Aktualizacja strony została wstrzymana

Systemy suchoja zakłócili Amerykanie?

Rosjanie potwierdzają, że dysponują systemem zakłócającym działanie pokładowej aparatury samolotów. O jego użycie wobec suchoja, który rozbił się na Jawie, podejrzewają Amerykanów, którzy mają swoją bazę wojskową na wyspie

Za katastrofę rosyjskiego samolotu Superjet 100, który rozbił się 9 maja w okolicach Dżakarty, mogą odpowiadać Amerykanie – twierdzi rosyjski wywiad. Zakłady Suchoja wskazują też na oczywistą winę indonezyjskiego kontrolera lotów. Dociekając przyczyn katastrofy, Rosjanie wzięli na poważnie hipotezy, które w przypadku polskiego Tu-154M prezentowano jako „oszołomskie” i wyśmiewano.
30 czerwca 2010 roku Wojskowa Prokuratura Okręgowa wystąpiła z wnioskiem o pomoc prawną do władz USA. Polska postulowała o przekazanie m.in. wszelkich informacji będących w gestii strony amerykańskiej dotyczących okoliczności katastrofy 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku. 11 stycznia 2011 r. do WPO wpłynęło pismo wydziału spraw karnych Biura Spraw Międzynarodowych Departamentu Sprawiedliwości USA stanowiące odpowiedź na wniosek Polski. – Strona polska uznała odpowiedź strony amerykańskiej za niewystarczającą dla potrzeb prowadzonego postępowania, o czym poinformowano władze amerykańskie pismem 3 lutego 2011 r. – podał wtedy płk Zbigniew Rzepa, rzecznik NPW. Prokurator generalny Andrzej Seremet informował wtedy, że wniosek o pomoc do Departamentu Sprawiedliwości USA dotyczył udostępnienia ewentualnie posiadanych przez stronę amerykańską zapisów nasłuchów „rozmów w przestrzeni”. Chodziło o możliwość zakłócania urządzeń nawigacyjnych. – Wiadomo, że są takie metody. Skierowanie wniosku dowodowego w tym zakresie – pytania dotyczące wpływania na urządzenia nawigacyjne – było zasadne. W kontekście zdarzenia z 10 kwietnia 2010 r. należy uznać to pytanie jako całkowicie rozsądne i takie, które opierało się na jednej z hipotez wciąż aktualnej, a mianowicie udziału osób trzecich – komentuje mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik części rodzin ofiar smoleńskich. – Jeżeli ginie prezydent i najwyżsi funkcjonariusze państwa polskiego, to budowanie takiej wersji jest zasadne, a wyśmiewanie tego świadczy tylko o poziomie osób, które to czynią – dodaje.

Zaburzony odczyt

Specjaliści ze Służby Wywiadu Zagranicznego i wojskowego wywiadu GRU podejrzewają, że w przypadku superjeta użyto sygnałów w celu zakłócenia działania aparatury pokładowej. Jak donosi „Komsomolska Prawda”, także rosyjskie służby specjalne dysponują techniką pozwalającą zdalnie wpłynąć na odczyt parametrów lotu. – Na przykład samolot leci na jednej wysokości, a oprzyrządowanie w wyniku ingerencji z ziemi pokazuje inną – powiedział gazecie anonimowy generał GRU.

Prototypowy samolot zakładów Suchoja wykonywał w stolicy Indonezji lot demonstracyjny. Wśród 45 osób na pokładzie było ośmiu członków załogi. Reszta to przedstawiciele firm zainteresowanych zakupem maszyny i dziennikarze. Wszyscy zginęli. Po katastrofie trudno sobie wyobrazić, że Rosjanie sprzedadzą swój nowy model nie tylko w Indonezji, ale i gdziekolwiek. Koncern Suchoja znany jest z produkcji maszyn wojskowych, i to typowo bojowych: myśliwców i bombowców. Fabryka wypuściła też kilka modeli samolotów akrobacyjnych. Superjet 100 to pierwszy samolot pasażerski w historii zakładów. Tak naprawdę konstrukcja powstała w kooperacji kilku rosyjskich i zagranicznych koncernów. Swój udział ma Iliuszyn i Jakowlew. A nawet amerykański Boeing, z którym zawarto porozumienie o uniknięciu konkurencji. Zgodnie z nim, Suchoj ma ograniczyć się do wersji o pojemności co najwyżej 110 pasażerów, a z kolei Amerykanie nie będą produkować samolotów mniejszych.

Jak dotąd kilka egzemplarzy superjeta lata w barwach Aerofłotu i ormiańskiej Armavii. Atutem maszyny ma być niska cena i koszty eksploatacji w porównaniu z konkurencyjnymi konstrukcjami kanadyjskiego Bombardiera i brazylijskiego Embraera. Składająca się z setek wysp Indonezja to idealne miejsce dla nowego produktu Suchoja. Wykonuje się dużo lotów na małe i średnie odległości pomiędzy ogromną liczbą lotnisk, a przy tym pasażerów nie jest zbyt dużo.
Demonstracja zamiast marketingowego sukcesu zakończyła się kolejną tragedią w rosyjskim lotnictwie. Czarne skrzynki bada indonezyjska komisja z udziałem rosyjskich ekspertów. Wszystko wskazuje na to, że przyczyną wypadku były trudne warunki atmosferyczne i osobliwości rzeźby terenu. Rosjanie podkreślają, że na zboczach gór leżących zaraz obok Dżakarty w ciągu ostatnich 10 lat rozbiło się już 7 samolotów.

Superjet przed chmurą

Kiedy superjet natrafił na chmurę burzową, do wyboru było przelecenie przez nią z góry lub z dołu. Wysokość chmury porównywalna była z maksymalnym pułapem maszyny, więc dowódca Aleksandr Jabłoncew zdecydował się na drugie rozwiązanie. Uzyskał zgodę kontroli lotów na zniżenie do wysokości 6 tys. stóp, czyli 1830 metrów. Tymczasem przed odrzutowcem był wulkan Salak o wysokości 2211 m n.p.m. – Podstawowym pytaniem jest teraz, dlaczego dyspozytor wyraził zgodę na zniżanie. Sprawności technicznej naszego samolotu jesteśmy pewni na 100 procent. Nie da się sobie wyobrazić wyższej jakości. Załoga też była najwyższej klasy. Może dyspozytor nie widział, że samolot leci prosto na górę – powiedział przedstawiciel Suchoja. – Dopuszczamy wersję, że był to umyślny sabotaż przemysłowy, żeby wypchnąć nasze samoloty z rynku. Na szczęście nie odnotowaliśmy zmniejszenia portfela zamówień – dodał. Optymizm rzecznika Suchoja jest oczywiście przesadny, gdyż wprawdzie nikt po katastrofie nie wycofał zamówień, ale liczono na pojawienie się nowych, a tych teraz brak.

Problemem jednak jest nie tylko oczywisty błąd kontrolera. Samolot wyposażony jest w automatyczny system ostrzegania przed zderzeniem z ziemią. Z jakiegoś powodu nie zadziałał. I to właśnie najbardziej niepokoi Rosjan. Do tego stopnia, że zaangażowano obie służby wywiadowcze. Cywilną Służbę Wywiadu Zagranicznego (SWR) i wojskowy Główny Zarząd Wywiadowczy (GRU). – Na lotnisku w Dżakarcie, skąd wystartował odrzutowiec, jest baza Sił Powietrznych USA. Pomiędzy naszymi specjalistami mówi się, że da się z niej wysłać sygnał, który w odpowiednim momencie zepsuje aparaturę – powiedział „Komsomolskiej Prawdzie” specjalista od kontroli lotów lotniska Domodiedowo.

To, że służby specjalne serio traktują taką możliwość, gazecie potwierdził ukrywający tożsamość generał GRU. Stwierdził, że możliwe jest zdalne wywołanie usterki aparatury samolotu i nad taką wersją pracują jego podwładni. – Analizujemy możliwość sabotażu przemysłowego. Od dawna przyglądamy się amerykańskiej bazie w Dżakarcie. Wiemy, że posiadają środki techniczne o charakterze specjalnym – podobnymi władają i nasi specjaliści – przy pomocy których można z ziemi zerwać łączność albo zakłócić pomiar parametrów lotu w samolocie – wskazuje generał rosyjskiego wywiadu wojskowego.

Piotr Falkowski

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 26-27 maja 2012, Nr 122 (4357) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120526&typ=po&id=po19.txt

Skip to content