Dzicz, hołota, barbarzyństwo, patologia, „diabelski amok” (Kaja Godek), „piekło wyje i bluzga” (Wojciech Cejrowski) – takie terminy pojawiają się na określenie zdziczałych protestów aborcjonistek na ulicach polskich miast. Warto się jednak zastanowić, skąd owi uczestnicy wypełzli?
Przekroczono kolejny próg negacji własnej cywilizacji, atakowane są pomniki Jana Pawła II, katolickie świątynie, podstawowym hasłem manifestacji z ostatnich dni są bluzgi i wulgaryzmy.
Prof. Grzegorz Kucharczyk trafnie zauważa, że „rewolucjoniści zawsze uważali, że szerzenie rozpusty jest najlepszym mechanizmem na przygotowanie gruntu pod nową rewolucyjną rzeczywistość, nowy świat i nowego człowieka stworzonego przez rewolucję. Rozpusta jest wielkim resetem niszczącym wszystko, co dotychczas było”.
Niektórzy na widok „jakości” protestów feministek ze zdziwienia przecierają oczy. Sygnały były jednak już wcześniej, np. na manifestacjach KOD, radykalizujących się aktywistów LGBT, itp. Skąd się wzięli? Wbrew propagandzie TVN owa „masowość” protestów zaskoczeniem nie jest.
Spadkobiercy komuny, ale nie tylko
Spadkobierców „komuny”, razem z ich dziećmi i wnukami starczyłoby na kilkadziesiąt dodatkowych takich „marszów”. Warto przypomnieć, że w 1920 roku w Rosji bolszewickiej zalegalizowano aborcję i było to pierwsze państwo na świecie, które dokonało takiego kroku.
Jak zauważa prof. Kucharczyk – „towarzyszyła temu propaganda traktująca rodzinę jako formę opresji, a wolną miłość jako wyzwolenie. W efekcie rocznie w Moskwie dokonywano więcej aborcji niż rodziło się dzieci, aż wreszcie zakazał tego Stalin, bo nie byłoby rekrutów dla Armii Czerwonej. Pozostały jednak wszystkie inne elementy przedstawiania rodziny jako przestrzeni opresji”.
Bolszewickie postulaty przejął neomarksizm i „rewolucja kulturowa”. Dużym krokiem do przepaści był bunt 1968 roku. To on doprowadził np. we Francji do zmian społecznych. Aborcję wprowadzano tam jako „mniejsze zło”, a obecnie jest już „prawem fundamentalnym”. Francja zapewnia w imię źle pojętej wolności słowa „prawo do bluźnierstwa”, a jednocześnie chce cenzurować internet w imię walki z „mową nienawiści”. Paradoks? Nie. To wielki fałsz ideologii, która mówi o wolności, a szykuje totalną kontrolę. Jak w piosence Kaczmarskiego o murach, które miały runąć, a po prostu rosły…
Wracajmy jednak do Polski. Poza umownym podziałem na „dzieci PRL” i „dzieci żołnierzy wyklętych”, mamy wieloletni import zachodniego permisywizmu moralnego. Wyraźnie przyspieszył on na skutek coraz większej ideologizacji różnych organów UE. Członkostwo rzeczywiście sporo kosztuje. To także import wojny kulturowej, wspierany dodatkowo przez międzynarodowe lobby „postępu” (np. Soros i jego organizacje).
Kanion Kolorado jest przy tym płytki
Mamy w kraju przepaść pomiędzy „okcydentalistami” przesiąkniętymi ideologią zachodnich Zielonych, postkomunistów, czy innymi „pos-tępakami” permisywizmu, a pękającym, ale ciągle dość tradycyjnym społeczeństwem. Procesy dekonstrukcji jednak przyspieszyły.
Nic dziwnego, że mocno socjalny i w gruncie rzeczy pro-unijny PiS opisywany jest w zachodnich mediach, i to wcale nie lewicowych, jako „ultrakatolicka partia partia nacjonalistyczna”. To najlepsza ilustracja tego jak głęboka jest już owa przepaść pojęć, terminów, a może i cywilizacji.
Dalej jest jeszcze oddanie w Polsce uniwersytetów i szkół w pacht lewicy. Efekt zaniedbań III RP, braku dekomunizacji i zmiany szatek przez dawnych marksistów, którzy wskoczyli w „peweksowskie” ciuchy libertynizmu, genderyzmu i ewentualnie bardziej atrakcyjnego neomarksizmu kulturowego. Ich bezrefleksyjni „uczniowie”, bez śladu znajomości klasycznego wykształcenia i kultury, stali się dziś nowymi „rewolucjonistami”.
Nie zbudowano też i nie odtworzono narodowych elit. Rolę tę pełnił za życia Jana Pawła II Kościół. Teraz dopadł go kryzys i mamy sytuację przypominającą trochę Hiszpanię. Frankizm opierał się na katolicyzmie, a tymczasem ten się go poniekąd wyparł. Utorowało to drogę do władzy lewicy, szybką dechrystianizację i lewicowe eksperymenty społeczne na dużą skalę.
Szalone dewotki nowej religii feminizmu na polskich ulicach to jednak tylko „ślepy miecz” współczesnej „Międzynarodówki Postępu”. W konserwatywnych mediach trwa słuszne potępianie dziczy, ale może warto przypomnieć za ulubionym poetą Jarosława Kaczyńskiego, Kornelem Ujejskim: „O! rękę karaj, nie ślepy miecz!”. W tym przypadku wystarczy po prostu normalna edukacja.
Bogdan Dobosz
Za: Najwyższy Czas! (26 października 2020)
Warszawa. Rondo ONZ. Aktywiści aborcyjni zablokowali karetki. Policja bezradna
Przeciwnicy wyroku TK na temat przesłanki eugenicznej protestują przeciwko ustawie aborcyjnej. Są całkowicie źle poinformowani i zmanipulowani przez środowiska feministyczne oraz – jak zauważają eksperci – przez niektórych polityków, którzy upatrują swoich 5. minut.
Nie przeszkadza im to w sianiu zamętu społecznego, ponieważ ich prywatne cele stały się dla nich ważniejsze niż dobro społeczne.
Aktywiści aborcyjni zaczęli blokować ulice w Warszawie.
Na swoim profilu na Twitterze Jerzy Kwaśniewski, prezes Ordo Iouris, napisał:
– Aktywiści aborcyjni zablokowali rondo ONZ w Warszawie. Karetki zablokowane. Podobnie jak setki samochodów Policja bezsilna. Funkcjonariusz wprost odpowiada „ja bym ich ściągnął, ale sam?…” A mówimy o grupce max. 50 aktywistów….
Aktywiści aborcyjni zablokowali rondo ONZ w Warszawie. Karetki zablokowane. Podobnie jak setki samochodów.@Policja_KSP bezsilna.
— Jerzy Kwaśniewski (@jerzKwasniewski) October 26, 2020
Funkcjonariusz wprost odpowiada „ja bym ich ściągnął, ale sam?…”
A mówimy o grupce max. 50 aktywistów….#BabyLivesMatter
Rondo ONZ w #Warszawa teraz. #piekłokobiet pic.twitter.com/6k49ulpCH9
— Katarzyna Niemiec (@KatNiemiec) October 26, 2020
mp/twitter/fronda.pl
Polska: Aborcjoniści utrudniają życie zwykłym Polakom
W wielu miastach Polski, w tym Warszawie, zwolennicy zabijania dzieci w stadium prenatalnym w ramach swoich zamieszek blokują ruch drogowy, siedząc na jezdniach i wykrzykując hasła przemieszane z wulgaryzmami.
Uczestnikom blokady towarzyszą hasła takie jak: „J***ć PiS”. „Trzeba było nas nie wk…ać!”, „To jest wojna”, „Strajk kobiet”, „Jesteśmy wkur…ne!”. W mediach społecznościowych można znaleźć nagrania, na których widać, jak problem z przejazdem przez blokady mają karetki pogotowia.
W miniony czwartek Trybunał Konstytucyjny orzekł, że aborcja eugeniczna jest niezgodna z konstytucją. Orzeczenie zapadło większością głosów. Sędziowie Leon Kieres i Piotr Pszczółkowski zgłosili zdanie odrębne do wyroku. Wniosek o zbadanie zgodności tzw. przesłanki eugenicznej z konstytucją złożyła grupa ponad 100 posłów.
Od czwartku w wielu miastach Polski odbywają się protesty przeciwko temu orzeczeniu. Manifestacje są niezwykle burzliwe. Protestujący m.in. obrzucili policję kamieniami i zdewastowali radiowóz. W niedzielę feministyczne organizacje zaplanowały protesty w kościołach. W Internecie pojawia się coraz więcej zdjęć zdewastowanych świątyń.
(na podst. dorzeczy.pl/opr. Eugeniusz Onufryjuk)
Komentarz Redakcji [xportal.pl]: Zamieszki organizowane przez zwolenników mordowania dzieci w prenatalnym stadium rozwoju są bardzo podobne to kolorowych rewolucji, znanych z innych krajów Europy Wschodniej. Celem aborcyjnych rozrób nie jest zachowanie przesłanki eugenicznej, tylko zamach stanu. Pytanie, czy ośrodki, które finansowały różnorakie “majdany” czy “arabskie wiosny”, sponsorują również zamieszki feministek.
Obecnie Polska weszła w punkt czasowy, który możemy porównywać z rokiem w 1968. W kontekście cywilizacyjnym pytaniem jest to, czy nastąpi ostateczna westernizacja Polski, jak tego chcą zwolennicy aborcji, czy jednak nasz kraj zachowa pewną autonomię cywilizacyjną.
Za: xPortal.pl (26 października 2020)
„Spacer” a la lewacki ekstremizm. Kiedy służby zareagują?
Żyjemy w kraju wolnym i każdy może wyrażać swoje poglądy w przestrzeni publicznej. Są jednak nieprzekraczalne granice. I te zostały w ostatnim czasie wielokrotnie złamane przez zwolenników aborcji. Wulgarne, zorganizowane demonstracje, to nie żaden spacer. Zakłócanie zgromadzeń religijnych to z pewnością nie modlitwa, tak jak sztuką nie jest niszczenie fasad kościelnych budynków. Czy i kiedy służby – tak chętnie rozdające mandaty za brak maseczek zwykłych przechodniów – równie ochoczo zaczną reagować na jawne łamanie prawa? Kiedy pojmą, że ostatnim wystąpieniom lewaków nie sposób nawet w założeniach przypisać pokojowych zamiarów? Zasadne wydaje się być tu pytanie – czy to już lewacki terroryzm?
Porażające obrazki z wulgarnych protestów zwolenników aborcji nie schodzą z pierwszych stron gazet i serwisów informacyjnych. Widzimy na nich dobrze zorganizowanych manifestantów, zaopatrzonych w banery, plakaty, ulotki. Nie wyglądają one jakby powstały spontanicznie, ale przypominają raczej elementy przygotowywanej wcześniej akcji. Czarna ciżba tłoczy się na ulicach polskich miast, choć jeszcze kilka dni temu wielu uczestników demonstracji odwoływało się do naszych sumień i krytykowało za brak maseczek czy żaliło się, że wciąż zbyt szeroko dla wiernych otwarte są kościoły, co stanowi zagrożenie dla zdrowia i bezpieczeństwa obywateli. Setki czarnych manifestantów nagle takim zagrożeniem nie są?
W tych samych dniach, gdy nienawistny tłum bez przeszkód ciżbił się pod kościołami czy domami arcybiskupimi, w Warszawie grupa demonstrantów krytyczna wobec antykowidowej polityki rządu została pieczołowicie „zaopiekowana” przez policję. Bo była to zgłoszona manifestacja? A zwolennicy aborcji? Kto uwierzy w to, że oni tylko „spacerowali”? Jednak służby porządkowe nie reagowały zdecydowanie na stwarzane przezeń zagrożenie epidemiczne. Bo skoro już władza ma taką linię i zakazuje zgromadzeń, co więcej, w niektórych wypadkach egzekwuje zakazy, to w tym wypadku jakby zabrakło konsekwencji. Służby były, ale reagowały w ostateczności.
Tak oto byliśmy świadkami zniszczeń fasad budynków kościelnych. I tak jak demonstracji nie da się wytłumaczyć spacerem, tak nie da się tych incydentów usprawiedliwiać sztuką, bo był to wandalizm w czystej postaci. Lewaccy aktywiści wdzierali się do kościołów, zakłócali nabożeństwa. I choć zdarzały się tam hasła w stylu „módlmy się o aborcję”, to uznać ich za modlitwę nie można. Czy służby coś mogły zrobić? O ile wszystkich chuliganów bazgrających po murach trudno powstrzymać, to jednak służby doskonale wiedziały, że planowane są prowokacje w kościołach i demonstracje gniewu, bo lewaccy bojówkarze nie kryli się z ich organizacją, zwołując się na internetowych forach. Nie trudno było wytypować najbardziej zagrożone atakiem świątynie. Podobnie wiadome było, gdzie odbędą się „spontaniczne” demonstracje. Przecież głośno swój udział w „spacerach” zapowiadali niektórzy parlamentarzyści czy dziennikarze. Wszystko było wiadome. Jakie podęto działania prewencyjne? Widzieliśmy policję już ochraniającą kościoły – za co należy się im podziękowanie – czy oddzielającą agresywnych demonstrantów od obrońców życia – ale czy nie można było zadziałać wcześniej, by nie dopuścić do wulgarnych i agresywnych zgromadzeń?
Być może pojawią się tu argumenty natury wolnościowej. Trzeba jednak pamiętać, że kilka dni wcześniej służby nie miały w tym aspekcie większych problemów i reagowały na protesty rolników – chociażby nie pozwalając na wjazd ciągników w rejony centralne miast. A w minioną sobotę zblokowano przeciwników pandemicznych restrykcji. Dlaczego w przypadku zwolenników aborcji zachowano się aż tak biernie? To przecież tylko zachęcało do eskalacji protestów. I zachęca na przyszłość, bo widać, że lewackim bojówkarzom jakby pozwala się na więcej.
I tak oto mamy w praktyce czarne pochody pełne agresji i wulgaryzmów nie tylko na ustach, ale i na niesionych banerach. Ich odbiorcami są też dzieci (zabierane na te „spacery”). Tu mógłby pójść w ruch kodeks wykroczeń. I co? Nic. Przypomina się jak kilka lat temu kibice jednej z drużyn piłkarskich zasięgali języka u prawników czy ich okrzyki w kierunku sędziego, tożsame z tymi wznoszonymi dziś przez feminazistki, sąd mógłby uznać za nieprzyzwoite. Odpowiedź była twierdząca i jednoznaczna. Dziś to zachowanie jest już uznawane za dozwolone?
Przyzwolenie na agresję ma też swoje drugie oblicze. Oto policja wykonująca swoje zadanie, która w Katowicach zareagowała na rzucane weń butelki i kamienie oraz pobicie przez tłum funkcjonariusza podejmującego interwencję, dziś musi się tłumaczyć z użycia gazu. W niedzielę zatrzymano w związku z tymi zdarzeniami trzy osoby. Policja niby tłumaczy, że ich interwencja to ostateczność i służby starają się, by użyte przez nią środki były jak najmniej dotkliwe dla protestujących. Wyjaśnia też, że są sytuacje, które wymagają wyjątkowych działań w celu zapewnienia bezpieczeństwa…
Policja ma świadomość i tego nie ukrywa, że będą kolejne manifestacje i mogą być one bardziej liczne (formalnie cała Polska jest w tzw. czerwonej strefie i tego rodzaju demonstracje odbywać się nie mogą, bo granicą jest 5 osób spoza wspólnego gospodarstwa). Służby póki co tylko apelują o spokój i rozsądek. Cóż z tego, skoro celem demonstrantów jest dążenie do starcia? Bo to nie są „spacery”. To przygotowana akcja zagrażająca bezpieczeństwu publicznemu, wymierzona w kościoły, katolików i księży. I – z tego co już widzieliśmy – bliżej tym działaniom jest do terroryzmu niż do pokojowej manifestacji, z pewnością zaś nie ma nic wspólnego ze spacerowaniem. To czego doświadczamy, to lewacki ekstremizm w natarciu. I trzeba go powstrzymać.
Marcin Austyn
Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2020-10-26)
„Katolicy otwarci”, to wasze wezwanie do przebudzenia [OPINIA]
Maski opadły. Obecna sytuacja jak mało która ujawniła „zamysły serc wielu” i pokazała w jakim świecie żyjemy. Skończyło się dialogowanie, wypracowywanie kompromisów, chodzenie za rękę z tym światem. Siły piekła dzisiaj dają wam namiastkę tego, co się stanie kiedy złożymy broń. Bo to jest wojna. Drodzy katolicy „otwarci”; to jest wasz moment. Możecie dalej uparcie trwać w swojej iluzji, albo stanąć w prawdzie. Czy potrzeba wam więcej dowodów?
Profanacje świątyń, rynsztokowe wulgaryzmy, brak szacunku dla Najświętszej Ofiary i kapłanów – a nawet świętych Kościoła – bezczeszczenie każdej świętości, walka do ostatniej kropli krwi o prawo do zrzucania z siebie ciężaru odpowiedzialności i wyręczania w zabijaniu. Gdyby nie waleczni wierni i policja, kto wie czy nie bylibyśmy świadkami scen jak z Santiago de Chile, gdzie doszczętnie spalono dwa kościoły. Pro-lajferzy dostają wiadomości z groźbami karalnymi, Kaja Godek musi na wywiady jeździć taksówką, bo aborcjonistki zdobyły jej numer, adres i numer rejestracyjny samochodu. Piekło zawyło głosami swoich popleczników, a ulice polskich miast stały się sceną dla satanistycznych manifestacji. Nie łudźmy się – „wyznawców kompromisu” było tam naprawdę niewiele, większość manifestowała chęć nieograniczonego prawa do zabijania własnych dzieci.
To Polska A.D 2020. To wojna, o której tak długo już mówimy, a zdaje się tak niewielu ma jej świadomość. Szczególnie zwracam się tutaj do tzw. katolików otwartych, do tej pory wzywających do nieograniczonego dialogu, ustępowania na rzecz wspólnego dobra (cokolwiek to znaczy), czy chcących za wszelką cenę dogadać się z drugą stroną. Druga strona was nie szanuje. Druga strona nie chce zachowania statusu quo. Druga strona używa dialogu aby uśpić waszą czujność, a później znienacka zakneblować usta. Łudzicie się, że kruchy kompromis będzie wieczny. Kiedy ateistyczna lewica dojdzie do władzy i tak go obali, nie zastanawiając się czy ktoś kiedyś stanął w jego obronie. Dzięki dzisiejszej sytuacji widzimy to dostatecznie wyraźnie.
Z łatwością przychodziło wam potępienie orzeczenia TK, utyskiwanie na skruszenie najlepszego na świecie „kompromisu aborcyjnego”, epatowanie ckliwymi i emocjonalnymi wpisami, aby usprawiedliwić sytuację z punktu widzenia niezmiennego nauczania Kościoła – niedopuszczalną. A kiedy wczoraj zaatakowano świątynie i kapłanów, jak stanęliście w ich obronie?
Deon.pl nie pokusił się o jakiekolwiek opisanie sprawy. Wchodząc na ten portal można dojść do wniosku, że ostatnia niedziela niczym nie różniła się od poprzednich. W mediach społecznościowych krąży jedynie wyznanie redaktora Piotra Żyłki, który…za całą sytuację obwinia Kościół.
Oczywiście Kościół w Polsce nie jest śnieżnobiały; ale oskarżanie, że za całą sytuację odpowiedzialny jest właśnie on, delikatnie mówiąc pachnie zdradą. Szczególnie, że zdumiewa brak jakiejkolwiek krytyki działań drugiej strony. W II Rzeczpospolitej też była wewnętrzna walka w ramach Wojska Polskiego – szczególnie po Zamachu Majowym – ale gdy przyszło bronić Ojczyzny w ‘39, dawne animozje pozostawiono na później. Kościół jest naszym domem, jedyną Ojczyzną. Rozliczanie go ze swoich grzechów w momencie, gdy wróg stoi u bram jest tak naprawdę dołączeniem do szerokiego chóru oskarżycieli.
Tygodnik Powszechny również milczy. Popisał się za to jeden z jego „gościnnych” autorów, Jacek Gądek. Jego zdaniem „lepszy już kościół profanowany, niż broniony przez antysemitów”. Te słowa nie wymagają komentarza.
Smutkiem napełnia również – niestety – milcząca postawa hierarchów. Wybrzmiał jedynie głos Przewodniczącego KEP, abp. Gądeckiego, który poprosił „wszystkich o wyrażanie swoich poglądów w sposób akceptowalny społecznie, z poszanowaniem godności każdego człowieka”. Dodatkowo zachęcił „do dialogu na temat sposobów ochrony prawa do życia oraz praw kobiet”. Dziennikarzy i polityków poprosił o nieeskalowanie napięć, „w poczuciu odpowiedzialności za pokój społeczny”. Nie chciałbym w żaden sposób krytykować naszych biskupów, ale wydaje mi się, że to za mało. O wiele za mało. Nie ma wezwania do aktów ekspiacyjnych, zabrakło również apelu do wiernych z wezwaniem do obrony naszych świątyń. A przecież wczoraj obchodziliśmy uroczystość Poświęcenia Kościoła Własnego i modliliśmy się za budynki poświęcone Bogu.
„Nic nie róbcie. Niech wywleką ich z pałaców, może wtedy zobaczą prawdziwe życie” – skomentował oświadczenie przewodniczącego KEP jeden z moich znajomych. Ciężko się z nim nie zgodzić.
Skoro o wiernych mowa. Czy naprawdę w kościołach, do których doszło do zakłócenia Mszy Świętych nie znalazło się kilku chłopa, którzy sprawnie odprowadziliby współczesnych barbarzyńców do drzwi? Co to mówi o nas samych?
Niech dla wszystkich katolików otwartych przestrogą będzie historia – niegdyś – katolickiej influencerki, Joli Szymańskiej. Kiedyś utyskiwała, że „Polacy są zbyt mało maryjni”, później nastąpiło „tęcza mnie nie obraża”, a dzisiaj…jako „była katoliczka” publikuje zdjęcie ze środkowym palcem i chlubi się z uczestnictwa w pro-aborcyjnych protestach. Rewolucja wciąż idzie do przodu. Żeby nie zostać doszczętnie zmielonym przez jej tryby, w pewnym momencie musisz powiedzieć „dość”. Dzisiaj masz do tego doskonałą okazję.
Piotr Relich
Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2020-10-26)