Próby deizacji Lecha Kaczyńskiego związane z jego śmiercią w katastrofie smoleńskiej nie są niestety w stanie przykryć tej nieprzyjemnej prawdy, że jego działalność polityczna składała się z wielu działań szkodliwych dla Polski. W tym kontekście przywołuje się zwykle jego decyzję o podpisaniu traktatu lizbońskiego, która de facto pozbawiła Polskę suwerenności. Jednak chyba największym grzechem Kaczyńskiego jest zatrzymanie ekshumacji w Jedwabnem, co w efekcie doprowadziło do tego, że zbrodnia ta nadal nie jest wyjaśniona. Stanowi natomiast pożywkę dla ciągłego obwiniania Polaków o udział w Holokauście oraz przenoszenia antypolonizmu części elit do pop-kultury, czego przykładem jest głośny ostatnio film „Pokłosie”.
Decyzja Kaczyńskiego doprowadziła do tego, iż Polska przez kolejne 11 lat była „grillowana” Jedwabnem. Co więcej, końca tego procesu nie widać, bo miejsce tragedii jedwabińskich Żydów zostało zabudowane pomnikiem i zapewne trudno będzie się władzom zdecydować na jego rozebranie, by wrócić do rzetelnych badań w tej sprawie.
„Raport Koli” przemówił
Tak się składa, że na początku stycznia wyszedł na jaw poufny dotąd tzw. raport Koli, będący oficjalnym opisem przebiegu ekshumacji w Jedwabnem w 2001 roku. Szefował jej archeolog prof. Andrzej Kola – stąd nazwa dokumentu – który prowadził m.in. ekshumacje ciał polskich żołnierzy w Charkowie i Bykowni pod Kijowem i uchodzi za wybitnego specjalistę w tej dziedzinie. Sprawozdanie z tego raportu, jednak bez dłuższych cytatów pozwalających ocenić całość dokumentu, opublikował tygodnik „Wprost”, zawierając w nim jednak szereg dezinformacji oraz wyciągając z niego zupełnie błędne wnioski.
Tymczasem „raport Koli” wskazuje, że po pierwsze – liczba ofiar może być znacznie mniejsza od wszelkich dostępnych szacunków, po drugie – że sposób, w jaki ofiary mordu zginęły, nie jest do końca jasny, co może rzucić światło na udział etnicznych Polaków w wydarzeniu. Jeśli bowiem okazałoby się, że ofiary zostały przed spaleniem rozstrzelane, to wtedy wyszłoby na jaw, że cała „sprawa Jedwabnego” jest jedynie propagandowym wymysłem, bo w takim wypadku miejscowa ludność mogła w niej brać udział co najwyżej na wstępnym etapie wydarzeń. Potwierdzenie takiego stanu faktycznego przez wykopaliska doprowadziłoby także do upadku wielu polskich autorytetów naukowych, a ośmieszyłoby całą gromadę polityków z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim na czele, którzy bez wyjaśnienia faktów do końca postanowili „przepraszać za Jedwabne”.
Z dokumentu wynika, że ekshumacja szczątków pozwoliłaby dokładnie określić, ile osób zginęło i w jaki sposób – co ostatecznie zamknęłoby dyskusję wokół sprawy. Gdy jednak wierzchnia warstwa ziemi została zdjęta i okazało się, że fakty materialne nie pasują do wyników śledztwa (nie udało się odnaleźć np. masowych mogił w miejscach, które wskazywali świadkowie), pojawiły się problemy z dalszym prowadzeniem prac, które szczegółowo opisuje w swoim raporcie prof. Kola. Problemy te doprowadziły do zaprzestania ekshumacji na etapie przedwstępnym. Decyzję taką podjął ówczesny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński, motywując ją względami religijnymi. Prof. Andrzej Kola, który prowadził wraz z grupą naukowców ekshumację, w swoim raporcie nie krytykuje tej decyzji, wskazuje jednak, że uniemożliwiła ona ostateczne dojście do obiektywnej prawdy.
Decyzja Kaczyńskiego
Decyzja Lecha Kaczyńskiego z czysto religijnej perspektywy [żydowskiej, talmudycznej – przypis MD] była do pewnego stopnia usprawiedliwiona, gdy jednak przyjrzeć się jej bliżej, widać, że była irracjonalna, a w dodatku szkodliwa zarówno z punktu widzenia czysto naukowego, jak i polskiej racji stanu. Powstaje też pytanie: dlaczego polski minister sprawiedliwości podjął decyzję w tak ważnej dla Polski sprawie pod wpływem nacisku przedstawicieli obcej przecież religii? Czemu w tak ważnej kwestii zadecydowały względy, które z całą pewnością miały charakter pozaprawny? Czy te decyzje wynikały tylko ze znanego powszechnie filosemityzmu Kaczyńskiego, który przecież zainicjował także budowę drugiego już „Muzeum Żydów” w Warszawie, wprowadził zwyczaj świętowania Chanuki w Pałacu Prezydenckim czy też cieszył się z powrotu do Polski żydowskiej loży paramasońskiej B’nai B’rith?
Na te pytania już zapewne nie odpowiemy. Natomiast ponieważ do naszej Redakcji także dotarł „raport Koli”, który zresztą dostaliśmy w pewnym sensie z rąk tragicznie zmarłego podczas katastrofy smoleńskiej prezesa IPN, śp. Janusza Kurtyki – wobec ujawnienia go przez inny tygodnik, postanowiliśmy upublicznić jego fragmenty, by dać świadectwo hucpie, jaka w lecie 2001 roku rozegrała się na pozostałościach po zgliszczach jedwabińskiej stodoły, oraz po to, by ten ważny dokument każdy mógł ocenić osobiście, nie polegając na bardziej lubmniej podejrzanych interpretacjach. Prezentowany przez nas tekst przez 11 lat był dokumentem ukrywanym, choć oficjalnie nie miał klauzuli tajności, i mimo że został sporządzony na zlecenie Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, nigdy dotąd nie został oficjalnie zaprezentowany, wskutek czego nie figuruje w bibliografiach prac traktujących o Jedwabnem. Teraz zapewne szybko do nich trafi – chociaż sam prof. Kola nie chce obecnie się na jego temat wypowiadać. Składa się z tekstu oraz obszernego zestawu zdjęć z ekshumacji, których jednak publikować nie będziemy.
Tomasz Sommer, Maciej Sołtan
[Tekst z Najwyższego Czasu! , z początku stycznia 2013 – md]
Za: Strona prof. Mirosława Dakowskiego (11.01.2013)
Raport prof. Andrzeja KOLI – JEDWABNE
Fragmenty „Sprawozdania w z prac archeologiczno-ekshumacyjnych w miejscu zagłady Źydów w Jedwabnem k. Łomży”
Prace archeologiczno -ekshumacyjne w Jedwabnem k. Łomży przeprowadziła ekspedycja Instytutu Archeologii i Etnologii UMK w Toruniu w okresie od 21 V do 4 VI 2001 na zlecenie Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Warszawie. Celem prac badawczych w zakresie archeologii było zbadanie wnętrza reliktów stodoły, w której zgodnie z dotychczasowymi relacjami spalono bliżej nieokreśloną liczbę Żydów – mieszkańców Jedwabnego (obiegową, nie-zweryfikowaną dotąd liczbę ofiar tej zagłady określa się na około 1600 osób). Drugim zadaniem postawionym archeologii w ramach niniejszego zlecenia było dokładne zlokalizowanie w ramach wykopu badawczego zbiorowej mogiły ofiar tegoż mordu (…). Dodatkowym zadaniem postawionym ekspedycji archeologiczno -ekshumacyjnej w Jedwabnym było przeprowadzenie prac sondażowo-wiertniczych w dwóch domniemanych miejscach występowania (wg relacji niektórych świadków) dalszych zbiorowych mogił mordu z dnia 10 VII 1941 r. (…)
Już na głębokości 30 cm w obrębie mogiły, w jej partii północnej, zarysowały się na planie mocno wymieszane struktury ziemne zawierające przepaloną ziemię, liczne węgle drzewne i drobiny przepalonych szczątków kostnych, określonych przez antropologów jako spalone lub sprażone w wysokiej temperaturze kostne szczątki ludzkie. Dlatego też w obrębie mogiły zaniechano dalszej eksploracji. Wynikało to z podjętej w międzyczasie decyzji Ministra Sprawiedliwości RP Lecha Kaczyńskiego o wstrzymaniu prac ekshumacyjnych do momentu uzgodnień ze środowiskiem żydowskim (w osobie rabina Warszawy i Łodzi M. Schudricha) zasad ekshumacji. (…)
Równocześnie z eksploracją archeologiczną byłej stodoły postanowiono realizować zadanie w zakresie sondaży wiertniczych dla zlokalizowania domniemanych dalszych mogił. Jednakże tu, w wyniku prowadzonych w Warszawie ze środowiskiem żydowskim rozmów, zleceniodawca prac badawczych i ekshumacyjnych w Jedwabnem – ROPWiM – odstąpił od przeprowadzania objętych zleceniem badań (…).
Natomiast uzyskano zgodę na próbę zlokalizowania domniemanej mogiły tuż przy drodze na północ od stodoły. Na wskazanym miejscu wykonano serię 167 sondaży wiertniczych (…). Wyniki tych sondaży dla postawionego zadania okazały się jednak negatywne we wszystkich odwiertach (…). Już w trakcie prac badawczych uczestniczący w nich prokurator R. Ignatiew pozyskał nową relację o domniemanej mogile ze szczątkami ofiar, której miejsce wskazano około 80 m na północ od stodoły. Jednak i tu sondaże wiertnicze nie potwierdziły prawdziwości tej relacji. (…)
Eksplorację i planowaną programem prac ekshumację obu mogił uzależniono od decyzji specjalnie zaproszonego specjalisty żydowskiego od spraw ekshumacji, rabina Eksteina z Izraela. Wspólnie z nim przybył rabin M. Schudrich oraz z ramienia IPN prof. L. Kulesza, który reprezentował w Jedwabnem Ministra Sprawiedliwości RP, Lecha Kaczyńskiego. Po wspólnej odprawie (…) przystąpiono od eksploracji nawarstwień w obu mogiłach wg metody zaprezentowanej przez rabina Eksteina. Polegała ona na precyzyjnym zdejmowaniu w obrębie grobów (przy pomocy szpachtelki i pędzli) wierzchniej warstwy gruntu. Jednocześnie rabin Ekstein oświadczył, że tylko przy zastosowaniu takiej metody jest możliwa eksploracja wnętrza grobów, i to tylko do momentu ukazania się szczątków kostnych w układzie anatomicznym. Szczątki będzie można wówczas oczyścić delikatnie pędzlem i dokonać ich obserwacji, jednak bez ich podnoszenia a nawet dotykania.
Do przyjęcia takiej metody działania postępowania zobligował nas prof. Kulesza, twierdząc, że uzgodniona ona została z ministrem Kaczyńskim. Na krytyczne uwagi co do takiej metody ekshumacji, wypowiedziane przez piszącego te słowa, a także przez antropologów i medyków sądowych, prof. Kulesza oświadczył, iż konieczność przyjęcia jedynie takiego sposobu „ekshumacji” jest tu tylko możliwa, a jej przeprowadzenie (w gruncie rzeczy pseudo-ekshumacji) jest tu, ze względu na konflikt „religijnego prawa żydowskiego” i „stanowionego prawa polskiego”, w obecnej sytuacji dla strony polskiej „racją stanu”.
Farsa tej „pseudo-ekshumacji” wynikała ponadto z tego, iż jak oświadczyli rabini, rabin Schudrich już następnego dnia, tj. w czwartek 31 V o godz. 10:00, musiał opuścić Jedwabne ze względu na planowany odlot do Nowego Jorku, natomiast rabin Ekstein tego samego dnia o godzinie 17.00 musiał wyjechać do Warszawy i dalej do Izraela. Dlatego oświadczono nam, iż „ekshumację” musimy zakończyć najpóźniej 31 V do godziny 16.00 ze względu na konieczność zorganizowania uroczystości pogrzebu „wyekshumowanych” szczątków. Bez udziału rabina natomiast jakiekolwiek prace w obrębie grobów, jak oświadczono, nie są możliwe. Ponadto, jak oświadczyli rabini, zbliżał się szabas (od piątku wieczór i sobota) i żadna ekshumacja z udziałem rabina w tym czasie nie jest możliwa.
Tak więc na prośbę prof. Kuleszy, mimo obiekcji co do postulowanej metody pracy, rozpoczęto eksplorację obu mogił. Zdawano sobie przy tym sprawę z tego, iż zarówno metoda eksploracji, jak i ograniczony do zaledwie półtora dnia (ostatecznie prace prowadzono dwa i pół dnia) czas przeznaczony dla tej czynności czyni te prace bezsensowne. (…)
Mogiła 1
Z eksploracji mogiły 1 wydobyto kilkaset przedmiotów stanowiących w większości własność ofiar, w tym wiele monet i wartościowych przedmiotów. Na uwagę zasługuje odkrycie pocisku kalibru 9 mm od pistoletu z wytopionym rdzeniem, o nie zdeformowanym kształcie, co sugerować może wstrzelenie go w tkankę ciała ludzkiego, która następnie dostała się do wysokiej temperatury (paląca się stodoła). (…)
Mogiła 2
Dalsza eksploracja tego miejsca, ze względu na limitowany czas pracy, zmierzała do wypreparowania struktury odkrytego tu betonowego bloku. Okazał się on górną częścią zbrojonego popiersia posągu ludzkiego z utrąconą głową. (…)
prof. Andrzej Kola, Instytut Archeologii i Etnologii UMK w Toruniu
==============================================
Sprawozdanie antropologiczne z oceny materiałów kostnych wydobytych podczas badań w Jedwabne w okresie 21 maja – 4 czerwca 2001 r.
Liczba pochowanych osób to jedno z podstawowych pytań zawartych w „postanowieniu o zasięgnięciu opinii”. Na pytanie, w przypadku Jedwabna, trudno jednoznacznie odpowiedzieć. (…)
Reasumując: w przebadanym materiale ciałopalnym można udokumentować (na podstawie bródki żuchwy), że znajdują się tam szczątki co najmniej 33 osób dorosłych i 15 ? dzieci w różnym wieku. (…)
Wśród pytań postawionych przez prokuratora nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie: jakie były przyczyny zgonów? (…)
Na pytanie, czy zwłoki pochowano w całości, odpowiedź jest jednoznaczna. Widoczne w niewielkiej odsłoniętej przestrzeni są silnie pokawałkowane. Niestety nie można było kości oglądnąć, brak jest bliższych informacji.
Dr Andrzej Florkowski, instytut Ekologii i Ochrony Środowiska UMK w Toruniu
[Tekst z Najwyższego Czasu! , z początku stycznia 2013 – md]