Aktualizacja strony została wstrzymana

Posiedzenie z udziałem moonwalkera – 2

Powracam, ale w sposób mocno dygresyjny, jak będzie widać z tekstu poniżej, do rozpoczętego dawno temu „stenogramu” posiedzenia ZP ze S. Wiśniewskim (http://freeyourmind.salon24.pl/416196,posiedzenie-z-udzialem-moonwalkera-1) oraz do refleksji wokół relacji tego najważniejszego polskiego świadka „katastrofy smoleńskiej”. Przypomnę, że zakończyłem 1. cz. „stenogramu” w chwili, gdy polski montażysta, prezentując swój księżycowy materiał z pobojowiska, opowiada o wyjącym dźwięku karetek, o lądowaniu i odlocie samolotu, który moonwalker wziął za „prezydencki” (ten samolot, który niby wcześniej lądował, to właśnie był z Prezy…, to właśnie był samolot prezydencki – oni sobie gdzieś polecieli, bo było słychać, że odlatują i wrócili np., powiedzmy sobie pole-, polecieli w jakiejś sprawie technicznej i wrócili tyl-, wróciła tylko załoga na lotnisko. Stąd nie za specjalnie na początku mnie nie zdziwiło, żenie ma właśnie ciał w dużej ilości, no bo jak duży samolot, to wiadomo, ileś tam osób na pewno było, musiało być, ale o…, nawet zakładając, że ofiary były zupełnie gdzieś indziej, topowinny być typowe rzeczy, typu… fotele, rzeczy osobiste, walizki, jakieś elementy techniczne samolotu).

Wiśniewski mówi też o UAZ-ie, który zabrał go w siną dal (w tymże aucie moonwalker miał otrzymać sms-a z Polski, którego treść ujawniawali M. Krzymowski z M. Dzierżanowskim w swej książce (Smoleńsk. Zapis śmierci): TVP Info podaje, że w Smoleńsku rozbił się samolot z prezydentem. Jesteś na miejscu? (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/06/biae-plamy-smolenskie.html)), choć żadnego UAZ-a na moonfilmie nie widać. Nikt z parlamentarzystów na posiedzeniu ZP nie interesuje się tym wspomnianym wyżej lądowaniem „prezydenckiego samolotu”, nikt więc nie pyta, czy to „lądowanie” udało się może Wiśniewskiemu zarejestrować (podczas nagrywania mgły z parapetu hotelowego okna) i kiedy owo „lądowanie’” było słyszalne (w jakim stosunku czasowym lub chociaż kolejności było wobec innych „lotniczych zdarzeń” na XUBS). W wywiadzie dla Rz (13-04-2010) moonwalker sytuuje to „lądowanie”, dodajmy, „godzinę wcześniej”: [Nagle usłyszał pan huk samolotowych silników.] Tak, ale myślałem, że samolot leci pusty. Godzinę wcześniej wydawało mi się bowiem, że maszyna lądowała. Wówczas również słyszałem huk silników. Gdy więc usłyszałem go ponownie, myślałem, że nasza delegacja wylądowała już bezpiecznie, a samolot leci załatwić jakieś sprawy techniczne, na przykład zatankować, albo wraca do Polski i potem przyleci z powrotem po prezydenta (http://www.rp.pl/artykul/460798.html).

Pomijając już osobliwości tego tłumaczenia (wyglądałoby, że Wiśniewski opowiada o odlatywaniu, a nie przylatywaniu samolotu: leci zatankować; wraca do Polski), to problem w tym, że nie wiemy do jakiej godziny się moonwalker (w wywiadzie z 13-04) odnosi jako do punktu orientacyjnego. Czy chodzi mu o oficjalną (wtedy, w tygodniu żałoby) wczesną godzinę „smoleńskiej katastrofy”, czyli o 8:56, czy chodzi o „później ustaloną”, tj. 8:41, czy może o 8:38, kiedy to gubernator S. Antufjew miał słyszeć (ciekawe, w którym miejscu, bo amb. J. Bahr go na XUBS wśród oczekujących nie widział) nierealny, nienaturalny dźwięk silników samolotu i nagle zrobiło się cicho (http://freeyourmind.salon24.pl/286838,bilokacja-o-8-38), czy może o „godzinę Batera” (http://freeyourmind.salon24.pl/380030,medytacje-smolenskie-6-godzina-batera), czyli jakąś 8:36, czy jeszcze wcześniejszą? Odpowiednio bowiem otrzymywalibyśmy: 7:56, 7:41, 7:38 i 7:36 jako „godzinę wcześniej”, czyli godzinę „lądowania”, a potem odlotu „samolotu-widma”.

Zatrzymuję się przy tych kwestiach nie tylko ze względu na (wciąż niewyjaśnione) „manewry „Frołowa” (http://freeyourmind.salon24.pl/460465,frolow) i jakiegoś jeszcze „samolotu-widma” nad XUBS pokazanego przez parę sekund w Misji specjalnej z 5-05-2010, który to na pewno iłem-76 nie jest (http://freeyourmind.salon24.pl/493151,drzewa-mowia-prawde-lub-o-ladowaniu-w-konarach#comment_7421930) – ale też przywołując nerwową relację P. Wudarczyka z Polsat News, który opowiadał 10 Kwietnia, że gdy dziennikarze (wśród których i on był) lądowali jakiem-40, to startował jakiś statek powietrzny: Jak my lądowaliśmy, to startował jakiś samoloti nasz pilot z tego specjalnego pułku powiedział: „hu, duży zuch, jak on to zrobił, w ogóle bokiem, nie wiadomo” – znaczy on był zadziwiony, że on startował, ten samolot (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/05/by-jeszcze-jeden-samolot_31.html).

Niestety, zapracowany ZP nie znalazł czasu ani okazji, by kogokolwiek przesłuchać – czy to z załogi owego jaka-40, czy z pasażerów (zakładając, że poleciał jeden „jaczek” z dziennikarzami, a nie np. dwa), a przecież taki np. J. Mróz z TVN24, „zawrócony sprzed Katynia”, był na lotnisku już gdy „samolot zniknął z radarów”, więc miałby doprawdy co opowiadać. Poza tym Mróz widział się też osobiście z Wiśniewskim, i na relację moonwalkera się sam powoływał „potwierdzając telefonicznie katastrofę” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/07/top-secret.html), choć wnet miał ów reporter TVN spędzić parę godzin w pobliskich koszarach (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/06/biae-plamy-smolenskie.html); i faktycznie na zdjęciach „walczących z mundurowymi” polskich dziennikarzy, nie można znaleźć Mroza.

Źeby było jeszcze ciekawiej, o jakimś starcie (bez podawania typu samolotu) jest mowa między szympansami z dwóch wież smoleńskiego wojskowego lotniska (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/06/stenogramy-z-wiezy.html) i to o godz. 7.56 pol. czasu:

07:56:52 РПВиталь./Wital.
07:56:53 РПА у тебя там, с тем стартом тоже такая же жопа, да?/A u ciebie tam, z tym startem, też taka sama dupa, tak?
07:56:56 ПРП*Вообще ничего не видно /W ogóle nic nie widać.
07:56:58 РППонятно./Rozumiem.
07:57:00 А (нрзб)./ (niezr.)
07:57:01 РПВот когда, когда я ФСБшника принимал, такая же погода была (нрзб)./ A kiedy, kiedy przyjmowałem FSB-iaka taka sama pogda była (niezr.).
07:57:17 А (нрзб)./ (niezr.)
07:57:20 РПОтветил./Odpowiedziałem.
07:57:21 А (нрзб)./ (niezr.)
07:57:23 А (нрзб)./ (niezr.)
07:57:25 РПЕще раз./Jeszcze raz.

[*ПРП, „pomocnik kierownika lotów” – to szympans z zachodniej wieży na XUBS (http://freeyourmind.salon24.pl/352625,opowiesci-o-pewnej-tajemnej-wiezy) położonej, wedle wyliczeń „komisji płk. Latkowskiego”, ok. 2,5 km od wschodniej wieży szympansów; pojawia się on podczas korespondencji z PLF 031, gdy „Wosztyl” nieprawidłowo kołuje (07:16:04 ПРП 0-3-1 на 180./0-3-1 na 180.), oraz z „prezydenckim tupolewem” 08:39:37 ПРП Полоса свободна./Pas wolny.]

Jak czytamy w Ostatnim locie-2 (s. 212-213) „komisji płk. Latkowskiego”: Na lotnisku znajduje się również druga wieża kontrolna przy zachodnim progu pasa. Jej pracownik sprawdza stan tej części pasa startowego, która jest niewidoczna z pierwszej wieży, oraz to, jak po lądowaniu kołują samoloty podchodzące od wschodu. Obsługuje też samoloty lądujące od zachodu. Ta wieża nazywana jest dalszym startowym punktem dowodzenia lub zachodnią wysuniętą wieżą kontrolną (budynek na wzgórzu, 230 metrów na północ i 530 metrów na wschód od zachodniego progu pasa). W niej tego dnia znajdował się pomocnik lotów.

Wspomniałem jednak na początku notki o wypowiedzi Wiśniewskiego o słyszalnych karetkach na moonfilmie także dlatego, iż w wywiadzie dla G. Wierzchołowskiego i L. Misiaka tenże Wiśniewski w odpowiedzi na uwagę: Karetki na miejsce katastrofy jadą na sygnale. Musiał Pan je słyszeć mówi: Jedyny sygnał zarejestrowany na moim materiale to straż pożarna. Karetki – z tego, co pamiętam – nie jeździły na sygnale, tylko na migających światłach „kogutów” (cyt. za Musieli zginąć, s. 89). Mamy zatem dwie wypowiedzi (tę z posiedzenia ZP, i tę dla dziennikarzy śledczych szkoły Macierewicza) polskiego montażysty, które wzajemnie sobie przeczą. Przypomnę dla porządku z posiedzenia ZP: I tam właśnie ten dźwięk wyjący to są karetki, które przyjechały na miejsce.Bo tutaj akurat nie… one nie miały zbyt dużych szans podjechania, bo tu nie ma drogi bitej.

Kłopot w tym, że syreny (jakichś karetek), owszem, zbliżają się przez chwilę na ścieżce dźwiękowej moonfilmu, po czym zanikają (tak jakby auta jedynie przemykały się za plecami polskiego montażysty np. ulicą Kutuzowa). Nie ma więc sytuacji, w której dźwięki te w sposób ciągły narastają, co świadczyłoby o tym, że karetki dojeżdżają na „miejsce katastrofy”, tak jak słyszymy coraz głośniejszy burkot dojeżdżającego wozu „straży”. Z kolei w paradokumencie A. Gargas Anatomia upadku pojawia się opowieść jakiegoś leśnego dziadka smoleńskiego mówiącego głosem lorda Vadera o tym, że karetki pobłądziły między garażami i zostały zawrócone.

Autorzy Zbrodni smoleńskiej. Anatomii zamachu mieli zaś ustalić w ramach swojego śledztwa, że pogotowie smoleńskie nie wysyłało karetek (http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2012/02/FYM-Aneks-11.pdf, s. 8). Jak natomiast widzieliśmy w kwietniowym (2010) materiale Superwizjera (nakręconym „dzień po”), pracownice pogotowia miały być na „miejscu katastrofy” i w niedługim czasie doliczyć się „około 90 ciał”, które potem szybko były wynoszone na noszach (http://freeyourmind.salon24.pl/234632,film-swiadkowie) – a w Zbrodni smoleńskiej mogliśmy przeczytać, że ruskie służby specjalne wykorzystują karetki w charakterze osłonowym w swoich spec-operacjach (http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2013/02/karetki-s%C5%82u%C5%BCb-specjalnych.png). Sprawa karetek zatem oraz tego, kto z przedstawicieli autentycznych służb medycznych znalazł się na „miejscu upadku polskiego prezydenckiego tupolewa”, cały czas jest otwarta (w „raporcie Millera” jest raptem jedno zdanie odsyłające do „raportu MAK” w tej sprawie).

Wracamy jednak na posiedzenie ZP (luty 2011): (wyświetlany jest moonfilm, parlamentarzyści go oglądają z zainteresowaniem, zaś polski montarzysta kontynuuje po okrzyku pojawiającym się na ścieżce dźwiękowej: Kto tam snimajet? Zatrzymuje prezentację)

SW: I tutaj słychać już, już robi się, jak to się mówi, sytuacja niezręczna, jest pytanie w tle: Kto snimajet? I już się ktoś interesuje, że ktoś się, ktoś… niepowołany się kręci na miejscu katastrofy.

Przy tym momencie filmowej relacji warto się zatrzymać w kontekście niedawnego odkrycia czyjegoś zawołania, które, chyba przypadkowo, tj. przez czyjąś nieuwagę w montażowni, znalazło się w materiale dokumentalnym (www.youtube.com/watch?v=b6-fnxpIRQs) w Panoramie z 10-04 (http://freeyourmind.salon24.pl/493151,drzewa-mowia-prawde-lub-o-ladowaniu-w-konarach#comment_7423087) (por. też http://freeyourmind.salon24.pl/493151,drzewa-mowia-prawde-lub-o-ladowaniu-w-konarach#comment_7421885). Pokazane są tam niejako nałożone na siebie w ramach tzw. przebitek telewizyjnych, materiały R. Sępa i Wiśniewskiego i słychać pytania (blisko przy mikrofonie): Szto takoje? Szto ty gawarił?z polskim, twardym akcentem, nasuwające skojarzenia z głosem właśnie Wiśniewskiego (mówiącego po rusku na moonfilmie w stylu: Eto mój polski samoljot). Czy nie były one skierowane do któregoś ze „strażaków”, a potem „zniknęły” w postprodukcji? (Na moonfilmie, zauważmy, po tych wstępnych zaczepkach „strażaka” nie ma żadnych werbalnych reakcji Wiśniewskiego, polski montażysta udaje, jakby Kto tam snimajet nie było skierowane do niego i podąża dalej przez pobojowisko – co wydaje się dość dziwne w sytuacji, w której ktoś ze „strażaków” się nim zainteresował).

To, zaznaczam, przypuszczenie (dotyczące zniknięcia wypowiedzi moonwalkera), ale rzecz na pewno warta zbadania, zwłaszcza że o jakiejś dodatkowej rozmowie ze „strażakiem” opowiada na posiedzeniu ZP sam moonwalker:

Dopiero po jakimś czasie widać tam w głębi migają światełka (…) przyjechała straż pożarna. Dlaczego oni przyjechali tak późno, mimo tego, że byli tak blisko? Rzecz w tym, że prawdopodobnież i była sy… później pytałem tego strażaka – bo oni myśleli, że się zdarzył wypadek na szosie. Tam jest zaraz szosa wylotowa ze Smoleńska. I ta straż jechała tą szosą (oczywiście – samolot spadł na łączce paręset metrów od remizy, a straż wyjeżdża do wypadku, który zdarzył się na szosie – przyp. F.Y.M.), a tam nie da się po prostu zjechać, bo jest dość wysoki, wysoki jest nasyp. Chcę po… (?) I musieli zawrócić i pojechać od strony lotniska.

http://freeyourmind.salon24.pl/416196,posiedzenie-z-udzialem-moonwalkera-1

Rozmowy na temat „wypadku na szosie”, do którego miała jechać przylotniskowa straż, nie słyszymy na moonfilmie, a ZP też się tą konwersacją również nie zainteresował (czy np. Wiśniewski gdzieś przy innej okazji mógł pogadać z jakimś strażakiem, czy właśnie jeszcze na pobojowisku odbył taką konwersację, nim go odtransportowano pod główną bramę lotniska). Gdy na niedługo przed występami w sejmie Wiśniewski zrzucił poniszczone czerwonymi napisami o „prawach autorskich” swoje materiały z pobojowiska, to, przypomnę, pokazał je z drobnymi retuszami dotyczącymi np. wypowiedzi ja p…lę to nasz, której nie było słychać. Czy podobny retusz nie dokonał się jeszcze 10 Kwietnia w jakiejś sali montażowej, tak by zniknęło nie tylko Szto ty gawarił, lecz i jakieś inne dialogi dotyczące zaistniałej sytuacji na XUBS?

W Czerwonej stronie Księżyca starałem się dokładnie przeanalizować księżycową wędrówkę polskiego montażysty (http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2012/02/FYM-cz-1.pdf, rozdz. Niesamowite przygody pierwszego Polaka na ruskim księżycu, s. 91 i n.) i już wtedy zwracałem uwagę na nienaturalność całej sytuacji (ta nienaturalność wychodzi zresztą w relacji moonwalkera na posiedzeniu ZP), ale zagadkowe kwestie związane z pobytem Wiśniewskiego wcale nie straciły na aktualności, mimo upływu już dwóch lat od tamtego posiedzenia ZP. Parlamentarzyści wprawdzie dziwią się zdziwieniom moonwalkera na pobojowisku, nie drążą jednak jakoś szczególnie tych spraw, tak jakby wiedzieli, że zbyt głębokie wykopy w zeznaniach montażysty mogą ukazać po prostu ruską inscenizację katastrofy.

Postawmy się przez chwilę w sytuacji Wiśniewskiego – tj. co byśmy zrobili, gdybyśmy się znaleźli z kamerą na takim pobojowisku? Czy nie zapytalibyśmy przede wszystkim i po prostu, najkrócej rzecz ujmując: co się stało?Ktoś może powiedzieć, że przecież Wiśniewskiemu chodziło o zarejestrowanie jak najwięcej materiału z pobojowiska i na rozmowy nie miał czasu, a być może nie chciał zostać zdemaskowany lub zbyt wcześnie zatrzymany. To absurd. Polski montażysta przecież wcale się nie kryje ze swą kamerą. Ostentacyjnie filmuje to, co widzi – nie przemyka się gdzieś w oddali, chyłkiem, by nie zostać dostrzeżonym, tylko ładuje się centralnie (po przejściu przez okoliczne „stawy” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/08/wedrujac-przez-stawy.html) w okolice fragmentów samolotu i wałęsających się „strażaków”.

Musi więc wiedzieć, że wnet się nim zainteresują i musi mieć to „wkalkulowane” w swoje ryzykowne działania. Ponadto, jak doskonale pamiętamy z moonfilmu, właśnie w tym momencie, gdy Wiśniewski paraduje przed „strażakami”, jest on już po spotrzeżeniu statecznika z szachownicą – nie ma więc (i nie może mieć, skoro na głos to powiedział) żadnych wątpliwości, iż chodzi o polski samolot. Naturalnym więc zachowaniem byłoby dopytywanie gości, co się właściwie stało i o jaki statek powietrzny chodzi – jak też przede wszystkim: jakie są losy ludzi, którzy na tym pokładzie byli. Wiśniewski opowiadać będzie, że sądził, iż to pusty samolot, sama załoga, lecz właśnie o losy tej załogi w ogóle (jak przynajmniej by wynikało z moonfilmu) nie wypytuje „strażaków”.

Jego zachowanie więc jest nienaturalne do bieżącej sytuacji – nie zdradza żadnej paniki ani podenerwowania. Sam Wiśniewski przyzna, że dość rutynowo podszedł do filmowania, ponieważ nie był świadomy skali katastrofy, choć, jak wiemy, patrząc z okna hotelowego, miał nabrać przekonania, że doszło do wypadku jakiegoś małego samolotu (w domyśle przecież: nie polskiego). Na pytanie Misiaka i Wierzchołowskiego: Jak określiłby Pan tę eksplozję? – polski montażysta odpowiada: Jak na takiej wielkości samolot była ona mikroskopijna. Trochę większy huk jak przy zderzeniu samochodów (Musieli zginąć, s. 89). Każdy, kto brał udział w drogowej kolizji, wie o jaki dźwięk chodzi.

Świadek będzie na posiedzeniu ZP utrzymywał ponadto, że (do momentu otrzymania sms-a z Polski od koleżanki z TVP) nie wiedział, co to za samolot właśnie „spadł”. Ale czy w takim razie „strażacy”, których widział i z którymi mógł rozmawiać, też nie wiedzieli? Czy nie wiedziałby również „polski dyplomata” (niewidoczny na moonfilmie) nakazujący zabrać Wiśniewskiemu sprzęt i aresztować go (wedle relacji sejmowej, bo pod bramą lotniska 10 Kwietnia w wywiadzie „na gorąco” Wiśniewski o nim nie wspomina, tylko o „makarowie przy łbie”; w sejmie kwestia „makarowa” w ogóle się nie pojawia)? Tak to właśnie sprawa polskiego montażysty się komplikuje, im dokładniej się w nią zagłębiamy.

Natomiast w owej Panoramie z 10-04 (gdzie zaplątały się cytowane pytania po rusku, pasujące do Wiśniewskiego)pojawia się też, nawiasem mówiąc, taka informacja a propos „prezydenckiego tupolewa”: Samolot wyleciał z Warszawy o godzinie 6.50. Leciało nim 88 pasażerów, w tym najważniejsze osoby w państwie. Kilka minut przed lądowaniem utracono łączność z samolotem. Cytuję ją dlatego, że – zakładając za ppłk. B. Stroińskim i planem jego „prezydenckiego” lotu (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/06/plan-lotu-2.html) – długość czasu przelotu w granicach 65 minut – to ów samolot, który wystartowałby z EPWA o 6.50 byłby na XUBS o ca. 7.55. Czy lądowanie takiego samolotu słyszał we mgle Wiśniewski? Byłoby to mniej więcej „godzinę wcześniej” do pierwszej, oficjalnej pory „katastrofy smoleńskiej”, a więc godziny 8:56.

Byłoby to także jakiś kwadrans po drugim nieudanym przyziemieniu „Frołowa”, jak początkowo lokowano czasowo „katastrofę”: Źródła wojskowe podają, że 15 min przed lądowaniem prezydenta służby kontrolne lotniska zabroniły lądować wojskowemu Ił-76 ze względu na złe warunki. On odleciał gdzie indziej. Pilotowi prezydenta też nie zalecali lądować. Ale zabronić mu nie mogli (http://wyborcza.pl/1,105743,7752603,Odradzano_ladowanie.html). (Pasowałoby to również do relacji N. Bodina, M. Pyzy i innych, sytuujących „katastrofę” koło 8-mej pol. czasu (http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2012/06/FYM-Aneks-3.pdf, s. 18)). Nie pasowałoby jednak to „lądowanie” przed ósmą do relacji Wudarczyka, który miał widzieć start jakiegoś samolotu podczas lądowania jaka-40 – ono zaś miało być, wedle oficjalnych danych, o godz. 7.15. Możliwy jest jeszcze taki wariant, iż Wudarczyk nie widział startu polskiego samolotu, a jakiegoś ruskiego, jak i taki, że Wudarczyk nie lądował z kolegami na XUBS, lecz np. na witebskim UMII lub na smoleńskim LNX (skoro, jak wspominał P. Świąder, droga z lotniska do Katynia zajęła im prawie godzinę: http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/pawel-swiader/komentarze/news-pawel-swiader-boje-sie-powrotu-do-polski,nId,272706).

Wracamy do sejmu i do Wiśniewskiego, i tego, co moonwalker miał widzieć i słyszeć.

SW: …I też tempo pracy tych strażaków po-, utwierdzało mnie w przekonaniu, że to jest samolot, niestety, pusty – bez… yyy… że nie było tam dużej ilości osób. No bo jeśli…, właśnie oglądając trochę materiałów filmowych, montując przez ileś tam lat, to mniej więcej człowiek mniej więcej pamięta, jak wyglądają akcje ratownicze, że wszyscy biegają, jest ta nerwowość, poszukiwanie, pom…, próba pomocy ofiarom. A tu widać oni tak się kręcą, jakby się kręcili, jakby to po prostu sobie coś tam… nie tak wielkiego i nie z taką ilością osób się rozbiło.

[I zwróćmy uwagę, o co pyta szef ZP w tym momencie – przyp. F.Y.M.]

AM: Przepraszam, czy pan to porównuje do swoich doświadczeń z tego, co się działo w Kabatach?

SW: Też.

[Tymczasem aż się prosi o pytanie dotyczące tego wrażenia Wiśniewskiego, iż „wypadek” dotyczy pustego samolotu. Jeszcze chwilę temu na tymże posiedzeniu sam Macierewicz ustanawia „formułę”, by dopytywać wyłącznie o to, co widać na filmie, a tu, gdy okazja się nadarza, pyta naraz o Kabaty. I tyle – przyp. F.Y.M.]

(na filmie słychać: Uligat’. Nie snimaj niczewo.)

SW: No i tutaj jeden ze strażaków grzecznie prosi, żebym sobie poszedł, żebym nie przeszkadzał im w pracy. [To moje dieło. To moja rabota. Ja reportier.] [Da, da, da, da]. No, jak reporter, to proszę bardzo, mogę pracować (słychać nawoływania „strażaków” i podjeżdżanie drugiego wozu).

Posłanka Sikora: Przepraszam bardzo, chciałam zapytać, czy ten płomień, który widzimy, to, to na resztkach samolotu, czy to trawa po prostu się pali?

(wychodzi posłanka Zuba)

SW: Proszę miłej pani, wydaje mi się, że to jednak już paliły się fragmenty samolotu. Bo akurat trudno mi powiedzieć to jednoznacznie, bo z tej odległości…to trudno określić, a niestety do tego miejsca nie miałem możliwości dotrzeć.

(tu już obraz z kamery sugeruje, że jest ona zwrócona obiektywem w dół, tak jakby moonwalker nie chciał filmować lub nie mógł, bo np. został przygięty do ziemi przez kogoś. Przypomnę, że na filmie 10.04.10 „mechanik samochodowy” I. Fomin twierdził, że widział, jak omonowcy Wiśniewskiego złapali i dostał w twarz – nie słychać jednak żadnego uderzenia w tym momencie, gdy moonwalker przechodzi w okolicy wozów; tym niemniej w chwili, w której polski montażysta jest najbliżej wrakowiska – nie jest ono w ogóle pokazywane. Nie jest filmowane ono tak, jak jeszcze niedawno kadrowani byli „strażacy” na polance, zaś w „zonie Koli” widzimy tylko rozmigotane, chaotyczne ujęcia: http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/moonwalker-w-zonie-koli.html)

SW: [Mużczina!] O – i ten głos „mużczina” to już o… już FSB i FSO… już dobiegają do mnie, żeby… [Mużczina!] [Ujdi odtuda!] [Eto moja rabota, ja repo-]. No i tu akurat nastąpił moment. [U mienia akredytacja]. [Może…] Akurat widać na tym na godzinę 8.56 to była godzina zatrzymania mnie… (niezr.: [praktycznie?])… koniec możliwości nagrywania. Czyli… Czyli to potwierdza, że o tej godzinie nie mógł się samolot, niestety, rozbić, no bo akurat już dawno było po fakcie

[To „potwierdzenie” jest ciekawie skonstruowane: „zegar kamery” potwierdza to, że o danej godzinie nie doszło do katastrofy, ale przecież Wiśniewski nie wyjaśnia: w jaki sposób ustawił czas w kamerze, który naniósł na obraz ani też dlaczego z takim zegarem nie wyemitowano jego materiału w telewizjach 10 Kwietnia – przyp. F.Y.M.]

SW (tonem sprawozdawcy sportowego): I tu mnie właśnie wyprowadzają funkcjonariusze OMON-u [Macierewicz już nie ogląda, tylko sobie porządkuje papiery – przyp. F.Y.M.] i za chwilę będzie szarpanina z… z funkcjonariuszem yyy… z FSO, z Federalnej Służby Ochrony. To jest taki nasz chyba BOR, jak dobrze pamiętam. On się wylegitymował, dlatego wiem, tym bardziej się przedstawił i… prosił o to, żeby oddać kamerę. [Akredytacju. Kamieru siuda.] [Za ciem wam kamera?] [Fedierialna Służba Ochrony – kamiera.] [Eto mój polski samololjot.] [Wierniom. Kamieru oddaj.] [Za ciem wam ta kamera?] [Za tiem.] Za tiem, i wsio. [Sumku. Od polskiej strany wierniom pa sumku] [Macierewicz znowu ogląda moonfilm na sejmowym telebimie – przyp. F.Y.M.] I też była dyskusja, że oni, ich nie interesuje, co ja tu robię, ich nie interesuje, (niezr.) że jest tam akredytacja, że jestem – powiedziałem – polskim dziennikarzem, bo że montażystą to mogliby nie zrozumieć. I tu właśnie próbowałem zostawić kamerę włączoną. I w tym mom-, w międzyczasie yyy… oddając… tą kasetę, którą miałem przygotowaną na wszelki wypadek, żeby ewentualnie oddać, ewentualnie na zapas. No i w ten sposób akurat tyle co udało się zarejestrować.

Posłanka Sikora: Czyli z tego, co rozumiem, oddał pan jakąś pustą kasetę, a nie tą…?

SW: No, niestety, nie pustą, tylko z tego, co… bo nie mogę się doszukać, to była kaseta, która dwa dni wcześniej, którą nagrywałem przylot samolotów premier-, premierowych.

Posłanka Sikora: A, rozumiem, ale nie tę, na której (niezr.)…

SW: Nie, nie, nie, nie. Tu akurat szczęście w nieszczęściu, że akurat, to właśnie dzięki kolegom operatorom, z którymi miałem przyjemność kilka razy pracować. Powiedzieli: jak masz problem, zawsze sobie bierz jakąś kasetę tzw. wabia.

Posłanka Sikora (śmiech).

SW: …że pokazujesz demonstracyjnie, tak jakby…

Posłanka Sikora: Proszę bardzo, to…

[Macierewicz po raz kolejny porządkuje papiery – przyp. F.Y.M.]

SW: …pokazanie demonstracyjne, że chowam kamerę do torby i przy okazji wyciągając z torby kasetę…

Posłanka Sikora: Nasi…

AM: Obawiam się, że…

Posłanka Sikora: …w Polsce…

AM: …to jest ostatni moment, kiedy będzie można zastosować tę o… metodę, więc…

SW: Yyy…

Posłanka Sikora: Panie przewodniczący…

AM: …niech pan rozważy…

Posłanka Sikora: …wyraźnie widać, że…

SW: Ale tyle razy ten numer…

Posłanka Sikora: …polscy operatorzy są dużo lepsi niż…

AM: Dobrze.

Posłanka Sikora: nasze Jamesy Bondy.

SW: Ale to jest tak zwany stary numer, który wielokrotnie się sprawdził.

AM: Proszę państwa, rozumiem, że ten, to jest koniec zapisu. Tak?

SW: Tego zapisu, który był z miejsca katastrofy.

AM: Dobrze, w takim razie zamykam. Bardzo, bardzo dziękuję. Zamykam tę część, przechodzimy do pytań i jeżeli państwo pozwolą kilka pytań takich formalnych z mojej strony, dobrze?

I po mozolnej, żmudnej, przydługawej prezentacji, przerywanej jeszcze dopytkami na temat i nie na temat, uwagami szefa ZP oraz monologami samego Wiśniewskiego, Macierewicz przechodzi właśnie do swojej serii pytań. Interesować go będzie wyłącznie jedno: czy film zmontowano. Z pozoru to zainteresowanie wydaje się zupełnie zrozumiałe – montowany materiał od razu może budzić podejrzenia, co do wiarygodności – zwłaszcza w tak poważnej sprawie, jak 10-04. Czy jednak to pytanie nie powinno być postawione na posiedzeniu przed tą blisko półgodzinną prezentacją parominutowego wideo?

Co więcej, jeśliby od razu wyszła na jaw sprawa, iż moonfilm (w tej wersji zaprezentowanej na posiedzeniu ZP, bo 10 Kwietnia krążyły generalnie wersje skrócone, a na pewno bez tego wstępnego fragmentu z „symbolicznym strzałem drzewa”) przeszedł proces subtelnego montażu i postprodukcji, to właściwie można byłoby sobie darować detaliczną prezentację tego wideo, tylko skoncentrować na osobistej relacji moonwalkera. I jeszcze jedno: jeśli Macierewicz chciał ustalić, że film jest zmontowany, a w związku z tym niewiarygodny, to dlaczego na samym początku posiedzenia ZP uznał czas podawany na moonfilmie za tak niezwykle ważny (http://freeyourmind.salon24.pl/416196,posiedzenie-z-udzialem-moonwalkera-1)? Przecież, konsekwentnie idąc za przesłanką o zmontowaniu materiału, należałoby w takim razie odrzucić parametry czasowe doklejone do niego przez Wiśniewskiego ileś tam dni (jeśli nie tygodni) „po katastrofie”.

AM: Po pierwsze, czy to, co widzieliśmy było przez pana, bądź przez kogoś innego, jakkolwiek montowane? Czy to jest zapis ciągły? Czy to jest zapis w jakikolwiek sposób montowany?

SW: Jedyna operacja, która, gdzie nie ma ciągłości, powiedzmy, zapisu, to jest na początku, gdy zmieniałem rodzaj standardu – z longplay na stadardplay.To jest jedyna i ten. Materiał nie jest w żaden sposób i… montowany. Sam fakt, że dałem materiał, powiedzmy, oryginalny, z komentarzem i z tymi… mało wyszukanym pojęciem, którego się na ogół zwyczajowo nie używa w kulturalnym towarzystwie, świadczy o tym, że to materiał jest oryginalny, bez żadnej manipulacji. Tym bardziej – mając świadomość tego, co robię, gdzie robię i dlaczego to robię… a jeszcze mając świadomość tego i odpowiedzialność, że jestem montażystą i każdy jeden, który by się o tym dowiedział, mógł mi zarzucić: przepraszam, a może żeś facet na przykład to zmontował albo zmanipulował? Dlatego kamera cały czas pracuje, pokazuje wszystko, poka-, cały czas, żeby nie było sugestii, że autor, czyli w tym wypadku chodzi o mnie – jest to po prostu jakaś, jakaś, jakaś ściema czy jakiś element, który jest niewiarygodny. Nie mogę sobie pozwolić na po prostu pokazywanie materiału, który jest niewiarygodny lub sfałszowany z banalnego [ponownego?] powodu – bo w tym momencie jestem osobą niewiarygodną.

AM: Proszę pana, ponieważ ten materiał ma yyy… wielostronnę wartość dowodową yyy… wiem naprawdę, począwszy od czasu, przez ewidencję szczątków i kształtu katastrofy, co jest niesłychanie istotne – w związku z tym raz jeszcze zadam pytanie, bo być może czegoś nie zrozumiałem. Czy ta zmiana formatu, o której pan mówi, dotycząca początku filmu, oznacza jakąkolwiek zmianę ciągłości zapisu?

SW: To jest przerwa raptem dziesięciu, piętnastu sekund, żeby [niezr.]… ustawić z jednego, z jednej funkcji na drugą i to jest wszystko.

AM: Czyli krótko mówiąc, ma pan – jest nieciągłość 10 do 15 sekund, podczas których różne rzeczy się działy, których kamera nie rejestruje, tak?

SW: Znaczy…

AM: …W których nie jest nam pokazany obraz.

SW: No, niestety, ale akurat w tym momencie, gdy akurat nastąpiło ta zmiana tej funkcji, nn…, można powiedzieć, przepraszam za śmiałość, ale nic szczególnego się nie zdarzyło.

AM: To jest osobna dyskusja.

SW: Tak, ale tak generalnie rzecz biorąc…

AM: …Szczególność może być różnie oceniana.

SW: Tak ale nawet widać po przeskoku czasu na… [Wiśniewskiemu chodzi o czas kamery – przyp. F.Y.M.] na… obrazie, że to po prostu trwało dość krótko. I to nie był zamiar typu np. niepokazania czegoś. Tak bo jak niektórzy sugerowali, że po tym strzale czy po tym trzasku ktoś strzelał do mnie albo ja się po prostu przestraszyłem i ktoś mnie zmusił np. do wyłączenia tej kamery.

[Aż się prosi by zapytać tu o historię z „makarowem przy łbie” – przyp. F.Y.M.]

AM: Bo ta przerwa jest właśnie po tym yyy… dźwięku, który pan…

SW: Po tym trzasku, tak.

AM: …relacjonuje jako trzask, a jak pan uważa, są tacy, którzy myślą, że to jest co innego, tak?

SW: Tak, bo każdy szuka czego, co by jemu w jakiś sposób yyy… Jak ktoś czegoś nie wie, czegoś nie dosłyszy, to ma taki dziwny zwyczaj, że sobie dopowiada. Akurat mówię…

AM: Ale w każdym razie wtedy jest przerwa.

SW: Wtedy jest przerwa po prostu…

AM: Jasne.

SW: …wynikająca tylko, powiedzmy, tylko i wyłącznie z przyczyn technicznych, żeby ten materiał był jak najlepszej jakości.

Czemu więc tak bardzo Macierewiczowi zależy na unieważnieniu moonfilmu i uczynieniu z Wiśniewskiego niewiarygodnego świadka? Przede wszystkim dlatego, że z opowieści polskiego montażysty wyłania się nie tyle historia lotniczego wypadku „prezydenckiego tupolewa”, co sprawa ruskiego oszustwa związanego z „katastrofą smoleńską”. Załóżmy jednak na chwilę, że szef ZP miałby rację – tzn. materiał wideo montażysty należałoby z tych czy innych względów uznać za niewiarygodny. W związku z tym nie miałoby najmniejszego sensu dopytywanie o detale widziane na moonfilmie. Należałoby raczej przepytywać świadka najpierw gruntownie pod kątem tego, dlaczego i w jaki sposób sfałszował swoje materiały? Co w związku z tym chciał ukryć? Itd. Tak się jednak nie dzieje. Dla każdego, kto choć raz przesłuchał/obejrzał to posiedzenie, jasne jest, że koncentruje się ono nie tylko właśnie wokół moonfilmu, ale też wokół parokrotnie przywoływanej sceny „widzenia katastrofy”, której nie udało się złapać w obiektyw (por. też: http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2012/05/problem-filmu-z-upadkiem-samolotu.html).

Mnóstwo wątków, które sygnalizuje Wiśniewski, parlamentarzyści omijają zaś szerokim łukiem. Nie dopytują o „lądowanie” słyszane przed „przylotem prezydenckiego tupolewa” przez moonwalkera, o autokary z oczekującymi delegacjami (oficjalnie przecież zaledwie garstka ludzi z Polski miała czekać – zresztą spośród tych oczekujących jedynie M. Wierzchowskiego przesłuchać zdołał ZP), o „makarowa przy łbie”, o rozmowę o „wypadku na szosie” ze „strażakiem”, o to, czy Wiśniewski 10 Kwietnia filmował coś z okna już „po katastrofie” (skoro pokazuje im on migawkę z 11-04 ze słoneczną pogodą), o nagrane/nienagrane dźwięki jaka-40 na mgielnym sitcomie, o pierwszą klatkę z tego materiału „parapetowego” (tj. od której dokładnie Wiśniewski zaczął filmować „mgłę”), o dźwięk syreny z filmiku Koli (http://freeyourmind.salon24.pl/482537,syrena-lesna) (http://freeyourmind.salon24.pl/278778,syrena-ruska) itd. itd. Posiedzenie ZP jest chaotyczne i bezowocne, a po twarzach i zachowaniach części jego uczestników widać, że się zupełnie nudzą przesłuchiwaniem najważniejszego świadka, tak jakby lepiej od niego wiedzieli, co zaszło lub też jakby niewiele ich to obchodziło, co Wiśniewski ma do powiedzenia.

Tymczasem problemem w przypadku moonfilmu nie jest to, w jaki sposób zostało to wideo zmontowane, lecz to kiedy (dzień, godzina, minuta, sekunda) zostało nakręcone i co dokładnie zostało na nim (nawet fragmentarycznie) pokazane. Pod koniec posiedzenia ZP pojawia się wprawdzie rozmowa o „przebierańcach”, ale pozostaje ona w zawieszeniu – podczas gdy to właśnie od niej z powodzeniem mogło się zacząć całe wysłuchanie Wiśniewskiego, na zasadzie: skoro miał pan być już o 8.48 na pobojowisku i tam już miał stać wóz strażacki z przebierańcami, to nasuwa się podstawowa wątpliwość: albo nie pojawia się pan o owej godzinie 8.48 z kamerą na polance, albo to, co pan filmuje, nie jest krajobrazem czy sytuacyjnym planem po „lotniczej katastrofie z 8.41”, bo „raport MAK” podaje, że straż przybyła pierwszym wozem dopiero o 8.55. Taki powinien być punkt wyjścia posiedzenia ZP z udziałem moonwalkera.

Należałoby ponadto dorzucić w tym kontekście kwestię wczesnej, oficjalnej „godziny katastrofy”, tj. 8.56 ewentualnie 8.50, podawanej w mediach 10-04. Jeśli bowiem weźmiemy pod uwagę to, że telefoniczna rozmowa Bahra stojącego na pobojowisku z dansingbubkiem z „centrum operacyjnego” MSZ odbywa się (wg oficjalnych danych: http://www.rmf24.pl/raport-lech-kaczynski-nie-zyje-2/fakty/news-msz-ujawnia-smolenskie-rozmowy-sikorskiego,nId,595431) blisko 10 minut po 9-tej, to przecież wychodzi to aż PÓŁ GODZINY po „upadku prezydenckiego tupolewa” (jeśli mielibyśmy za punkt odniesienia przyjąć „godzinę Morozowa”, a więc 8.40/8.41). Pół godziny straż, za którą miał jechać Bahr z rajdowcem G. Kwaśniewskim za kierownicą, szukałaby „miejsca katastrofy”? Pół godziny? Chyba w wariancie podróży ze smoleńskiego Jużnego na Siewiernyj (a o takiej w „raporcie MAK” też jest mowa, przy czym jest podane, że jakaś straż wyjechała z LNX, a dojechała na XUBS po 44 minutach, co ze sporym zaskoczeniem konstatowano w polskich Uwagach do „raportu MAK” http://freeyourmind.salon24.pl/345616,uwagi-do-uwag), a nie z płyty lotniska Siewiernyj na „polankę” za murem.

Jak zwracałem uwagę w Czerwonej stronie Księżyca jest zupełnie niemożliwe, by Ruscy zwlekali 15 minut z dotarciem na „miejsce katastrofy” – tym bardziej pół godziny. O wiele bardziej prawdopodobne wydaje się raczej to, że (zgodnie z pierwotnymi doniesieniami) na XUBS ogłoszono katastrofę o 8.56 i wtedy „ruszyła akcja ratownicza”, ruszyła w tym sensie, że gdy już polscy świadkowie mogli przybyć na „polankę”, owa „akcja” trwała, tj. widać było wozy „strażackie”, jak też stał już na pobojowisku (widoczny na filmie R. Sępa, kręconym zapewne w okolicach 9.30 pol. czasu) wóz dowodzenia, o którym wspominał w wywiadzie dla NDz Bahr (http://stary.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100604&typ=po&id=po31.txt):

NDz: Prawdą jest, że na miejsce katastrofy przez kilkadziesiąt minut nie przyjeżdżała żadna karetka pogotowia?
JB: – Nie wiem nic na ten temat. Tam, gdzie się znajdowałem, nie było karetki.
NDz: Z tego miejsca widział Pan wozy strażackie?
JB: – Tamten teren jest nierówny. Ze swojego miejsca widziałem jedynie wóz, który – jak później mi wytłumaczono – był czymś w rodzaju centrum dowodzenia. I ten wóz oddzielał nas od tego miejsca, gdzie znajdowała się główna część samolotu. Nie widziałem karetki, tylko wóz strażacki, za którym też jechaliśmy.

Nie muszę przypominać, że u Wiśniewskiego tego wozu w ogóle nie ma, a moonwalker, jeśli wierzyć „zegarowi kamery”, miał zostać zwinięty na pobojowisku o 8.56. Jeśli jednak Bahr, będąc w okolicach wraku już parę minut po 9-tej (skoro koło 9.07 rozmawiał stamtąd z gostkiem z „centrum operacyjnego” MSZ), widział ten wóz, to biała ciężarówka musiałaby stać tam od jakiegoś czasu. Jeżeli zaś moonwalker faktycznie miałby być do 9-tej na polance (co wydaje się mało prawdopodobne, jeśli miał być potem pół godziny/godzinę „przetrzymywany” przez ruskich mundurowych), to zauważyłby przyjazd ciężarówki. Ta zresztą musiałaby się dotoczyć na „miejsce katastrofy” właśnie tą drogą, którą przybyły wozy „straży” i którą zapewne odtransportowano UAZ-em Wiśniewskiego. Przy okazji, gdy moonwalker mija pierwszy z tych czerwonych wozów, nie widać twarzy Rusków, z których jeden popala papieroska podczas „akcji”, ale za to nr rejestracyjny straży widać dokładnie: 1228 CMM (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/10/kolekcja-strazacka.html). Można by sprawdzić, czy są to autentyczne numery danego wozu ze Smoleńska (z pobliskiej remizy), czy nie. To już by był jakiś trop.

Strażacy smoleńscy nie chcieli jakoś rozmawiać z autorami Zbrodni smoleńskiej ani też ze znakomitą dziennikarką śledczą szkoły Macierewicza, Gargas (vide Anatomia upadku). Jest to strażackie milczenie dość zastanawiające, skoro jeden ze strażaków, niejaki kpt. A. Muramszczikow (o ile to w ogóle realna postać, a nie byt fikcyjny, stworzony na potrzeby moskiewskiej narracji powypadkowej), tak wiele swego czasu miał do opowiedzenia Moskiewskiemu Komsomolcowi jako ten, który pierwszy przybył na „miejsce katastrofy”: http://fakty.interia.pl/raport-lech-kaczynski-nie-zyje/aktualnosci/news-wstrzasajaca-relacja-strazaka-z-katastrofy-tu-154m,nId,887990. Nie wchodząc w szczegóły tej obszernej Muramszczikowa, relacji, która wciąż dostępna jest pod tymże linkiem, zacytowałbym fragment związany z oczekiwaniem na XUBS:

7 i 10 kwietnia, kiedy to przylatywały delegacje rządowe, we wzmocnionym składzie pełniliśmy służbę bezpośrednio na pasie startów i lądowań. Środki bezpieczeństwa podjęto bezprecedensowe [na czym polegały? – przyp. F.Y.M.]. Gdy wylądował Jak-40 polskiego Ministerstwa Obrony [dziwne określenie – czemu nie specpułku? – przyp. F.Y.M.], warunki pogodowe nie były jeszcze krytyczne. Wkrótce z lewej strony [tzn. od zachodu? – przyp. F.Y.M.] nadleciał nasz transportowiec. W tym samym momencie jeden ze strażaków w moim samochodzie rozbił termos z lustrzanego szkła. Pamiętam, że jęknąłem: „To zły znak!”. Kiedy nasz Ił-76 odleciał na zapasowe lotnisko [na zapasowe? – przyp. .F.Y.M], wszyscy odetchnęli z ulgą [ani słowa o ryzykownych manewrach „Frołowa” – przyp. F.Y.M.]. Po 40 minutach usłyszeliśmy nadlatujący samolot prezydencki. Na lotnisku wcześniej stacjonowały myśliwce. Gdy startowały i pokonywały barierę dźwięku, słychać było trzask. 10 kwietnia rano też usłyszeliśmy bardzo podobny dźwięk i początkowo nie przywiązywaliśmy do tego żadnego znaczenia. Ogłuszającego wybuchu nie było. Był głuchy trzask – to wszystko. Spod wieży kontrolnej ruszył samochód terenowy; chłopcy powiedzieli, że spadł samolot. Gdzie dokładnie, nie było jasne. Pokazali nam tylko ręką kierunek.

W tej relacji (na ile wiarygodnej, to osobna sprawa) pojawia się znowu dziwne oszacowanie odległości czasowej między odlotem „Frołowa”, a przylotem „prezydenckiego tupolewa”. Zauważmy zresztą, iż nie ma tu mowy o dźwięku towarzyszącym przylotowi statku powietrznego, tylko o głuchym trzasku przypominającym odgłos pokonywania bariery dźwięku przez myśliwiec. Muramszczikow nie wspomina także o tym, by nadlatujący samolot był jakoś widoczny. I co najdziwniejsze w tym wszystkim, wyznaje on: początkowo nie przywiązywaliśmy do tego żadnego znaczenia, powiada a propos głuchego trzasku. To dodatkowo wzmacniałoby tezę, że po prostu nie było słychać przylatującego Tu-154M – w przeciwnym bowiem razie przecież nawet największy ruski młot byłby w stanie pokojarzyć, że głuchy trzask po odgłosach podchodzącego do lądowania samolotu równa się twarde przyziemianie albo nawet katastrofa.

Nasz pododdział – dwa wozy strażackie i samochód gaśniczy z lotniska – ruszył na miejsce katastrofy od strony drogi. My z oficerem Federalnej Służby Ochrony (FSO) pojechaliśmy po pasie startowym. Potem porzuciliśmy pojazd; dalej przedzieraliśmy się przez krzaki i las. Widzieliśmy już dym unoszący się nad wierzchołkami drzew. (…) W różnych częściach lasu można było dostrzec ogień. Wybuchu nie było. Iskrę mogły dać urządzenia elektryczne samolotu lub pracujące silniki. Wszędzie – kałuże paliwa lotniczego. Strażacy przedzierali się przez las i bagna. Nasz kierowca Dmitrij Nikonow, który dopiero co skończył 25 lat, piłą spalinową torował drogę. Na miejsce dotarł cały podrapany, we krwi. Ale kto wtedy myślał o sobie? Chłopcy gołymi rękami wyciągali samochody z bagien. Wszyscy rozumieliśmy, że jeśli nie zalejemy pianą paliwa, to nie będzie czego chować. Ogniska pożarów zostały zlikwidowane w ciągu 10 minut.

Ten fragment, tak jak i relacja Muramszczikowa o dzwoniących komórkach na pobojowisku (Nie było słychać ani krzyków, ani jęków. W złowieszczej ciszy w kieszeniach zabitych dzwoniły tylko telefony komórkowe – słychać było poloneza Ogińskiego, pełnego wigoru krakowiaka…), wygląda już na klasyczną opowieść dziwnej treści, nic z tego bowiem nie widzimy ani nie słyszymy na moonfilmie Wiśniewskiego. Sam moonwalker zresztą opowiada, zarówno podczas posiedzenia ZP, jak i w rozmowie z Wierzchołowskim i Misiakiem (Musieli zginąć, s. 88), że ani przez chwilę nie czuł paliwa lotniczego. Nie trzeba świadectwa Wiśniewskiego; wystarczy wszak spojrzeć na Ruska, co stoi przy wozie strażackim i pali spokojnie papierosa (nawiasem mówiąc M. Wierzchowski, który z kolei miał czuć zapach paliwa, telefonując z pobojowiska do J. Sasina, też miał palić papierosa: http://freeyourmind.salon24.pl/401203,tajemnice-smolenska).

Jako zagadkę i zarazem mało chyba znaną ciekawostkę dodałbym w tym miejscu fragment relacji Wierzchowskiego właśnie, który to prezydencki urzędnik miał… nie widzieć „tych strażaków”:

MW: (…) Jest jakiś taki filmik, który… gdzie tam strażacy dogaszają, tak?

(Posłanka Kruk): Tak.

MW: To, to, to…

(Posłanka Kruk): Tego Wiśniewskiego z TVP.

MW: Tak… no to… to mówię… te… yyy… to mi bardzo utkwiło… znaczy…Ja nie widziałem tych strażaków, ale właśnie taki, taki, taki… widok tego… miejsca tego katastrofy… tak mi utkwił… yyy…

Z perspektywy czasu to wyznanie Wierzchowskiego (grudzień 2010) może się wydać zdumiewające, lecz weźmy pod uwagę to, iż prezydencki urzędnik mógł nie wiedzieć, jakie parametry czasowe Wiśniewski wstawił do swego filmu. Wprawdzie sam Wierzchowski w okolicach 9-tej (pol. czasu), będąc już (jak można sądzić) na pobojowisku miał telefonować do dwóch osób w dwa różne miejsca – do Warszawy i do Katynia. Jak pisali dziennikarze śledczy szkoły Macierewicza: przed 9-tą telefon od Wierzchowskiego otrzymał M. Grodzki („wielki nieobecny” na przesłuchaniach ZP): Około godz. 9 zadzwonił do niego Marcin Wierzchowski, kolega z kancelarii, który oczekiwał prezydenta na płycie smoleńskiego lotniska. Michał Grodzki do dziś dokładnie pamięta tę rozmowę: – To nie był głos, to był jęk rozpaczy. Marcin powiedział, że samolot się rozbił, że wszyscy zginęli. Pan Prezydent, Kasia Doraczyńska, wszyscy (http://www.panstwo.net/333-rozdzial-v-przed-wylotem). Wedle relacji Sasina zaś, Wierzchowski miał do niego telefonować koło 9.05 (http://freeyourmind.salon24.pl/404659,2-przesluchanie-sasina-cz-1).

Co z tego dla nas wynika? To przede wszystkim, iż Wierzchowski powinien widzieć mniej więcej to samo co Wiśniewski, jeśli mniej więcej w tym samym czasie obaj świadkowie by na miejscu (czyli w zonie Koli) byli. Ponadto powinni się widzieć nawzajem. Do żadnej konfrontacji tych świadków jednak niezwykle przezorny szef ZP nie doprowadził na przestrzeni lat, skazani więc jesteśmy na domysły. Jakie? Takie chociażby, że film Wiśniewskiego jest nakręcony dużo wcześniej aniżeli w podawanych przez moonwalkera godzinach 8.49-8.56, a w związku z tym „katastrofa smoleńska” zaszłaby także dużo wcześniej(przypominam, że A. Wosztyl miał słyszeć „silniki tupolewa podchodzącego do lądowania” w okolicach 8.35 http://www.panstwo.net/335-rozdzial-vi-%E2%80%93-katastrofa; zaś red. W. Bater 10 Kwietnia wyliczał „moment katastrofy” na 8.36, por. też http://freeyourmind.salon24.pl/380030,medytacje-smolenskie-6-godzina-batera).

Jeśli Wierzchowski telefonuje do Grodzkiego do Polski przed 9-tą (zakładając, że Grodzki tu mówi prawdę), to musi już być na pobojowisku od paru minut i zarazem musi wcześniej, po oglądzie sytuacji, wystukać numer do kolegi z prezydenckiej kancelarii oraz uzyskać połączenie. Odejmując te parę minut możemy w ten sposób otrzymać godzinę ca. 8.56. Zgadzałoby się to z „godziną uruchomienia syren lotniskowych” na XUBS 10 Kwietnia i z tym, że ów Wierzchowski, jak zeznaje, miał słyszeć syrenę z filmiku Koli w lesie, do którego dobiegł przez błota za trzema felczerami: (http://freeyourmind.salon24.pl/482537,syrena-lesna). Jak jednak wiemy z kolei z filmiku Wiśniewskiego, tej syreny nie słychać, gdy moonwalkera biorą za bary omonowcy (czyli wedle czasu kamery: 8.56). Ewidentnie więc „one moment in time”, czyli chwila polskiego montażysty oraz chwila prezydenckiego urzędnika, mimo że powinny być zlokalizowane w tym samym mniej więcej miejscu na „polance” przylotniskowej, zupełnie się rozmijają. Kto z tych dwóch świadków mija się z prawdą? Niewykluczone, że obaj naraz, choć każdy w innym nieco obszarze i z innych powodów.

Ta późna godzina ogłoszenia „katastrofy smoleńskiej”, tj. 8.56, nie jest niczym nadzwyczajnym (nie tylko ze względu na to, co podawano w mediach), wszak, jeśli sięgniemy do relacji A. Kwiatkowskiego, prezydenckiego akustyka, który miał być na XUBS rano 10-04 i czekać na przybycie delegacji prezydenckiej, ale (zapewne szczęśliwie dla siebie) „wylądował” akurat w Katyniu wraz z głównym akustykiem Sasinem, podanej w książce Mgła, to Wierzchowski jeszcze z lotniska miał dzwonić do nich, informując, że doszło do jakiejś awarii samolotu (s. 88). Wprawdzie Sasin nic o tym telefonie nie wspomina, lecz wiemy, że akurat prezydencki minister ma wyjątkowo wybiórczą pamięć „smoleńsko-katyńską” i przy różnych okazjach różnie odtwarza różne wydarzenia (http://freeyourmind.salon24.pl/315681,zelig-ii-lub-syndrom-smolenski).

Z kolei ta późna godzina, tj. 8.56, pasowałaby też do dość późnego pojawienia się na miejscu borowców. Ci zresztą, gdy przybywają na lotnisko, to zrazu, jeśli wierzyć temu, co powiedział redakcji NDz jeden z nich, dowiadują się, że „nie wiadomo, co się stało”: Na Siewiernyj dotarliśmy pół godziny po upadku samolotu. Początkowo nie było do końca wiadomo, co tak naprawdę się stało (http://www.bibula.com/?p=54030, por. komentarz redakcji Bibuły pod tymże tekstem z NDz). Jak wiemy wszak z relacji Sasina (mającego gnać z borowcami na XUBS), jeszcze o godz. 9.05 jest on przy cmentarzu w Katyniu i zapobiegliwie telefonuje do żony, by ją uspokoić, żeby się nie denerwowała, gdyby coś mówiono o nim w telewizji (http://freeyourmind.salon24.pl/404659,2-przesluchanie-sasina-cz-1). Niemożliwe zatem, by o 9.11 (tj. „pół godziny po upadku samolotu”, licząc ten „upadek” od 8.41 był z borowcami na Siewiernym. Krzymowski z Dzierżanowskim podają w swej książce, że pierwsze zdjęcie zrobione przez borowców na pobojowisku pochodzi z godz. 9.26, to zaś pasowałoby do czasu pół godziny po ogłoszeniu katastrofy, a więc 8.56.

Oficerowie BOR zaczęli robić zdjęcia wrakowisku. Tym czym mieli: komórkami i prywatnymi aparatami fotograficznymi. Pierwsze zrobiono o godzinie 9.26. W pierwszej chwili nie zauważyli ludzkich zwłok. Były tak ubłocone, że we mgle trudno było je odróżnić od ziemi. W dodatku, według relacji jednego ze strażaków, część ciał pod wpływem graiwtacji i siły dośrodkowej odczepiła się z siedzeniami od samolotu [por. http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/05/z-punktu-widzenia-strazaka-smolenskiego.html]. W znacznej mierze zgromadziły się one wewnątrz wraku w jednym miejscu. Fragmenty były przemieszane, zbite w pewnego rodzaju kulę. Dlatego dopiero po chwili oficerowie dostrzegli pozbawiony głowy korpus kobiety. Większość zwłok była zmasakrowana, ubrudzona krwią i ziemią, twarze były silnie opuchnięte (s. 22).

Ten opis z kolei nie za bardzo zgrywa się z tym, co opowiadał Sasin o tym, że podczas jego pobytu nikt niczego nie robił na pobojowisku (http://freeyourmind.salon24.pl/408456,2-przesluchanie-sasina-cz-2), ale trzymamy się godziny ca. 9.30. Koło tej właśnie godziny (9.30) operator TVP Sęp robi, jak wspomniałem, swoje rozbiegane zdjęcia, na których widać w oddali na „polance” m.in. wóz dowodzenia (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/tvp-info-10iv-od-940.html), zaś o tej właśnie godzinie, znów wedle ustaleń Krzymowskiego i Dzierżanowskiego, miało na XUBS zostać znalezione… ciało Prezydenta:

Znaleźli je Rosjanie o 9.30 czasu polskiego. Wstępnej identyfikacji dokonali funkcjonariusz BOR Andrzej R. i konsul ambasady w Moskwie Stanisław Ł. „Rosjanom powiedzieliśmy, że jest to prawdopodobnie ciało prezydenta, ale nie potwierdziliśmy tego (…). Chcieliśmy mieć kontrolę, żeby nie zabrali go jako zidentyfikowane. Ciało było bez ubrania, na moją prośbę przykryto je prześcieradłem” – zeznał R. (http://www.wprost.pl/ar/215756/Zapis-smierci/?pg=3).

Czy zatem Sasin, przybywszy na Siewiernyj, gdyby znaleziono ciało Prezydenta, nie brał udziału w jego identyfikacji? A Kwiatkowski, a Wierzchowski? Czy raczej borowcy sporządzili opowieści dziwnej treści o XUBS, które trafiły do materiałów Krzymowskiego i Dzierżanowskiego i zostały zbyt szybko upublicznione? Czy gdyby znaleziono to ciało 10-04 o 9.30, to nie zrobiono by natychmiast zdjęcia? Czy nie zrobiono by fotografii po nakryciu zwłok? Czy takie zdjęcie (zasłoniętych zwłok) z godz. 9.30 nie mogłoby się ukazać w sensacyjnej książce dziennikarzy śledczych Wprost? Czy też takiego znalezienia wcale nie było, a w związku z tym i zdjęcia z tego znalezienia nie ma, skoro w książce to znalezienie usytuowane jest już w godzinach popołudniowych?:

Około 15.30 strażacy wydobyli wreszcie ciało, które Andrzejowi Rychlikowi oraz radcy Łatkiewiczowi przypominało Lecha Kaczyńskiego. Mocno zmasakrowane, ale lewa część twarzy oraz nos były dobrze zachowane. W porównaniu z innymi było stosunkowo czyste, można było dostrzec kolor włosów, a nawet charakterystyczną fryzurę. Miało urwaną stopę i rękę na wysokości łokcia. Zwłoki, podobnie jak wiele innych, nie miało ubrania.

Moglibyście je przykryć? To chyba nasz prezydent – poprosił Rosjan major Rychlik.

Na wszelki wypadek zawołali jeszcze Wierzchowskiego.

Chyba znaleźliśmy ciało prezydenta. Mógłbyś potwierdzić, że to on?

Podeszli do zwłok, odchylili kawałek płótna. Wierzchowski zobaczył pod nim znajomą twarz. Stał jak skamieniały.

Tak, to prezydent Lech Kaczyński.

(s. 42)

Jeśliby porównać oba zacytowane opisy, to nieco się różnią za pierwszym razem (9.30) dochodzi do identyfikacji, ale nie zostaje ona potwierdzona, za drugim razem (15.30) dochodzi do identyfikacji i potwierdzenia. Ktoś czytający nieuważnie, mógłby sądzić, iż o 9.30 tylko znaleziono zwłoki polskiego Prezydenta, a dopiero o 15.30 je „wydobyto” (z/spod wraku). W jaki jednak sposób o 9.30 ciało zostałoby przykryte prześcieradłem, jeśliby nie było wcześniej wydobyte?

Dobrze byłoby więc, napotykając na takie osobliwości w relacjach świadków, wiedzieć mimo wszystko, kiedy dokładnie polscy borowcy dotarli na XUBS i co tam właściwie robili, bo śladów tego ich pobytu jest stosunkowo niewiele, a relacje dość, jeśli nie bardzo, enigmatyczne. Nie szukając zresztą daleko, w słynnym „raporcie Millera” nie widać żadnych zdjęć zrobionych przez naszych borowców, a przecież pasowałyby tam jak znalazł i nie trzeba byłoby sztukować dokumentacji fotkami smoleńskiego fotoamatora doc. S. Amielina (http://freeyourmind.salon24.pl/351791,krotka-historia-pewnej-koordynacji) (http://freeyourmind.salon24.pl/304592,fotoamator-specjalnego-znaczenia). No bo chyba borowcy robili zdjęcia na „miejscu katastrofy”? Któż, jak nie oni?

Free Your Mind

Za: FYM Report (18/03/13) | http://fymreport.polis2008.pl/?p=9508

Skip to content