Postępactwo nie znajduje słów potępienia dla patriarchalnego modelu społeczeństwa. Z pewnością ma on różne wady, jak zresztą wszystko na tym świecie, ale ma też swoje plusy dodatnie. Na przykład wśród ortodoksyjnych Żydów patriarchalny model rodziny, a więc i społeczeństwa jest widoczny gołym okiem. Już nawet nie mówię o tym, że w synagodze mężczyźni i kobiety modlą się osobno, to znaczy – kobiety właściwie tylko przyglądają się modlącym się mężczyznom, którzy dziękują Najwyższemu między innymi za to, że nie są kobietami – ale będąc w Nowym Jorku wielokrotnie widziałem spacerujące żydowskie rodziny z dziećmi. Wygląda to tak, że mężczyzna idzie sobie z przodu, a za nim wlecze się żona, obciążona dziećmi i zakupami, w dodatku – popychająca wózek. Nigdy nie widziałem, żeby mężczyzna w czymkolwiek tej żonie pomógł, a kiedy mieszkałem u moich przyjaciół na Brooklynie, w domu, gdzie mieszkało też wiele rodzin żydowskich, byłem świadkiem sceny, jak Żydówka próbowała wnieść wózek z dzieckiem w środku na schody, by dojść do windy. Żaden z przechodzących Żydów jej nie pomógł i dopiero ja chwyciłem wózek i wniosłem jej na schody. Przyjaciel wyraził żal, że świadkiem tej sceny nie był żaden funkcjonariusz „Gazety Wyborczej”, ale wiadomo, że oni pojawiają się tylko tam, gdzie trzeba, to znaczy – gdzie skieruje ich oficer prowadzący. Ciekawe, że nikt pryncypialnie nie chłoszcze pana rabina Schuldricha za tolerowanie takich anachronicznych bezeceństw, a swoje pretensje postępactwo kieruje pod adresem Kościoła katolickiego, że nie wyświęca kobiet na księżyny. Kto wie, czy nie dojdzie i do tego, bo skoro papież Franciszek wyraził poparcie dla związków jednopłciowych, to możliwe jest już wszystko. Co prawda dziekan Wydziału Teologicznego KUL przestrzega przed „pochopną oceną” papieskiej deklaracji, bo tak naprawdę, to nie wiadomo, co właściwie papież Franciszek chciał powiedzieć. Jest on w tym coraz bardziej podobny do Kukuńka, którego deklaracje też najpierw trzeba było tłumaczyć na język polski, a dopiero potem – ewentualnie na języki obce. Tak czy owak dobrze sie to nie skończy, bo wielokrotnie mówiłem, że Kościół powinien dostarczać swoim wyznawcom pewności, Jeśli zacznie dostarczać im rozterek, to przestanie być komukolwiek – oczywiście z wyjątkiem funkcjonariuszy kultu – potrzebny, bo rozterek ludzie mają dosyć i bez Kościoła.
Wrócimy jednak do patriarchalnego modelu rodziny i społeczeństwa. Jak wspomniałem, ma on wiele plusów ujemnych, chociaż ma też i plusy dodatnie. Weźmy na przykład taki partnerski model rodziny. Wypełnia on definicję małżeństwa według Honoriusza Balzaka, który twierdził, że „małżeństwo jest walką aż do śmierci”. Ta walka toczy się oczywiście o władzę, to znaczy – kto w tym związku będzie miał ostatnie słowo. W modelu patriarchalnym było to formalnie przesądzone, ale stan faktyczny często nie pokrywał się ze stanem formalnym, co wyrażało porzekadło, że wprawdzie mężczyzna jest głową rodziny, ale kobieta jest szyją, która kręci tą głową, gdzie chce. Pokazuje to, że dawniej kobiety były mądrzejsze od kobiet współczesnych, bo nie tyle zależało im na pozorach władzy, co na władzy prawdziwej, którą mogły zdobyć umiejętnie gospodarując słodyczą swojej płci. Tymczasem kobiety współczesne utraciły tę umiejętność. Dały się zbałamucić sloganami o „samorealizacji”, chociaż gołym okiem widać, że jedynymi beneficjentami tej „samorealizacji” są trutnie płci męskiej, które najzwyczajniej w świecie wykorzystują kobiety nie biorąc na siebie żadnej odpowiedzialności. Czy w takim razie kobiety zasługują na to, by kierować sprawami rodziny, czy zwłaszcza – społeczeństwa? Obserwacja polskiego Sejmu utwierdza wszystkich ludzi spostrzegawczych, że wiązałoby się to nie tylko z ogromnym ryzykiem, bo wyjątki, jak na przykład baronessa Małgorzata Thatcherowa, czy królowa Elżbieta Wielka, tylko potwierdzają regułę. Ciekawe, że obydwie one były Angielkami, a powszechna opinia o tamtejszym społeczeństwie głosi, że sodomia wśród mężczyzn jest tam rozwinięta w stopniu daleko większym, niż gdziekolwiek indziej. Tak w każdym razie utrzymywał Stanisław Cat-Mackiewicz, a nie był w tym odosobniony. Całkiem inaczej wygląda społeczeństwo francuskie i to nie tamtejsi muzułmanie, tylko Francuzi rodowici. Tamtejsza rodzina, zwłaszcza na prowincji, jest w zasadzie patriarchalna, ale – rzecz charakterystyczna – rodzinną kasę zawsze trzyma kobieta. Mogłem się o tym wielokrotnie przekonać, bywając tam na tak zwanych „saksach”. Najwyraźniej Francuzki są mądrzejsze od kobiet innych europejskich narodowości, co się zaznacza również i w tym, że mają opinię nader nowoczesnych i postępowych. Oczywiście jest to opinia na użytek propagandy, a Francuzki są na tyle rozsądne, by w tę propagandę nie wierzyć. Wystarczy, że wierzą w nią cudzoziemcy – o czym możemy się przekonać choćby z piosenki Edith Piaf „Milord” : „Allez venez, Milord, vous asseoir a ma table, il fait si froid dehors, ici c’est confortable (proszę wejdź Milordzie, usiądź przy moim stoliku, tak zimno jest na zewnątrz, a tutaj tak przytulnie) (…) Mais vous plairez, Milord, ca j’l’aurais jamais cru” (ależ pan płacze, Milordzie; nigdy bym w to nie uwierzyła!) – i nawet ze wzruszenia płaczą.
No dobrze, ale pora na rozważenie alternatywy. Alternatywą dla modelu patriarchalnego jest model matriarchalny. W tym modelu i zewnętrzne znamiona władzy i władzę prawdziwą miałyby dzierżyć kobiety. Wiele – i chyba coraz więcej kobiet – jest przekonanych, że mężczyźni nie są już w stanie tej władzy sprawować. To nie jest wykluczone, przede wszystkim ze względu na spustoszenia spowodowane wadliwym systemem wychowania, gdzie chłopców od małego odzwyczaja się od tego, co określane było „dzielnością”. Łatwo się o tym przekonać, porównując na przykład takie „Dwa lata wakacji” Juliusza Verne ze współczesną, dodajmy – pisaną głównie przez kobiety – literaturą dla dzieci i młodzieży. Już mniejsza o to, że to Scheiss, bo najgorsze jest to, że w rezultacie pojawia się coraz więcej mazgajów, którzy chętnie poddają się czyjemuś kierownictwu. Natura nie znosi próżni, więc nic dziwnego, że kobiety, u których wychowanie nie spowodowało tak ogromnych spustoszeń, zaczynają przejmować inicjatywę. To nie byłoby takie złe, gdyby przy okazji kobiety nie uwierzyły nie tylko w swoje wyjątkowe możliwości, ale i w swoje patetyczne przeznaczenie. W tym momencie pojawia się już ideologia w postaci feminizmu. A z ideologią, podobnie jak z religiami – jest pewien problem. Jeśli ktoś w imię swoich przekonań nie jest gotów albo ryzykować swojego życia, albo zabijać, to znaczy, że tak naprawdę w to nie wierzy. To jest nawiasem mówiąc, jedna z przyczyn, dla których muzułmanie ucinają dzisiaj głowy chrześcijanom, a nie odwrotnie. Toteż kobiety uznały, że muszą zabijać – ale kogo? Najmniejszym ryzykiem obciążone jest zabijanie dzieci bardzo małych, które nie tylko nie głosują, ale nawet nie wydają z siebie słyszalnego krzyku. Zatem można je ćwiartować bez obawy jakiejś poważniejszej traumy. Dlatego zideologizowane kobiety uczyniły z tej możliwości najtwardsze jądro swojej ideologii, wyznacznik swojej pozycji społecznej – o czym mogliśmy przekonać się 22 października na Alei Szucha, gdzie feministki demonstrowały za rozszerzeniem możliwości legalnego ćwiartowania dzieci. W tej sytuacji gołym okiem widać, że matriarchat jest bardzo groźną alternatywą, alternatywą ludobójczą, a w takim razie ma jeszcze więcej plusów ujemnych, niż model patriarchalny.
Stanisław Michalkiewicz
Felieton • Portal Informacyjny „Magna Polonia” (www.magnapolonia.org) • 27 października 2020