Aktualizacja strony została wstrzymana

Beatyfikacja kard. Wyszyńskiego bezterminowo zawieszona

Beatyfikacja kard. Wyszyńskiego, przewidywana pierwotnie na 7 czerwca tego roku zostaje bezterminowo zawieszona – ogłosił dziś kard. Kazimierz Nycz. „Nowy termin zostanie ustalony i ogłoszony po ustaniu pandemii, z wyprzedzeniem czasowym, umożliwiającym odpowiednie przygotowanie bezpośrednie” – napisał w komunikacie metropolita warszawski.

Kardynał Nycz wyjaśnił, że decyzja została podyktowana dwoma względami: troską o zdrowie i życie ludzi oraz chęcią zapewnienia uczestnictwa w uroczystości wszystkim chętnym, zarówno z Polski jak i zagranicy. W obecnej sytuacji nie byłoby to możliwe.

„Biorąc pod uwagę wielkość i powszechną znajomość nowego Błogosławionego, musimy umożliwić udział w uroczystościach beatyfikacyjnych szerokiej rzeszy wiernych, także Polakom i gościom z zagranicy” – napisał kard. Nycz. Dodał, że uroczystość beatyfikacyjna, jaka zostanie zorganizowana w Warszawie po ustaniu pandemii, będzie miała charakter „godny i podniosły, a równocześnie skromny i uwzględniający przewidywane skutki pandemii”.

Metropolita warszawski poinformował, że Komitet przygotowujący beatyfikację zostaje zawieszony lecz nie rozwiązany. „Wzorowa współpraca z władzami państwa i Warszawy w przygotowaniu beatyfikacji będzie miała swoją kontynuację, za co już teraz dziękuję” – zaznaczył w komunikacie kard. Nycz.

Podczas briefingu prasowego hierarcha zwrócił uwagę, że „Prymas wiele razy w swoim życiu miał pod górkę” dodając, że trudności pojawiły się nawet teraz. „Ale cieszymy się i mamy nadzieje w tym, że beatyfikacja jest pewna, ogłoszona przez Papieża” – dodał hierarcha.

Zapowiedział też oszczędne gospodarowanie środkami na organizację uroczystości beatyfikacyjnej. „Nie będziemy tego robić w sposób wystawny, jak byśmy ignorowali to wszystko, co prawdopodobnie będzie udziałem nas wszystkich. Wszyscy będziemy musieli oszczędzać: w rodzinach, państwie, samorządzie i pewnie także w Kościele” – zauważył metropolita warszawski.

Odpowiadając na pytanie KAI kard. Nycz przyznał, że decyzję o konieczności bezterminowego zawieszenia beatyfikacji podejmował z pewnym żalem i smutkiem, bo na to wydarzenie czekano zarówno w Polsce jak i zagranicą. Dodał jednocześnie, że w tej sytuacji nie mogło być innej decyzji.

Metropolita warszawski zastrzegł, że nie pokusi się o wskazywanie możliwego terminu beatyfikacji. „Po prostu wszyscy jesteśmy w stanie niewiedzy jak długo to wszystko potrwa: czy to będzie ten rok, czy przyszły, czy nawet rok 2022, tez trzeba się z tym liczyć, gdyby pandemia – oby tak się nie stało – miała się przedłużyć” – zaznaczył hierarcha.

Jednocześnie kard. Nycz zachęcił jednocześnie do kontynuowania duchowych przygotowań do beatyfikacji poprzez przybliżanie – w szkołach, w mediach i w prasie katolickiej – osoby prymasa Wyszyńskiego.

KAI

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2020-04-28)

 


 

KOMENTARZ BIBUŁY: Przypominamy fragmenty naszych Komentarzy sprzed kilku lat:

Pomimo niewątpliwych osiągnięć ks. kard. Stefana Wyszyńskiego, jeden jedyny fakt powinien stanowić wielki, być może największy znak zapytania w procesie beatyfikacyjnym, a mianowicie jego aktywna postawa wobec wprowadzania w Polsce Novus Ordo. Z całym szacunkiem dla Jego wielu wielkich dokonań i niezłomnej postawy w czasach stalinowskich, to jednak w sprawie wprowadzania Novus Ordo – przyznajmy to szczerze, bo jakoś nikt nie chce tego otwarcie uczynić – kardynał Stefan Wyszyński po prostu zawiódł. Nawet Jego najbardziej czołobitni biografowie nie potrafią wskazać na choćby jeden fragment Jego pamiętników czy notatek, bądź publicznych wypowiedzi czy działań, z których wynikałoby, że próbuje On przeciwdziałać szybkiemu wprowadzeniu reform posoborowych, w tym destrukcyjnej nowej Mszy. Wręcz przeciwnie, z tego co wiadomo, NOM wprowadzany był we wszystkich diecezjach na absolutnie autorytarne i bezdyskusyjne wytyczne Prymasa. Apologeci będą tłumaczyć to jedynie koniecznością wprowadzenia w Polsce tego co płynęło z Watykanu, ale przecież można było zrobić wiele dobrego: spowolnić proces, powołać jakieś komisje mające „długo i wnikliwie” rozpatrywać np. sposób wprowadzania NOM-u na terenie Polski, dać większą swobodę księżom przy zachowaniu nieśmiertelnej Mszy świętej, itd itp. Nic z tego nie ucznił Prymas Wyszyński. A przecież, czytając przedsoborowe kazania kard. Wyszyńskiego jesteśmy pełni podziwu wobec Jego mądrości. Przypomnijmy jedną z wypowiedzi, tutaj dotyczącą muzyki i śpiewu gregoriańskiego.

W pięknym kazaniu do Ogólnopolskiej Pielgrzymki Organistów na Jasną Górę, wygłoszonym 25 września 1958 roku, padają słowa:

„[…] Do Was należy uciszać śpiewem i muzyką burze serc ludzkich. […] Pomyślcie o człowieku, który przychodzi dziś do świątyni i przynosi całą mękę tej ziemi i cały jej niepokój. Ucieka niekiedy od hałasu i krzyku świata, aby schronić się choć na chwilę w cieniu wyniosłych kolumn i sklepień. Ma nadzieję, że w powszechnej niepewności przynajmniej tu znajdzie jakąś odrobinę pewności. Człowiek współczesny jest zmęczony i zgoniony jak zając. Nie jest zdolny skupić się i utrzymać myśli bodaj na moment. Cała organizacja życia współczesnego tym się odznacza, że rabuje człowiekowi resztę pokoju i ciszy. W takiej sytuacji jedynym przybytkiem pozostaje świątynia. […] Wy pierwsi uciszycie i uspokoicie burzę serc delikatnym muskaniem dźwięków organowych. Uśpicie ją tak, jak wyrozumiała matka usypia w swych ramionach spłakane dziecię. Czy nie do Was należy uciszać burze, które miotają się nad głowami ludzkimi i wdzierają się do serc jak sztormy raniące wybrzeże?

Jesteście, Najmilsi, apostołami modlitwy śpiewnej i muzycznej dla udręczonych ludzi! Pamiętajcie o tym. Gdy przykładacie wasze sprawne palce do głosów organowych, to tak, jak gdyby pielęgniarka przykładała swoje delikatne dłonie do ciężkich ran człowieka. […]

Jest tu otwarte wielkie zagadnienie, które trafnie postawił Ojciec św. Pius XII w jednej ze swoich encyklik, poświęconych śpiewowi kościelnemu. Jak wiele przejawów współczesnej sztuki, tak też muzyka i śpiew współczesny przeżywają jakąś mękę, szarpaninę i niepokój. Rzecz znamienna: człowiek dzisiejszy poddaje się tej szarpaninie, szuka w niej nadziei i uspokojenia, ale nie znajduje. Bo gdy do szarpaniny mózgów i nerwów dołączy się jeszcze szarpanina nieskooordynowanych tonów i melodii, które ranią  i kolą, to wówczas szaleństwo może ogarnąć ludzi i świat. Ktoś musi to wszystko uspokoić, uciszyć.

Kościół święty ma wspaniałe narzędzia uspokajania serc ludzkich. Jest nim śpiew gregoriański. […] Ma on w sobie szczególną doniosłość i dostojną powagę spokojnego Kościoła. Ma przedziwną dojrzałość wieków i jakieś wielkie zamodlenie. Dzięki temu uczy nas modlitwy, przywraca umiejętność skupienia, skoncentrowania i skierowania zbolałej duszy ku Bogu. Śpiew gregoriański jest wybitnie wychowawczy, społeczny i uspokajający. Wnosi pokój do serc i do życia społecznego. […]

Ojciec święty ma głębokie zrozumienie dla śpiewu polifonicznego, narodowego i ludowego. Zresztą Kościół święty zawsze i wszędzie, a szczególnie w Ojczyźnie naszej, pielęgnował śpiew ludowy w świątyniach. Świadczą o tym Godzinki i Gorzkie żale, nasze kolędy i śpiewy okresów liturgicznych. Ale obok tych wybitnie doniosłych wartości wychowawczych i modlitewnych, szczególne znaczenie ma dzisiaj, właśnie ze względów wychowawczych i społecznych, niosący pokój śpiew gregoriański. […]

Jeszcze jedną uwagę chciałbym Wam dorzucić: pamiętajcie, że śpiew gregoriański, to jest artyzm duszy, to jest, że się tak wyrażę, kwiat duszy, jakiś szczyt usposobienia duchowego i modlitewnego. Wyrósł on z modlitwy i ze znajomości ducha Kościoła. Dlatego trzeba go pielęgnować w jego wspaniałej, złotej oprawie liturgii Kościoła św. Bez znajomości liturgii i ducha roku kościelnego nie uda się Wam dobrze wykonać śpiewu gregoriańskiego.[…]”

[Podkreślenia jak w tekście oryginalnym. – Źródło kazania: „Uświęcenie pracy zawodowej”, Wyd. Paryż 1963]

Słyszymy w słowach kard. Wyszyńskiego konieczność utrwalania tego, czym Kościół żył przez wieki, co dawało modlitewne ukojenie wiernym – o pięknej kościelnej muzyce i śpiewie gregoriańskim. Nawoływał aby je podtrzymać, kontynuować, pielęgnować. Lecz gdzie podziały się one w posoborowym Kościele? Gdzie są obecne w Novus Ordo? Zostały całkowicie wyrzucone z Kościoła! Czy nie można było przewidzieć losów muzyki kościelnej, która musiała zostać zastąpiona w Nowej Mszy bałaganem kakofonii i światowej muzyki? Musiała, bo sama NOM jest bezładem i bezprawiem i musi otaczać się tymi samymi inspiracjami. Czy nie można było – nie trzeba było?! – reagować gdy działo się to wielkie Zło w Ojczyźnie, kiedy to zagościły od razu po wprowadzeniu NOM-u, big-beatowe msze, infantylne msze dla dzieci, kiedy to zaczęły panoszyć się zakonnice ze swoimi gitarami, kiedy porzucano organy kościelne na rzecz gitar,  bębenków i pianinek? Kiedy to w ramach „odrodzenia Kościoła” zainstalowano wszędzie, nawet w najpiękniejszym i najmniejszym wiejskim kościółku koszmarne tablice i rzutniki, aby lud „nauczył się nowych pieśni”?? Można i trzeba było, lecz i w tej materii hierarchia zawiodła, zwiedzona masońskimi hasełkami „odnowy Kościoła”. Gdzie ich mądrość??

A gdy masowo rozwalano piękne marmurowe ołtarze, gdy niszczono dekoracje aby „uprościć” prezbiterium, gdy likwidowano „przestarzałe” ambony, gdy niszczono „bezużyteczne” balaski, gdy przenoszono w „lepsze miejsca” Taberankulum, gdy zaczęto w ekspresowym tempie budować tysiące ohydnych modernistycznych hal nazywanych kościołami – gdzie byli nasi dostojnicy? Po której stronie stali – po stronie niszczycieli czy tych, którzy pragną coś jeszcze zachować? No i pytanie, od którego zaczęliśmy: Gdzie w tym wszystkim był Prymas Polski Stefan kardynał Wyszyński? Niewątpliwie, w imię błędnie pojętego posłuszeństwa wykonywał wytyczne Pawła VI i jego masońsko-komunistycznych kolegów. Nie sprzeciwił się. Nie zadbał o zachowanie pozostałości. Odrzucił ciszę i piękno architektoniczne kościołów, nie dostrzegł, że w nowym bezładzie nie ma miejsca na cienie wyniosłych kolumn i sklepień. Czy zapłakał? Może, ale tego nie wiemy. Wiemy natomiast to co pozostawił po sobie: piękną postawę i kazania przedsoborowe oraz – niestety – uległość wobec rewolucji w Kościele.

W czasie gdy rozgrzewają się nadzieje na rychłą beatyfikację kard. Wyszyńskiego, taką postawę też trzeba brać pod uwagę. Niestety – tak jak w przypadku kard. Wojtyły i Jana Pawła II, u którego zupełnie nie zainteresowano się jego pro-marksistowskimi inklinacjami, jego zauroczeniami francuskimi księżmi-robotnikami, jego odrzucenia Tradycji i nieśmiertelnej Mszy świętej (Kard. Wojtyła i JP2 po wprowadzeniu NOM ani razu w swym życiu nie odprawił już Mszy świętej!) – tak też i w przypadku kard. Wyszyńskiego, proces beatyfikacyjny jest ślepy na jedno oko.

I jeszcze uwaga ogólniejsza, nie tylko dotycząca kard. Wyszyńskiego czy kard. Wojtyły, ale całej – bez wyjątku! – hierarchii i chyba wszystkich duchownych (nie znamy niestety wyjątków, choć bardzo chcielibyśmy poznać…) Jest doprawdy niezrozumiałe, że kapłani, którzy byli od dziecka wychowani, potem ukształtowani w tomistycznych seminariach, stali się biskupami i kardynałami (a kard. Wyszyński był kardynałem od prawie 20 lat podczas wprowadzania Novus Ordo!), którzy uczestniczyli bądź sami odprawiali Msze święte Wszechczasów w nieśmiertelnym tradycyjnym rycie (a łatwo obliczyć, że kard. Wyszyński do momentu wprowadzenia Novus Ordo odprawił w swym życiu około 20 tysięcy Mszy świętych!), nagle – tak zupełnie nagle, z dnia na dzień, jakby nigdy nic – strząsnęli z siebie ten „bagaż historii” i zaczęli występy aktorskie odwróceni od Boga. To jakieś niepojęte, jak można było bez żadnych oporów – nawet przyjmując naciski z Watykanu – zapomnieć o kilkudziesięcioletniej praktyce, liturgii i nade wszystko, katolickości najpiękniej wyrażonej właśnie w Mszy świętej Wszechczasów. Niestety, nie ma żadnych, ale to żadnych wspomnień, notatek, biografii świadczących o tym, że hierarchowie w Polsce, w tym przede wszystkim kard. Wyszyński, wyrażali swoje obawy, celowo przesuwali terminy wprowadzenia tej zgubnej zmiany, czy zaczęli np. kwestionować prawne podstawy promulgacji Nowej Mszy przez Pawła VI – a już wtedy były i dalej są powody do dyskusji na ten temat – czy wprowadzali z oporami, stopniowo… Nic, absolutnie nic, tylko ślepe, bierne i tępe posłuszeństwo i sprzeniewierzenie się całej Tradycji.

Teraz przyszła kolej na szybkie znalezienie cudów. Jakoś dziwnie się składa, że Pan Bóg upodobał sobie właśnie posoborowych hierarchów i papieży w czynieniu cudów, zupełnie nie zważając na ich odstępstwa.

 


 

Skip to content