieża, jest jednak „tajemnicą”, którą sami stworzyli. Nie jest bowiem tajemnicą, w jaki sposób Kościół otrzymuje nowego papieża. Wybierany jest na konklawe przez tych, którzy zostali do tego wyznaczeni.
Tym, którzy wciąż próbują rozgryźć sedewakantystyczną tajemnicę tego, jak zdobędą nowego papieża, Novus Ordo Watch oferuje następujące słowa mądrości:
„Nie trać zbyt wiele czasu na zastanawianie się – może to prowadzić do pychy, próżnej ciekawości, niebezpiecznych pomysłów i niewłaściwego polegania na sobie, a nie na Bogu.”

Rozwiązania „neokatolickie” – Kryzys? Jaki kryzys?

Na pytanie o rozwiązanie kryzysu, większość neokatolickich apologetów po prostu zapytałaby: „Jaki kryzys?” Jak powiedział słynny Mark Twain: „Nic to nie tylko rzeka w Egipcie” (gra słów: Nil, po angielsku zero, nic – przyp. tłumacza). Najgorsze jest to, że gdyby neokatolicki apologeta przeczytał moje ostatnie zdanie, najprawdopodobniej skrupulatnie poprawiłby cytat tak, aby brzmiał: „Nil to nie tylko rzeka w Egipcie” i napisałby traktat na 3000 słów na temat genezy słów Twaina, pomijając całkowicie cel i przyczynę tych słów. Takie są osobowości naszych przyjaciół, apologetów Novus Ordo: pozbawione poczucia humoru, dosłowne i w dużej mierze nieświadome tego, co dzieje się w ich własnym Kościele.

Pomimo tego, że niektórzy neokatoliccy pisarze zaczynają przeglądać na oczy za sprawą Franciszka, na przykład Phillip Lawler, twardogłowy kontyngent nadal publicznie zaprzecza, że ma miejsce jakikolwiek kryzys. Jasne, ci ludzie mogą przyznać się do pewnych drobnych problemów tu i tam, gdzie Franciszek był „niezrozumiany”, oczywiście z powodu całkowicie błędnych tłumaczeń, ale ogólnie rzecz biorąc, przyznają, że nie ma żadnego poważnego „kryzysu”, szydząc z tradycjnalistycznych twierdzeń, że Kościół ma problemy.

Dzieje się tak, ponieważ, niestety, większość apologetów neokatolickich na zawsze utknęła w latach 90-tych. Muszę przyznać, że współczuję im, ponieważ była to przygnębiająca dekada w Kościele; ale nie dla neo-katolików. Można sobie tylko wyobrazić, jak piszą na maszynie obronę najnowszego łabędziego krzyku Franciszka; za ich plecami wisi wyblakły plakat „Światowych Dni Młodzieży: Denver 1993”, z 5-płytowego zestawu stereo Aiwa ciągle płynie „We are one body”, a krzesło podpiera 1056-stronicowa biografia Jana Pawła II, autorstwa George’a Weigela. Apologeci neokatoliccy nie zmienili swojego podejścia do obrony każdej papieskiej wypowiedzi od lat 90-tych, pomimo faktu, że Franciszek coraz bardziej upodabnia JPII do św. Piusa X.

Jaki Papież?

Pewną odmianą neokatolickiej odpowiedzi „Jaki kryzys” jest pytanie „Jaki papież?” rozsławione przez Michaela Vorisa i jego stronę internetową Church Militant. To rozwiązanie postuluje usunięcie wszelkich papieskich oświadczeń, dokumentów, aktów, zaniechań itp., które negatywnie wpływały na jakąkolwiek doktrynę lub dyscyplinę Kościoła. Zamiast tego, praktycy tego podejścia, rutynowo i publicznie „biczują” biskupów i księży za wypełnianie woli tego papieża, który akurat im nie odpowiada. Ponieważ w tym przypadku to papież jest problemem, podejście takie jest nieskuteczne. W rzeczywistości podejście takie nie przynosi rozwiązania z powodu odmowy zmierzenia się z prawdziwym problemem.

Istotnie, Voris ostatnio wypowiedział się przeciwko podejściu Franciszka wobec kryzysu wykorzystywania seksualnego. Jednak Voris ogranicza swoją krytykę tylko do osobistych zachowań papieskich, a nie do kwestii nauczania, doktryny i dyscypliny, gdzie tkwią korzenie kryzysu. Tak więc strategia „Jaki papież?” jest tak samo nieskuteczna, jak strategia „Jaki kryzys?”, jeśli chodzi o wyście z tego kryzysu.

Hermeneutyka ciągłości

W zasadzie jedynym rozwiązaniem jakie przychodzi do głowy neokatolickim apologetom jest rozsławiona przez Benedykta XVI „hermeneutyka ciągłości”. W praktyce wygląda to tak, że wykrzywiają oni słowa i czyny Franciszka do tego stopnia, że w końcu nie są one podobne do oryginału i tym samym słowa te, już przetrawione przez nich za pomocą gimnastyki intelektualnej, są już zgodne, ich zdaniem, z tradycyjnym nauczaniem katolickim.

Następnie wyjaśniają wszelkie „pozorne” sprzeczności jako w rzeczywistości nowe i wnikliwe „rozwinięcia” tradycyjnej doktryny. Apologeci neokatoliccy zachowują się pod tym względem jak ewolucjoniści, ponieważ oczekują, że będziemy wierzyć, że jeden gatunek rzeczy po prostu „rozwinął się” w inny, całkowicie inny gatunek rzeczy pod wpływem upływu czasu, i że te dwie zupełnie różne rzeczy są naprawdę takie same. Kiedy zapytasz ich, gdzie jest brakujące ogniwo potwierdzające ich teorię, otrzymana odpowiedź brzmi tak źle jak tłumaczenie z użyciem tłumacza Google.

Ironia polega na tym, że zarówno neokatolicy, jak i liberałowie dobrze się czują z hermeneutyką ciągłości jako metodą „rozwiązania” kryzysu. Liberał bowiem nieustannie zmienia nauczanie i dyscyplinę na de facto, praktycznym, codziennym poziomie, wtrącając słowa, które są zarówno na poziomie prawnym i doktrynalnym niezgodne z Magisterium. Liberał doskonale sobie zdaje sprawę jaką destrukcyjną rzecz próbuje osiągnąć poprzez swoje zmiany, widzi to podobnie jak tradycjonalista. Neokatolicy posługują się hermeneutyką ciągłości, by nieświadomie(to uprzejma interpretacja) udzielić liberałom alibi, przekonując skądinąd konserwatywnych katolików, dlaczego dokumenty wydane przez liberała nie są wcale problematyczne, gdy są rozumiane w nagięty przez neokatolika sposób.

Jest to liberalno-neokatolicka symbioza, przynosząca korzyści obu stronom, ponieważ liberał wciąż podkopuje Kościół poprzez wdrażanie straszliwej polityki, odmawianie egzekwowania ortodoksji i wydawanie sprzecznych i mylących oświadczeń, podczas gdy neokatoliccy apologeci utrzymują się z interpretacji tej niejednoznacznej i sprzecznej liberalnej gry jako ortodoksji. Neokatoliccy apologeci sprzedają następnie swoją interpretację konserwatywnym masom katolickim po to, aby te nie zaczęły się irytować i domagać zmian, tak jak by to zrobiły, gdyby naprawdę zdały sobie sprawę z tego, co się dzieje.

Jak zakończy się ten kryzys?

Do tej pory przedstawiłem to, co uważam za proponowane stanowisko sedewakantystów i neokatolików w celu rozwiązania obecnego kryzysu w Kościele i uzasadniłem dlaczego te propozycje są niewykonalne i do rozwiązania nie prowadzą. Teraz zaproponuję to, co uważam za prawdziwe rozwiązanie kryzysu, które jest zgodne z podejściem, które proponowała przez cały czas redakcja The Remnant.

Progresywne postawy wobec nieomylności

Po pierwsze, doktryna nieomylności jest kluczem do rozwiązania kryzysu. Najważniejszą przewagą, jaką mamy nad neo-modernistami, jest to, że idea nieomylności papieża jest dla nich przekleństwem. To była klątwa również dla ich przodków, modernistów. Jednak zamiast być uczciwym intelektualnie i formalnie oddzielić się od Kościoła katolickiego, jak czynili to starokatolicy w tej kwestii, neo-moderniści pozostali w Kościele w podziemiu. Dziesięciolecia później udało im się wybrać pierwszego z szeregu przychylnych im papieży, a ich kontynuatorem jest Franciszek.
Po dojściu do władzy neo-modernistów musieli zmierzyć się z faktem, że Sobór Watykański I zdefiniował już dogmat o nieomylności papieża. W związku z tym przyjęli dwojaką strategię.

Po pierwsze, nigdy o tym nie mów. Niesławny Hans Kung przyznał się do tego w swoim liście z 9 marca 2016 r. zatytułowanym „Pilny apel do papieża Franciszka o zezwolenie na otwartą i bezstronną dyskusję na temat nieomylności papieża i biskupów”. Kung stwierdził:

„… Hierarchia stara się w miarę możliwości unikać tematu, który jest niepopularny w Kościele i społeczeństwie. Joseph Ratzinger, kiedy był prefektem Kongregacji Nauki Wiary, odnosił się do niej wyraźnie tylko kilka razy.”

Po drugie, nigdy go nie używaj. Aby to zilustrować, Hans Kung przytacza anegdotę o Janie XXIII:

Byłoby jednak o wiele łatwiej wyobrazić sobie papieża Franciszka, mówiącego z uśmiechem studentom: „Io non sono infallibile” – „Nie jestem nieomylny” – tak jak robił to papież Jan XXIII w swoim czasie. Kiedy zobaczył, jak zaskoczeni byli studenci, Jan dodał: „Jestem nieomylny tylko wtedy, gdy mówię ex cathedra, ale nigdy tego nie zrobię”. … Nawet Jan Paweł II, który przywrócił papieski centralizm i zawsze chętnie szukał rozgłosu, nie odważył się stanąć na scenie, głosząc nowy dogmat.

Wspomnienie Kunga o Janie Pawle II przypomina mi wystąpienie biskupa Fellay, które usłyszałem przed laty. Biskup Fellay komentował swoje dyskusje z watykańskimi urzędnikami. Podczas tych rozmów bp. Fellay mówił do tych urzędników z aprobatą o Janie Pawle II, ówczesnym papieżu, za wykorzystanie swojej nieomylności dla uznania aborcji za grzech ciężki i raz na zawsze odrzucenie idei kobiecego kapłaństwa. Urzędnicy byli tym zaskoczeni i poinformowali bp. Fellay, że Jan Paweł II nigdy nie zamierzał powoływać się na nieomylność, formułując te mocno akcentowane deklaracje.

To unikanie nieomylności najwyraźniej dotyczy nawet kanonizacji. Na konferencji 16 sierpnia 2016 r. biskup Bernard Fellay, ówczesny Przełożony Generalny FSSPX, komentując stosunki z Rzymem, stwierdził, że urzędnicy rzymscy powiedzieli mu: „Franciszek nie sądzi, że kanonizacje są nieomylne”.

Powyższe jest dowodem na to, że neomoderniści i postępowcy w Kościele są całkowicie zażenowani dogmatem nieomylności, pragną, aby nigdy nie został on ogłoszony i robią wszystko, co w ich mocy, aby rzucić go w otchłań niepamięci. Dla nich jest to przeszkoda dla postępu ekumenicznego i dialogu z wyznawcami religii niekatolickich i światem świeckim.

Strategia zniszczenia

Jak na ironię, ta liberalna awersja do nieomylności jest właśnie tym, co powstrzymuje posoborowych papieży przed utrwaleniem i uczynieniem niezmiennymi ich liturgicznych innowacji, heterodoksyjnych stwierdzeń lub skandalicznych czynów. Umysł liberalny opiera się bowiem na pojęciach ludzkiej wolności i wolności wyboru, które są diametralnie sprzeczne z ideą niezmiennych dogmatów. Tak więc, jak to po raz pierwszy stwierdził Chris Ferrara w swoim arcydziele „Wielka fasada”, wszystko co liberałowie mogą zrobić, to zamaskować wieczne prawdy Kościoła pod zasłoną nieobowiązkowych i omylnych posoborowych innowacji.

Na przykład innowatorom nie udało się wymazać dogmatycznych dekretów Soboru Trydenckiego. Najlepsze, co mogli zrobić, to spróbować wyeliminować wszystkie roztropne środki ostrożności, którymi Trydent nakazał wzmocnić swoje dogmaty. Na przykład innowatorzy zaproponowali alternatywną, niejednoznaczną liturgię dla obrządku łacińskiego. Pozwolili na Komunię na rękę i wprowadzili szafarzy Eucharystii, aby tym sposobem nadgryzać nauczanie Trydentu o transsubstancjacji. Pozwolili na ministrantki aby wprowadzić zamieszanie wśród świeckich co do postulatu kobiet-księży. Zastąpili stały ołtarz, ołtarzem w formie stołu, aby odwrócić uwagę od ofiarnego charakteru Mszy Św.. Zastąpili muzykę sakralną muzyką w stylu świeckim, aby umniejszyć cześć i bojaźń Bożą, itp. Jakby tego było mało, osoby za to odpowiedzialne odmówiły dyscyplinowania biskupów i kapłanów, którzy otwarcie wykroczyli poza zatwierdzone liturgiczne innowacje oraz za głoszenie wszelkiego rodzaju heretyckiego nauczania.

W rezultacie SW II zmienił się w Sobór anty-trydencki. Tam, gdzie dogmaty i doktryny Trydentu były jasne, oświadczenia SW II pozostawiono celowo niejednoznaczne i otwarte na interpretację, która sprzeciwiałaby się Trydentowi.

„W wielu miejscach [ojcowie soborowi] musieli znaleźć kompromisowe formuły, w których często stanowiska większości umieszczane są bezpośrednio obok stanowisk mniejszości, mając na celu ich rozgraniczenie. Zatem same teksty soborowe mają ogromny potencjał konfliktu [i] otwierają drzwi do wybiórczego odbioru w obu kierunkach”.
Kardynał Walter Kasper

Tam, gdzie zabezpieczenia wdrożone na Soborze Trydenckim działały w celu wzmocnienia i ochrony doktryn katolickich, które zostały zaatakowane przez herezje protestantyzmu, wdrożenia Soboru Watykańskiego II miały na celu wykorzenienie tych zabezpieczeń i nie zapewniały już wzmocnienia katolickich doktryn Trydenckich.

Sprytni innowatorzy nie zaprzeczali otwarcie dogmatom Soboru Trydenckiego z dwóch powodów. Po pierwsze, żadne nieomylne oświadczenie, jakie mogliby ogłosić na Soborze Watykańskim II, nie przeważyłoby nad autorytetem nieomylnego nauczania Soboru Trydenckiego. Po drugie, gdyby papież Paweł VI wbrew własnym liberalnym zasadom wydał nieomylne nauczanie sprzeczne z Trydentem, cały system kościelny popadłby w sprzeczność i rozpadł się na kawałki, niszcząc wszelkie szanse, jakie liberałowie mieli na utrzymanie władzy nad Kościołem. Chociaż prawdą jest, że Duch Święty nie dopuściłby drugiej opcji, pamiętajmy, że mówimy o subiektywnych motywacjach innowatorów (którzy każdy swój ruch postrzegają jako nowe natchnienie Ducha Świętego) niezależnie od rzeczywistości.

„Ze względu na duszpasterski charakter, Sobór uniknął wszelkich nadzwyczajnych wypowiedzi i dogmatów, które byłyby opatrzone notą nieomylności”.
Papież PaweŁ VI

„Potulna zgoda”

Neokatolicy i sedewakantyści często odnoszą się do faktu, że Sobór Watykański II nie był nieomylny, twierdząc jednak, że nadal posiada on autorytet zwyczajnego Magisterium, który należy przyjąć z uległością. Na to twierdzenie, nawet jeśli z pozoru uznaje się je za prawdziwe, można z łatwością odpowiedzieć dwoma argumentami.

Po pierwsze, jakie dokładnie są autorytatywne nauki posoborowego zwyczajnego Magisterium, które należy przyjąć z uległością? Ponieważ sam SW II i prawie wszystkie posoborowe „nauki” są pomieszane z niedookreślonymi terminami i niejednoznacznym językiem, prawie nigdy nie jest jasne, które to dokładnie „nauki” wymagają potulnej zgody.

Po drugie, powiedzmy, że istnieje autorytatywne nauczanie posoborowego Papieża lub Soboru Watykańskiego II, które jest sprzeczne z autorytatywnym nauczaniem zwyczajnego i powszechnego Magisterium z poprzednich 2000 lat, papieży, soborów i Kościoła? W takim przypadku, jako minimum, jesteśmy zobowiązani do „posłusznego przyjęcia” zarówno wcześniejszej nauki, jak i nowej. Jeśli są ze sobą sprzeczne, to nie można potulnie zaakceptować obu naraz, nie naruszając zasady niesprzeczności.

Człowiek jest w takim przypadku zmuszony wybierać między tymi dwoma sprzecznościami. Logika, zdrowy rozsądek i natura samego Kościoła mówią tradycjonalistom, że oczywiście trzymamy się tego, w co zawsze i wszędzie wierzono, jak nam doradza Św. Wincenty z Lerynu. Jest to bardzo bliskie temu, co wydarzyło się w czasach papieża Jana XXII, kiedy papież zaczął nauczać swojego nowego poglądu na dusze, które nie zostaną wpuszczone do Nieba aż do Drugiego Przyjścia. Nauka ta była sprzeczna z Tradycją, a wierni i prominentni katolicy jego czasów słusznie odrzucili ją, potulnie przyjmując nauczanie powszechnego i zwyczajnego Magisterium ostatnich 1300 lat

Sobór Watykański II: anty-Trydent.

Z powodu anty-trydenckiego, Soboru Watykańskiego II, Kościół przeżywa obecnie ten sam zamęt, błędy i zepsucie, które nękały go w erze reformacji. Trydent rozwiązał kryzys reformacyjny, rozpoczynając katolicką kontrreformację. Jak pisze Stephen Beale w swoim artykule z 4 grudnia 2013 r. „Lekcje z Soboru Trydenckiego”:

„Osiągnięcia Kontrreformacji zapierają dech w piersiach: dały początek wielkim zakonom jak kapucyni i jezuici, którzy z kolei rozpoczęli wielkie misje w Ameryce Południowej, Afryce, Chinach i Japonii. Dała wielkich świętych, takich jak św. Teresa z Avila, św. Jan od Krzyża, św. Ignacy z Loyoli, św. Filip Neri i św. Franciszek Salezy. Zainspirowała nową erę pobożnego zapału, czego przykładem są książki napisane przez wielu z tych świętych, jak Ćwiczenia duchowe i Wprowadzenie do życia pobożnego, stworzyła formułę katolicyzmu, który wytrzymał wieki sporów społecznych i zawirowań politycznych, od rewolucji francuskiej do pojawienia się komunizmu …”

Dlatego ma sens nazywanie SWII, soborem anty-trydenckim, ponieważ zniweczył on reformy wprowadzone przez Trydent i zaciemnił doktryny, które umożliwiły kontrreformację. Jak napisał katolicki autor Pat Buchanan w swoim artykule z 11 grudnia 2002 r. „An Index of Catholicism’s Decline”: cytując „Index of Leading Catholic Indicators: The Church Since Vatican II” Kennetha C. Jonesa:

„Trzydzieści siedem lat po zakończeniu jedynego Soboru Kościoła XX wieku jury wydało werdykt: wydaje się, że Sobór Watykański II był bezsprzeczną katastrofą katolicyzmu.”

Kłamcy mogą udawać, ale liczby nie kłamią…

Tylko 10 procent świeckich nauczycieli religii akceptuje obecnie kościelne nauczanie o antykoncepcji. Pięćdziesiąt trzy procent uważa, że katolik może dokonać aborcji i pozostać dobrym katolikiem. Sześćdziesiąt pięć procent uważa, że katolicy mogą się rozwieść i ponownie zawrzeć związek małżeński. Siedemdziesiąt siedem procent uważa, że można być dobrym katolikiem bez chodzenia na Mszę w niedzielę. Według ankiety przeprowadzonej przez New York Times 70 procent wszystkich katolików w wieku od 18 do 44 lat uważa, że Eucharystia jest jedynie „symbolicznym przypomnieniem” Jezusa.

Na otwarciu Soboru Watykańskiego II wszyscy reformatorzy byli w szale. Zamierzali wyprowadzić nas z naszych katolickich gett, zmieniając liturgię, przepisując Biblię i mszały, porzucając stare tradycje, czyniąc nas bardziej ekumenicznymi i angażując w świat. A jakie jest ich dziedzictwo?

Dokonały się w Kościele cztery dekady dewastacji i ostateczna hańba hierarchii, która nie miała nawet odwagi cywilnej harcerzy, by trzymać zboczeńców z dala od seminariów i wyrzucić ich z plebanii i szkół Świętej Matki Kościoła.

Dzięki papiestwu Piusa XII Kościół oparł się wrzaskowi dostosowania się do świata i pozostał moralną latarnią dla ludzkości. Od Soboru Watykańskiego II Kościół starał się wyjść naprzeciw światu.

Statystyki Jonesa mówią nam o cenie tej uległości.

Rozwiązanie

Zamiast zniechęcać, te fakty powinny budzić w nas nadzieję, ponieważ model rozwiązania całego kryzysu współczesnego Kościoła już istnieje i został z powodzeniem wypróbowany i wdrożony z wielkim sukcesem na Soborze Trydenckim. Kiedy bowiem odniesiemy sukces, z pomocą Ducha Świętego, w wyniesieniu jednego z naszych hierarchów do papiestwa, będzie to absolutny „koniec gry” dla neomodernistów. Innowatorzy ograniczali się do siania zamieszania poprzez nie-nieomylne akty, dekrety i innowacje pełne obskurantyzmu, jednocześnie pozwalając na rozprzestrzenianie się błędów poprzez brak dyscypliny w każdym jej wymiarze. W przeciwieństwie do tego, przyszły katolicki papież może, tak jak czynili to wielcy papieże przed nim, odciąć korzenie neo-modernistycznego kryzysu poprzez zastosowanie papieskiej nieomylności.

Najlepsze jest to, że sami neo-moderniści przedstawili przyszłemu papieżowi wspaniały plan działania, pokazujący mu dokładnie, jakie nowe doktryny musiałby potępić. W ciągu dziesięcioleci jakie minęły od Soboru, tradycjonaliści prowadzili stale rosnącą i skrupulatną listę wszystkich posoborowych błędów popełnionych przez neo-modernistów. Jedyne, co pozostanie przyszłemu papieżowi, to potępienie i wyklęcie każdego z tych błędów w uroczystym dekrecie oraz tych, którzy je powielają. To na zawsze wykorzeniłoby ich z Kościoła.

Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że w historii Kościoła wiele nowatorskich idei skierowanych przeciw doktrynie Kościoła i Tradycji snuło się wśród wielu wiernych, duchowieństwa i biskupów przez długi czas, aż w końcu padły przeciwko nim nieomylne deklaracje. Rzeczy zwykle toczyły się według stałego wzoru. Po pierwsze, innowator wymyślał sprytne reinterpretacje Pisma Świętego lub nowe idee teologiczne, które były sprzeczne z Tradycją w wielu dziedzinach, ale nigdy formalnie nie zostały wyklęte, ponieważ innowacyjne doktryny zawierały nowe zwroty akcji, z którymi władza kościelna nigdy wcześniej się nie spotkała.

Mogliśmy to zauważyć, gdy Sobór Trydencki musiał zdefiniować dogmat o Przeistoczeniu. Kościół zawsze utrzymywał, że Rzeczywista Obecność Jezusa Chrystusa ma miejsce w Najświętszym Sakramencie, jednak w tamtym czasie było to nadal na poziomie powszechnego i zwyczajnego Magisterium, ponieważ zawsze i wszędzie w to wierzono, ale nigdy nieomylnie tego nie zdefiniowano. Dopiero w czasach Lutra nowy błąd zaprzeczający temu poglądowi rozprzestrzenił się do tego stopnia, że Kościół poczuł potrzebę wyraźnego wyeliminowania tego błędu na zawsze, poprzez nieomylną deklarację dogmatu i odpowiednią anatemę. To samo dotyczy błędów Lutra o usprawiedliwieniu.

Podobnie sprawa ma się z nowymi pojęciami teologicznymi rozprzestrzeniającymi się od Soboru Watykańskiego II do Franciszka, utrzymującymi, że są „rozwojem doktrynalnym”. Są one takim samym „rozwojem” jak poglądy Lutra na temat Eucharystii i usprawiedliwienia. Podobnie jak w przypadku Lutra, dopuszcza się, aby te błędy szerzyły się wśród wiernych, tym razem z pomocą i wsparciem Papieża i hierarchów. Będzie się tak działo aż do czasu, gdy zostaną one formalnie wyklęte. Dlatego tak samo jak w czasach przed-trydenckich, kiedy Kościół cierpiał z powodu zamętu, będzie On cierpiał i teraz.

Podczas gdy epoka SW II była okresem całkowitego zamieszania i ciemnoty, przyszłe papiestwo przyniosłoby całkowitą i ostateczną jasność i jednoznaczność wszystkim puszkom Pandory ze sprytnie sformułowanymi herezjami, które neo moderniści wymyślili od czasu Soboru Watykańskiego II. Gdy zaledwie tylko jedna deklaracja papieskiej nieomylności wstrząsnęła modernistami w 1870 r., to lawina nieomylnych deklaracji na takie tematy, jak wolność religijna, kolegialność, ekumenizm i katolicka teologia moralna, byłaby ich ostatecznym podzwonnym. Sprawiła by, że doktrynalny paradygmat Kościoła byłby dla nich całkowicie niewykonalny, ponieważ nowo zdefiniowane dogmaty działałyby w celu całkowitego wypatroszenia i zatarcia łaty na tandetnej fasadzie nowości, którą budowali wokół prawdy przez ostatnie 60 lat.

Wyobraźmy sobie sytuację, gdy każdy soborowy błąd doktrynalny i liturgiczną nowość ostatniego półwiecza zniwelowano jednym pociągnięciem pióra. Rzeczywiście, taka możliwość istnieje i, gdyby Nasz Pan zechciał, Mógłby to zrobić jutro. Wszystko to bez potrzeby wiary w jakąkolwiek dziwaczną teorię sedewakantystów lub jakąś błędną, omylną pułapkę sprzeczności, która wyłania się z pęknięć Skały- Św. Piotra od początku kryzysu. Dopóki kryzys nie zostanie ostatecznie rozwiązany przez nieomylne deklaracje, mamy obowiązek być posłuszni niezmiennemu nauczaniu papieży i Tradycji, której nie można wyprowadzić na manowce nauczaniem późniejszego papieża, który temu zaprzecza. Tak było w czasach papieża Jana XXII i to nadal jest prawdą

Wniosek

W ostatecznym rozrachunku przyszły papież mógłby pracować nad wdrożeniem tych nowo zdefiniowanych dogmatów, tak jak zrobił to Trydent, nakazując dyscyplinę moralną, liturgiczną i inne, aby wzmocnić opór wobec neo-modernistycznych błędów. Przyszły papież mógłby również siać spustoszenie w piątej kolumnie liberalnych księży, biskupów i zakonników, którzy noszą strój Kościoła, a jednocześnie pracują na rzecz Jego zniszczenia. W rzeczywistości pierwszą rzeczą, jaką powinien zrobić przyszły katolicki papież, jest oczyszczenie Kolegium Kardynałów. Już w momencie wyboru ten przyszły papież powinien natychmiast usunąć każdego kardynała podejrzanego o heterodoksję i zastąpić go prawdziwie katolickimi kardynałami, którzy są wierni Tradycji. Zapewniłoby to, że lewica zostanie odcięta od papiestwa, jeśli Bóg pozwoli, na bardzo długi czas, jeśli nie na zawsze.

Gdy nadejdzie ten chwalebny dzień, w którym przyszły papież nieomylnie potępi wszystkie rozprzestrzenione błędy, które nękają nas W obecnych czasach, możemy sobie wyobrazić, że może to zabrzmieć jak pamiętne słowa papieża Leona X w Exsurge Domine, gdzie po raz pierwszy potępił błędy Marcina Lutra. Niech prośba Papieża Leona do Nieba i Świętych, która rozpoczęła ten święty dokument 500 lat temu, stanie się i naszą żarliwą modlitwą dzisiaj:

Powstań, Panie, i osądź sprawę swoją, miej w pamięci karę dla tych, którzy nieustannie pełni są głupoty. Wysłuchaj, Panie, nasze modlitwy, bo lisy nadciągnęły, aby spustoszyć winnicę, której prasy sam jedynie wytłaczasz. Panie, przed Twoim wniebowstąpieniem do Twego Ojca powierzyłeś troskę, kierownictwo i zarząd nad nią św. Piotrowi (który jest jej głową i Twoim wikariuszem), i jego następcom, bo ona jest obrazem Kościoła triumfującego. Dzik leśny stara się ją zniszczyć, a wszelka dzika bestia żywi się w niej.

Powstań, św. Piotrze, i wypełniaj wspomniany wyżej urząd pasterski, który został ci przekazany od Boga, zważaj na sprawę świętego Kościoła Rzymskiego, który jest matką wszystkich kościołów i nauczycielką wiary, na sprawę Kościoła, który uświęciłeś swoją krwią z Bożego polecenia. Stosownie do twego ostrzeżenia, oto przeciwko temu Kościołowi podnoszą się kłamliwi nauczyciele, ustanawiają niszczące sekty i sprowadzają na siebie niechybną klęskę. Ich języki są jak ogień, złem nieustającym, pełnym śmiertelnego jadu, a występują z gorzkim zapałem, w duchu zwady, chełpliwi i kłamcy wobec prawdy.

Pawle, ty także powstań, o to Cię prosimy, bo jak Piotr rozjaśniałeś Kościół światłem twej nauki i męczeństwa, a dziś przychodzi nowy Porfiriusz, który jak jego poprzednik zwalczał świętych apostołów, tak dziś występuje przeciwko świętym pasterzom rzymskim, Naszym poprzednikom. Zwalcza ich, zamiast zanosić do nich prośby, wbrew twemu nauczaniu, ma czelność ich atakować, ranić i obrażać, gdy upada jego sprawa. Stał się podobnym do heretyków, dla których – wedle słów św. Hieronima – „ostatnią deską ratunku jest pluć jadem swego języka, gdy widzą, że sprawa zmierza do potępienia, a upadają w obelgi, gdy ich racje rozbito”. Powiedziałeś jednak, że muszą nadejść herezje, aby się okazało, kto jest wierny i muszą być zniszczone, gdy powstają, mocą Twej pomocy i pośrednictwa, aby nie wzrosły w potęgę jak wściekłe wilki.

Na koniec zaś niech powstanie Kościół świętych i reszta całego Kościoła. Niektórzy są zaślepieni w swych umysłach przez ojca kłamstwa i odrzucili prawdziwe rozumienie Pisma Świętego. Uważając siebie za mądrych, wedle starodawnego obyczaju heretyków, wyjaśniają Pismo inaczej niż domaga się tego Duch Święty, natchnieni są bowiem wyłącznie własnym duchem ambicji, pragnąc swego uznania, jak o tym powiada św. Paweł. W istocie zaś odwracają i znieważają Pismo, skutkiem czego – jak świadczy św. Hieronim – „nie mają już Ewangelii Chrystusowej, ale ludzką, albo co gorsze – diabelską”.

Wzywam więc do powstania cały święty Kościół Boży, prosząc wraz ze świętymi apostołami u Boga Wszechmogącego, aby oczyścił stado z błędów, wypędził herezje z wiernej ziemi, zaprowadzając pokój i jedność w swym świętym Kościele.

Chris Jackson

Tłum. Sławomir Soja

[Źródło:] The Remnant – „How This Crisis Ends” Written by Chris Jackson – (April 3, 2021)

Skip to content