Aktualizacja strony została wstrzymana

Oddzielając wolność naszą i waszą. Stanowisko węgierskich sił politycznych wobec kryzysu ukraińskiego

W pełnym napięcia czasie ukraińskiego kryzysu Węgrzy po raz kolejny pokazali, że definiują swoje interesy w regionie inaczej niż Polacy i inaczej kształtują swoją politykę zagraniczną.

Wydawałoby się, że trudno znaleźć bardziej podobny do Polaków naród niż właśnie Węgrów i to zarówno pod względem obiektywnych jak i subiektywnych uwarunkowań ich polityki międzynarodowej. Te pierwsze wyznaczane są przez położenie Węgier w tym samym regionie między potężnymi ośrodkami siły wyznaczanymi przez Berlin (dziś już wręcz słabo maskujący swoją rolę polityczną za parawanem struktur z centralą w Brukseli) i Moskwę. Położenie Węgier jest dogodniejsze gdyż nie znajduje się na osi prostej między tymi ośrodkami lecz za łukiem Karpat, jednocześnie posiadają one wyraźnie mniejszy potencjał demograficzny, ekonomiczny, militarny od Polski.

W sensie uwarunkowań subiektywnych Polaków i Węgrów łączy podobna kultura, uformowana przez podobne doświadczenia historyczne. Dwa stare historyczne narody, wyrosłe na korzeniu ewolucji upodmiotowionego jeszcze u schyłku średniowiecza bardzo licznego i przejawiającego egalitarystyczne tendencje  stanu szlacheckiego. Dwa stare historyczne państwa, które wskutek wewnętrznych słabości ich systemu społeczno-politycznego zostały podzielone przez potężnych sąsiadów. Oba narody doświadczyły więc zaborów i zrywów powstańczych przeciw obcej władzy. Dla doświadczenia obu narodów bardzo istotnym etapem jest drugi „złoty wiek” odrodzonej państwowości przy czym dla Węgrów jest on znacznie wydłużony poprzez istnienie zapewniającego im podmiotowość Królestwa Węgier w ramach monarchii Habsburgów. Łączy nas końcu wspólne doświadczenie zależności od Moskwy i narzuconego przez nią systemu komunistycznego, w tym doświadczenie buntu i represji, które na Węgrzech skondensowane są w dramacie powstania z 1956 r.

Szczególnym faktorem upodabniającym Polaków i Węgrów jest kresowość ich obszaru etnicznego. Pojęcie to rozumiem jako fakt fragmentaryzacji terytorium zasiedlanego w sposób zwarty przez te wspólnoty narodowe i  rozciąganie się tego obszaru poza terytoria współczesnych państw polskiego i węgierskiego. W obu przypadkach jest to wynik wymuszonych przez siły zewnętrzne zmian granicznych oraz nacisku nowych nacjonalizmów i nowych narodowości zrodzonych w XIX wieku w  prowincjach historycznych terytoriów Rzeczpospolitej i Królestwa Węgier. Poza granicami obecnego państwa węgierskiego, we wszystkich sąsiednich państwach, na węgierskich kresach, żyje łącznie niemal 2,5 miliona Madziarów.

Charakterystyczne, że po politycznym przesileniu na Węgrzech w ubiegłej dekadzie, jednym z pierwszych działań centroprawicowego rządu było przyjęcie w maju 2010 roku ustawy wprowadzającej uproszczoną procedurę ubiegania się o obywatelstwo dla Węgrów mieszkających za granicą. W nowej konstytucji wzmocniono przepis o odpowiedzialności państwa za los społeczności Węgrów za granicą, a rząd wyraża poparcie dla ich dążeń autonomicznych.

5 grudnia zeszłego roku w węgierskim parlamencie odbyła się w gmachu węgierskiego parlamentu uroczystość, podczas której premier Viktor Orbán przyznał obywatelstwo węgierskie 500-tysięcznej osobie, aplikującej o nie na podstawie uproszczonej procedury, obowiązującej od stycznia 2011 roku. Korzystają z niej przede wszystkim Węgrzy z państw sąsiednich, zamieszkujący tereny odłączone od Węgier na mocy traktatu z Trianon z 1920 roku. Portal hvg.hu w kwietniu 2013 roku opublikował dane, po batalii sądowej gdyż pierwotnie rząd nie chciał ich ujawniać, z których wynikało, że z ówczesnych 423 tys. aplikacji najwięcej napłynęło od obywateli Rumunii (284 tys.), Serbii (77 tys.) i Ukrainy (51 tys.). Widać więc wyraźnie, że węgierskie kresy to istotna płaszczyzna polityki Madziarów, realizowanej zresztą na przekór stanowisku sąsiednich rządów, które protestowały przeciw nowym przepisom o pozyskiwaniu obywatelstwa Węgier.

Wydawałoby się, że wszystko to powinno upodabniać politykę zagraniczną obu państw. Tymczasem pozostają one w znacznej mierze odmienne. Mało tego w ostatnim okresie różnicują się coraz bardziej a stanowisko obu stolic w kwestii kryzysu ukraińskiego może być tego dobitnym przykładem.

Władze Rzeczpospolitej do czasu zachowywały w czasie protestów na Majdanie stanowisko wyważone, nastawione na zapobieżenie destabilizacji Ukrainy co w jej uwarunkowaniach musiało wywołać interwencję Rosji. Niestety aktorzy ukraińscy, przede wszystkim strona opozycyjna, dążyli do rozstrzygnięcia konfliktu politycznego według schematu „zwycięzca bierze szybko” co skończyło się właśnie eskalacją i ostatecznie wkroczeniem czynnika rosyjskiego, oczywiście nie zamierzającego dopuścić do zburzenia równowagi sił, nawet tak niedoskonałej z punktu widzenia Moskwy jaką ona była na Ukrainie przed rewolucją Majdanu.

Po upadku i ucieczce Janukowycza, buncie na Krymie i wkroczeniu Rosji oficjalna Warszawa całkowicie zmieniła stanowisko. Z miejsca uznała nową ekipę która wbiegła do gabinetów władzy z Majdanu bardzo ostro skrytykowała działania rosyjskie, stając się w na arenie dyplomatycznej – przede wszystkim Unii Europejskiej i NATO promotorem „ostrej odpowiedzi” wobec Rosji i pozycji domagającej się od Rosjan bezwarunkowego wycofania a więc de facto politycznej kapitulacji.

Stanowisko Węgier wobec kryzysu ukraińskiego było od początku bardziej wstrzemięźliwe. Zasadniczo władze tego kraju unikały zabierania głosu na temat wydarzeń nad Dnieprem. Inaczej niż w Polsce tematu nie eksploatowały także w szczególny sposób partie opozycji, poza nacjonalistycznym Jobbikiem, który wykorzystał go dla krytyki obozu rządzącego, była to jednak krytyka wychodząca z całkowicie odmiennych przesłanek  niż krytyka polskiej opozycji centroprawicowej wobec naszych władz, o czym dalej.

Media węgierskie prezentowały znacznie bardziej obiektywny obraz sytuacji u wschodniego sąsiada, nie lekceważyły kwestii radykalizacji opozycji i możliwych skutków tego stanu rzeczy. Bardziej krytyczne wobec Majdanu były media publiczne. Zaznaczyć trzeba jednak, iż temat  kijowskiej rewolucji przykuwał uwagę węgierskich środków masowego przekazu w znacznie mniejszym stopniu niż polskich.

Dyskurs rządu Orbana zasadzał się na kilkukrotnie powtórzonych przez ministra spraw zagranicznych Janosa Martonyi sformułowaniach o „poszanowaniu praw obu stron konfliktu” oraz konieczności pokojowego rozstrzygnięcia kryzysu.  Dopiero 21 lutego czyli po krwawej strzelaninie w centrum Kijowa Martonyi zdecydował się na krytykę ukraińskich władz stwierdzając, iż „odpowiedzialność polityczna zasadniczo obciąża” właśnie Janukowycza, jednocześnie jeszcze wtedy zastrzegał, że „Węgry potępiają obie strony za użycie siły”.

W czasie wyjazdowych konsultacji w Budapeszcie 26 lutego Donaldowi Tuskowi nie udało się namówić Viktora Orbana do ostrzejszych sformułowań, węgierski premier wzywał do „pokojowego rozwiązania kryzysu”. Gdy z końcem lutego Rosja wsparła proklamacje lokalnych władz Autonomicznej Republiki Krymu o nieuznawaniu nowych władz w Kijowie i dążeniu do „wzmocnienia autonomii” oraz obsadziła półwysep władze Węgier nie przyjęły ostrego stanowiska. Orban odbył przelot helikopterem nad odcinkiem wschodniej granicy państwa zapewniając obywateli, że są bezpieczni, a kryzys nie dotyka bezpośrednio Węgier. Dopiero 4 marca premier Węgier skrytykował działania Putina i zadeklarował, że Unia Europejska powinna jak najszybciej na nie odpowiedzieć. Choć Orban wzywał do działań „zdecydowanych” jednocześnie wykluczył te o militarnym charakterze. Podkreślał, że jego państwu zależy na „demokratycznej Ukrainy, zapewniającej bezpieczeństwo swoich obywateli, w tym mniejszości”.

Tym samym węgierski premier zaakcentował wątek będący stałym elementem dyskursu węgierskich elit politycznych w sprawie Ukrainy to jest obrony praw 150-tysięcznej społeczności Węgrów w tym kraju, zamieszkującej zwarcie na związanym historycznie z Węgrami obszarze obwodu zakarpackiego, który przewijał się przez cały okres protestów na Majdanie. Nie mogło być inaczej skoro jedną z głównych sił kijowskiego ruchu protestacyjnego była nacjonalistyczna partia Swoboda, której aktywiści bezcześcili miejsca węgierskiej pamięci narodowej m.in. monument na Przełęczy Wereckiej, o którego zburzenie partia wystąpiła już całkiem oficjalnie w zeszłym roku. Również rok temu ukraińscy nacjonaliści atakowali Węgrów obchodzących na Zakarpaciu swoje święto narodowe. Inaczej niż w Polsce nikt, szczególnie na szeroko rozumianej węgierskiej prawicy, nie lekceważył realnego wpływu sił nacjonalistycznych na ruch majdanowy ruch protestacyjny i ewentualnych konsekwencje jego zwycięstwa dla rodaków na Ukrainie.

Zdystansowane stanowisko Orbana trzeba jednak wpisać także w generalny program polityczny jego rządów obliczony przede wszystkim na przełamanie kryzysu gospodarczego doświadczającego ciężko Węgrów od kilku lat i jednoczesne wzmocnienie instytucji państwa z naciskiem na obronę jego suwerenności. Ponieważ działania Orbana wynikające z tego programu zantagonizowały go z międzynarodowymi instytucjami finansowymi, Unią Europejską i elitami politycznymi państw zachodnich Orban natychmiast rozpoczął poszukiwania innych partnerów z którymi mógłby kooperować na dogodnych ze swojego punktu widzenie zasadach. Trudno nie zauważyć, że jednym z takich partnerów stała się z biegiem czasu dla lidera Orbana Rosja.

W styczniu, przedstawiciele spółek energetycznych obu państw, w obecności Orbana i rosyjskiego prezydenta Władimira Putina, podpisali umowę o rozbudowie elektrowni atomowej w węgierskim Paks. Przewiduje ona budowę dwóch nowych reaktorów, w 80 procentach ma zostać sfinansowana z rosyjskiego kredytu w wysokości 10 mld euro. Jego spłata ma być rozłożona na 30 lat. Prace o wartości 40 procent mają być zarezerwowane dla wykonawców węgierskich. I jest to tylko uwieńczenie wzmacniani rosyjsko-węgierskiej współpracy. Rosja jest trzecim importerem na Węgrzech natomiast znacznie gorzej wygląda węgierski eksport na rynek rosyjski obecnie poszerzony o wspólny rynek Związku Celnego i właśnie tam Orban szuka źródeł wzrostu gospodarczego. Niemniej ogólny wolumen obrotów handlowych wzrasta a węgierski premier zachęcał już kilkukrotnie rosyjski kapitał do inwestycji.

Jak opisuje analizujący region dla portalu psz.pl Maurycy Mietelski „media popierające rząd Fideszu, poza zachwalaniem współpracy gospodarczej, starają się również przedstawiać Rosję jako obrońcę wartości chrześcijańskich w świecie, a jeden z tygodników chciał nawet organizować marsz przyjaźni węgiersko-rosyjskiej”. Zaangażowanie głębokiego zaplecza w takie działania potwierdza wagę i długofalową perspektywę jaką Orban przywiązuje do relacji z Rosją. Identyfikując w ich wzmocnieniu interes swojego państwa Orban zachował daleko idącą ostrożność w podejściu do wydarzeń na Ukrainie.

W przeciwieństwie do obozu rządzącego znacznie chętniej w sprawie Ukrainy głos zabierał nacjonalistyczny Jobbik. Jeszcze 3 lutego partia wydała oświadczenie wspólnie z polskim Ruchem Narodowym. Narodowcy z obu krajów krytykowali to, że „nasze rządy nie są w stanie wyjść poza brukselską perspektywę analizowania sytuacji na Ukrainie” i „poświęcają egzekwowanie interesów narodowych na ołtarzu eurofederalizmu”. Przestrzegając przed rosnącym w siłę na Majdanie ukraińskim nacjonalizmem wzywały władze Polski i Węgier do naciskania na Ukraińców aby utrzymali ustawę językową zezwalającą na używanie języków mniejszości jak urzędowych, zapewnili infrastrukturę i fundusze na ich działalność kulturalną i oświatową oraz nie dopuścili do ponownej oficjalnej gloryfikacji tradycji OUN-UPA. I w tym tonie utrzymane były dalsze wystąpienia reprezentantów ugrupowania.

Po przełomie na Ukrainie 3 marca Jobbik wydała piórem Martona Gyongyosi – swojego kierownika pionu międzynarodowego – jeszcze ostrzejszy głos. Gyongyosi określił anulowanie ustawy językowej przez porewolucyjną ukraińską Radę Najwyższą jako krok „szowinistyczny”. Samą zmianę władz określił jako „wywrotową” przeprowadzoną „dzięki finansowej, politycznej i wywiadowczej pomocy państw zachodnich”. Uznał ją za element „walki geopolitycznej” między ośrodkami zachodnimi a Moskwą. Wyraził nawet pewne zrozumienie dla reakcji Rosjan. Nowy obóz rządzący na Ukrainie uznał za nie gwarantujący należytej ochrony praw mniejszości  narodowych (w tym wymieniono także mniejszość rosyjską) i wezwał rząd Węgier do zajęcia się głównie tym zagadnieniem.

Gyongyosi szerzej zaprezentował swoje stanowisko w tekście opublikowanym dzień później na portalu geopolityka.ru. Z jednej strony przyznaje w nim, że wydarzenie na Majdanie „to nie rewolucja liderów politycznych lecz rewolucja ludzi przeciw biedzie i brakowi perspektyw”. Jednak powtórzył, że z skorzystały z niej państwa zachodnie „grając o rynki” wynosząc do władzy „wszystkie siły zachodnioukraińskiego nacjonalizmu, antyrosyjskie i groźne także dla innych mniejszości”. Anulowanie ustawy językowej z 2012 r. uznaje za „wizytówkę” nowej władzy, który to krok ocenia jako „wrogi nie tylko wobec Węgier ale także Polski, Rumunii i przede wszystkim Rosji”. Przedstawiciel Jobbiku stwierdza, iż „Węgrzy na Zakarpaciu są przestraszeni – mamy informacje od członków naszej partii tam żyjących”. Domaga się autonomii terytorialnej dla mniejszości narodowych na wzór proklamowanego przez Węgrów na Zakarpaciu w 1991 Węgierskiego Okręgu Autonomicznego i taki żądanie według niego powinien wobec Kijowa sformułować węgierski rząd.

Podsumowując stanowisko węgierskich władz można stwierdzić, że było ono zdecydowanie zdystansowane, nastawione na obronę stabilizacji Ukrainy, wtrącające kwestię węgierskiej mniejszości narodowej. Po interwencji rosyjskiej oficjalny Budapeszt raczej rytualnie włączył się w ogólno-unijny trend jej potępienia, nie podejmując jednak żadnych działań dyplomatycznych na rzecz propagowania czy implementacji kroków wrogich Moskwie.

Jobbik w praktyce zajmował stanowisko wyraźniej krytyczne wobec ukraińskiej opozycji co wynikało jednak nie tylko z niechęci do komplikowania stosunków węgiersko-rosyjskich ile przede wszystkim bardzo pryncypialnego i wyostrzonego stosunku do perspektywy egzystencji diaspory węgierskiej. Oczywiście swoją rolę odgrywa także ideologicznie motywowana niechęć wobec polityki państw zachodnich i traktowania Rosji jako ośrodka kwestionującego supremację „bieguna atlantyckiego” i mogącego być partnerem dla podmiotowej polityki Węgier, która według Jobbiku powinna zachowywać równy dystans wobec Moskwy i Brukseli.

To co zdecydowanie odróżnia stanowisko węgierskich elit politycznych od polskich to brak silnych emocji i deklaracji antyrosyjskich. Wbrew podobnym traumatycznym doświadczeniom historycznym Madziarzy postrzegają Rosję po prostu jako kolejnego silnego gracza stosunków międzynarodowych, który zależnie od uwarunkowań ich własnej pozycji, może być także partnerem politycznym.  Węgrzy raczej pragmatycznie przyjmują do wiadomości obecność rosyjskich interesów na Ukrainie, nie utożsamiają swojego interesu narodowego z interesem Ukrainy, stąd praktycznie nieobecna jest nad Dunajem jakże popularna u nas retoryka „za wolność waszą i naszą”. Interesy węgierskie na Ukrainie są definiowane przede wszystkim przez obronę tamtejszej diaspory węgierskiej. Bardzo poważne traktowanie zobowiązań państwa węgierskiego wobec rodaków na węgierskich kresach jest właśnie tą wyraźnie dostrzeganą przez Madziarów granicą wolności naszej i waszej.

Karol Kaźmierczak

Za: Kresy.pl (08 marca 2014)

Węgry wciąż pod wodzą Orbana?

Szóstego kwietnia na Węgrzech odbędą się  wybory do Zgromadzenia Narodowego. Po raz pierwszy od wejścia w życie przed dwoma laty nowej Ustawy Zasadniczej Węgier, a także ordynacji wyborczej wprowadzającej szereg zmian w sposobie wyboru przedstawicieli narodu. Jak więc przebiega przedwyborcze starcie i jakiego wyniku możemy się spodziewać?

W 2010 roku rząd kierowany przez Fidesz zainicjował przeprowadzenie gruntownej reformy prawa, której celem miała być między innymi nowa konstytucja oraz zmiana prawa wyborczego. W roku następnym Zgromadzenie Narodowe uchwaliło projekt Konstytucji Węgier, zaś prezydent Pál Schmitt podpisał ustawę, która weszła w życie 1 stycznia 2012 r. Prawo wyborcze zostało zaś  uchwalone 23 grudnia 2011 roku. Przeciwko projektowi protestowali socjaliści i LMP (Polityka może być inna), a także nacjonalistyczny Jobbik. Jednak posiadający większość kwalifikowaną Fidesz wraz z KDNP (Chrześcijańsko-Demokratyczna Partia Ludowa) zatwierdził je niekwestionowaną przewagą.

Najważniejszą zmianą jest ograniczenie liczby posłów z 386 do 199, oraz zmiana sposobu ich wyboru. System wyborczy, podobnie jak poprzednio pozostał mieszany, jednak teraz obywatele będą głosowali w 106 jednomandatowych okręgach wyborczych, zaś z listy krajowej przydzielone zostaną 93 mandaty. Wyznaczono inny zakres terytorialny okręgów wyborczych, który ma ograniczyć dotychczasowe dysproporcje. Rozbieżność pomiędzy okręgami może wynosić maksymalnie 15 procent. Nie będzie wymagana 50-procentowa frekwencja, znikną okręgi wielomandatowe. Po raz pierwszy wybory parlamentarne będą jednostopniowe – wybór wszystkich deputowanych będzie miał miejsce w ciągu jednego głosowania. Zabezpieczy to przed politycznymi targami występującymi w okresie pomiędzy dwoma głosowaniami. Nowe prawo ułatwia możliwość wyboru kandydatów mniejszości narodowych. Nie oznacza to jednak, że Polacy będą mieć swojego reprezentanta w węgierskim parlamencie. Ulgowy próg wyborczy dla mniejszości narodowych daje hipotetyczne szanse jedynie Romom i Niemcom. W przypadku gdy nikt nie zdobędzie mandatu, pierwszy kandydat z listy trafi do Országgyűlés jako rzecznik danej mniejszości. Będzie brał udział w pracach dotyczących mniejszości, jednak bez prawa głosu.

Najwięcej kontrowersji, szczególnie w państwach sąsiadujących z Węgrami, wzbudziło umożliwienie głosowania obywatelom węgierskim przebywających za granicą i nie posiadających miejsca zamieszkania na Węgrzech. W wyniku utracenia w XX wieku dużej części terytorium, poza granicami kraju znalazło się około 5 milionów z nich. Decyzja mająca być symbolicznym wzmocnieniem tożsamości rodaków mieszkających poza ojczyzną, wywołała napięcie – przede wszystkim z północnym sąsiadem, Słowacją.

Dominuje czarny PR

W 2010 roku nastąpiło rozbicie w szeregach opozycji. Szczególnie lewicowa-liberalna strona, odpowiedzialna za poprzednie rządy które doprowadziły Węgry na skraj bankructwa, nie potrafiła znaleźć lidera mogącego stanowić jakąkolwiek alternatywę dla charyzmatycznego Viktora Orbána. Pierwszym symptomem dezintegracji było założenie po jesiennych wyborach samorządowych w październiku 2010 r. przez Katalin Szili (byłą przewodniczącą Zgromadzenia Narodowego) nowego ugrupowania – Unii Socjalistycznej. Kolejne poważne tąpnięcie w szeregach MSZP (Węgierskiej Partii Socjalistycznej) nastąpiło rok później, gdy grupa skupiona wokół Ferenca Gyurscányego stworzyła Koalicję Demokratyczną. Problem braku lidera, a także wewnętrznego dialogu starał się rozwiązać Gordon Bajnai – następca Gyurscányego na fotelu premiera. Razem 2014 była próbą odpowiedzi na politykę Orbána poprzez budowę politycznego centrum, jednak nie udało się tego zrealizować i obecnie określana jest jako zdecydowanie lewicowa.

Pierwsze oznaki „przedwyborczego zbrojenia” widoczne były na ulicach Budapesztu już na jesieni zeszłego roku. Były przyjaciel premiera Orbána z czasów przemiany systemowej, a obecnie przeciwnik i szef Węgierskiej Partii Liberalnej Gábor Fodor postawił na niebieskim tle pytanie: „Europa czy Orbán?”, jednocześnie dodając: „Viktor, węgierskie domy nie należą tylko do Ciebie”). Lider Jobbiku Gábor Vona przekonywał, że „Przyszłości nie da się zatrzymać”. Stojąc ramię w ramię z młodszymi działaczami przypominał, iż w ostatnich wyborach to właśnie na Jobbik głosowało najwięcej młodych Węgrów. Odpowiedzią rządu była kampania informacyjna pokazująca 20-procentową obniżkę opłat komunalnych.

Okres przedwyborczy rozpoczął się oficjalnie 15 lutego, jednak na ponad miesiąc przed elekcją kampania nie jest gorąca. Dominuje tzw. kampania negatywna mająca za cel obnażanie słabości przeciwników politycznych. Opozycja nie przedstawiała programu mogącego zagrozić Fideszowi i wydaje się być pogodzona z kwietniową porażką. Wyróżniającym się opozycyjnym plakatem jest powiązanie Viktora Orbána z Lajosem Simicską, budapesztańskim biznesmenem i przyjacielem premiera jeszcze z czasów nauki (Ők már jobban élnek. És ön? – „Oni już żyją lepiej. A Ty?”). To obecnie jeden z najbogatszych Węgrów, któremu środowiska lewicowe wypominają rolę w budowaniu imperium biznesowego, właśnie w dobrych relacjach z szefem rządu. „Jedność” poddała krytyce plany modernizacji elektrowni atomowej w Paks, nazywając umowę z Rosją „Paktem Orbán – Putin”. Zmaga się z także wewnętrznymi problemami – wiceprzewodniczący MSZP Gábor Simon posiadał na koncie w austriackim banku 770 tysięcy euro, które nie były udokumentowane.

Target: niezdecydowani

Jobbik wyrażał nadzieję na zwycięstwo w nadchodzących wyborach. Badania opinii publicznej pokazywały bowiem, że cieszy się największą popularnością wśród ludzi młodych przed 35. rokiem życia. W ostatnich miesiącach największe poruszenie wywołało spotkanie zorganizowane w Hyde Parku w Londynie z udziałem Vony, przeciwko  któremu protestowali brytyjscy „antyfaszyści”. Lider Jobbiku obiecał rodakom mieszkającym na Wyspach Brytyjskich możliwość podjęcia pracy i powrotów do ojczyzny.

Kampania reklamowa rządzącego Fideszu jest stonowana. Rzucają się w oczy plakaty Forum Jedności Obywatelskiej (organizującego m.in. wiece poparcie dla rządu) – „Nie zasługują już na więcej szans, bo mieli 8 lat by się wykazać”. Stylizowane na zdjęcie do policyjnej kartoteki, przedstawiają  liderów listy krajowej „Jedności”: Mesterházyego (MSZP), Bajnaia (Razem 2014) i Gyurcsányego (DK), a więc głównych przeciwników w parlamentarnej rywalizacji. To najczęściej widoczna oznaka zbliżających się wyborów w Budapeszcie. Koalicja rządząca skupiła się na bezpośrednim przekazie do wyborców. Zapowiedziano zorganizowanie 119 spotkań w całym kraju podsumowujących dokonania rządu. W zeszłym roku premier Węgier wysłał do obywateli list w którym informował o obniżkach cen (kontrowersje budziło pomarańczowe tło łudząco przypominające barwy partii), a wspomniane Forum Jedności Obywatelskiej w styczniu broszurę „Siedem grzechów głównych koalicji Guyrscányego”.

Na niespełna miesiąc przed wyborami znakiem zapytania wydaje się wysokość zwycięstwa rządzącej koalicji. Sondaże pokazują tendencję do zwiększania popularności i powrotu do poparcia uzyskanego cztery lata temu, co przy „rewolucji ustawodawczej” i ilości potrzebnych reform jest znakiem niemocy opozycji i skuteczności Fideszu. Nawet przeciwnicy rządu przyznają, że w czasie ogólnoświatowego kryzysu Węgry na tle innych europejskich państw prezentują się nadzwyczaj dobrze. Produkt Krajowy Brutto wzrósł o 0,5 proc, w porównaniu do analogicznego okresu w 2012 roku (pierwszy kwartał), jesienna prognoza Komisji Europejskiej potwierdziła szacunki rządowe, że deficyt budżetowy nie powinien przekroczyć 3 proc. w najbliższych latach. Komisja prognozuje także wzrost węgierskiego PKB o 1,8 proc. w 2014 roku. W najnowszym sondażu Medián przeprowadzonym w dniu 4 lutego na pierwszym miejscu niezmiennie znajduje się Fidesz- KNDP z 51 proc. poparciem zdecydowanych wyborców, połączone siły liberalno-lewicowych partii sformowanych pod szyldem „Jedności” mogą liczyć na 30 proc, zaś na Jobbik chce zagłosować 13 procent obywateli. Szacunki pokazują wysoki wskaźnik osób niezdecydowanych, sięgający około 30 procent – to głównie o tę grupę stoczą batalię w najbliższych tygodniach węgierskie partie.

Sebastian Kęciek, Budapeszt

Za: Polonia Christiana – pch24.pl (2014-03-10)

Skip to content